Tereblicze – wieś twórczej duszy
Na skraju wsi Tereblicze w rejonie stolińskim, na skrzyżowaniu dwóch ulic, stoi niezwykła drewniana rzeźba. Z biegiem lat drewno ściemniało, a kobieca postać zdaje się wrastać w ziemię. Mimo to czas nie zgasił jasnego spojrzenia zdobionego kwiatami wizerunku Matki Bożej. To dzieło miejscowego artysty ludowego – Iwana Suprunczyka.
Iwan Pilipowicz to postać wyjątkowa. Nigdy formalnie nie uczył się rzeźby – swoje pełne duchowości prace tworzy przy pomocy najprostszych narzędzi, siekiery. Zanim jednak sięgnął po drewno, zaczynał od rysunku. Do twórczości zainspirowało go wiejskie kino. W trudnych powojennych latach filmy przywożono do Tereblicz zwykłym wozem. Po obejrzeniu obrazu o malarzu Wasiliju Surikowie młody Wania poczuł nieodpartą chęć samodzielnego rysowania.
– Nie miałem ani ołówków, ani farb – wspomina. – Rysowałem więc węglem po wszystkim, co się nadawało: po ścianach stodoły czy domu. Matka, Aksinia Stiepanowna, która samotnie wychowywała czwórkę dzieci, nigdy mnie za to nie karciła, choć moje rysunki były niedoskonałe i częściej wywoływały uśmiech niż zachwyt. Już wtedy jednak oddawały życie wsi, jej troski i radości. Później pojawił się papier, lecz szybko zrozumiałem, że jest nietrwały. Wtedy pomyślałem o drewnie.

Tak zaczął tworzyć pierwsze, niewielkie rzeźby. Pracował siekierą, bo innych narzędzi na wsi nie było – nią rąbano drewno i wznoszono domy. Ojca nigdy nie poznał: zginął na wojnie w dniu jego narodzin. Mówiono, że był znakomitym majstrem i świetnym skrzypkiem. – Pewnie po nim odziedziczyłem artystyczną pasję – mówi Suprunczyk.
Muzeum – spełnione marzenie
Z zawodu bibliotekarz, z zamiłowania – prawdziwy Poleszuk. Po ukończeniu nauki w Mohylewie wrócił do rodzinnej wsi i od razu zajął się regionalistyką. Zbierając legendy i podania, zgromadził bogaty materiał, który stał się podstawą otwartego w 1996 roku w Terebliczach Muzeum Etnograficznego. Pięć lat później nadano mu tytuł „Ludowego”, a wkrótce powstało w nim także Centrum Rzeźby Drewnianej.
Dziś muzeum obejmuje dziesięć stałych i pięć czasowych ekspozycji, a liczba eksponatów sięga 1500. Jego twórca i kierownik, mimo że przekroczył już osiemdziesiątkę, nadal osobiście oprowadza wycieczki – najczęściej w miejscowym dialekcie, zrozumiałym jednak dla wszystkich. Przybywają tu turyści z całej Białorusi i z zagranicy. Dawne przedmioty codziennego użytku, grafiki i drewniane rzeźby przenoszą zwiedzających w odległe czasy, ukazując życie kolejnych pokoleń Terebliczan i ich drogę od narodzin aż po kres.
Życie, twórczość i siła
Twórczość Iwana Suprunczyka została doceniona także poza regionem. Brał udział w licznych wystawach i plenerach, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Trzykrotnie zdobył Grand Prix Festiwalu „Słowiański Bazar”. Otrzymał też tytuł „Honorowego Poleszuka” – co szczególnie ceni, bo całe życie poświęcił rodzinnej ziemi, sławiąc jej piękno i pracowitych ludzi.

Życie nie oszczędzało mu jednak ciężkich prób. Dziesięć lat temu stracił żonę – nie tylko największą podporę i krytyka, ale także swoją muzę. W czasie pandemii zmarła jego jedyna córka. Dziś wsparciem są dla niego dwie wnuczki. – Staram się nie zawieść bliskich, którzy mi zostali – mówi. Codziennie jeździ na rowerze, zachwyca się przyrodą Polesia, nabiera sił pod 500-letnim dębem i tworzy nowe dzieła. Wciąż marzy – z pasją i wiarą, które towarzyszą mu przez całe życie.
Opr. red.
Foto: Helena Taborko