Prof. Józef Moroziewicz

Wczesnym wiosennym rankiem 1927 roku zapukano do drzwi gabinetu dyrektora Polskiego Państwowego Instytutu Geologicznego.

„Tak, proszę” – prof. Józef Moroziewicz, dyrektor Instytutu, oderwał wzrok od raportu za I kwartał. Na progu stał młody, inteligentny mężczyzna w garniturze z kamizelką.

„Dzień dobry, Panie Profesorze! Zygmunt Jagodziński, starosta łuniniecki” – przedstawił się i wyciągnął rękę do dyrektora.

Z pewnością J. Moroziewicz wiedział o największym pod względem terytorium, ale jednocześnie najmniejszym pod względem gęstości zaludnienia, regionie poleskim II Rzeczypospolitej. Wcześniej profesor na ziemi łuninieckiej nigdy nie był … wkrótce to się miało zmienić.

Starosta powiatu łuninieckiego Z. Jagodziński dopiero niedawno zmienił Jana Krahelskiego, który odszedł, dostając awans w Brześciu nad Bugiem i poświęcił wiele czasu zastanawiając się, jak tchnąć życie w odległy, podmokły region poleski, jak teraz powiedzieliby – aby zrobić mu „promocję”.

Starosta łuniniecki stał na progu gabinetu dyrektora Instytutu Geologii, a przy budynku Instytutu czekał na niego szofer służbowego Forda A, na tylnej klapie którego zamontowano dwie duże drewniane skrzynie.

„Drogi Panie profesorze, przywiozłem Panu łuninieckie złoto” – powiedział starosta Jagodziński lekko zaskoczonemu Józefowi Morozewiczowi.

Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie. Foto NAC

Profesor Moroziewicz miał prawie siedemdziesiąt lat. W XIX wieku ukończył studia na Wydziale Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Warszawskiego. Ciekawostką jest fakt, że głównym kierunkiem kształcenia młodego Józefa była botanika, ale dzięki profesorowi Lagorio, który postawił studentowi botaniki „dwójkę” z geologii, Józefowi Moroziewiczowi „otworzyły się czakry geologiczne” , a już w 1903 roku, w randze profesora, założył i kierował Katedrą Geologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a już w niepodległej Polsce został dyrektorem Państwowego Instytutu Geologicznego  – PIG w Warszawie.

W dostarczonych przez starostę łuninieckiego skrzyniach znajdował się piasek wydobywany z rzeki Łani. Profesor J. Morozewicz zbadał ten piasek i stwierdził, że zawiera on metale szlachetne, złoto i srebro o dużym stężeniu. W przeliczeniu na czyste metale szlachetne jedna tona piasku rzecznego zawierała 5 gramów czystego złota i 12 gramów czystego srebra!

Ale jaki może być marketing bez PR?

Express Poranny, ROK 1927 (6), NR. 104.. Plik pochodzi z zasobów Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie

Już 13 kwietnia 1927 roku warszawski dziennik „Express Poranny” umieścił nagłówek: „Złoża złota i srebra na Polesiu. Rewelacyjne wyniki badań polskich geologów…”

Artykuł zanurzył czytelnika w starodawną historię.

„Od dawna mieszkańcy Polesia twierdzili, że złoty piasek znajduje się w dopływie Prypeci – rzece Łani. W opowieści Poleszuków nie wierzono, uważając je za opowieści ludowe, dopóki starosta łuniniecki nie przywiózł do Instytutu Geologicznego dwie skrzynki piasku wydobytego z rzeki Łani…”. Piasek zawierał metale szlachetne o stężeniu opisanym powyżej, które występowały w postaci kryształów szlifowanych wodą, czasami przybierając postać ziaren. Potem gazeta strzelała z „ciężkiej artylerii”:

„Złoża złota i srebra występują na długości 130 km, czyli od Klecka – do ujścia Łani u jego ujścia do Prypeci”.

Następnie gazeta podsumowała podstawy teoretyczne jako sensacyjne odkrycie.

„Skąd się wzięło złoto na podmokłym Polesiu? Geolodzy wyjaśniają to w następujący sposób: w pierwotnym okresie powstawania powierzchni ziemi ogromne krystaliczne góry rozciągały się na jej powierzchni od Skandynawii po Ukrainę. W okresie trzeciorzędu góry te zapadły pod powierzchnię, ale w niektórych miejscach nadal występują na tych terenach niewielkie skały, które wcześniej były szczytami wyżej wymienionych gór. Woda Łani wypłukuje z tych skalistych skał złoty piasek”.

Potem – więcej, już prawie jak w książkach  Ilfa i Pietrowa:

„Na Wielkanoc radosna wiadomość o złocie na ziemi łuninieckiej powinna być oficjalna, na szczeblu państwowym, ogłoszona w Polsce. Wyniki badań zostały już przesłane do Ministerstwa Finansów, aby ustalić, kto będzie musiał wydobywać złoto z dna Łani: rząd czy jakieś prywatne przedsiębiorstwo? Eksploatacja kopalń złota nie jest trudna i zwróci się z nawiązką. Tymczasem nad brzegami złotej rzeki poleskiej trwają już prace przygotowawcze. Ziemie, na których znajduje się złoto i srebro, są ograniczone do dostępu…” ma to na celu zapobiec nielegalnym wydobyciom”.

Już następnego dnia inne gazety podchwyciły temat: „Rzeka Łań – dopływ Prypeci-niesie piasek pełen metali szlachetnych”; ”Złote bogactwa w piaskach Polesia”; „Wielkość i wartość ziem bogatych w złoto w Łani na ziemi łuninieckiej zbada specjalna komisja państwowa” … Za krzyczącymi nagłówkami artykułów skrywała się informacja o tym, że „wiadomość o odkryciu złotego piasku w rzece Łani na Polesiu wywołała sensację w stolicy i całym kraju”.

W samym „Expressie Porannym” z dnia 14 kwietnia 1927 roku ukazał się wywiad z profesorem J. Moroziewiczem. W wywiadzie kierownik Instytutu Geologicznego zauważył, że jego centrum naukowe bardzo poważnie traktuje wiadomości dochodzące z ziemi łuninieckiej, a także informacje o wielkości i wartości złóż metali szlachetnych. Profesor Moroziewicz zapowiedział dodatkowe badania chemiczne i wysłanie do powiatu łuninieckiego specjalnej państwowej komisji.

Redaktor gazety: „Czy z punktu widzenia nauki możliwe jest odkrycie złota na Polesiu?”

  1. Moroziewicz: „Oczywiście. Geologia zna przypadki, w których zwykłe piaski, w niektórych regionach geologicznych, ukrywały cenne metale. Złoto w tych przypadkach może pochodzić z bardziej powierzchownych lub dalej położonych żył niosących złoto. Na Polesiu może być również złoty piasek, chociaż żadna teoria wcześniej tego nie przewidywała”.

– „Gdzie na Ziemi jest złoto w takich samych warunkach jak w rzece Łani?”

– „Słynąca z niespodziewanego odkrycia Złota Karelia na półwyspie Finlandzkim, terytorium północnej Szwecji, pola złota w Ameryce Północnej – Klondike i Nome…”

W gazetach wyrażano obawy, że zapowiadanym pracom państwowej komisji mogą przeszkadzać chłopi okolicznych wsi oraz „zawodowi poszukiwacze złota”.

Tej samej wiosny 1927 roku do powiatu łuninieckiego wyjechała państwowa komisja w składzie dyrektora Instytutu Geologicznego profesora J. Moroziewicza i pracowników tego samego instytutu dra Kuźniaża i S. Malkowskiego w celu zbadania miejsca sensacyjnego odkrycia złotych piasków w rzece Łani.

Jak świadczą dokumenty archiwalne Instytutu Geologii, wyprawa trwała trzy miesiące. Naukowcy badali tereny postglacjalne w międzyrzeczu graniczącym z ZSRR rzeki Morocz (Moroczanka) i rzeki Łani. Na całej długości tej ostatniej, od Czudzina, przez Hawrylczyce – do Sienkiewicz. Osobno badano obszar wsi Różan Wielki, która w tym czasie należała do powiatu łuninieckiego II Rzeczypospolitej. Członkowie ekspedycji wykonali wiele drobnych wierceń próbnych i głębszych prób (maksymalna głębokość to 38 metrów), podczas których zebrano wiele próbek piasku, gliny i materiałów żużlowych.

Materiały komisji zostały dostarczone do Państwowego Instytutu Geologicznego, gdzie w laboratorium pod kierunkiem dra W. Jaceka udowodniono, że „piaski rzeczywiście zawierają pewne ślady metali szlachetnych (srebra i złota), ale w ilościach nieprzekraczających 0,1 grama na tonę piasku”, czyli było 50 razy mniej stężenia złota i srebra w dwóch skrzyniach przywiezionych do Warszawy przez starostę łuninieckiego Zygmunta Jagodzińskiego.

Państwowa komisja stwierdziła, że zawartość złota w piaskach rzeki Łani jest tak niska, że nie ma praktycznego znaczenia ich rozwój przemysłowy.

Tak więc ziemia łuniniecka prawie stała się poleskim Klondike, a Łuniniec otrzymał kolejny interesujący fakt w swojej bogatej historii.

PS Autor dziękuje krajoznawcy i ascecie Aleksandrowi Żukowi (Gatczyna – Łuniniec) za pomysł i wsparcie informacyjne.

Ś.J.

 

Udostępnij na: