Piękną jest ziemia poleska, ziemia puszcz i mszarów, wiosną błękitna od rozlanych wód, latem zielona od szumiących borów, a zimą czarodziejsko biała. I chociaż są na świecie głębsze lasy od poleskich i większe wody i dalsze horyzonty, ale żaden las nie ma w sobie tego uroku, co puszcza poleska, żadna woda nie ma tego błękitu, co wiosenna rzeka poleska i żaden mszar tak nie pachnie, jak na Polesiu. Drzewa mają tam w sobie coś z modlitwy: wyrastają z ziemi nade wszystko umiłowanej i sięgają w porywie zachwytu samego nieba. I rzeki mają w sobie coś z natchnienia: ogarniają dookoła siebie błękitnym uściskiem wszystko – łozy złotokwitnące wiosną, pełne brzęku pszczół, kwietne kępy kaczeńców, podobne do złotych gwiazd i niebo wiecznie uśmiechnięte, wiecznie przeglądające się w ich łagodnym, szerokim nurcie, który zda się sam nieraz płynącem niebem …

Myśliwy na Polesiu jest w sercu łowieckiego raju. Niezrównane rozkosze dają mu wiosną toki głuszców na leśnem uroczysku w puszczy odwiecznej i cietrzewie zaloty w mszarnych brzeźniakach i ciąg słonek na olchowym smugu i polowanie na barwne kaczory po bezgranicznych rozlewiskach rzek… Latem i jesienią kaczek tysiące napełniają rozgwarem cudny ten kraj, a gdy zima białym puchem okryje knieję, poczynają się królewskie łowy na dziki i rysie… Ostęp poleski jest bowiem ostoją grubego zwierza: dzików, łosi, wilków, rysi, na rzekach zaś w żeremiach i norach mieszka mądry budowniczy, bóbr.

I dlatego myśliwy kocha Polesie. Kocha je także poeta, kocha je za to, że jest ono ziemią obiecaną dla tych wszystkich, którzy umieją jeszcze słuchać puszczy, rzeki, mszaru, dla tych, którzy nie zapomnieli języka drzew, dzikiego zwierza i leśnych strumieni …

Po zgiełku złego miasta znaleźć się nagle w objęciach lasu, który nie ma granic, lub rzeki, która płynie wolniej, niż czas – to szczęście, jakiego trudno szukać gdzieindziej … Powoli płynący nurt błękitu omywa nam utrudzoną i zasmuconą duszę ze wszystkiego bolesnego i smutnego… Powoli łagodny szum lasu obejmuje nas swojem przemożnem władztwem i każe nam oczy podnieść ku szczytom drzew, ku niebu. I przypomina, że na tem niebie jest słońce. Słońce poleskie. A słońce na Polesiu piękniejsze jest i bardziej uśmiechnięte od wszystkich innych słońc na niebie… Więc raduje się człowiek i ma w sercu coś z błękitu tego nieba, z błękitu tych rzek do nieba podobnych i z uśmiechu tego słońca. Raduje się i czuje bliżej Boga, o którym śpiewa tu wszystko od leśnych ptaków począwszy, a na leśnych strumykach skończywszy.

A gdy potem człowiek zdaleka wraca do miasta, do ludzi złych i złość siejących, długo jeszcze po nocach śni mu się ziemia inna, od snów cudniejsza, puszczami szumiąca, od wód błękitna, od zwierza i ptaków gwarna. I w tych snach pełnych zieleni, błękitu i tęsknoty odbija się całe Polesie, jak niebo w czarodziejskiej toni Prypeci…

 

Julian Ejsmond

Udostępnij na: