Istota Bożego Narodzenia zawiera w sobie potrójny cud. W tym roku mamy wyjątkową okazję, aby na to zwrócić uwagę.

W Boże Narodzenie świętujemy w pierwszym rzędzie fakt narodzenia się Syna Bożego w ludzkim ciele. Już samo
to jest cudem tak wielkim, że wręcz niemożliwym do pojęcia, a dla wielu trudnym również do przyjęcia. Monoteistyczne religie księgi (judaizm i islam) tak bardzo podkreślają inność i oddzielenie Boga od świata, że już sama myśl o wcieleniu Boga jest dla nich bluźnierstwem, a nauczanie, że Bóg istnieje w trzech osobach, to w ich mniemaniu politeizm. Na to właśnie zwracał uwagę św. Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei”. Pisał: „W pewnym momencie człowiek nie mógł tej bliskości wytrzymać i zaczęto protestować. Ten wielki protest nazywa się najpierw Synagogą, a potem Islamem. I jedni i drudzy nie mogą przyjąć Boga, który jest tak bardzo ludzki. Protestują: «To nie przystoi Bogu». «Powinien pozostać absolutnie transcendentny, powinien pozostać czystym Majestatem – owszem, Majestatem pełnym miłosierdzia, ale nie aż tak, żeby sam płacił za winy swojego
stworzenia, za jego grzech»”. Konsekwencją wcielenia Chrystusa była przecież Jego męka i śmierć na krzyżu.

Jednak nie tylko Żydzi i muzułmanie mają problemy z Bożym Narodzeniem. Spory teologiczne na temat realności Chrystusowego wcielenia, relacji natury ludzkiej do boskiej oraz słuszności nazywania Najświętszej Maryi Panny Matką Bożą trwały również w Chrystusowym Kościele przez pierwsze pół tysiąca lat i nieraz jeszcze wracają. Filozofowie mówią o „unii hipostatycznej”, dwoistości natur w Chrystusie i o wzajemnych relacjach osób w Trójcy Świętej. Ale te intelektualne koncepcje ostatecznie nie wyjaśniają wszystkiego. Stosunkowo najłatwiej radzą sobie z tym mistycy i autorzy pobożnych tekstów, którzy z tego, co po ludzku niepojęte, czynią przedmiot kontemplacji. Tak jest choćby w kolędzie „Bóg się rodzi”, w której śpiewamy o tym, co po ludzku niemożliwe: „Ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice Nieskończony”. Czasem trzeba z pokorą stanąć wobec tajemnicy.

To jednak nie koniec bożonarodzeniowych cudów. Spodobało się Bogu, aby Jego Syn nie tylko stał się człowiekiem, ale jeszcze narodził się z niepokalanej Dziewicy, bez udziału mężczyzny. Coś takiego w naturze się nie zdarza. Do tego jeszcze Syn Boży narodził się z zamężnej Dziewicy. Spowodowało to wiele kłopotów najpierw w życiu samej Matki Bożej i św. Józefa, który zorientował się, że jego Małżonka spodziewa się Dziecka. Aż wreszcie kłopoty z rodziną Chrystusa dosięgły i nas. Bo jak pogodzić dziewictwo Maryi, już po narodzeniu Chrystusa, z jej małżeństwem? Pierwszą ofiarą „ratowania” dziewictwa Maryi stał się św. Józef, z którego tradycja wbrew faktom zrobiła starca, żeby nie było podejrzeń.

Do dzisiaj jest w Kościele skłonność do nazywania Józefa „Oblubieńcem” Maryi, co jest jakąś próbą obchodzenia faktu, że Ewangelia nazywa go wprost mężem Maryi. Szczególnie w dobie kryzysu małżeństwa i rodziny trzeba tę prawdę o prawdziwym małżeństwie Maryi i Józefa podkreślać. Bo nie przypadkiem Bóg wszedł w życie małżonków i chciał, aby Syn Boży przyszedł na świat w normalnym małżeństwie i miał pełną rodzinę. W modlitwie mszalnej przy okazji zaślubin czytamy, że małżeństwo od początku cieszy się tak wielkim błogosławieństwem Boga, iż „nie zniweczył go ani grzech pierworodny, ani kara potopu”. Cudowne narodzenie Chrystusa w małżeństwie jest potwierdzeniem trwałej świętości tej wspólnoty.

W tym roku w drugi dzień Bożego Narodzenia nie mamy święta św. Szczepana, ale święto Świętej Rodziny. Trwa ogłoszony przez papieża Franciszka Rok Rodziny „Amoris laetitia”. To powód, aby w te święta zamyślić się nad rolą małżeństwa i rodziny w Bożym planie wobec człowieka. – Małżeństwo i rodzina są w Bożym planie bardziej pierwotne niż Kościół – mówił śp. abp Henryk Hoser SAC. Dlatego wzywał do obrony małżeństwa i rodziny bardziej niż do obrony Kościoła.


Na nadchodzące Boże Narodzenie wszystkim naszym Czytelnikom, Współpracownikom i Przyjaciołom w imieniu własnym i całego zespołu tygodnika „Idziemy” życzę odkrycia na nowo wartości zakorzenienia każdego z nas we wspólnocie rodzinnej i we wspólnocie z Bogiem. Niech Syn Boży, który stał się człowiekiem, przywraca nam tę wspólnotę z Bogiem i uczy patrzeć na drugiego człowieka tak, jak patrzy Bóg. Niech to będą dla wszystkich ludzi dobrej woli radosne święta, w które nikt nie będzie czuł się samotny.

ks. Henryk Zieliński

[email protected] 

Udostępnij na: