Bernard Wysłouch, syn Antoniego Izydora, urodził się w rodowym majątku Wysłouchów w Perkoiczach na Polesiu. Był młodszym z dziewięciorga dzieci Antoniego i Seweryny Wysłouchów.

Bernard Wysłouch

Okres nauki w gimnazjum w Mozyrzu przerwała wojna; lata 1915-1918 z matką Seweryną, siostrą Marią i bratem Wiktorem spędził w Kijowie. Po śmierci matki w 1918 r. i powrocie do Polski ukończył szkołę średnią w Gostyniniu na Mazowszu.  Był uczestnikiem  wojny 1920 roku. Po wojnie skończył  studia rolnicze w Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Cieszynie, pracował jako nauczyciel w szkołach rolniczych w Mieczysławowie i Berdówce. W 1927 otrzymał propozycję pracy w nowo tworzącej się szkole w Opsie, powiat Brasław. Od 1930 r. do wojny był dyrektorem szkoły. Obdarzony wielkim talentem organizacyjnym, energiczny, ogromnie zaangażowany w szerzenie wiedzy rolniczej. Cieszył się ogromnym autorytetem wśród uczniów, wykładowców, mieszkańców wsi. Społecznik, zaangażowany w krzewienie oświaty rolniczej. Był świetnym organizatorem, pełnym  energii i ciekawych pomysłów i inicjatyw. Pod jego kierunkiem szkoła była jednym z najlepszych zakładów w kraju, docierając z wiedzą i oświatą też do pobliskich sąsiadów – Litwinów, Białorusinów i Łotyszy. Był ogromnie lubiany i szanowany przez ludność miejscową. Był żonaty z Janiną z Rudowskich. W 1939 aresztowany przez NKWD, więziony w Brasławiu, wywieziony i zaginiony.

Bernard i Janina Wysłouchowie z synem, 1933 r. Foto Anna Ostrowska
Opsa, 1938 r. Od prawej: Bernard i Janina Wysłouchowie, od lewej –Adela i Seweryn Wysłouchowie. Foto Anna Ostrowska

Okoliczności jego śmierci do dziś nie zostały wyjaśnione. Jego nazwisko może się znajdować na tzw. liście białoruskiej, zawierającej do 6,5 tys. nazwisk osób skazanych na śmierć w ramach akcji katyńskiej i rozstrzelanych w Kuropatach. Do tej listy polscy, a także białoruscy badacze do dziś nie mają dostępu. Władze białoruskie i rosyjskie zaprzeczają w ogóle istnieniu podobnej listy. Śledztwo w sprawach wielu aresztowanych Polaków ciągnęło się w nieskończoność. Wiele spraw nie zostało zakończonych nawet do początku wojny sowiecko-niemieckiej 22 czerwca 1941 roku. Los przetrzymywanych więźniów na początku tej wojny był tragiczny. Część rozstrzelano na miejscu w więzieniach Wilejki, Głębokiego, Mińska, część zamordowano podczas transportu na wschód.

Bernard Wysłouch w Opsie

Tak opisuje te straszne wydarzenia 1939-1945 r. syn Janiny i Bernarda Wysłouchów Henryk: Janina Wysłouch, nauczycielka. Urodziła się w Dąbrowie Górniczej, gdzie pracował jej ojciec, a mój dziadek, Jan Rudowski, inżynier górnictwa. Zarówno on, jak i jego żona, a moja babka, Maria z Ostrowskich, pochodzili z Łomży. Mama skończyła szkołę średnią w Łomży, a potem filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Po zdaniu obowiązujących egzaminów i obronie pracy magisterskiej na temat „Twórczość młodzieńcza Narcyzy Żmichowskiej” otrzymała stopień magistra filologii. Po skończeniu studiów przez rok pracowała w Łomży, w Gimnazjum im. Marii Konopnickiej. W tym czasie, w 1927 roku, wyszła za mąż za Bernarda Wysłoucha. Wyjechała z nim do miejscowości Ospa, pow. Brasław (teraz Białoruś), gdzie Ojciec był nauczycielem, a później dyrektorem Szkoły Rolniczej. Ponieważ nie mogła pracować zawodowo (ówczesne prawo zabraniało pracy małżonkom w jednej instytucji), na początku lat 30. XX wieku Mama zajęła się pracą społeczną – organizowała i prowadziła do samej wojny bibliotekę w Opsie. Celem było propagowanie i rozwój czytelnictwa wśród ludności wiejskiej. By przybliżyć książki czytelnikom w poszczególnych wsiach, zorganizowała sieć stałych punktów bibliotecznych, gdzie małe zestawy książek z biblioteki gminnej były co pewien czas wymieniane. Jej działalność, propagująca czytelnictwo, cieszyła się dużym uznaniem ludności wiejskiej i władz oświatowych,  Wybuch wojny w 1939 r. zastał naszą rodzinę w Szkole Rolniczej w Opsie. Wojska radzieckie zajęły szkołę. Stacjonowały tam różne jednostki, ale jeszcze przez parę tygodni pozostaliśmy w naszym mieszkaniu. Pamiętam przerażenie Mamy, która dosłownie drżała ze strachu, gdy wojskowi pojawili się w naszym mieszkaniu na rozmowy z Ojcem jako administratorem szkoły. Dość szybko kazano nam opuścić Opsę. Ojciec znalazł wtedy mieszkanie (izbę w wiejskiej chacie) we wsi Zaborniki, około 4 kilometry od Opsy. W listopadzie 1939 r. ojciec został aresztowany przez NKWD, Mama została z nami sama – z dwójką małych dzieci, bez środków do życia, pogrążona w przerażeniu i rozpaczy. Ale szczęśliwie zajęli się nami miejscowi ludzie, uczniowie Ojca, i zapewnili środki egzystencji. W grudniu ktoś z miejscowych poinformował Mamę, że mamy być aresztowani i wywiezieni do Rosji. Akurat w tym czasie był u nas dawny pracownik szkoły pan Sawicki, który przyniósł żywność. Natychmiast zmobilizował Mamę do pakowania rzeczy i wywiózł nas saniami pod miasteczko Widze do pani Suszyńskiej, nauczycielki i koleżanki Mamy z Łomży. Tak zaczęła się nasza tułaczka po okolicznych wsiach, parę miesięcy w jednej wsi, parę w drugiej, by NKWD nas nie znalazło. Był to dla Mamy okres straszny. Jako dorosły dopiero to w pełni rozumiem. Sama kobieta, z dwojgiem małych dzieci, bez środków do życia, przechowywana i utrzymywana przez życzliwych ludzi, pod ciągłą presją aresztowania i wywózki, tułająca się od wsi do wsi. Podziwiam Jej siłę psychiczną i wolę przetrwania tego strasznego czasu. Mimo tego pewno zginęlibyśmy, gdyby nie popularność Ojca wśród tutejszej ludności, co zresztą nie umniejsza heroizmu Mamy. Oczywiście w trakcie tułaczki po wsiach Brasławszczyzny, w pełni doceniając okazywaną nam pomoc, Mama starała się być użyteczna dla swoich gospodarzy i zawsze stawała do pracy w polu, czy gospodarstwie. Pracowała jak każda wiejska kobieta. Ja również pomagałem w polu i w gospodarstwie, w miarę swoich sił i potrzeb lub pasłem krowy. Był to nasz rewanż dla naszych gospodarzy. Okres okupacji niemieckiej po 1941 r. to dla nas okres względnego dobrobytu. Mama dzięki znajomościom przedwojennym dostała posadę księgowej w majątku Dryświaty (przedwojenne majątki rolne zostały przez niemieckie władze okupacyjne objęte administracją i funkcjonowały względnie normalnie). Dostaliśmy mieszkanie, jeden pokój, i mieliśmy co jeść. W czasie okupacji niemieckiej Mama należała do AK. Co pewien czas partyzanci zjawiali się w majątku, rekwirowali żywność i Niemcom niewiele pozostawało. Po przejściu frontu, latem 1944 r., przenieśliśmy się z Dryświat, do życzliwych ludzi w pobliżu miasteczka Widze (zaścianek Kuśnierzyszki). Mama, żeby nie być na łasce wiążących koniec z końcem ludzi, podjęła pracę księgowej w Wielobranżowej Spółdzielni (Rajpromkombinat) w Widzach, gdzie pracowała do sierpnia 1945 r. Wieś, w której mieszkaliśmy znajdowała się około 7 km od Widz. Mama całą zimę 1944/1945, często po pas w śniegu, w mróz chodziła do pracy. Wychodziła o 4 rano, a wracała o 17-18, a pracowała tak sumiennie, że kiedy chciała wyjechać do Polski po zakończeniu wojny, nie chciano jej puścić z pracy jako wzorowego pracownika. Były poważne trudności ze zgodą na repatriację. I znów strach, że po wojnie NKWD przypomni sobie o nas, jeśli nie uda się nam wyjechać do Polski. Ale jakoś się udało. Ten okres w życiu Mamy to świadectwo jej hartu ducha i odporności psychicznej, niezwykłej próby charakteru, którą przeszła zwycięsko”.

Opr. red.

Foto: zbiory Muzeum w Brasławiu

Udostępnij na: