W archiwum państwowym przechowywane są materiały z Polesia, które zostały zebrane przez członków Klubu Krajoznawczego Pińskiego Pań­stwowego Gimnazjum imienia Piłsudskiego w latach 1937-1939.

W tych dokumentach można znaleźć informację 0 różnych stronach życia Poleszuków: produkcja sklej­ki, wytwarzanie lnu, tkactwo, myślistwo, wędkarstwo, obchodzenie świąt, obyczaje, obrzędy i inne.

Wieś Korocicze, r-n Stoliński, lata 40-te. Zarch. G.Szpakiewicz
Wieś Korocicze, r-n Stoliński, lata 40-te. Zarch. G.Szpakiewicz

W swoich materiałach Nina Kudłowicz pisze: „…Polesie do niedawnych czasów to kraj mało znany i dziki, ale jednocześnie bardzo piękny. Na pierwszy rzut oka Poleszucy wydają się nie bardzo intelektu­alnie rozwinięci, chociaż to nieprawda. Poleszuk nie tylko poradził sobie z trudnymi warunkami życia na nieurodzajnych ziemiach, z dzikim leśnym gąszczem i błotami, ale też stworzył i zachował oryginalne pie­śni, obrzędy i obyczaje.

Jednym z najważniejszych obrzędów rodzinnych na Polesiu jest wesele. Dzisiaj opowiem o nim.

W rodzinie, w której była dziewczynka, do wesela zaczynano przygotowywać się długo przed samym wydarzeniem. Dziewczynka dorastała, a rodzice za­czynali już zbierać jej posag. Na jarmarku kupowa­no skrzynię na kółkach, żeby w czasie pożaru można było ją uratować i wywieźć. Skrzynia najczęściej była jaskrawa i kolorowa, zamykała się na klucz i składała się z dwóch części – wielkiej i małej. Na dno skrzyni mama układała najbardziej ciężkie płótna. Z tego płótna szyto bieliznę dla córki,a czasami kładziono tam batystową bluzkę (ale to dotyczyło tylko boga­tych rodzin). Oprócz tego, tam można było znaleźć fartuchy wyhaftowane czerwonymi i czarnymi nićmi i spódnice z różnokolorowymi wstążkami. Na górze leżały poduszki. W mniejszej części skrzyni mieściły się naszyjniki, wstążki, nitki, igły…. W posagu dawało się kołowrotek.

Panna młoda otrzymywała krowę, czasami konia, świnie i owce. Jeżeli w rodzinie było mało dzieci, cór­ka otrzymywała działkę.

Wieś Pigasy, r-n Drohiczyński, lata 50-te. Kamesorczuk Michał i Maria
Wieś Pigasy, r-n Drohiczyński, lata 50-te. Kamesorczuk Michał i Maria

Do domu męża narzeczona wchodziła z obrazem i haftowanym ręcznikiem.

Na wsi każda dziewczyna musiała mieć posag, ale były i panny bez posagu. Dziewczyna bystra i praco­wita miała możliwość wyjść za mąż i bez posagu, ale wśród chłopców takie dziewczyny były na drugim miejscu.

Wieczory od Bożego Narodzenia do Trzech Króli były świątecznymi dla Poleszuków. Starsi ludzie spę­dzali je na rozmowach z sąsiadami, a młodzież roz­mawiała o weselach, w wigilię Trzech Króli dziewczy­ny wróżyły. Chłopcy mogli zaczynać swatanie tylko po wypiciu wody święconej.

Zaczynając tę uroczystość narzeczony zapraszał swata (chrzestnego) i swatkę, swojego ojca i szedł do narzeczonej. Ze sobą brał butelkę wódki i bochenek chleba.

Zdarzało sie, że panna młoda mieszkała w innej wsi i wcześniej nigdy nie widziała narzeczonego. Do domu narzeczonej pierwszy wchodził swat, potem ojciec narzeczonego, a ostatni – narzeczony.

Wieś Wakulicze, r-n Drohiczyński, lata 50-te. Z arch. L. Bycko
Wieś Wakulicze, r-n Drohiczyński, lata 50-te. Z arch. L. Bycko

Dziewczyna, zobaczywszy swatów, szybko ucieka­ła do sąsiadów.

Decyzję podejmowali sami rodzice. Jeżeli zgadza­li się wydać córkę za mąż, to następowała wymiana chlebów. Narzeczony wychodził szukać dziewczyny. Omawiali też zaręczyny. Na zaręczyny zapraszali wię­cej gości i rozmowiali już o weselu.

Przed weselem narzeczony kupował buty dla dziewczyny, a biedny – plótł łapcie. Na niektórych wsiach dziewczyna szyła bieliznę dla narzeczonego.

W nocy przed weselem u narzeczonego i narze­czonej piekli bochen. To był wielki pszenny chleb, który ważył około 8 kg, ozdobiony był gałązkami bar­winku i papierowymi kwiatami.

Narzeczona przed weselem od samego rana chodziła od domu do domu i prosiła o błogosławieństwo mieszkańców jej rodzinnej wsi.

Wesele zaczynało się w domu narzeczonej. Tam przyjeżdżał na­rzeczony ze swoimi gośćmi. Rodzice narzeczonej witali i zapraszali gości do stołu. Niedługo pojawiała się i narzeczona. Miejsce pod obraza­mi, gdzie siedzieli młodzi, posypali ziarnem i zaściełali skórą baranią (żeby byli bogatymi ludźmi). Zaczy­nała się zabawa, wśród gości krąży­ły kieliszki z wódką, każdy wypijał od razu po dwa.

Przed wyjazdem do cerkwi na­rzeczona siadała na dzieżę. Brat czy siostra czesali jej włosy, ubierali na głowę wianek (później wianek był zamieniany na welon).

Po błogosławieństwie ojca na­rzeczonej państwo młodzi trzy razy obchodzili stół, wychodzili na dwór i wsiadali na furmanki. Na ślub je­chali wystawnie. Konie i kabłąki były ozdabiane kwiatami i wstążkami. Muzykanci grali, a swatki śpiewały.

Jeżeli państwo młodzi do cerkwi jechali w różnych furmankach, do domu wracali już razem.

Rodzice narzeczonej witali młodych: ojciec-wód­ką, a mama – połamanymi obwarzankami, którymi częstowała narzeczonych i gości.

Znów siadali do stołu, krążyły kieliszki, brzmiały toasty, goście śpiewali i tańczyli.

Wieczorem kładziono na stół bochen. Narzeczoną obdarowywano pieniędzmi, prezentami, goście czę­stowali się bochnem. Dolną część bochna oddawano muzykantom.

Na kolację podawano jaglaną kaszę z mlekiem.

Po zabawie w domu narzeczonej wszyscy jecha­li do narzeczonego. Ze sobą brano skrzynię, pościel i inne rzeczy dziewczyny.

Wieś Korocicze, r-n Stoliński, lata 40-te. Zarch. G.Szpakiewicz
Wieś Korocicze, r-n Stoliński, lata 40-te. Zarch. G.Szpakiewicz

Rodzice narzeczonego witali młodych Chlebem i solą. Gości znów zapraszano do stołu. Kiedy goście już wychodzili, młodych wysyłano przy dźwiękach muzyki do stodoły czyli spiżarni, gdzie młoda żona zdejmowała kozaki swojemu mężowi.

Na drugi dzień goście zbierali się i szli budzić mło­dych i nieśli im śniadanie – kiełbasę z jajecznicą. Przez cały dzień trwała zabawa. Wieczorem dzielono bochen narzeczonego, po czym pannie młodej zdej­mowano wianek i ubierano w inne żeńskie nakrycie. Cały tydzień po weselu dziewczyna nie mogła odwie­dzać swoich rodziców.

Za tydzień razem z krewnymi swojego męża je­chała w gości do swoich rodziców.

Trzeba dodać, że wszystko, zaczynając od pieczenia bochna do zdejmowania wianka z głowy narzeczonej, odbywało się przy błogosławieństwie rodziców.

Dla każdego ślubnego działania była odpowiednia piosenka. Na przykład ozdabiając bochen śpiewano:

„Bochen, mój raju, ja cię ozdabiam,

W liście, w barwinek,

W zielony kwiatek, żeby dzieci kochały jeden dru­giego.”

Kiedy przywozili narzeczoną do domu narzeczo­nego śpiewali:

„Wyjdź, wyjdź mamusiu, zobacz Jaką narzeczoną przywieźli,

Wysoką jak jodłynę, czerwoną jak kalinę.

Ziemia zgina się,a ona nikomu nie kłania się,

Ani teściowi, ani teściowej,

Ani szwagru, ani bratowej.”

Zapoznawszy się z tymi dokumentami postawiłem sobie jedno pytanie: Jak trwałe były te ślubne związ­ki? Ku mojemu zdziwieniu w statystyce tych lat nie było żadnego wspomnienia o rozwiązaniu małżeń­stwa. W brzeskim obwodowym archiwum USC nie znaleziono dokumentów o rozwiązaniu ślubu w la­tach 1921-1939. Pracownik USC wyjaśnił, że w razie wzięcia ślubu kościelnego, rozwiązać go mogła tylko wyżej wymieniona instytucja i tylko w wyjątkowych sytuacjach. Wniosek narzuca się sam: rozwody w tym czasie były rzadkością.

 

L. Romanowicz

Brzeskie Archiwum Państwowe

Tłum. Helena Matachowa

Udostępnij na: