Weniamin Byczkowski to znany pisarz, poeta, literata. Kawaler Międzynarodowego medalu imienia Adama Mickiewicza, laureat licznych konkursów literackich. Jego wielką pasją jest także krajoznawstwo, archeologia, mineralogia. Jest badaczem historii i kultury Polesia. Stworzył prywatne muzeum krajoznawcze „Starosiele” w Bobrowiczach oraz  szkolne muzeum w Telechanach

 Wieś Bobrowicze

Wieś Bobrowicze jest położona nad dużym Jeziorem Bobrowickim (947 ha) Brzegi jeziora są bagniste i niedostępne. W Bobrowiczach odkryto stanowisko archeologiczne potwierdzające obecność ludzi na tych terenach 10 tysięcy lat przed naszą erą.

Istniała tu kiedyś cerkiew ufundowana przez Ogińskich, lecz została zniszczona podczas pierwszej wojny światowej. W dwudziestoleciu międzywojennym wieś należała do gminy Święta Wola, województwa poleskiego, powiatu kosowskiego. Swoją siedzibę tu miała także parafia greko-katolicka pw. św. Jana Ewangelisty i św. Paraskiewy. W 1942 r. podczas akcji przeciwpartyzanckiej hitlerowcy w całości spalili wieś Bobrowicze wraz z mieszkańcami oraz sąsiednie wsie Kraśnica, Wiado, Tupczyce. Po wojnie zostały odbudowane tylko Bobrowicze. Wieś otaczają bagna i lasy, a w promieniu 11 kilometrów nie ma żadnych zabudowań, do wsi prowadzi gruntowa droga leśna. Na wsi nie ma ani sklepu, ani ambulatorium,  mieszka w niej kilka osób starszych, a w okresie letnim – nieliczni działkowicze.

Niebo nad jeziorem bobrowickim

Zapytałam Weniamina Byczkowskiego, jak znalazł się w tej dalekiej wsi,  co sprowadziło go tu w 1995 roku. Weniamin Byczkowski  mieszkał przedtem w górach Ałtaju, Tien Shaniu, Pamiru. Z literackiej nagrody, którą dostał  w latach 90-ch  za wydaną książkę, kupił tu na odludziu niepozorny domek. „Przyjechałem  kiedyś tu, na ziemie moich  przodków, ujrzałem to niebo nad jeziorem bobrowickim… – I teraz nie potrafię bez tego nieba… Czyżby jest gdzieś jeszcze takie czyste powietrze jak w tym dziewiczym miejscu?

Weniamin Byczkowski przed swoim domem z Aliną Jaroszewicz

Weniamin  mieszka w sposób skrajnie ascetyczny. Jedyny pokój w domu Byczkowskiego w Bobrowiczach – też jest muzeum. Oprócz łóżka, biurka, krzesła i kuchenki gazowej, wszystko tu są eksponaty: dwa kufry, koszyki, szufelki, dzwony i dzwoneczki, warsztat tkacki, nosidła, żelazka… Jest kilka eksponatów ze znanego postoju starożytnych ludzi kilka kilometrów stąd, z Wiado – kamienne groty, noże, kawałki naczyń i szkiełka. 

Jest tu też duża kolekcja minerałów, a także  kamieni, znalezionych na Wiado. „Kamienie dla mnie są jak żywe… . Dla mnie kamień – to cały świat, skamieniała wieczność” – mówi Weniamin.  Kamienie przynosi z Wiado, świętego dla Weniamina miejsca, w którym czerpie energie, siłę,  natchnienie. Tam,  na Wiado, gdzie w neolicie mieszkali ludzie, żyje wieczność. Jak powiedział Weniamin: „ Coraz bardziej patrzę w stronę wieczności. Tylko tu cała mądrość życia staje się wzniosła i zrozumiała… . Każda rzecz – im jest starsza, tym więcej grzeje”.

Muzeum

Specjalizacja muzeum – archeologia i etnografia Polesia. Cała kolekcja – to kilkaset przedmiotów z czasów starożytnych i nie tylko. Największy eksponat stanowi sam budynek muzeum, kiedyś chłopska stodoła.

– Dlaczego dla stworzenia muzeum wybrałem tą niepokaźną stodołę? Po pierwsze jest ona takiego samego rozmiaru jak i domy, w których mieszkali Poleszucy, – opowiada organizator muzeum, jego dozorca i jedyny przewodnik Weniamin Byczkowski. – Były to nieduże zbudowania na filarach dębowych lub jak na przykład w powiecie kosowskim na głazach. Po drugie, wykonana jest zgodnie ze starożytnymi technologiami miejscowymi z ręcznie obrobionych belek drewnianych, w prosty sposób, ale solidnie. Poleszuk odbierał swój dom tylko jako miejsce gdzie można było schronić się przed niepogodą, przenocować, przechowywać instrumenty, sprzęt oraz zaopatrzenie. Większą część swojego życia pracował poza domem, w okolicznych lasach, polach, nad rzeką i bagnem.

Archeologia w muzeum – to odnalezione na stanowisku archeologicznym przedmioty na miejscu starożytnego grodziska położonego nad brzegiem jeziora 10 tysięcy lat przed naszą erą. Kolekcja odzwierciedla w pewnym stopniu wszystkie epoki  historyczne poleskiego kraju, poczynając od głębokiej starożytności aż do naszych dni. Są w niej skrobaki krzemowe, fragmenty toporów i noży. Ze średniowiecza pochodzą groty strzał od kusz, monety. Rozkwit tego miasta przypada właśnie na średniowiecze. Wyrośnięta z grodziska miejscowość Wiado w ciągu kilku wieków była centrum „wołości wiackiej”, mówiąc językiem współczesnym – centrum rejonu. I jezioro wtedy miało nazwę Wiado. Był własny przemysł naczyń szklanych, kawałki których dzisiaj są eksponatami muzealnymi.

Jeden z pokoi muzeum jest poświęcony etnografii Polesia. Wyobrazić byt „ludzi znad bagna” można na podstawie niedużego zakątku z obrazami świętych, ławką-łóżkiem, kufrem, warsztatem tkackim. Jeden z najstarszych eksponatów – łóżko żelazne, które ma ponad 100 lat. Oczywiście nie w każdym domu chłopskim był taki mebel, ale jednak zdarzał się. Tak samo jak wózek dziecięcy, który miejscowy specjalista zrobił w ten sposób sam, że z łatwością robiło się z niego kołyskę, którą podwieszano do sufitu chaty. Potrafili Poleszucy upiększać jak by się wydawało na pierwszy rzut oka rzeczy prozaiczne. Jest w kolekcji muzeum cudowny, a nawet na swój sposób wyszukany metalowy świecznik w  kształcie kwiatu. Twórcą jest nieznany kowal ze wsi Somino. A jeżeli przyjrzeć się skromnie umiejscowionemu w kącie kołowrotkowi, można zauważyć na jego obracającej się ramie koła po mistrzowsku stworzony wizerunek skrzypiec. Albo weźmy na przykład rybackie pławiki dla sieci zrobione z kory brzozowej. Dzisiaj dla bezpośredniego użytku już nikt takie nie wykorzystuje, ale u turystów są popularne jako pamiątki i breloczki.

W muzeum-chacie można zapoznać się także z różnym sprzętem do pracy Poleszuka. Są tu nawet ręcznie zrobione przyrządy pomiarowe – cyrkle oraz linijki. Na honorowym miejscu – starożytny topór kuty „sklut”, którego używa się do obrabiania kłód, robienia belek. Jest on znacznie większy, niż zwykły topór, no i odpowiednio cięższy. Machać takim – ciężka praca.

Są także kozuby, wykorzystywane w przeszłości w pszczelarstwie – jednym z głównych zajęć Poleszuka. Służył do łapania roju, który czasami wylatywał z ula. Kozub był naczyniem ekologicznym, wykonanym z kory brzozowej chroniącym dzikie pszczoły, by pszczoły nie zachorowały, by w dolnej części roju nie zginęły pod ciężarem.

A oto eksponat godny szczególnego opisu – zwraca naszą uwagę Weniamin Nikołajewicz na wiertarkę łukową wykonaną z kawałka metalowego pilnika, lin i kawałków drewna. – Takiego sprzętu jeszcze w starożytności używano, a ja go dostałem w prezencie od dawnego mieszkańca wsi, który wolał pracować z własnoręcznie zrobioną, a nie mechaniczną czy elektryczną wiertarką. Oszczędność i szacunek do wszystkiego co zrobione jest własnoręcznie jak do istoty żywej – jedna z cech charakterystycznych Poleszuków. Mówię do dzieci, które bywają u mnie na wycieczce: „Proszę cenić stare rzeczy waszych dziadków i pradziadków. Nie wyrzucajcie je, zachowajcie je jako relikwię. Niosą one pamięć waszych przodków. One was chronią.”

W Muzeum jest także część, poświęcona I wojnie światowej, gdyż linia frontu przez długi czas przechodziła przez pobliski kanał. Decyzją władz armii rosyjskiej mieszkańcy okolicznych wsi byli wysiedleni w głąb Rosji, był to dramat tysięcy poleskich rodzin. Wśród nich byli także dziadkowie Weniamina, których wysiedlono aż za Ural. Gdzie on później się urodził.  

Krajoznawca-entuzjasta planuje poszerzać swoje muzeum. Druga część zgodnie z pomysłem, będzie galerią prymitywnej twórczości poleskiej w pisaniu obrazów świętych, haftowaniu, tkactwie i td. Obecnie żadne muzeum w republice nie posiada nic podobnego. Stworzył także małe muzeum etnograficzno-archeologiczne w Szkole Średniej w Telechanach. Trudno uwierzyć, że te piękne inicjatywy realizuje człowiek, który przeżył śmierć kliniczną, od kilkudziesięciu lat żyje z poważnie uszkodzonym kręgosłupem, każdy jego dzień – to wyzwanie, to pokonywanie bólu, cierpienia, to walka o życie i zwycięstwo nad sobą.

Kaplica

 Zwiedziliśmy też stojącą obok muzeum drewnianą kaplicę zbudowaną przez Weniamina Byczkowskiego ku czci świętej męczennicy Paraskiewy Piatnicy oraz niewinnie zabitych mieszkańców wsi Bobrowicze, Wiado, Tupiczyce, Kraśnica. Kaplicę budowano 10 lat – w wielkim trudzie, wbrew obojętności mieszkańców wsi i miejscowych urzędników, wbrew wielu okolicznościom niesprzyjającym…

Zapytaliśmy, dlaczego właśnie pod wezwaniem Paraskiewy Piatnicy. Okazało się, Weniamin przywrócił dawną tradycję. Podczas budowy  w XVIII w. Kanału Ogińskiego Wielki Hetman Księstwa Litewskiego Michał Kazimierz Ogiński  budował także we wszystkich wsiach poleskich, z których zatrudniał pracowników, cerkwie. I cerkiew,  zbudowana przez niego w Bobrowiczach była ku czci świętej męczennicy Paraskiewy Piatnicy.

– We wrzesniu 1942 roku naziści podczas akcji karnej spalili wsie wraz z ludźmi, zginęło 1335 osób. Po wojnie Bobrowicze odbudowano, pozostałe wsie nie, – opowiada Weniamin Nikołajewicz. – Często bywając w tamtych miejscach, przeżywając tę straszną tragedię postanowiłem stworzyć dzwonniczkę i zawsze w dniu 13 września dzwonić w dzwony. Po to by pamiętali. Budowałem w ciągu 10 lat. .. Najpierw sam, potem stopniowo dołączyli dobrzy ludzie, cerkiew i wspólnie udało się ten obiekt zbudować. W ciągu ostatnich trzech lat na nocną liturgię z 21 na 22 czerwca przyjeżdżają tu wierni, a 13 września w dzień kiedy spalono wieś Bobrowicze tutaj odbywa się duże nabożeństwo.

Pomnik przyrody – bobrowicki dąb na miejscowym cmentarzu.

Jak mówi  Weniamin Byczkowski,  ten dąb liczy ponad 800 lat. Obok pozostały jeszcze dwa stare dęby. Było ich dużo dookoła cmentarza, ale mieszkańcy usunęli je niedawno – przeszkadzały im liście dębowe  na grobach…. Tu, w tym miejscu, była kiedyś starożytna pogańska  świątynia. Pod największym dębem zasiadał kapłan.  Symbolem łączności świata ludzi i świata duchów  były kolorowe wstążki. Odgłosy tej tradycji zachowały się na Polesiu do dziś na przydrożnych krzyżach.

 Wiado

To nazwa polodowcowego jeziora oraz dawnej wsi w okolicach Bobrowicz. Należy do najwcześniej odnotowanej  miejscowości na Polesiu, wymieniana była już  w 1433 r. A w 1508 r. odnotowano ją jako ośrodek ważnej włości w testamencie ostatniego pińskiego księcia Teodora Iwanowicza Jarosławicza. Książę przekazał swoje dobra  królowi Zygmuntowi Staremu, a ten podarował swej małżonce Bonie. Tu przypływa często kajakiem Weniamin Byczkowski, i tu opowiada  o tej ziemi i losach jej mieszkańców. To też jest muzeum pod otwartym niebem. O tym miejscu tak napisał  wielki podróżnik i mistrz  Grzegorz Rąkowski „W miejscu dawnych zabudowań, po których nie został nawet najmniejszy ślad, rozciąga się prawdziwa piaszczysta pustynia. Uwolniony spod wiejskiej zabudowy i pokrywy roślinnej żółtozłoty piasek objął ostrów w swe władania, układając  się w liczne fale i mini-wzniesienia, zmieniające konfigurację przy silniejszych podmuchach wiatru. Jedynie kilka nieco wyższych wzniesień na obrzeżach ostrowu porastają szorstkie trawy i wonne kwiaty. Znakomicie widać stamtąd  jezioro i okoliczne bagna. Urody dodają krajobrazowi nieliczne grupki starszych drzew, rosnące na niektórych wydmach…” Stąd czerpię Weniamin swoje natchnienie, zdobywa od dziesiątków lat  eksponaty do swojego muzeum. Jest on  troskliwym kustoszem i stróżem tej ziemi, jej tajemnic, jej  ciszy.

  Alina Jaroszewicz

Foto: Anna Godunowa

Udostępnij na: