kostek-biernackiDrodzy Czytelnicy, jak zapowiadaliśmy w poprzednim numerze, prezentujemy dziś sylwetkę niezwykłego człowieka, o którym przez 70 lat pisano i mówiono jednowymiarowo jako o postaci negatywnej, jak o symbolu stosowania przemocy przez rodzime środowisko polityczne. Dla wielu w Polsce jest „czarną legendą II RP”, „diabłem z Berezy”- tak szybko tworzą się bezlitosne mity . Kto tworzył te czarne mity? Rusofilska endecja, wroga Marszałkowi i jego poplecznikom.  Agenci wpływu,  komuniści ,  ktorzy po latach, bez wyroku przez 8 lat Go torturowali, katowali, psychicznie i systematycznie niszczyli, a potem, po Jego śmierci,  jakże skutecznie zadbali o wycofanie utworów  Kostka-Biernackiego ze wszystkich bibliotek. Niestety także, część duchowieństwa, co uległa zaborcom, opływająca tłuszczykiem, która nazywała armię Piłsudskiego wojskiem Antychrysta. Zazdrośni koledzy oficerowie i urzędnicy, ich żony, którzy nie mogli Mu darować bliskości i wierności aż do końca Marszałkowi. Media, które zawsze byli na usługach . 

Zawsze był żołnierzem.Czy to w konspiracji, czy w służbie czynnej, czy jako wojewoda poleski. Zawsze na posterunku Ojczyzny jako najwiernieszy żołnierz  i oddany   pomocnik  Marszałka. Takiego życiorysu nie miał żaden polski literat ani działacz polityczny… O bezdarnych, nikczemnych literatach i politykach pisze się z reguły pobłażliwie, ale nie o Kostku! Dla wszystkich niewygodny, niezrozumiały, niepoprawny politycznie, obcy … W innym kraju ktoś taki byłby wielkim  bohaterem narodowym – na Ukrainie ,  w Rosji, czy w Niemczech, ale nie u nas. Jak nikt inny   bezlitośnie walczył z komunistami, wiedział, czym jest ta  straszna czerwona plaga. Po przybyciu Kostka Biernackiego na Polesie przystąpiono do tak intensywnych walki z ruchem komunistycznym, że organizacje komunistyczne w naszym regionie zaszły do głębokiego podziemia!  A jednocześnie jako wojewoda tępił rozpowszechnione w urzędach złodziejstwo, przekupstwo, nękając zwłaszcza sędziów i duchowieństwo, wyciągał na światło dzienne ich pijackie i seksulane wybryki. Komu to się spodoba! Za przykład może posłużyć sprawa proboszcza Pawła Makowskiego, który w dodatku strzelał z rewolwera do baby, która zbierała szczaw na jego polu.  Jednocześnie był osobą mocno wyczuloną na biedę poleskiego chłopa, dbał o przestrzeganie praw miejscowej ludności. Dał  się poznać jako wielki przyjaciel zwierząt, w jego raportach ciągle przewijają się  wzmianki o niewłaściwym traktowaniu koni. Mając nader skromne środki, dążył do rozbudowy drogowej infrastruktury i upowszechnienia szkolnictwa, propagował rozwój turystyki na Polesiu. Wysyłał do Warszawy liczne projekty wielkich robót publicznych, gospodarki leśnej, oczywiście bez skutku. 

W 1939 r. miejsce Marszałka Piłsudskiego zajął nieudolny  Rydz-Śmigły.W przeciwieństwie do rządu i najwyższych władz państwa, nieodpowiedzialnych aż do ostatniej chwili, zawodowy oficer miał jasny obraz  sytuacji, bez zakłamania i pobożnych życzeń: „Nie utrzymamy się. Trudno, na wojnie tak już jest, jeden wygrywa, drugi przegrywa. Tym razem my jesteśmy przegrywający” Zmilitaryzował policję, nadał prawa żandarmerii. Podejmował nieludzkie wysiłki , udało mu się sprawnie przeprowadzić ewakuację, obowiązek swój wykonał do końca.

 Kostek-Biernacki  nigdy nie był niczyim sługą, zawsze  był ideowcą ,niezłomnym  żołnierzem, wielkim patriotą, mężczyzną. Zawsze miał odwagę być sobą, nigdy nie zdradził swoich wartości i ideałów. Był wybitnym pisarzem, autorem podszytych niesamowitością i folklorem opowiadań poleskich , polskim Gogolem. Nie należał do „salonów” i był , jak by dziś powiedzieli – „niemedialny”. Jest dla mnie symbolem Polski silnej i niezależnej. Nie ma już dawno u nas polityków i działaczy skali Piłsudskiego, Kostka-Biernackiego i ich popleczników. Ostatni polegli 10 kwietnia w lesie smoleńskim. I na razie nie ma komu dziś stawiać czoło czerwonym imperialnym twardzielom, chcącym narzucić światu własny porządek.

 

 

 Niepokorny Wacek

Wacław Biernacki urodził się 28 września 1884 roku w Lublinie. W 1895 roku jedenastoletni Wacek Biernacki już rozdawał ulotki PPS wzywające do bojkotu wiernopoddańczej imprezy, zorganizowanej z okazji koronacji Mikołaja II. Aresztowany, nie wydał swoich kolegów i za karę nie został przyjęty do gimnazjum. W 1902 roku redagował w szkole nielegalny miesięcznik „Ogniwo”, a po demonstracji uczniowskiej w kwietniu 1902 roku, wyleciał z wilczym biletem z gimnazjum.

 Wyjechał z Lublina i przeszedł przez zieloną granicę do Galicji, gdzie w Brzeżanach zdał maturę, a następnie przez dwa lata studiował medycynę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie.

Spotkanie z Józefem Piłsudskiem

W styczniu 1905 roku poznał Józefa Piłsudskiego, który wciągnął go do Organizacji Bojowej PPS, nadając mu pseudonim partyjny „Konstanty”, który w skróconej formie – „Kostek” – przylgnął do niego na całe życie.„O ile ujęty byłem bardzo osobą Komendanta, o tyle mocno ochłodziły mnie jego słowa: »Wy pewnie myślicie, że teraz idzie się ze strzelbą do lasu, ale tak nie jest. Teraz idzie się na ulicę« (…) Jestem pewien, że gdyby nie dziwny osobisty wpływ, jaki »towarzysz Ziuk« wywierał na otoczenie, nie zgodziłbym się na pracę tak różną od ówczesnych pojęć moich o walce zbrojnej o niepodległość” – wspominał Biernacki w 1932 roku.

Uczestniczył w akcjach bojowych w Warszawie, Płocku, Dąbrowie Górniczej i Lublinie. Kilkakrotnie aresztowany, w więzieniu na Zamku w Lublinie organizuje ucieczkę dwudziestoosobowej grupy, przekopem, który dwa miesiące drążą, przedostają się do lochów, stamtąd kanałami pod Starym Miastem wydostają się na wolność.

W  legionowej żandarmerii

Po upadku rewolucji w Królestwie Polskim, w 1908 roku wyjeżdża do Francji, gdzie wstępuje do Legii Cudzoziemskiej.  W czasie rocznej służby w Algierii regularnie korespondował z Walerym Sławkiem, który ściągnął go z powrotem do Galicji. Kostek wszedł do Związku Walki Czynnej i Związku Strzeleckiego. W 1912 roku ukończył kurs oficerski ZWC. 6 sierpnia 1914 roku znalazł się w składzie pierwszej kompanii strzelców, która z Oleandrów wyruszyła do Kielc. Od października do grudnia 1914 roku Kostek był dowódcą legionowej żandarmerii, gdzie dorobił się ponurej sławy i przydomka „Kostek – Wieszatiel”. Faktycznie z pełną stanowczością rozprawiał się ze szpiegami rosyjskimi, pozostawionymi na terenach opuszczonych przez Rosjan. „Kiedyś opowiadał mi, jak Komendant polecił mu zlikwidować jakiegoś szpiega, który dostał się w ręce pierwszej brygady. Kostek poprosił go o zwolnienie z tego polecenia, gdyż nie odpowiadało to jego powołaniu żołnierskiemu. Piłsudski odpowiedział: »A gówno dla ojczyzny wozić, to nie łaska?«” – napisał w pamiętnikach Michał Browiński. Ponadto jak wspominał Sławoj Składkowski: „W Pacanowie ludność na wieść o naszym przybyciu pozamykała wszystkie sklepy. Nie można było niczego dostać. Dopiero energiczna interwencja szefa żandarmerii, ob. Kostka, zmusiła wylękłych do otwarcia sklepików”. Z drugiej jednak strony, Biernacki wprowadził ostrą dyscyplinę we własnych szeregach – jeden z żandarmów został stracony za gwałt na miejscowej kobiecie.

 

 Pieśń o Wodzu miłym          

 Po opuszczeniu stanowiska szefa żandarmerii, zostaje przydzielony do sztabu I Brygady, gdzie był kimś w rodzaju „kaowca”. Poza Pieśnią o Wodzu miłym, do której muzykę napisał sierżant I Brygady Zygmunt Pomarański, redagował też pisemka dla żołnierzy.

Jedzie, jedzie na Kasztance,                      

siwy strzelca strój!

Hej, hej, Komendancie,

miły wodzu mój!

Gdzie szabelka Twa ze stali?

przecież idziem w bój!

Hej, hej, Komendancie,

miły wodzu mój!

Hej, hej, Komendancie,

miły wodzu mój!

Ale pod tą szarą bluzą

serce ze złota!

Hej, hej, Komendancie,

serce ze złota!

Ale błyszczą groźną wolą

królewskie oczy!

Hej, hej, Komendancie,

królewskie oczy!

Pójdziem z Tobą po zwycięstwo

poprzez krew i znój!

Hej, hej, Komendancie,

miły wodzu mój!

 

 „Szliście na pole bitew umierać za ojczyznę, teraz idźcie za nią do więzienia”.  

            W lipcu 1917 roku, po kryzysie przysięgowym, został internowany w Beniaminowie. Jak powiedział Komendant: „Szliście na pole bitew umierać za ojczyznę, teraz idźcie za nią do więzienia”. W obozie Kostek wydaje gazetkę satyryczną pod tytułem „Sprzymierzeniec”. Pisze i wystawia popularną wśród oficerów „Szopkę beniaminowską”, prześmiewa w niej życie obozowe i niedawnych sojuszników – Austro-Węgry i Niemcy. Po odzyskaniu niepodległości wydaje ją z dedykacją „Ukochanemu Komendantowi”.


W obronie ludności cywilnej 

            W listopadzie 1923 roku na krótko trafił do aresztu za udział w inspirowanej przez PPS krakowskiej rewolcie robotniczej. W regularnych walkach robotników z policją i wojskiem 6 listopada po obu stronach zginęło 31 osób, ponad 100 zostało rannych.Witos pisze we wspomnieniach, że socjalista Mieczysław Mastek „twierdził z całą stanowczością, że zamiarem Kostka-Biernackiego było objęcie rządów w Krakowie i urządzenie stamtąd marszu na Warszawę”. Według aktu oskarżenia, Kostek doradzał oficerom – dowódcom mających pilnować porządku oddziałów wojska, „by najlepiej odmaszerowali z Plant, by nie występowali przeciwko tłumowi, gdyż ten oburzony jest jedynie na policję, a wojsku nic nie zrobi”. W efekcie oficerowie ci „w tym większą popadli bezradność i zachowali się wbrew przepisom”.  W kwietniu 1925 r. major Biernacki stanął przed sądem wojskowym, który uwolnił go z zarzutów.

  Pułkownik Kostek-Biernacki

Po przewrocie majowym ppłk Kostek-Biernacki został dowódcą 38. Pułku Piechoty Strzelców Lwowskich w Przemyślu, w 1929 r. został „pełnym” pułkownikiem.

Kostek wziął udział w „najściu oficerów na sejm” – zbrojnej manifestacji –  31 października 1929 roku podczas otwarcia sesji budżetowej przyszło do  sejmu około stu oficerów, co było oczywistą formą zastraszania posłów. Marszałek sejmu Ignacy Daszyński powiedział Piłsudskiemu: „Pod bagnetami, karabinami i szablami izby ustawodawczej nie otworzę”, na co ten rzucił, wychodząc z jego gabinetu: „to dureń!”.Sejm powołał specjalną komisję do zbadania incydentu. Kostek miał zostać sądzony za te działania, jednak prac komisji nigdy nie doprowadzono do końca.

 

Komendant Twierdzy Brzeskiej

 Dużo poważniejsze zadanie Kostek otrzymał rok później, gdy antyrządowy Centrolew wyznaczył na 14 września 1930 roku serię wieców w przeszło 20 polskich miastach. Dwa tygodnie wcześniej prezydent Ignacy Mościcki rozwiązał parlament, a w nocy z 9 na 10 września aresztowano i osadzono w twierdzy brzeskiej 19 byłych (czyli niemających już immunitetu) posłów.  Dwa tygodnie później do Brześcia trafił także Wojciech Korfanty.  Komendantem twierdzy brzeskiej był wtedy Kostek, który otrzymuje polecenie: „mają poczuć, iż są w więzieniu, że nie mogą czuć się w Brześciu jak bohaterowie”. Brzeskie więzienie do lekkich nie należało, obowiązywał w nim surowy wojskowy regulamin. Wincenty Witos pisze, że go w Brześciu „nie bito, nie przeklinano, nie lżono, nie pchano do ciemnicy i nie zadawano żadnych specjalnych tortur”. Kostek „rewizje odbywał zawsze w nocy, gdy już więźniowie zasnęli. Komiczne było świecenie przez niego latarką pod łóżko, na okno, próbowanie krat, oświecanie kubła”. Witos przytacza również zasłyszaną wypowiedź Kostka o sobie. Miał powiedzieć o byłym premierze: „Wzięliśmy chama za mordę i jest spokój”. Działacz PPS Adam Pragier tak charakteryzował Biernackiego: „Jako nasz gospodarz w więzieniu brzeskim jest jednym z rzadkich w Polsce przykładów właściwego człowieka na właściwym miejscu. Przy czym wcale nie jest głupi. Kostek po prostu wygłupia się, żeby nas nastraszyć”.

 

Jak głosiła popularna wtedy wyliczanka:

„Nad uczniem jest nauczyciel

Nad nauczycielem – dyrektor

Nad dyrektorem – minister

Nad ministrem – premier

Nad premierem – prezydent

Nad prezydentem – marszałek Piłsudski

Nad marszałkiem Piłsudskim – Bóg

Nad Bugiem – Brześć

A nad Brześciem – Kostek-Biernacki”.

 

   „Próbujecie oczernić oficerów, którzy chwalebniejszą niż wy mają przeszłość”


Piłsudczycy chętnie obciążali winą za Brześć wyłącznie Kostka, choć sam Piłsudski, przemawiając na posiedzeniu Rady Ministrów we wrześniu 1930 r. przyznał: „Co do mnie, to też przygotowałem część tej pracy, bo chcę, by byli karani”. I ostrzegał: „Ta bezkarność tego bydła przeklętego psuje całe państwo. Zastrzelę ich jak psów, gdy sądy nie osądzą”. Kostka zaczęto nawet bojkotować towarzysko. Podobno na jednej z herbatek w Belwederze w 1931 roku Piłsudski witał gości ustawiwszy obok siebie Kostka i pilnował, by wszyscy goście przywitali się z nim. Ujął się za Kostkiem również Walery Sławek, prawa ręka Piłsudskiego: „Zbadałem sprawę i stwierdzam, że sadyzmu i znęcania nie było. Próbujecie oczernić oficerów, którzy chwalebniejszą niż wy mają przeszłość” – mówił w Sejmie.

 

Wojewoda Poleski

 Przeniesiony do rezerwy Kostek-Biernacki został 1 lipca 1931 roku wojewodą nowogródzkim, a 8 września 1932 roku – poleskim. Na tym stanowisku pozostał do wybuchu wojny. Najważniejszym jego zadaniem było utrzymanie porządku i bezpieczeństwo wewnętrznego, w tym walka z wywrotową robotą komunistyczną. Na odprawie starostów woj. poleskiego 14 lutego 1936 roku podkreślał: „Pierwszym zadaniem władz administracji ogólnej jest utrzymanie bezpieczeństwa (…). Przy tej sposobności zwraca uwagę P. Wojewoda na kwestię informatorów w terenie. Bez dobrej informacji nie może być mowy o akcji prewencyjnej i represyjnej. Informatorami nie mogą być tylko umundurowane ogniwa policji. Wiadomości właściwych trzeba szukać przez pracowników gminnych i osadników wojskowych”.

 Kostek ostro przeciwstawiał się pobłażliwości polskich sądów wobec komunistów, a wręcz – jak sądził – brak właściwej reakcji na zagrożenie z ich strony. Usiłował zwracać na to uwagę Ministerstwu Sprawiedliwości i innym władzom. W piśmie do kuratora poleskiego okręgu szkolnego z 18 kwietnia 1933 roku żądał zwolnienia Józefa Zyskowskiego, nauczyciela szkoły powszechnej w Nowosiółkach, którego „stosunek  z komunistami może stać się w każdej chwili powodem do aresztowania go, co bardzo ujemnie wpłynąć musiałoby na powagę nauczycielstwa”.

 Równocześnie jako wojewoda poleski dostrzegał istotne potrzeby tego najbiedniejszego w ówczesnej Polsce regionu i usiłował uzyskać pomoc dla ludności. W piśmie do Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych z 17 października 1933 roku żądał pomocy kredytowej dla dotkniętych przez powódź powiatów Stolin i Łuniniec: „Trudno mnie dzisiaj ująć możliwości położenia, jakie wytworzy się zimą, gdy zaczną padać setki krów i koni – częściowo z mojej winy, a chłopi będą oblegać starostę z prośbami o obiecaną pomoc. I to na samej granicy Państwa! Sąsiedzi nie omieszkają należycie wykorzystać położenie. I nie jest to mała rzecz, bo 60 tys. to w danych warunkach znacznie więcej niż 600 tys. na zachodzie Państwa”. Rzecz charakterystyczna, Kostek był wyczulony na wszelkie nieuczciwości – na przykład ze strony notariuszy – których ofiarą padali biedni polescy chłopi. Notariusz sporządzał umowę przedwstępną aktu kupna-sprzedaży, która była obarczona wadą prawną. Nieświadomy tego Poleszuk wpłacał zadatek, który oczywiście przepadał, bo transakcja nie dochodziła do skutku. Latem 1939 r. wojewoda „bombardował” ministerstwa: sprawiedliwości i spraw wewnętrznych pismami o tym oszukańczym procederze. MSW 4 sierpnia 1939 roku obiecało Kostkowi podjęcie środków zaradczych i zdyscyplinowanie notariuszy.

Jest taki plastyczny opis, który ukazał się w prasie poznańskiej. Oto wojewoda w zwykłych łapciach łykowych, lnianych spodniach i słomkowym kapeluszu z zieloną torbą oraz kijem wyrusza w teren na inspekcję. Pewnego razu dotarł do wsi Siechniewicze powiatu prużańskiego, gdzie włóczył się po ulicach, co wzbudziło podejrzenie policjanta. Ten zatrzymał Kostka i zażądał, aby się wylegitymował. Na co Biernacki odpowiedział, że nie ma dokumentów. Wówczas policjant chciał go odprowadzić na posterunek. Kostek zaczął stawiać opór, więc funkcjonariusz wykręcił mu rękę i zaczął pchać przed sobą. Nie mogąc znieść bólu, zatrzymany w pewnym monecie powiedział, aby go puścić, bo nie jest włóczęgą, tylko wojewodą. Po tych słowach policjant spoliczkował zatrzymanego za bezczelność. Po odzyskaniu wolności Kostek udzielił policjantowi pochwały za sumienną służbę, po czym polecił ukarać za bicie aresztowanego.Innym znowu razem Kostek-Biernacki zawędrował na posterumek w Malczu. Siedział tam wraz z innymi interesantami, a naprzeciw za biurkiem moczył sobie nogi komendant posterunku. W pewnym momencie odezwał się telefon na posterunku i miała miejsce mniej więcej następująca rozmowa:”Co wy mówicie kolego, więc ta cholera, mimo że dostał po mordzie, znowu łazi, mówicie że poszedł do mojego rejonu, muszę się ubrać bo może czort go tu do mnie przyniesie” Na to powstał  ze swojego siedzenia Biernacki i oświadczył, że czort go tu dawno przyniósł. Podziałało to na komendanta jak gdyby go raził piorun.”

 „Jako wojewoda nowogródzki, potem poleski był nie tylko sprężysty, ale i sprawiedliwy dla ludności w tym sensie, że pilnował, aby urzędnicy nie krzywdzili ludności na własną rękę” – przyznaje, bardzo krytyczny wobec Kostka Stanisław Cat-Mackiewicz. Wojewoda lubił incognito odwiedzać starostwa, zaglądać na targi, wizytować gospodarstwa. Jak sam zapisał: „Przebierałem się po chłopsku i rozmawiałem szczerze z chłopami. Gdy przyjeżdżałem do wsi jako wojewoda, ustosunkowywano się do mnie wrogo lub uniżenie. Moją największą troską było zbliżenie ludności do Polski”. Lubił niespodziewanie przeprowadzać inspekcje i kontrole urzędów. Tępił złodziei, aferzystów i komunistów. Tak więc w działalności Kostka-Biernackiego – włodarza Polesia – widać jego pepeesowską formację, czyli przywiązanie do elementarnych zasad sprawiedliwości społecznej. W opinii niechętnemu mu staroście M.Lissowskiego „Biernacki był dobrym wojewodą, niezłym administratorem, pilnie , a nawet nocami uczył się przepisó i wzywał naczelników wydziałów, aby mu wyjaśniali znaczenie przepisów prawnych. Każde zagadnienie starał si e zgłębić i przed wydaniem decyzji wysłuchiwał wszystkie strony i badał materiały”.

 

 Kostek nigdy nie był komendantem Berezy Kartuskiej

 Przykładem „czarnej” legendy jest twierdzenie, że Kostek-Biernacki był „założycielem”, a nawet „komendantem” obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. W rzeczywistości, gdy 15 czerwca 1934 roku Grzegorz Maciejko, pseudonim „Gonta”- terrorysta ukraiński (członek OUN), zastrzelił przy ulicy Foksal w Warszawie ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, dwa dni później w Dzienniku Ustaw ogłoszono rozporządzenie prezydenta o utworzeniu w Berezie Kartuskiej w woj. poleskim „obozu izolacyjnego dla osób zagrażających bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu”. Główną „klientelą” obozu w Berezie byli nacjonaliści polscy i ukraińscy oraz komuniści. Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był ówczesny premier Leon Kozłowski, a Józef Piłsudski zgodził się na utworzenie obozu, mimo iż sam wielokrotnie wcześniej powtarzał, że „Polacy mają w sobie instynkt wolności. Ten instynkt ma wartość i ja tę wartość cenię. W Polsce nie można rządzić terrorem” . Z kolei wedle zapisu Wacława Jędrzejewicza, Marszałek miał powiedzieć: „Ja nic nie mam przeciw tej waszej czerezwyczajce, ja się na tę waszą czerezwyczajkę na rok zgodziłem”. Kostek-Biernacki jako wojewoda nadzorował przygotowanie obozu, a później go wizytował, ale występował w roli urzędnika wykonującego polecenia władz centralnych.   Funkcję te początkowo sprawował Bolesław Greffner z Poznania, potem, od 1 grudnia 1934 roku, Józef Kamala- Kurhański, zastępca naczelnika carskiego  więzienia w Piotrkowie przed I wojną światową, czyli wtedy, gdy siedział w nim Kostek. Biernacki był wobec niego bardzo surowy, odnosił się do niego w sposób pogardliwy. Późniejsze wmawianie Kostkowi, że był komendantem Berezy to efekt czarnej legendy, którą zaczęły tworzyć mu przed wojną antysanacyjne elity.

 

Komisarz cywilny dla obszarów wojennych

 Po wybuchu wojny, 2 września 1939 roku Kostek-Biernacki otrzymał ministerialną nominację – został generalnym komisarzem cywilnym dla obszarów wojennych, któremu podlegało gros administracji. Granicę z Rumunią przekroczył 18 września pod Kutami i został internowany. W Rumunii przebywał w kilku ośrodkach internowania.  „.

Od końca 1943 roku  Kostek przebywał na wolnej stopie, miał szwajcarski paszport dyplomatyczny. Próbował dostać się do polskiego wojska na Zachodzie, ale władze polskie nie wyraziły zgody na jego przyjazd.

W kwietniu 1943 roku poległ w Warszawie podczas likwidacji volksdeutscha na ulicy Stalowej jedyny syn Kostka – Lesław Ryszard Biernacki, ps. „Romanowski”.  Należał do oddziału dywersyjnego prawicowej Konfederacji Narodu.  

 

 Aresztowany przez komunistów

 W marcu 1945 r. w nie wyjaśnionych okolicznościach Kostek-Biernacki został aresztowany w Rumunii, w której władzę przejęli już komuniści. „W kwietniu 1945 r. około dwudziestu Polaków miało być przewiezionych na Mokotów. Kostek-Biernacki stawiał opór czynny. Zabrano go przemocą” – zanotował Browiński.  „Słyszałam, że maczał w tym ręce Jerzy Borejsza. Ubrany w mundur NKWD przywiózł Kostka do Polski pociągiem na Dworzec Główny i przekazał swojemu bratu Goldbergowi, czyli Różańskiemu” – opowiadała Krystyna Banasik, która pracowała z żoną Biernackiego, Anną w Związku Literatów Polskich.
Wedle innej wersji został przywieziony samolotem: „przyleciał po niego samolot z polskimi znakami, przywitano go gorąco. W drodze przekonał się, że lecą nie na Zachód, jak sądził, lecz do Polski” – mówił Kazimierz Augustowski, który na Rakowieckiej siedział w jednej celi z Kostkiem.

 Formalnie 9 listopada zostaje aresztowany, a 11 listopada 1945 rok zaczyna figurować w dokumentach aresztu karno-śledczego Warszawa I.

Reżimowy „Express Wieczorny” z 22 lipca 1946 roku wołał na czołówce: „Kat Brześcia za kratami Mokotowa”. Natomiast  21 września 1946 roku ukazała się informacja: „Kostek za dwa tygodnie stanie przed sądem”. Wedle scenariusza władz komunistycznych – „Kostek-Biernacki postawiony będzie pod pręgierzem nie tylko jako indywidualna jednostka, ale (…) będzie sądzony system rządzenia, którego był wyrazicielem, jako klasyczny reprezentant faszystowskiego reżimu”.  Były wojewoda miał odpowiadać z dekretu z 22 stycznia 1946 roku za zdradę Narodu Polskiego.
Tępi śledczy, nadzorowani przez znanego ze służalczości wobec „ludowej” władzy – Władysława Dymanta, wicedyrektora Departamentu Specjalnego Prokuratury Generalnej (tego samego, który zarządził sądzenie gen. Augusta Emila Fieldorfa przy drzwiach zamkniętych) – wymienili: „agenturalną” działalność w PPS – na usługach wywiadu austriackiego, okrucieństwo piłsudczykowskiego żandarma, przynależność do „elitarnej kliki legionowej” i „mafii Parasol”, komendanturę Brześcia, no i przede wszystkim wspomnianą już Berezę. Do pokazowego procesu, w którym nowa „demokratyczna” władza chciała pokazać zbrodniczość przedwojennej sanacji, jednak nie doszło. Akt oskarżenia upadł właśnie ze względu na Berezę – komunie nie udało się znaleźć wystarczających dowodów i świadków przestępstw Kostka w tym najgorszym z możliwych obozów.Jeden z policjantów, odbywających służbę w Berezie, który był świadkiem w śledztwie, zeznał: „My nie wywieraliśmy żadnego wpływu na więźniów, by podpisywali tzw. deklaracje wierności, czasami tylko tłumaczyliśmy, że jak napisze taką deklarację, to go zwolnią. Istotnie często nawet po jednym dniu po wypisaniu takiej deklaracji zostawał zwolniony. Żadnych nagród za to nie dostawaliśmy”.  

 

Nowy proces za 7 lat


Na nowy proces musiał czekać następnych siedem lat. Jako „faszyście” zapewniono mu nie byle jakie towarzystwo – siedział w jednej celi z Erichem Kochem, komisarzem Rzeszy dla Ukrainy, skazanym w Polsce na karę śmierci za zbrodnie wojenne.
„Psychicznie trzymał się dobrze – wspominał Kazimierz Augustowski. – Był towarzyski, czasami nawet dowcipkował. Opowiadał nam o Legionach, Algierii, swoim przywiązaniu do Marszałka. Nigdy nie pozwolił powiedzieć o nim złego słowa. Kiedyś Różański miał obchód, jako starszy celi krzyknąłem: <Panie pułkowniku, pan major Różański przyszedł>. Kostek, udając, że nie słyszy, nie ruszył się z miejsca”. Wedle ciekawej relacji współwięźnia, przedwojennego komunisty, a po wojnie oficera MO Józefa Marchwińskiego, który spotkał się z nim na przełomie lat 1949–1950, zdaniem Kostka: „niewybaczalnym błędem był udział Polski w najeździe Niemiec na Czechosłowację w 1938 r. i zajęcie Śląska Cieszyńskiego. Twierdził, że należało wspólnie z Czechosłowacją stawić czoła Hitlerowi (…). Mówił mi, że należało dać Ukraińcom na terenach, gdzie stanowili większość, prawa autonomiczne w ramach Państwa Polskiego. Na skutek błędnej polityki mieliśmy Ukraińców przeciwko sobie. Mówił, że była to niewybaczalna ślepota, skoro graniczyliśmy z wcieloną do Sowietów, przewyższającą nas liczebnie Ukrainą. Mieliśmy więc wrogów po obu stronach granicy”. Inny współwięzień, o. Tomasz Rostworowski napisał o Kostku: „Siedział już od sześciu lat w więzieniu, cały czas w śledztwie, ale na przesłuchania nie brano go prawie wcale, bo też wcale nie chciał nic mówić. Czuł, że w więzieniu władze chcą mu odebrać zdrowie i życie, a żyć chciał koniecznie.”Do końca zachował godność, choć przeszedł koszmar, którego niejedewn z nas by nie wytrzymał. Strażnikowi, wyzywającemu go od faszystów, odpowiedział hardo:”Jak stąd wyjdę, może jeszcze zdążęcię powiesić!”

Tajna rozprawa


10 kwietnia 1953 roku Wacław Kostek-Biernacki stanął przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie. Podczas tajnej rozprawy, której przewodniczył „zasłużony” sędzia Henryk Kempisty, Biernacki do winy się nie przyznał: „akt oskarżenia jest wielką nieprawdą”- zdecydowanie stwierdził.Mimo to 14 kwietnia 1953 roku skazano go na karę śmierci „za tłumienie ruchu rewolucyjnego, faszyzowanie kraju, szkalowanie i zohydzanie Związku Radzieckiego”.  W uzasadnieniu wyroku napisano m.in.: „Od września 1931 roku do 31 sierpnia 1939 roku w związku z wykonywaniem urzędu wojewody nowogródzkiego i poleskiego, realizując politykę sanacyjnego rządu faszystowskiego dławienia rewolucyjnego ruchu mas pracujących miast i wsi oraz wynaradawiania ludności ukraińskiej i białoruskiej, działał na szkodę Narodu Polskiego”.7 sierpnia 1953 roku Sąd Najwyższy „łaskawie” zamienił mu karę na 10 lat więzienia, z zaliczeniem aresztu śledczego. Biernacki był już wówczas bardzo chory, miał miażdżycę, chorobę wieńcową, rozedmę płuc, padaczkę. Komisja lekarska w styczniu 1955 r. stwierdziła: „Ogólny stan zdrowia ulega stałemu pogorszeniu, nie rokuje zupełnie poprawy oraz zagraża życiu”. Kazimierz Augustowski, towarzysz Kostka z celi, wspominał: „ Raz na kwartał na widzenia przychodziła żona. Kontakt jednak mieli utrudniony – on był prawie głuchy, ona niedowidząca „Mój mąż od dawna nie może poruszać się o własnych siłach. Na ostatnim widzeniu odniosłam wrażenie, że mąż jest umierający i że przy swoich 71 latach nie przetrzyma tych kilku miesięcy, które mu zostały do odcierpienia” – pisała Anna Biernacka do Rady Państwa w lipcu 1955 r. Sama żyła w nędzy, wielokrotnie była wyrzucana z pracy.  

 

 Koniec cierpieniom

9 listopada 1955 roku, czyli dokładnie w 10 lat po formalnym aresztowaniu,  Wacław Kostek-Biernacki został warunkowo zwolniony z więzienia. Z Rakowieckiej do małego pokoiku na ul. Mokotowskiej, gdzie mieszkała jego żona, przewieziono go karetką pogotowia. Komuniści doskonale wiedzieli, że mogą wypuścić wroga, przedstawiciela znienawidzonego reżimu piłsudczykowskiego, bo jest już całkowicie nieszkodliwy. Natomiast jego śmierć w więzieniu byłaby nie na rękę władzom komunistycznym . Zmarł 25 maja 1957 r. Został pochowany na starym cmentarzu w Grójcu, w grobie rodzinnym.
„I obok naturalnego wstrętu do śmierci, uczuwam jasną radość, że odchodzę i że nigdy już nie będzie mnie dręczyć nieznośny widok cierpień żyjących istot” – napisał Wacław Kostek-Biernacki w jednej ze swoich powieści „Diabeł zwycięzca”. 

Wybitny literat

Polska Ludowa wyrządziła mu jeszcze inną krzywdę. Kostek miał talent literacki, poza wspomnianą poezją legionową napisał  w 1931 roku publicystyczny zbiór Diabeł zwycięzca i rok później Strasznego gościa. To sześć napisanych piękną kresową polszczyzną opowiadań, w których narratorem jest stary chłop Kostia.  Należy zgodzić się z prof. Andrzejem Nowakiem, który napisał: „Rozbuchaniem wyobraźni i umiejętnością budowania gęstej atmosfery przypominająca Gogolowskiego „Wija” czy „Wieczory na futorze koło Dikańki”. Mistrzostwo stylizacji „Strasznego gościa” ma innego jeszcze patrona i wzór: „Pamiątki Soplicy” Henryka Rzewuskiego, które utrwaliły w naszej literaturze język i mentalność XVIII-wiecznej szlachty.” Tymczasem Kostek-Biernacki patrzy na świat oczami poleskiego chłopa, używa jego niepowtarzalnych metafor. Ot, choćby takich: „Znam własne serce, jak pop nasz żonę Aleksieja starosty”. Albo w rozważaniach o zauroczeniu „babskim rodzajem”: „Dałże Bóg rodzajowi babskiemu siłę taką, jakby komu dobremu! Patrzysz na nią: cud chyba, serce ci mięknie jak kartofel upieczony, zdaje ci się, że to coś jak nie człowiek, jakby święty anioł, przed którym choć na kolana padaj, to znów jakby przysmak jakiś nadziemski, a w nim samo najwyższe szczęście twoje siedzi i rozkosz tajemnicza, niezmierna. A w rzeczy samej: baba! Napycha brzuch kapuśniakiem, jak i ty, w nocy chrapie przez nos, wódkę pije i jak upije się, to śpiewa nieprzyzwoite piosenki. Tylko, że włosy ma długie, gębę bez wąsów i ciało według tej potrzeby, na co ją Bóg stworzył z żebra Adamowego.Rozsiane na każdej niemal stronie tej książki takie „zapisy” czynią z opowiadań Kostka-Biernackiego cudowną rozrywkę i historyczno-etnograficzne świadectwo odchodzącej mentalności. Obrazy zderzenia tego świata z nowoczesnym światem miasta albo z nowoczesnym nacjonalizmem: polskim i ukraińskim, które walczą o duszę kresowego chłopa  – to lektura wręcz obowiązkowa dla badaczy dziejów społecznych Europy Wschodniej. „Ojczyzna to pańska rzecz albo urzędnicza (…) Chłop służy ziemi swojej rodzonej, a wielcy mocarze przychodzą z boku i nakrywają go ojczyzną jak wróbla czapką” – za tę metaforę Kostek zasłużył na trwałe miejsce w historii pojęcia narodu i ojczyzny.

 1 października 1951 r. Centralny Zarząd Bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki nakazał niezwłoczne wycofanie wszystkich utworów Kostka-Biernackiego, skazując go na zapomnienie. Wznowione w 2006 roku to arcydzieło polskiej prozy, przeszło niezauważone.

Jak powiedział Jan Kołakowski, „w Jego życiu i śmierci jest echo dawnego rycerskiego etosu, który najdłużej przetrwał jedynie w wiecznie romantycznej Polsce. Zginąć- rzecz żołnierska, a przecież Kostek całe życie był przede wszystkim żołnierzem. Ale zginąć trzeba tak,żeby nie wstydzić się przed sobą, żeby w tym teatrze jednego aktora sama śmierć nagrodziłą nas oklaskami. Jak w wierszu Micińskiego(którego notabene Kostek bardzo cenił):”Bogowie mogli – jam był pojony jak wy – ambrozją –i mlekiem lwów…”

 Wybrana literatura:

  1. Składkowski –  Moja służba w Brygadzie. Pamiętnik polowy,
  2. Cichoracki –  Polesie nieidylliczne
  3. Cichoracki – Droga ku anatemie. Wacław Kostek-Biernacki 1884-1957
  4. Biernacki – Diabeł zwycięzca
  5. Polit –  Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej
  6. Świtalski – Diariusz 1919-1939

            Blogpress.pl Godziemba s blog

            Niezalezna.pl

Op. red.

Echa Polesia_1_2015

Udostępnij na: