„Żytom kwitnącym się pokłoń,(….)

Lasom zielonym się pokłoń

I wodzie, co się pod światło z błękitnej zdaje się być złotą,

Pokłoń  się niebu i łąkom i chmurom

Żeglującym jak jasne bryły,

I drodze do domu powiedz:

Stopy moje stęskniły się za siwym jej pyłem.”

Tak pisała w liście do swojej Mamy Janiny córka Krystyna Krahelska przyszła bohaterka Powstania Warszawskiego, będąc na studiach w Warszawie.  To ją pragnę przybliżyć, jej życie i bliskich, których ona kochała. Jaką była? Jakże skromną, a przecież jednocześnie wielką. I Ci co trwali przy niej, wielką troską i czułością z jej strony otoczeni byli. Uwielbiane miejsce rodzinne – Mazurki to to jej najpiękniejszy świat. Dzisiaj to miejsce już do Polski nie należy, jest po stronie białoruskiej.

Urodziła się 24 marca 1914 roku we wsi Mazurki nad rzeką Szczarą, która jest dopływem Niemna.

Zdjęcie ze zbiorów rodziny Domańskich: „Nad rzeką Piną”

Była córką Janiny z d. Bury i Jana Krahelskich. Tato Jan Krahelski był synem powstańca styczniowego, tradycje patriotyczne sięgały czasów napoleońskich, powstania listopadowego i jeszcze wcześniejsze. Szesnastoletnia Krysia w jednym z wierszy pisała: … O strzępach sukien czyichś w blade szyte róże, O zamurowanym w ścianie mundurze…”.

Krystyna w Mazurkach, pierwsza od lewej
Ppłk. Jan Krahelski, ojciec Krystyny

A mundur ten należał do dziadka Krystyny po mieczu – Aleksandra Krahelskiego, bohatera Powstania Styczniowego, który przetrwał okres pięcioletniego syberyjskiego zesłania. Na ziemi poleskiej urodził się i boje swoje toczył Romuald Traugutt. Siostra Jana – Wanda Krahelska ryzykując życiem brała bezpośredni udział w zamachu bombowym w 1906 roku na gubernatora i dowódcę warszawskiego okręgu wojskowego – Gieorgija Skałona, winnego egzekucji i wielu zesłań polskich patriotów.  W rok po narodzinach Krystyny w czerwcu 1915 roku na świat przychodzi brat Bohdan, zwany Danem, który oprócz rodziców stanie się największą miłością siostry. Tato Krystyny Jan Krahelski podczas I wojny światowej w jednostce saperskiej budował drogi i mosty, podczas wojny polsko-bolszewickiej dosłużył się rangi podpułkownika Wojska Polskiego i Krzyża Walecznych. W 1926 roku na okres sześciu lat zostaje powołany na stanowisko Wojewody Poleskiego. Było to jednocześnie największe województwo i najrzadziej zaludnione, wyjątkowo zniszczone przez wojnę. Zamieszkałe przez Polaków, Białorusinów, Ukraińców, Żydów i Tatarów. W tych warunkach Jan Krahelski dał sobie doskonale radę, położył wielkie zasługi dla Polesia. Walczył o rozwój oświaty (około 95% ludności to analfabeci), w tym rolnictwa, rybołówstwa,  przetwórstwa rolnego oraz bartnictwa, w którym Poleszucy celowali, zowiąc pszczoły „świętymi owadami”, ochraniał naturalne bogactwo  lasów, pełnych grzybów, jagód, żurawin, malin borówek…

Stefan Domaradzki: „Krajobraz na Polesiu”

W 1928 roku Krystyna Krahelska została harcerką Chorągwi Poleskiej Z H P i złożyła przyrzeczenie: „Mam szczerą wolę całym życiem służyć Bogu i Ojczyźnie, nieść pomoc bliźnim i być posłuszną prawu harcerskiemu”. We wspomnieniach koleżanek nazywana pięknie „Siostrzyczką Poleską”, że była bezpośrednia, serdeczna, przyjacielska, zawsze gotowa do pomocy i bardzo lubiana. Od 1929 roku została drużynową zuchów i znakomicie się tymi najmłodszymi dziewczynkami opiekowała. Umiała je zachęcić do czytania, śpiewu, poznawania historii Polski i czarów przyrody poleskiej. Niezwykle muzykalna, obdarzona słuchem absolutnym, wprowadzała zuchową dziatwę w czarodziejski świat pieśni i muzyki ojczystej. W 1929 roku mijała 80 rocznica pożegnania Chopina. Opowiedziała swoim zuchom historię jego serca, które wróciło do Polski, o czym tak jak marzył.

Krystyna Krahelska, 1920 r.
Krystyna z bratem, 1924 r.

„Nieście – Chopinowe serce

Nie w kryptowe, obumarłe  mroku,

Nie w podziemia beznadziejnie czarne!

Muszą przecież nad nim oblecieć obłoki.

Musi je wiatr ku sobie miłośnie przygarnąć!

Nieście je miedzami, drogą pod aleje klonów,

Koralowych jarzębin złoty cień mu dajcie.

Nieście je polami w dal – Wielką Monstrancję-

I dzwońcie mu rozgłośnie, radośnie,

Tysiącami dzwonów!

Powietrzem jesiennym mazurki,

Preludia , polonezy Grajcie!

Często śpiewała ulubioną piosenkę harcerza  z Brześcia – Jana Kosteckiego: „Polesia czar – to dzikie knieje moczary, Polesia czar – to wichrów smętny jęk…..”.  I na te ziemie przywędrował w 1931 roku  absolwent Szkoły Leśnej w Białowieży Kazimierz Domański (mój Tato) przyjmując posadę gajowego, a potem leśniczego w okolicach Pińska. Przybyły tam też dwie jego siostry Marta i Zuzanna z mężami, oraz najmłodsza Jadwiga. O swoich doznaniach w tamtym czasie często nam dzieciom wspominał.

W 1931 roku Krystyna biorąc udział w Kręgu Starszoharcerskim w Chorągwi Poleskiej ZHP na Zlocie Skautów Słowiańskich w Pradze czeskiej gdzie odnieśli ogromny sukces zdobywając pierwsze miejsce w zagospodarowaniu swojego obozu i prezentacji regionalnych. Nad obozem królował ogromny maszt z polską chorągwią, u jego stóp była ułożona z biało – czerwonych kamieni mapa Polski. Obozu strzegła ogromna brama z wyrzeźbionymi postaciami słowiańskich bóstw – Światowida i Pośwista – strzegących białego orła. Gości olśniły barwami polskie stroje i tańce. Dużą pomoc udzieliła harcerzom Mama Krystyny Janina Krahelska, która kierowała Towarzystwem Popierania Przemysłu Ludowego. Wspólnie z Uniwersytetem Jagielońskim działała także na rzecz zwalczania bardzo dolegliwej choroby na Polesiu – zakażenia oczu, zwanego jaglicą. Kierowała także Wojewódzkim Komitetem Poleskim, który organizował kolonie letnie i dożywianie dzieci. Tylko w 1928 roku udało się objąć tego typy opieką dwa i pół tysiąca małych Poleszuków. Wspólnie z córką zbierały eksponaty, stroje, hafty, legendy, pieśni – i opisując zdobycze z pietyzmem, przesyłały je do zbiorów gromadzonych przez wybitną etnografkę  – Cezarię Baudoin de Courtenay Ehrenkratzową, która stworzyła Muzeum Etnograficzne w Wilnie.

Krystyna po zdaniu matury w 1932 wyjeżdża do Warszawy, by rozpocząć studia na Wydziale Geografii Uniwersytetu Warszawskiego. Wspólnie z bratem Bohdanem zwanym Danem zamieszkuje w Warszawie u sławnej cioci Wandy Krahelskiej, przyszłej żony ambasadora Rzeczpospolitej w USA Tytusa Filipowicza. Bohdan, uczeń Liceum im. Stefana Batorego  ma zdawać maturę. Do liceum tego uczęszczają też przyszli bohaterowie „Kamieni na szaniec” – Janek Bytnar ”Rudy”, Tadeusz Zawadzki  „Zośka”, Aleksy Dawidowski „Alek”. Wanda Krahelska jest ważną postacią w intelektualnym kręgu Warszawy, działa na rzecz Uniwersytetu Ludowego, pracuje w dziale opieki nad dziećmi sierotami w „Naszym Domu” z doktorem Januszem Korczakiem, ma wielu przyjaciół artystów, a wśród nich znaną rzeźbiarkę Ludwikę Nitschową, która pozna u niej Krystynę.

Rok 1933 był to pierwszy warszawski – to niedobry rok. Umiera ukochana babcia Krysi – Idalia Bury, która podczas I wojny opiekowała się wnuczkami. Krysia napisze do  niej  z czułym smutkiem:

„ Moja Ty cicha. Najcichsza

(pamiętam Twój uśmiech promienny) (….)

pamiętam rąk Twych kojącą pieszczotę

Co roku wiosna powraca i jesień barwi złotem

Jakże ja w cyklu powrotów, mam pojąć Twoją bezpowrotność?

W złym roku 1933 Tato Jan Krahelski odchodzi wskutek intryg z urzędu Wojewody Poleskiego. Odszedł z wielką godnością, skromnością i spokojem w swoje wiejskie zacisze, do Mazurek. By dalej budować swój wymarzony dom. W tym niedobrym roku Danek nie zdaje matury, a Krysia oblewa egzamin z filozofii. I jak to często w życiu bywa z czasem to złe odwraca się na dobre, bywa że jeszcze lepsze. Już w następnym 1934 roku Dan zdaje maturę w Zakopanem i podejmuje studia w Szkole Głównej Handlowej. Tato zostaje powołany na Inspektora melioracji. Na Uniwersytecie Warszawskim powstaje katedra Etnografii Polskiej, której kierownictwo obejmuje wspominana wcześniej profesor Cezaria Baudouin de Courtnay  Ehrenkreutz – Jędrzejewiczowa, żona prezesa Rady Ministrów Janusza Jędrzejewicza. Krystyna z radością przenosi się na  wydział etnografii. U wyżej wymienionej pani Profesor zdaje egzamin z etnografii z etnologią i prehistorią, a z historii Polski u prof. Henryka Mościckiego. Odbywa pierwszą praktykę na Huculszczyźnie, gdzie – „ We wnętrzu starej cerkwi gdzieś nad Czeremoszem, Zatęsknił za górami święty Jerzy”.

Rękopis wiersza „Dom”

Krystyna Krahelska uczy się pieśni huculskich, śpiewa je z kapelą , notuje. Zbiera skrzętnie materiały do swej pracy magisterskiej „Tkactwo i bednarstwo na terenie Huculszcyzny. Pisze „ Balladę o świętym Jerzym”, którą dedykuje pani Cezarii. Ballada nasycona słońcem i blaskami złota cerkiewnych ikon, ukazuje rycerskiego świętego niby młodego Hucuła, który chce poić konia „u zielonej wody”, „zajrzeć w oczy mołodycom” i patrzeć, jak „wiatr rozwiewa zapaski huculskim dziewczynom”. To ten sam święty z mazurkowskiej legendy, który ziemię otwiera wiosną czarodziejskim kluczem. W nowym roku akademickim 1936/1937 zaczyna się dla rodzeństwa Krahelskich w nowej siedzibie, ale z najlepszymi przyjaciółmi. Na mokotowskiej ulicy Fałata. Z Krystyną i Dankiem zamieszkują gimnazjaliści – Janina i Witek Krassowscy, dzieci serdecznego przyjaciela ojca z czasów studiów w Pradze – Grzmisława Krassowskiego i jego żony Janiny. W majątku Piesza Wola na Podlasiu Krahelscy zawsze byli upragnionymi gośćmi. Spędzali tam święta Bożego Narodzenia. A Jasia i Witek z radością odwiedzali Mazurki.

Na zdjęciu od lewej: Janina Krassowska, Krystyna Krahelska, Stanisław Chmielewski (student Politechniki, pianista). Zdjęcie z archiwum rodzinnego Krassowskich, Wierzbickich i Domańskich

Krystyna ze swoją poezją się taiła. Tylko rodzice, brat, najbliżsi przyjaciele znali jej wiersze, które im dedykowała, tak jak Witoldowi i Jance Krassowskim. Druhowi Witkowi ofiarowała pogodne „Wakacje wielkanocne” 1937 roku, które wszyscy spędzili w Mazurkach, gdy „koło domu pęcznieją na kasztanach pąki”, a Krysia fiołków szuka „jak wonnej wiosny”. Jasi poświęciła „Krajobraz z nowiem”, niosącym chłód jesieni, „Organy wierzących”, gdzie „organowym pasażem wiara przenika przez serce” – „ o nieśmiertelność trzeba się modlić nawet w godzinę śmierci”. Jasi przypisane są strofy wiersza „ Wiśnie i słowa”, radosne , bo wiosna się objawiła w kwitnieniu wiśniowem/ jak miłość….”

Miłość, która właśnie objawiła się Krystynie. Miłością tą był Stanisław Wujastyk – student Szkoły Lotniczej w Dęblinie, przyjaciel jej brata Danka. Bohdan Krahelski kończy kursy w Wołyńskiej Szkole Szybowcowej, porzuca studia, by znaleźć się w Centrum Szkolenia Lotniczego na Ziemi Świętokrzyskiej w Masłowie. Miłość Krysi – Stach Wujastyk widzi wzruszającą, rodzinną więź.

Krysia „karmi się miłością” do brata. Na zdjęciu Krystyna i jej ukochany brat Bohdan-Danek.

Są związani ze sobą widocznie i całkowicie. On, ich ojciec i matka, rodzinny Dom, byli dla Krystyny skarbcem wszystkiego, co w polskiej rodzinie najlepsze. Wszyscy z  identycznej duchowej tkanki. Dom. Mazurki”.

Na zdjęciu Krystyna ze Stanisławem Wujastykiem (Stachem). Grudziądz 1937 rok

 

Święta Bożego Narodzenia 1936 roku.

„Pachnie sosną i świętem,

Dymem i podwórzem,

Wonią domu i ciszy,

Miodu i rezedy…,

Głowę wsparłszy na dłoniach

W zmierzchu się zanurzam:

Jak w miłości, co przyszła nie wiadomo kiedy…”

Od tych świąt choinką sosnową pachnących, w dźwiękach kolęd,

w dzwonkach sanek pędzących śnieżystymi drogami

– zacznie się wielka i jedyna miłość Krystyny.

Adresatem najpiękniejszych wierszy miłośnych będzie Stach.

Niestety sprawdziła się jej przepowiednia, że to uczucie nie może zakończyć się szczęśliwie. Gdy drżało jej serce, czekało – a był to 1943 rok, od dawna był już żonaty. Niestety dla Krysi Stach ożenił się w czasie wojny w Anglii. Nie powiadomił Krystyny. Przesłał jakoś wiadomość Jance Krassowskiej, która długo nie miała odwagi przekazać jej tej złej wieści. Gdy to wreszcie uczyniła otrzymała odpowiedź pełną rezygnacji: „Tak oto przekreśla się, że się tak wyrażę wszystko własne, osobiste. Do śpiewu już nie wrócę. Nigdy nie dojdę do niczego. Zatem koniec i kropka, nie ma o czym gadać”. Tak jak po liście St. przekreślało się jedno – tak i to drugie się przekreśli, poboli, przestanie – dojdzie się w końcu do końca życia – które  zapowiadało się „śpiewająco”. Mała bieda, krótki żal… Przegrał ktoś i już…! Czuję, że nieprędko wstanę.

Krystyna miała włosy barwy dojrzałego żyta, złotawe. Oczy – zielone. O wrażliwości Krystyny piszą wszyscy, którzy ją znali. Łatwość zjednywania sobie ludzi z różnych środowisk i w różnym wieku wypływała z jej charakteru, traktowała zarówno dzieci, jak osoby starszego pokolenia czy  wiejskich ludzi., zwłaszcza kobiety, jednakowo poważnie i bezpośrednio, wnikając w ich zainteresowania i obyczaje. W stosunku do dzieci, które bardzo lubiła, była szczególnie czuła. Marzyła też o własnym dziecku.

Rok 1937 jest okresem sukcesów. W czerwcu na międzynarodowej wystawie w Paryżu Polska otrzymuje złoty medal. Wystawie towarzyszy prezentacja polskich tańców ludowych. Na misternie przygotowanych makietach, miniaturowe figurynki w precyzyjnie odtworzonych kostiumach tańczą zbójnickiego, krakowiaka – i lenok! Krystyna jest autorką całego układu tego tańca, w którym tylekroć wirowała, klaskała, przytupywała podczas mazurkowskich dziewczęcych wieczorów. Z inicjatywy Zofii Poniatowskiej Krystyna śpiewa na koncertach w zaprzyjaźnionych domach i dla Zrzeszenia Krzemieńczan, które przyznaje jej honorowe członkostwo. Głos Krystyny – wspaniały, miękki, giętki sopran pozbawiony ostrego, wysokiego brzmienia – był urzekający. 1 grudnia 1937 roku zaśpiewała w Wilnie – w Mickiewiczowskiej celi Konrada – tam, gdzie był więziony z przyjaciółmi, tam, gdzie dzieje się akcja III części „Dziadów”, tam, gdzie Mickiewicz-Konrad woła: „Ja i Ojczyzna – to jedno!”. Ponadto śpiewała dumki białoruskie, ukraińskie, huculskie… Przywiozła z Wilna wiersze poświęcone „Najświętszej Pannie ciemnolicej”- Ostrobramskiej i „najgorętszemu sercu” Marszałka Piłsudskiego złożonemu w grobie jego matki na cmentarzu na Rossie.

W 1937 roku odnotowujemy jeszcze jeden sukces Krystyny Krahelskiej. Wspominana wcześniej utalentowana rzeźbiarka Ludwika Kraskowska – Nitschowa wybrała ją na model do pomnika warszawskiej Syreny. Zaakceptował ten pomysł pomnika – godła stolicy – Prezydent Stefan Starzyński. Żołnierz I Brygady Legionów Józefa Piłsudskiego z pułku zwanego zaszczytnie ”Zuchowatymi”, szef sztabu 9 Dywizji Piechoty w wojnie polsko-bolszewickiej, najsławniejszy prezydent w jej dziejach, marzył „by Warszawa była piękna”. I to marzenie skutecznie realizował. Ludwika Nitschowa znała dobrze Krystynę. Przyjaźniła się z jej ciocią Wandą Krahelską – Filipowiczową, należała do bliskiego grona Zofii i Juliusza Poniatowskich. Gdy rzeźbiła głowę Krystyny, w pracowni zobaczył ją Prezydent Starzyński – zachwyciła Go „polska uroda” dziewczyny, „pełna wdzięku”. 21 marca 1937 roku Maria Dąbrowska notowała w „Dzienniku”: z Poniatowskimi idziemy do Pani Kraskowskiej –Nitschowej zobaczyć pomnik Syreny, przeznaczony dla Warszawy, ma stanąć nad Wisłą (….) Pozowała do niego Krysia Krahelska, córka wojewody. Piękna jak syrena i śpiewa jak syrena.

Stefan Krzysztof Kuczyński (wybitny znawca herbów) tak opisuje pomnik, do którego pozowała Krystyna: „Syrena ma w tle rzekę i drzewa na przeciwległym brzegu. Wzrok ma skierowany ku biegowi rzeki, na północ; ten sam kierunek wyznacza jej prosty miecz trzymany w prawej ręce. Mocny korpus kobiecy na pół osłania okrągła, lekko wypukła tarcza trzymana w lewej ręce; na tarczy widoczna jest sylwetka orła w koronie, napis Warszawa, biegnący półkolem na obrzeżu. Ciało kobiety w połowie niepostrzeżenie przechodzi w pokryty łuską tułów rybi, zakończony płetwami i ogonem. Syrena jakby płynęła po falach (…) Z warszawskiego posągu bije siła i męstwo.

Krystyna w swojej skromności nie przyznaje się przyjaciołom do niezwykłego splendoru. W październiku bierze urlop dziekański i wyjeżdża do Krakowa. Uczy się śpiewu u sławnej diwy operowej – Heleny Zboińskiej – Ruszkowskiej.

A potem 18 czerwca 1939 roku za swą pracę magisterską „Rok obrzędowy we wsi Mazurki” otrzymuje ocenę bardzo dobrą. 26 czerwca zdaje egzamin ustny również z wynikiem bardzo dobrym.

 

Gdy Krystynie wręczano dyplom, pomnik stał już nad Wisłą. W kwietniu 1939 pojawiły się w prasie warszawskiej komunikaty: „Syrena u brzegów Wisły, „nowa rzeźba stolicy”, „Z wód Wisły wyłoniła się Syrena, sprawiając mieszkańcom Warszawy prawdziwą niespodziankę”. Warszawiacy byli oburzeni i zasmuceni, że uroczystość odbyła się bardzo skromnie, aby nie drażnić Niemców. Prawdopodobnie było to 15 sierpnia 1939 roku.

Bohaterka książki „Miecz Syreny” patrzyła na Krystynę Krahelską – i zobaczyła głowę dziewczyny, lekko uniesioną w górę, identyczną z głową wojowniczej Syreny. Twarz była piękna i czysta w rysunku, (…) bardzo skupiona, surowa. Cóż jeszcze, poza tym, że pisała wiersze i pozowała znanej rzeźbiarce, mogła uczynić dla swojego miasta, ta bardzo młoda piękna dziewczyna”.

1 września 1939 Krystyna żegna swojego brata odjeżdżającego do wojska. 3 września Prezydent Stefan Starzyński wołał przez radio do świata: „Warszawa się pali, w ostatnim śmiertelnym zrywie  mierzy się z wrogiem. Obietnice nie zostały dotrzymane. Pomoc nie przyszła”.

Krystyna, która do Warszawy z Mazurek  dotarła 4 września natychmiast włączyła się do działań. W huku bomb ratowała rannych, pomagała stawiać barykady. Przekonana przez swoją ciotkę Wandę Krahelską, że musi zaopiekować się rodzicami – przeżyła gehennę wędrówki powrotnej. Dotarła do Mazurek 16 września. !7 września Armia Czerwona przekracza granicę Polski. Wiadomo co czeka Polaka, który był wojewodą poleskim. Krahelscy żegnają Mazurki. Krysia pisze wiersz „Rozstanie”:

„Odchodzę. Nie płaczę, O sosny, sosny wierne…. więc zapomnijcie, że byłam”. Pierwszy przystanek to Grodno – nadniemeńskie miasto Elizy Orzeszkowej. Teraz jej ” Wspomnienia grodzieńskie” to „kołysanka obłąkanych kul, smutna piosenka milknących dział (….) Chłopcy zabici. Na trotuarach – krew”.

Wrzesień.

„Wojenko, wojenko jaka siła w tobie…,

Cicho śnią twoi chłopcy w płytkim swoim grobie,

Na ulicach Warszawy, pod Mławą, pod Rawą

Polegli młodą śmiercią , jaskrawą i krwawą.

Gorzko śpią twoi chłopcy w płytkim swoim grobie,

A Polskę – niby ziarno w roli – mają w sobie ,

Gorzkim piołunem, trawą – nie pękiem róż białych,

Nie jak w piosence – groby po Polsce rozsiałaś”.

Krahelskim udaje się dotrzeć do Warszawy. W biedzie, chłodzie i głodzie przychodzi pierwsze wojenne Boże Narodzenie. Basia Poniatowska, która została w warszawie mimo błagania rodziców opuszczających Polskę wraz z władzami rządowymi – przynosi gałązkę jodły srebrnej. Zgłaszają się przyjaciele Jasia i Witek Krassowscy i zabierają Janinę i Jana Krahelskich do Pieszo Woli, w gminie Sosnowica, pow. Włodawa.

Jasia Krassowska, przyjaciółka Krystyny. Pieszo Wola k. Włodawy. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Dwór Krassowskich w Pieszo Woli. Zdjęcie –Archiwum rodzinne

Miejsce wyjątkowe również w naszej rodzinnej historii.

Osadziwszy „Stare Ptaki” (jak z czułością zwała Rodziców) w bezpiecznym gościnnym dworze Krassowskich, Krystyna będzie od polowy 1940 roku dzieliła czas między Warszawą a Puławami, gdzie dzięki babkom Czarnockim zakotwiczyła się w Instytucie Naukowym Gospodarstwa Wiejskiego.  Dom pań Czarnockich zasłynął jako czołowy punkt kontaktowy AK, zawsze otwarty dla potrzebujących. Tam podejmuje działalność w konspiracyjnym ruchu oporu. W Służbie Zwycięstwu Polski, Związku Walki Zbrojnej, Batalionach Chłopskich, Armii Krajowej. W tym czasie przebywa Mama moja Henryka z Wierzbickich w pobliskim Baranowie u swoich stryjów Jadwigi (z Lipkowskich i Krassowskich) i Tadeusza Wierzbickich, wszyscy należą do AK, mają kontakt też z Krystyną.

Wśród dokumentów Krystyny jakie ocalały jest przez nią nakreślony Krzyż Virtuti Militari i przepisany tekst przysięgi.

„Wobec Boga Najwyższego przysięgam przed samą Ojczyzną w moim sumieniu- nie przed jej przedstawicielem – iż najwyższą cnotą jest Miłość Ojczyzny i że Jej poświęcam życie i wszystkie zdolności i czyny. Odpowiedź: „Twierdzą nam będzie każdy próg i każde serce”. Była kurierką, działała w misjach wywiadowczych, z ramienia „Wachlarza”, wydzielonego Oddziału Dywersyjnego Armii Krajowej. W czerwcu 1942 roku wyruszyła w rodzinne strony, wiozła cenne mapy dla Nowogródzkich oddziałów AK. Była w Mazurkach, 24 czerwca w dzień Kupały, św. Jana. Do brata lotnika napisała list donosząc: „Że lasy dalekie są błękitne i na łąkach płowieją stogi, a rzeka obejmuje chłodem jak zapomnienie. (>>>) Że pole jest (…) zielone, płowe w kilku odcieniach, żółte od łubinu i ciągnące się bielą i miodem od gryki. Że jesiony naprzeciw ślepych okien domu są jak zawsze, kędzierzawe i szumiące, a lipy pełne zapachu”.

Dokument z pobytu w Pieszo Woli w majątku Krassowskich
Na zdjęciu dwór Krahelskich w Mazurkach

A wokół dworu, który budowali z taką miłością i nadzieją, „wszystko chwastem zarasta, siwy i gorzki piołun. Brat, który wraz z kolegami przez Litwę, Łotwę i Estonię dociera do Finlandii, Szwecji a stamtąd do Anglii. Ich historia to odrębny rozdział historii.  Bohdan Krahelski służąc w dywizjonach polskich i brytyjskich Royal Air Force dosłużył się stopnia kapitana. Przez Szwecję do Anglii biegły listy Krystyny i jej wiersze modlitwy:

„Matko Boska dziadowa, ojcowa, którą brat mój na piersi nosi,

Całą siłą siostrzanej miłości za bratem moim Cię proszę:

Daj mu siłę myśli, krzepkość ramion, daj mu ptaków wędrownych lekkość, powróć stery maszyny, szlak nieba, ziemię małą u stóp i daleką.

Daj mu wrócić na niebo. Matko z kwadratami na powierzchni płatów,

Sercu srebrnej maszyny – ptaka, lotnikowi, mojemu bratu”.

O rodzicach pisała Danowi w grudniu 1942: „Te moje dwie „Pociechy” – Taty – to jakaś ostoja, do której się wraca z wietrznych, własnych dróg i z których startuje się dalej, wiedząc, że o ich miłość i ich postawę wewnętrzną niezależnie od krzywej losu, można się zawsze oprzeć”. Lecz oni opierali się także o nią. W kwietniu 1943 roku Krysia doniosła bratu: „My z Tatem jesteśmy we Włodawie w szpitalu (….) wskutek pobicia przez bolszewicką bandę. Napaść bandy na dwór w Pieszo Woli, by obrabować mieszkańców i zabrać ukrytą broń (do czego bohaterscy obrońcy nie dopuścili) skończyła się siedmiomiesięcznym pobytem Jana Krahelskiego w szpitalu pod najczulszą opieką córki.

Wiosną 1943 roku pisała bratu: „Kwitną już trwałe łubiny (dzikie) i żarnowce – jest tak jak kiedyś, w domu na Zielone Święta….Pamiętasz (…)”.  A więc, zawsze i wszędzie: tęsknota za domem, tym mazurkowskim, i przyroda niczym przyjazna i życzliwa istota, najlepsze lekarstwo na wszystkie  załamania i smutki”. Cieszy ją „smużka Bugu, między kwitnącą amarantem firletek i złotem jaskrów   zielenią doliny” i dzikie wino obrastające ganeczki, jak w Nowogródku i Krzemieńcu.

W październiku 1943 roku ojciec wyszedł ze szpitala. Krysia w nim została jako sanitariuszka. Z relacji Marzeny Grochowskiej, której opowiadano, że nocami wychodziła z jednym z lekarzy, by udzielać pomocy partyzantom i ukrywającym się Żydom.

Krystyna siedzi przy pianinie, słucha jej szesnastoletni Tadeusz Drewnowski, żołnierz Armii Krajowej – będzie walczył w Powstaniu, a po wojnie będzie wybitnym historykiem literatury, wspomina tę chwilę, gdy Krysia pochylona nad klawiaturą „uporczywie powtarzając akordy i frazy, komponowała słowa i melodie i wyśpiewywała na głos tę piosenkę, która stać się miała jedną z najpopularniejszych piosenek żołnierskich nie tylko czasu okupacji”. „Hej chłopcy , bagnet na broń”. Oprócz tej pieśni powstał „ Kujawiak partyzancki”, „Kołysanka o zakopanej broni”. Zrodziła się z opowieści o tym jak Witek Krassowski z Kolegami harcerzami zbierał na pobojowiskach Września 1939 roku broń i ukrywał ją:

„Smutna rzeka, księżyc po niej pływa,

Nad nią ciemne dłonie chyli klon,

Śpij dziecino, nic się nie odzywa,

Śpi w mogiłach zakopana broń.(….)

Smutna rzeka, księżyc po niej spłynął,

Ciemna noc na liściach kładzie dłoń,

Śpij dziecino, śpij, żołnierski synu,

Już niedługo obudzimy broń!.

Historie okupacji w Pieszo Woli opisała też w swoich niepublikowanych pamiętnikach stryjenka Jasi i Witka Krassowskich – Zofia z Krassowskich Lipkowska, gospodarująca  majątku do niej należącym Ludwiczyn, obok Pieszo Woli. Była poetką podlaską, po wojnie mieszkała w Lidzbarku Warmińskim, wspólnie z córką Jadwigą i jej mężem Tadeuszem Wierzbickimi. Ciocia Jadzia Wierzbicka to wspaniała nauczycielka, wiele jej zawdzięczam. Wszyscy byli potomkami Franciszka Krassowskiego, właściciela Pieszo Woli, dowódcy Powstania Styczniowego w rejonie Włodawy, który zmarł na zesłaniu w 1869 roku w Irkucku, na Syberii.

Zofia z Krassowskich Lipkowska. Archiwum rodzinne Wierzbickich, Krassowskich, Kowalskich, Domańskich

I teraz także Witek jest inspiratorem narodzin nowej pieśni. Prosił Krystynę aby ją napisała dla jego oddziału – Batalionu Sztabowego, który otrzymał kryptonim „Baszta”. Harcmistrz Witek Krassowski ps. „Andrzej Czarny”, zwany „Czarnym Komendantem”, o którym wspominano, że cały swój wolny czas poświęcił konspiracji. Utalentowany, inteligentny, odznaczający się zdolnościami organizacyjnymi szybko wyrobił się jako młody, ceniony dowódca. A miał wtedy 17 lat. Pojawili się z Krystyną i siostrą Jasią w konspiracyjnym mieszkaniu na Żoliborzu, przy ulicy Stefana Czarnieckiego, powitani przez Bergera „Hardego”, który znał Krystynę, okrzykiem: „- To warszawska Syrena! Był luty 1943 roku. Bohdan Grzymała – Siedlecki opisał ten wieczór jako ”niezapomniany”. Kilkudziesięciu harcerzy słuchało w zachwycie pieśni śpiewanych przez Krystynę Krahelską ps.”Danuta” i Janinę Krassowską ps. „Jagienka”. Jak barwisty pas słucki rozwijała się opowieść – od „Bogurodzicy”, poprzez Powstanie Listopadowei i „Warszawiankę” – „Hej, kto Polak na bagnety!” Powstanie Styczniowe i pieśń „Hej strzelcy wraz nad nami Orzeł Biały”,  którą śpiewali dziadowie Krystyny, Jasi, Witka i z pewnością innych młodych, przyszłych powstańców, Legiony  Piłsudskiego i „O mój rozmarynie…”, śpiewanym przez ojca Krystyny aż po „Kujawiaka”, której autorką była Krystyna. I dopiero na końcu zaśpiewały marsz „Baszty”, który zabrzmiał niby zwycięska pobudka:

„ Hej chłopcy, bagnet na broń!

Długa droga, daleka przed nami,

Mocne serca, a w ręku karabin,

Granaty w dłoniach i bagnet na broni.

Jasny świt się roztoczy, wiatr owieje nam oczy

I odetchnąć da płucom, i rozgrzać do krwi,

I piosenkę jak tęczę nad nami roztoczy

W równym rytmie marsza, raz, dwa, trzy…

Hej chłopcy, bagnet na broń!

Daleka droga, daleka przed nami, trud i znój,

Po zwycięstwo, my młodzi, idziemy na bój,

Granaty w dłoniach i bagnet na broni.

Ciemna noc się nad nami roziskrzyła gwiazdami,

Białe wstęgi dróg w pyle, długie noce i dni ,

Nowa Polska, zwycięska, jest w nas i przed nami

W równym rytmie marsza: raz , dwa, trzy.

Hej chłopcy, bagnet na broń!

Bo kto wie, czy jutro, pojutrze, czy dziś

Przyjdzie rozkaz, że już, że już trzeba nam iść,

Granaty w dłoniach i bagnet na broni.

 

A potem dziewczęta tak długo musiały powtarzać słowa piosenki, aż wszyscy nauczyliśmy się ich na pamięć. Z ulicy Stefana Czarnieckiego poszedł ten „Basztowy” marsz w świat Polski Podziemnej, stając się własnością wszystkich oddziałów walczącej Warszawy, jak i lasów i puszcz, gdzie szli chłopcy ku „nowej zwycięskiej Polsce, co była w nas i przed nami, w równym rytmie marszu”. Tego właśnie „marsza” będą śpiewali pieśń Krystyny żołnierze Harcerskiego Batalionu Armii Krajowej „Zośka”, w którym walczy i ginie kuzynka Jasi i Witka – Zofia Krassowska ps. ”Zośka Duża”. Będą śpiewali 8 sierpnia, walcząc na Woli. Pisze w „Pamiętnikach żołnierza „Zośki” Bogdan Deczkowski „Laudański”: ” W marszu czuję się wspaniale. Patrzę, zwarte czwórki plutonu, na uśmiechnięte twarze kolegów, na biało-czerwone opaski na ramionach kolegów. Rytmicznie uderzają podkute buty o bruk w takt piosenki:” Hej chłopcy, bagnet na broń! Jak długo musieliśmy czekać , aby się wreszcie spełniły te słowa.

Krystyna Krahelska wywiozła rodziców do bezpiecznego Krakowa. W listach wysyłanych spod Wawelu do Jasi Krassowskiej narzekała: „ I marzę (…) dać nurka na chwilę w nurt życia, co płynie a nie stoi”. „Jeszcze coś zrobić na świecie  trzeba”. W maju 1944 wyrwała się do Warszawy. Zamieszkała u Basi Poniatowskiej. Ojcu napisała: „Tatusiu – tu jest życie – nie wegetacja, (…) nie bezkrwista ciepła papka, ale gorące życie”. Jeszcze matce ofiarowała wiersz, z którym Janina nie rozstała się do końca życia:

„Matko, Matko….

O drzewach ci opowiem, że kwitną tam gdzie Ty jesteś…..”

Jeszcze napisała ostatni list: „Bardzo tęsknię za Wami, moje Stare, bezdomne Ptaki. Niech was opieka Boska chroni od złego. Myślą ani na chwilę nie odbiegam od Dana, a przybiegam często do Was”.

Za sprawą Haliny „Myszki” i Leona „Korczyca” Krahelska znalazła się w I Dywizjonie Pułku AK „Jeleń”, który powstał z inicjatywy 7 Pułku Ułanów Lubelskich.

W dniu 29 lipca 1944 roku w mieszkaniu Heleny i Leona Krahelskich (kuzyni Krystyny) zebrało się 44 chłopców. Byli żołnierze 1108 plutonu I Dywizjonu Pułku „Jeleń”. Towarzyszyły im dwie sanitariuszki „Myszka – Halina Krahelska i „Danuta”- Krystyna Krahelska. W dniu tym wynoszono ukrytą tu broń. Przewożą ją w dniu 1 sierpnia rikszą na ulicę Polną 46 z rozkazu dowódcy plutonu 1108 – porucznika Karola Wróblewskiego ps. „Wron”. Zadanie to    wykonuje kapral podchorąży „Wrzos” Zbigniew Wrześniowski , osłaniany przez wachmistrza Tadeusza Butlera „Sępa” i sanitariuszkę Halinę Krahelską „Myszkę”. Dwie sekcje miały atakować siedzibę znienawidzonej „gadzinówki” „Nowy Kurier Warszawski”. W jednej z drużyn znalazła się przy Krystynie „Jagienka” Jasia Krassowska. Po ogłoszeniu godziny „W” rozpoczęła się walka.  Krystyna ratowała rannych kolegów, m.in. „Zygmuntowskiego”, „Mistrza”. Raz jeszcze zawróciła, by dołączyć do plutonu. I wtedy dosięgnęła ją ”Danutę” seria z dachu Straży Pożarnej. Trzy kule w płuca. Nie krwawiła. Leżała twarzą do ziemi, wśród kwiatów i warzyw. Tak wspominała „Myszka”.  „ Jagienka” – Jasia Krassowska próbowała ratować przyjaciółkę. Tak wspominała: „Tuż przy mnie padła „Danuta”, trafiona przez strzelca wyborowego z dachu Straży Pożarnej. Podpełzłam do niej, podpełzł też „Wrzos”. Chcieliśmy z „Wrzosem” opatrzyć ją na miejscu. Leżąc przy niej, udało nam się ją obrócić i założyć pierwszy prowizoryczny opatrunek. Strzelano do nas. Świadoma niebezpieczeństwa jakie nam grozi, „Danuta” mówiła: „odejdźcie, odsuńcie, zostawcie mnie”. Chcieliśmy podciągnąć ją bodaj pod osłonę rosnących w pobliżu słoneczników. „Wrzos” uniósł się na łokciu i dostał kulę w ucho. Zginął na miejscu. Byłam sama, reszta plutonu gdzieś się rozpierzchła. Nic Jej pomóc nie mogłam”.

Leżała tak do zmierzchu obok „Wrzosa”, który zginął by ją ratować. Zabrana prze patrol do punktu opatrunkowego przy polnej 34 – umarła 2 sierpnia 1944.

Tak zginęła wspaniała polska dziewczyna, tak ginęli młodzi powstańcy, którzy o lepszą i wolną Polskę walczyli. Ileż tysięcy zginęło, ileż tysięcy było rannych  z przysięgą na ustach „Wobec Boga Najwyższego przysięgam przed samą Ojczyzną….”

Tak się złożyło, że po Powstaniu Warszawskim w gruzach legły wszystkie pomniki, poza Syrenką, która kulami strzaskana, a jednak ocalała.

„Ławeczka Krystyny” we Włodawie

JAN DOMAŃSKI

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij na: