Okolice Worończy są często nazywane białoruskimi Alpami. I rzeczywiście, miejscowy krajobraz jest w tamtych mieścinach tak pofałdowany, że kiedy się jedzie krętą, oblodzoną drogą, wydaje się, że jesteś gdzieś w górach karpackich lub alpejskich.
Bezpiecznie schowana od wiatrów przez pagórki i malownicze lasy Worończa żyje cichym sennym życiem. Wcześniej tu pracowała szkoła, lecz z biegiem czasu młodzież powyjeżdżała do większych miejscowości, tak że w Worończy pozostali głównie starsi osoby. Gdyśmy zatrzymali samochód przed kościołem pw. św. Anny – głównej miejscowej atrakcji turystycznej – przechodzące obok kobiety zapropopnowały zaprowadzić do koleżanki, która ma klucze do świątyni. Bardzo się chciało skorzystać z ich oferty, ale niestety czas nie pozwalał. Ograniczyliśmy więc przechadzką wokół zabytku.
Z kościółem w Worończy powiązane losy wielu znanych osób. Tu m.in. zostali ochrzczeni Jan Czeczott oraz Maryla Wiereszczakówna. Obok świątyni znajdują się cztery mogiły Bułhaków, krewnych „Nestora polskiej fotografii” Jana Bułhaka. Kościół wzniesiono pod koniec XVIII wieku z funduszy już Józefa Nesiełowskiego. W jedną ze ścian zewnętrznych wmurowana jest płyta nagrobna fundatora ozdobiona herbami rodowymi. Zachowała się cudem, gdyż w okresie walki z religią świątynia została wysadzona w powietrze. Ocalały jedynie dwie ściany, w tym ta z tablicą. Dopiero w latach 1990-tych kościół odrestaurowano i wznowiono w nim msze święte.
Wspominany wyżej Józef Niesiołowski, ostatni wojewoda nowogródzki, został uwieczniony przez Mickiewicza w „Panie Tadeuszu” jako zapalony myśliwy, który to wyhodował najlepszą rasę psów gończych:
„Coż by rzekł na to wojewoda Niesiołowski stary, Który ma dotąd pierwsze na świecie ogary,
I dwiestu strzelców trzyma obyczajem pańskim,
I ma sto wozów sieci w zamku Worończańskim,
A od tylu lat siedzi jak mnich na swym dworze,
Nikt go na polowanie uprosić nie może…”
Dzięki tej wzmiance, a również dzięki swemu położeniu (bo bardzo blisko są Tuchanowicze, gdzie młody Mickiewicz spotykał się z Marylą, Czombrów oraz jezioro Świteź) Worończa znalazła się w okresie międzywojennym na twz. szlaku mickiewiczowskim którym to corocznie przechodzili tysiące turystów. Nawet w obecnych czasach blogerzy i podróżnicy, choć już nie tak liczni jak wcześniej, dość często zwiedzają Worończę ze względu na ciekawe dzieje oraz zabytki. Tak że obecność człowieka z aparatem fotograficznym wcale nie dziwi wieśniaków.
Oprócz kościoła Worończa słynie ze starego cmentarza, odważę się powiedzieć nawet, nekropolii. W dawnych czasach wieś była centrum dużej parafii katolickiej. W związku z tym miejscowa szlachta chowała swoich zmarłych bliskich właśnie na worończańskim cmentarzu. Nazwiska na nagrobkach dużo mogą powiedzieć tym, którzy znają historię nie tylko z przymusu szkolnego.
Niektóre pomniki są na tak okazałe i piękne że dorównują tym znajdującym się na Cmentarzu Łyczachowskim we Lwowie czy na Rossie w Wilnie.
Cmentarz jest położony na pagórku. Stare pochówki zaczynają się bezpośrednio za drewnianą kaplicą cmentarną, tzreba tylko iść wydeptaną ścieżką na górę. Jeden z pierwszych to grób Józefy Tuhanowskiej, ostatniej właścicielki Tuhanowiczów, krewnej Maryli Weraszczakówny. Józefa Tuhanowska była znana ze swojej działalności charytatywnej. Przekazywała fundusze na kształcenie młodzieży wiejskiej, a w roku 1923 przekazała swój majątek na rzecz państwa. Na pomniku można zobaczyć wizerunek Orderu Polonia Restituta, którym była odznaczona zmarła.
Dalej w górę, po lewej stronie od ścieżki znajdują się groby rodziców Jana Czeczotta. Najbardziej majestatycznym na worończańskim cmentarzu jest pomnik na grobie Franciszka Weraszczaki. Rzeźba Chrystusa zdobiąca ten pomnik jest mniejszą kopią rzeźby znajdującej się przy wejściu do cmentarza w Grodnie. W pobliżu znajduje się grób Kazimierza, brata Franciszka, właściciela dóbr w Smolczycach i Siohdzie.
A bodajże najpiękniejszym jest pomnik Fabioli Lipniackiej dłuta lubelskiego rzeźbiarza Leopolda Wasilkowskiego. Na cmentarzu spoczywają również przedstawiciele rodów Mierzejewskich, Wojnów, Cywińskich. Stanowili wówczas elitę intelektualną i kulturalną regionu, prowadzili wzorowe gospodarstwa, zaś ich nazwiska znane były nie tylko w okolicy.
Nic więc dziwnego, że białoruski pisarz Uładzimir Karatkiewicz nazwał Worończę „wiecznym muzeum”. Naprawdę można tu poczuć powiew historii.
Michał Iwaniuk