Pamiętam doskonale ascetyczną sylwetkę Księdza Antoniego Rojki, proboszcza przedwojennej parafii rzymsko-katolickiej w Prużanie na Polesiu.

Ksiądz Antoni Rojko do dóbr ziemskich nie przywiązywał  żadnej uwagi. Gdy parafianom ustalał datę chrztu, ślubu, czy pogrzebu proboszcz nie mówił nigdy ile mu się należy. Zainteresowany dawał według swego uznania. Często ksiądz Rojko zwracał  połowę sumy mówiąc : „To na kościół, mnie tyle nie trzeba”.

A od ilu niezamożnych nie wziął nic. Bywało sporo takich wypadków. Zamożni parafianie doszli do wniosku, że Księdzu Rojce pieniądze nie są wcale potrzebne. Jako przykład niech posłuży autentyczne zdarzenie. Jedynemu na powiat rejentowi panu Aleksandrowi Zaniewskiemu umarła babka. Za pogrzeb nie dał nic (mimo iż zarabiał miesięcznie od pięciu do dziesięciu tysięcy złotych przedwojennych, wiem to od mojego Ojca, sędziego kontrolującego księgi pana rejenta.

Gdy wieść ta rozniosła się po mieście i zaczęto pokpiwać  z rejenta, on zawstydzony coś dał, ale Ksiądz Rojko nie powiedział ile, bo nie znosił plotek.

Chodził wciąż w starej  połatanej  sutannie, pieniądze z tacy i za usługi duszpasterskie  przeznaczał    w ogromnej większości na kościół, który wyglądał pięknie.

Raz moja Matka Antonina Lisiecka spytała :

– „Dlaczego ksiądz Kanonik nie nosi krzyża ?

– „ Nie stać mnie na to – odpowiedział poważnie”.

Gdy na imieniny wraz z życzeniami grono przyjaciół wręczyło Mu złoty krzyż i nową sutannę uszytą potajemnie według miary starej, Ksiądz  Kanonik nie chciał początkowo przyjąć tych darów. Twierdził, że nie zasługuje na tak kosztowny prezent, dał się wreszcie przekonać, podarunek przyjął ze łzami w oczach. W jakiś czas potem moja Matka znowu spytała :

– „Dlaczego Ksiądz Kanonik nie nosi krzyża”

– „Dobrze schowałem, szanuję go, będę nosić tylko na wielkie uroczystości” – odpowiedział  z uśmiechem.Był bardzo skromny.

Mój Ojciec Leopold Lisiecki, kierownik Sądu Grodzkiego w Prużanie w latach 1932-1935 podkreślał w rozmowach, że Ksiądz Rojko  posiada rozległą wiedzę i znakomitą znajomość  życia. W kontaktach z moim Ojcem, że księża modlą się za pieniądze. „Państwo – dowodził  powinno ustanowić pensje dla duchowieństwa, posługi duszpasterskie powinny być bezpłatne, apieniądze z tacy, przeznaczałoby się wyłącznie na kościół.”Myśl Księdza Kanonika została  częściowo urzeczywistniona w dekrecie narodowym z roku 1938. Na jego podstawie duchowni wyznań uznanych przez państwo : kościoła rzymsko-katolickiego, greko-katolickiego, prawosławnego, ewangelickiego i mojżeszowego otrzymywali nadane, miesięczne pensje. Biskup dostawał  tysiąc złotych przedwojennych, a proboszcz parafii sto złotych. Rozpiętość poborów była zbyt duża.

Ksiądz Kanonik był nadzwyczaj taktowny. Gdy do plebani przychodzili  prawosławni z prośbą o ochrzczenie dziecka, zapytywał :

– „Dlaczego nie idziecie do swego proboszcza”?

– „Za dużo chce, my nie mamy tyle pieniędzy” – odpowiadali.

Wówczas tłumaczył im :

– „Wasz proboszcz ma żonę i dzieci, ma większe wydatki niż ja”

– „Żeby każdy ksiądzbył taki, jak Ksiądz Rojko ludzie byliby lepsi, lepiej byłoby na świecie” – mówiono w Prużanie.

Żydzi szeptali :  „To prawdziwy Ksiądz”.

Miał szacunek wśród czterojęzycznej ludności miasta Prużany : wśród Polaków, Białorusinów, Żydów     i Rosjan. Był przykładem dla biednych i bogatych, dla wiernych i ateistów. Nie słyszałem nigdy, aby ktoś o Nim coś ujemnego powiedział.

– „To Święty człowiek” !   –  mówiono z podziwem.

Na Wielkanoc, Bożę Narodzenie, do kościoła (zbudowanego w 1552r. za panowania Zygmunta  Starego króla polskiego) przychodzili prawosławni, by usłyszeć  Jego kazania. Nie był kaznodzieją, nie miał daru wymowy (sam to podkreślał  w rozmowach), ale treść Jego wypowiedzi z ambony była zawsze aktualna, przepojona codziennym ludzkim trudem. Mówił spokojnie, powoli, dobitnie, celebrowała Go oszczędność słowa. Prawosławnych jak magnes przyciągał grób Chrystusa na Wielkanoc i żłobek na Boże Narodzenie, urządzone skromnie, gustownie i pięknie.

– „U nas w cerkwi tak nie ma – u was jest na co popatrzeć, aż oczy się radują i lżej jest na sercu” – mówili prawosławni.

Ksiądz Kanonik był oficerem rezerwy, kapelanem wojskowym w stopniu majora. W czasie wojny prowadził cichą działalność charytatywną na rzecz poszkodowanych ofiar. Za czasów okupacji niemieckiej był związany z tajnym nauczaniem, plebania przy kościele parafialnym była jednym z ośrodków konspiracyjnego nauczania.

Był człowiekiem odważnym. Pamiętam dobrze chwile naszego odtransportowania (czerwiec 1944r.) z „białego więzienia” w Prużanie do  Białegostoku. Można było sądzić wtedy, ze wiozą na  egzekucję. „Otóż chwilę przed odjazdem widziałem Księdza Rojko jak wśród tłumu stał przed kościołem, modlił się za nas i kreślił znak krzyża, udzielając absolutorium” – Profesor Antoni Grząka.

Po wyjeździe z Prużany jesienią 1945 r. jako repatriant, Ksiądz Kanonik osiadł w parafii Skrzetusz, diecezji gorzowskiej. W 1946 r. zostaje proboszczem tej parafii i dziekanem dekanatu Wałeckiego a Jego Eminencja Ksiądz  Wanicki  mianuje Go Wikariuszem Generalnym diecezji gorzowskiej.

Ksiądz Rojko urodził się w Minszczyźnie, gimnazjum ukończył w Mińsku, wyższe studia odbył w Petersburskim Seminarium Duchownym, Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i w Gregorianum w Rzymie. Święcenia kapłańskie uzyskał w 1918r. Zdobył tytuł doktora  prawa kanonicznego. Od 1925 do 1928 był rektorem Seminarium Duchownego w Nowogródku, a po przeniesieniu Seminarium doDrohiczyna nad Bugiem był nadal rektorem do 1932roku. Następnie jest prefektem w Gimnazjum  im. Traugutta w Brześciu nad  Bugiem. Wreszcie przechodzi do pracy duszpasterskiej, od 1933 do 1945 jest proboszczem w Prużanie. Dnia 8.III.1958r. umiera w Skrzatuszy, diecezji gorzowskiej . W kazaniu wygłoszonym nad trumną zmarłego proboszcz  M. Kasprowicz z Człopy mówił : „ Ten tak niepozorny kapłan, ten skromny kapłan był Wielki. Cechowała Goniezwykła pracowitość, dzięki niej chlubnie skończył szkoły, zdobył znajomość kilku języków, azwłaszcza języka łacińskiego, którym świetnie władał. Zdobył rozległą wiedzę, szczególnie w dziedzinie prawa, posiadał doświadczenie życiowe, wrodzony takt tak potrzebny na stanowisku, które piastował. A wiedza, którą zdobył  przydała się w diecezji, dzięki niej bowiem Ksiądz Prałat Rojko okazał się pożytecznym  powiernikiem ordynariuszów , z którymi współpracował . Kto znał bliżej Jego osobiste życie wie doskonale, że rzadko można spotkać zakonnika, który by w takim stopniu jak On praktykował ubóstwo dobrowolnie. Dochodziło do tego, że trzeba  było mu  ukradkiem podrzucać niezbędne rzeczy.  Ksiądz Prałat żył wiarą i dlatego prawdziwie po chrześcijańsku znał wszystkie cierpienia”.

Powiedział kiedyś – „Wielem w życiu cierpiał, ale to nic w porównaniu  z tymi dobrami, jakimi najłaskawszy Bóg obdarzyć mnie raczył”.

„ Świętobliwe prowadził życie, świętobliwie też umarł ”.

Przyjmując ostatnią Komunię Świętą wołał :

„ Jezu w ręce Twoje oddaję duszę moją”.

Ksiądz Marciniak proboszcz parafii pod wezwaniem Świętego Krzyża w Stargardzie Szczecińskim pisze: „Osobiście pamiętam Jego sylwetkę, jako człowieka ascetycznego i bardzo urobionego duchowo – byłem w tym czasie w niższym seminarium Duchownym w Szczawie”.

Ksiądz dr Antoni Rojko to Święty Franciszek XX wieku, materialnie ubogi , a duchem i umysłem Wielki.

Grób ks.A.Rojko na cmentarzu w Skrzatuszu (foto:http://www.wtg-gniazdo.org).

Rękopis opracował :  Stanisław Lisiecki

W formie elektronicznej przepisał : Jan  Grząka

Udostępnij na: