Minęło już tyle lat po tragedii, a nawet dziś ciężko sobie wyobrazić, co odczuwali ludzie, których zgromadzono 13 lipca 1942 roku na prawosławnym cmentarzu w Baranowiczach. Na rozkaz niemieckiego oficera esesmani wraz z ukraińskimi policjantami oddawali salwy do bezbronnych więzniów. W trakcie okropnej zbrodni zabito co najmniej czterysta Polaków, wśród nich 17 księży, wielu oficerów Wojska Polskiego, nauczycieli, prawników, lekarzy, farmaceutów, weterynarzy, a także rzemieślników. Ofiary przed egzekucją zmasakrowano na dziedzińcu więzienia i zmuszono do zdjęcia wierzchnich ubrań, pozostawiając jedynie spodnie i koszule, po czym powiązano drutem kolczastym, wrzucono na samochody kryte plandekami i zawieziono na miejsce zbrodni. Tam dwójkami lub czwórkami rozstrzeliwano nad uprzednio przygotowanym dołem. W ten tragiczny dzień, przestrzelone posickiem kata, przestało się bić serce ks. Wincentego Kurasa. Było to jedno z najbardziej szlachetnych serc na świecie.
Niewiele są danych o ks. Kurasie za wyjątkiem czterech ostatnich lat życia. Wincenty Kuras urodził się w 1904 roku w Maćkówce (powiat Przeworsk). Od 1918 roku przebywał jako wychowanek w Miejscu Piastowym. Następnie wstąpił do nowicjatu michalitów i w 1936 roku przyjął święcenia kapłańskie. Wydaje się, że jeszcze w młodości Wincenty Kuras chciał poświęcić swe życie dzieciom i zajmować się działalnością pedagogiczną.. Wybór więc zakonu nie był na pewno przypadkowy, gdyż michalici od początku swego istnienia koncentrowali się na pracy wychowawczej wśród dzieci i młodzieży szczególnie zaniedbanej moralnie i materialnie. Po dwóch latach od święceń, 1 września 1938 roku, władze zakonu mianowały go dyrektorem placówki wychowawczej w Dziadkowiczach (powiat Baranowicze).
Zakład wychowawczy w Dziadkowiczach powstał w latach 1920ch dzięki hr. Helenie Jelskiej. Według opowiadań miejscowej ludności hrabina zwróciła uwagę na losy sierot po śmierci ukochanego syna. Helena Jelska zaprosiła do Dziadkowicz michalitów, ofiarowała działkę na budownictwo internatu i szkoły, przekazała materiały budowlane i bydło.
Do zakładu wychowawczego przyjmowano prócz sierot chłopców z biednych rodzin chłopskich. Otrzymywali tu wykształcenie, uczyli się rozmaitych rzemiosł, dorastali w atmosferze duchowości i kultury. Po zakończeniu szkoły wychowańcy otrzymywali dobre na wsi zawody: kowala, stolarza, kuśnierza. Wydawano im również drewno na budowę domu.
Według zachowanych wspomnień i relacji żyjących wychowanków z Dziadkowicz ks. Wincenty Kuras był powszechnie lubianym dyrektorem. Założył orkiestrę grającą na wiejskich weselach, przygotowywał sztuki teatralne oraz odprawiał nabożeństwa. Dzieci nie chcieli rozstawać się z nim ani na chwilę!
Po wkroczeniu do Polski 17 września 1939 roku Armii Czerwonej Wincenty Kuras jako kapłan katolicki został aresztowany. Nowe władzę nie zamknęły jednak zakładu wychowawczego. Prócz chłopców pojawiły się tam dziewczynki. Po wejściu Niemców w 1941 roku ks. Kuras zdołał powrócić na stanowisko dyrektora sierocińca.
W tym okresie szczególną uwagę skupił duszpasterz na osobach potrzebujących. Zaczął udzielać schronienia ludziom prześladowanym przez nazistów, zdając sobie sprawę, iż za to może stracić życie. Warto podkreślić, że ks. Wincenty nie dzielił ludzi na osób wierzących i ateistów, oraz na Polaków, Rosjan i Żydów. Byli tylko ci, którym zagrażało śmiertelne niebezpieczeństwo. W placówce Wincentego Kurasa wypełnionej licznie wychowankami przebywało na początku okupacji niemieckiej także troje dzieci narodowości żydowskiej (dwóch chłopców i jedna dziewczynka), rodzina żydowska (krawiec z żoną) oraz szewc. Jak pisze ks. Marcin Rożański, W dobie ekumenizmu i dialogu z judaizmem, warto ten fakt odnotować jako ważny i wnoszący ziarenko dobra w pojednanie żydowsko-chrześcijańskie. Ksiądz Kuras udzielił schronienia również trzem zbiegłym z obozu jenieckiego żołnierzom radzieckim, zatrudniając ich w działającym w Dziadkowiczach młynie i warsztacie. Musiał też bronić swoich podopbiecznych przed wywózką do Niemiec. Dopóki pozostawał dyrektorem, żadne dziecko nie było wywiezione z Dziadkowicz.
Dla wojny jednak nie tylko szlachetność i ofiarność są charakterystycznymi zjawiskami, lecz także zdrada. W dniach 26-30 czerwca 1942 r. w ramach ogólnie przeprowadzonej akcji, w okolicznych miejscowościach dokonywano aresztowań Polaków. Schwytano także Wincentego Kurasa. Według ks. Marcina Rożańskiego oskarżył go przed niemiecką władzą okupacyjną Jan Dżerman, mieszkaniec Dziadkowicz. Zarzucono mu ratowanie dzieci i rodzin żydowskich. Księdza Kurasa przetrzymywano w więzieniu w Baranowiczach. 13 lipca 1942 roku dokonano mordu na nim oraz 400 innych Polakach. Wśród oprawców był białoruski policjant Stanisław Ciuńczyk, który przy nadarzających się sposobnościach chełpił się tym, że sam odebrał życie ponad 40 katolickim kapłanom.
Ukrywani przez ks. Kurasa dorośli Żydzi zostali rozstrzelani w Dziadkowiczach, a trójka dzieci po interwencji hr. Jelskiej została odesłana do innych żydowskich rodzin w Połonce. Jednak z początkiem lipca 1942 roku zgromadzono wszystkich okolicznych Żydów w lasku koło Połonki i w wykopanym tam dole dokonano masowej egzekucji. Jak wspominał naoczny świadek Karol Kraciuk, trójka dzieci z michalickiej placówki zginęła razem z nimi.
W tym samym roku do zakładu wychowawczego w Dziadkowiczach przybył nowy dyrektor, lojalny wobec władz okupacyjnych. Mniej niż za rok wywieziono na roboty do III Rzeszy wszystkich prawie wychowanków sierocińca – od 120 do 150 osób. Już w 1943 roku czerwoni partyzańci zabili tego dyrektora i spalili puste budynki zakładu. Dzieci tam już wtedy nie było.
W 2015 roku w białoruskiej wsi Połonka w rejonie baranowickim odbyły się uroczystości żałobne w rocznicę męczeńskiej śmierci jej mieszkańców. Po raz pierwszy uroczystości poświęcono przede wszystkim księdzu Wincentemu Kurasiowi. Obchody rocznicy rozpoczęto zapalając znicze i składając kwiaty na wspólnej mogile w Baranowiczach, gdzie pochowany jest ksiądz Wincenty Kuras, który poświęcił swe życie dzieciom, zaś oddał je za tych, którzy potrzebowali jego pomocy.
Dymitr Zagacki