Od czasu naszej ostatniej podróży redakcyjnej do Ziemi Mozyrskiej minęło już kilka ładnych lat, ponieważ kilkusetkilometrowa odległość pomiędzy Bugiem a Dnieprem częstym podróżom zdecydowanie nie służy. Tym razem jednak odmówić sobie trudu wielogodzinnej podróży nie mogliśmy, chodziło bowiem o zaproszenie na XX-letni jubileusz święceń kapłańskich Witalisa Vincentego Myszony, – proboszcza z Lelczyc, księdza wyjątkowego, obdarzonego nie tylko niezwykłą charyzmą i niezachwianą wiarą, lecz także i wielkiego patriotę Polski.
Wyruszamy w podróż z proboszczem prużańskim (też Vincentym), księdzem Siewrukiem już wczesnym rankiem. I w miarę jak dalej oddalamy się na wschód, tym też dalej od siebie położone są mijane po drodzę wsie i miasteczka. Cóż dopiero mówić o takich, co są na Polesiu zamieszkiwane przez mniej-więcej zwarte skupiska ludności pochodzenia polskiego. Zaznaczone one zazwyczaj, nie często mijanymi po drodze, widocznymi z oddali krzyżami na budynkach kościołów.
Do jednej z takich miejscowości, do Mikaszewicz, położonych prawie na pograniczu pomiędzy obwodem brzeskim a homelskim, skręcamy z drogi w prawo. Stary drewniany kościół rzymsko-katolicki został przerobiony tu w latach 90-ch na cerkiew prawosławną, ponieważ wg. świadectwa miejscowych Polaków, odnalazły się wśród nich i “katoliccy ateiści”, którzy w stosownym piśmie do władz lokalnych stwierdzili, że żadnego kościoła dla siebie tutaj nie potrzebują…. Na posesji zaadaptowanego pod nowy kościół przedwojennego, murowanego z charakterystycznej czerwonej cegły budynku mieszkalnego z początku XX w. przy jednym z głównych placów Mikaszewicz spotykamy zapracowanego, w stroju roboczym, księdza-proboszcza Dymitra Kiernogę. Podczas krótkiej wymiany zdań pomiędzy księżmi-przyjaciółmi robię aparatem kilka klatek fasadowej elewacji kościoła, i wyruszamy w dalszą drogę.
Zanim jeszcze jednak zajechaliśmy do Mikaszewicz, odwiedziliśmy miejsce kaźni przez hitlerowców podczas II Wojny Światowej mieszkańców Sitnickiego Dworu. Nie oszczędzono nikogo – ani starców, ani kobiet, ani nawet dzieci. Zginęło tu razem ponad 480 cywilnych osób, w większości Polaków.
Nad miejscem zbiorowej mogiły (położonej tuż przy drodze do wioski jadąc z trasy Brześć-Homel), ogrodzonej niewysokim płotem, góruje pomalowany na czerwono obelisk z czerwoną gwiazdą, ale widzimy również krzyż Straży Mogił Polskich (zresztą przez kogoś z miejscowych wg. prawosławnej tradycji pomalowany na niebiesko) oraz ustawioną tuż obok granitową płytę z wypisanymi w języku polskim nazwiskami poległych.
Dalszą monotonię drogi z jednostajnym prawie krajobrazem za oknem przeciętych melioracyjnymi kanałami pół uprawnych i pastwisk na miejscu osuszonych bagien przerywa przeprawa przez tymczasowy, zbudowany z pontonów most przez rz. Prypeć.
A dalej, po Żytkowiczach i rondzie turowskim, – to już tylko rozległe na dziesiątki kilometrów lasy…
Do Lelczyc docieramy grubo po południu, już w drugiej połowie dnia. Gospodarza – księdza-proboszcza w domu nie ma, nie wrócił jeszcze z Mozyrza. Jestem nieco zdumiony, bo mimo że na kuchni plebanii przy garnkach uwija się tylko jena kobieta – wszystkie pomieszczenia, w tym kościół i zakrystia nie są zamknięte. Więc, przy tym że i mój towarzysz podróży, ks. Vincent wyruszył w dalszą drogę do Narowli we własnych sprawach czuję się bardzo swojsko, i korzystając z okazji wyruszam na zwiedzanie wszystkich zakamarków kościelnej posesji oraz bliżej położonej okolicy.
Centralnym punktem uroczystości jubileuszu XX-lecia święceń kapłańskich proboszcza parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa Chrystusa i Matki Bożej Facimskiej, księdza Witalisa Vincentego Myszony stała się Msza Święta w intencji dziękczynnej oraz przybyłych gości, – delegacji ZPB z Grodna i Mińska na czele z panią prezes Andżeliką Borys, wiceprezesem Andrzejem Poczobutem oraz panią prezes obwodu mińskiego Heleną Marczukiewicz.
Dookoła kościoła i księdza-proboszcza w Lelczycach skupa się nie tylko religijne, lecz także społeczne życie miejscowych Polaków. Podczas naszego pobytu w Lelczycach, w drugiej połowie dnia po Mszy Św. i obiedzie odbyło się zebranie oddziału ZPB w Lelczycach, podczas którego młodzież parafii przygotowała i przeprowadziła uroczystą akademię z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Przerywane śpiewanymi przez wszystkich zebranych piosenkami patriotycznymi wystąpienia i odczyty trwały kolejnych kilka godzin. I już na sam koniec przyszedł czas na składanie życzeń dla księdza-solenizanta.
Do domu, pożegnawszy ks.Witalisa i gościnnych Rodaków w Lelczycach, wracaliśmy już następnego dnia. Jak to zazwyczaj droga powrotna jest krótsza. Po drodze więc odwiedzamy jeszcze w. Bokinicze w rejonie pińskim. Ciekawie nam było, czy ocalał wzniesiony w 150-ą rocznicę Powstania Styczniowego w 2013 roku krzyż na zbiorowej mogile powstańców. Miłym zaskoczeniem okazało się, że zadrzewiony wówczas teren pogórka obok cmentarza wiejskiego teraz jest z zadrzewienia oczyszczony. – Wnioskujemy, że może stało się tak po odwiedzeniu Bokinicz przez Teresę Skirmunt, ponieważ obok przydrożnej kapliczki na rozstaju dróg w Bokiniczach widoczny jest nowy pomnik, poświęcony dzieciom – ofiarom II WŚ, w tym też zmarłej z głodu na zesłaniu w Kazachstanie 2-letniej siostrze Teresy, Grażynie Skirmunt.
Oraz kolejną niespodzianką dla nas stał się widok rusztowań dookoła kaplicy grzebalnej Skirmuntów w Mołodowie, dokąd zjechaliśmy z drogi, by odszukać grób zamordowanych we wrześniu 1939 roku Marii i Henryka Skirmuntów.
Nareszcie!
…………………………….
Podczas naszego pierwszego spotkania 5 lat temu w Lelczycach i wymiany zdań z księdzem Witalisem Myszoną, z determinacją i stanowczością m.in. powiedział nam: “Moja Polska jest tutaj!” Słowa te przypomniałem sobie i teraz, mając w pamięci jeszcze zupełnie świeże, bardzo sympatyczne wrażenia po odwiedzeniu tak odlegle zamieszkujących wschodnie Polesie Rodaków. No właśnie, pomyślałem, ksiądz Witalis ma rację, – “Nasza Polska jest Tutaj!” I to chyba pierwszy, podstawowy i niezbędny warunek, by pozostać, kim jesteśmy, by nie utracić swojej tożsamości oraz swojej Ojcowizny.
Tekst i foto
Eugeniusz Lickiewicz