Przyjęcie sakry biskupiej tuż po śmierci swojego poprzednika, powszechnie uznawanego za świątobliwego i niemal że doskonałego w służbie, jest rzeczą do udźwignięcia tylko dla pięknego i otwartego na Bożą łaskę umysłu i serca. Wydarzenie to w życiu ówczesnego dziekana z Brześcia nad Bugiem i proboszcza największej diecezjalnej parafii przy Kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, liczącej wówczas ok. 14 tysięcy wiernych[1], ks. Kazimierza Bukraby było otoczone zdziwieniem większości duchowieństwa – w 1932 r. bowiem wymieniano wiele innych godnych kandydatów na zajęcie tego stanowiska. Może właśnie dlatego nowo mianowany Biskup Diecezji Pińskiej po raz pierwszy zwracając się do kleryków podkreślał, że będzie „innym” biskupem. Gdy słyszał zarzuty pod swoim adresem od innych księży nie raz mówił: „Bukraba musi być Bukrabą, a jeżeliby zaczął małpować Łozińskiego, to nie byłby ani Łozińskim, ani Bukrabą”[2].
Sylwetka Biskupa dotychczas nie doczekała się licznych opracowań biograficznych. Powstały w 2013 roku zbiór wspomnień najbliższych współpracowników i przyjaciół bp. Bukraby jest z tego punktu widzenia niezastąpioną księgą pamięci ku czci nietuzinkowego ordynariusza z Polesia. Wspomnienia o Księdzu Kazimierzu Bukrabie Biskupie Pińskim (1885-1946) w opracowaniu Marka Hałaburdy zostały oparte na 30 wspomnieniach lub listach, opisujących życie i służbę Księdza Biskupa, które są przechowywane w Archiwum Diecezjalnym w Drohiczynie. Książka umożliwia czytelnikowi zanurzenie się w atmosferze życia i działalności bp. Bukraby w różnych okresach, m.in. podczas I wojny światowej pod okupacją niemiecką w Pińsku, pod Sowietami w Nowogródku, przed II wojną światową w Brześciu i z powrotem w Pińsku, w trakcie powstania warszawskiego w Polsce.
W sylwetce Biskupa ujmuje jego człowieczeństwo – płynąca dobroć z serca, o której mówi tak wielu go wspominających, miała swoje źródło w doświadczeniu własnych słabości i ograniczeń. Oprócz daru ojcowskiego stosunku do wszystkich spotkanych na swojej drodze, bp Bukraba odznaczał się także wyjątkową aktywnością w dobrym administrowaniu dobrami mu powierzonymi. Właśnie bp. Bukrabie, pełniącemu w latach 1919-1928 funkcje proboszcza i dziekana nowogródzkiego, zawdzięczamy odbudowanie Nowogródzkiej Fary, w murach której niegdyś został ochrzczony Adam Mickiewicz. Wszędzie, gdzie pełnił posługę kapłańską, szczególną uwagę poświęcał pracy charytatywnej, angażowaniu wiernych do aktywności i założenia organizacji, mających na celu rozwój duchowy i pomoc najbardziej potrzebującym (na przykład w brzeskiej parafii, gdzie był proboszczem, działało 11 organizacji kościelnych i społecznych). Będąc już kierownikiem całej diecezji, erygował 20 parafii i dwa nowe dziekanaty. Chętnie zapraszał do współpracy zgromadzenia zakonne: dzięki niemu na Polesiu rozpoczęły swoją posługę siostry Urszulanki i wrócili Jezuici.
Od swojej młodości szczerze oddany idei narodowej, już jako ksiądz wspierał działania i ruchy niepodległościowe przez całe swoje życie. Na początku swojej drogi kapłańskiej w obecnej stolicy Białorusi Mińsku współpracował z Władysławem Raczkiewiczem, późniejszym prezydentem RP na emigracji. Występował w obronie polskości na terenach, gdzie pracował, i poświęcał dużo uwagi wychowaniu młodzieży w duchu patriotyzmu.
Ks. bp. Bukrabę wierni i współpracownicy także wspominali jako kapłana dbającego w szczególny sposób o ekumenizm, okazującego szacunek i tolerancję wobec innych wyznań. Żydzi na Pińszczyźnie słusznie uznawali go za swojego obrońcę, a ludność prawosławna w najtrudniejszych czasach wojennych także mogła liczyć na jego pomoc i wsparcie.
Obecnie trudno sobie wyobrazić, że całą tę działalność Duszpasterz Polesia prowadził w warunkach wyjątkowo ciężkich – okupacji, wojny jednej i drugiej, walki o Ojczyznę i jedność. Słusznie jego poprzednik bp. Zygmunt Łoziński mówił o nim jako o „vir consiliarum” – człowieku mądrym[3].
Helena Żmińko
[1] Elenchus ecclesiarum et cleri dioecesis pinskensis pro Anno Domini 1929, Pinsci 1928, s. 51.
[2] Wspomnienia ks. Edwarda Juniewicza (1971), [w:] Wspomnienia o Księdzu Kazimierzu Bukrabie Biskupie Pińskim (1885-1946), oprac. Marek Hałaburda, Kraków 2013, s. 130.
[3] Wspomnienia ks. Jana Ziei (1971), [w:] Wspomnienia o Księdzu Kazimierzu Bukrabie Biskupie Pińskim (1885-1946), oprac. Marek Hałaburda, Kraków 2013, s. 234.
Redakcja składa serdeczne podziękowania Panu Markowi Hałaburdzie , autorowi książki «Wspomnienia o księdzu Kazimierzu Bukrabie biskupie pińskim», za udostępnione materiały i fotografie.
Fragmenty wspomnień o ks. bp. Kazimierzu Bukrabie
Wspomnienia ks. Wiktora Borysiewicza (1905-1992), alumna wyższego seminarium diecezjalnego w Pińsku (1928-1935), który otrzymał święcenia kapłańskie w 1935 r. z rąk bp K. Bukraby; w czasie wojny należał do AK, przebywał w więzieniu (1953-1956), pracował na terenie diecezji warmińskiej.
Na miejsce po śp. biskupie Zygmuncie Łozińskim, Stolica Apostolska zamianowała Ordynariuszem diecezji pińskiej księdza dziekana z Brześcia – Kazimierza Bukrabę. Mówiono wówczas wśród duchowieństwa diecezji, że biskup śp. Zygmunt Łoziński był świętobliwy, ale obecny Ordynariusz ksiądz biskup Kazimierz Bukraba jako rządca diecezji jest niezrównany i pod tym względem o wiele przewyższa śp. biskupa Łozińskiego, tak i innych ordynariuszów diecezji.
Wielką zaletą biskupa śp. Kazimierza Bukraby to była umiejętność dobierania do pracy i rady w zarządzaniu diecezją odpowiednich ludzi, czy to jako kanclerza Kurii Biskupiej, czy Rektora Seminarium Duchownego, profesorów i najbliższych doradców.
Śp. ks. bp Kazimierz Bukraba do różnych spraw kapłańskich jako też i samych kapłanów podchodził zawsze po męsku. Górował nad innymi ordynariuszami tym, że znał życie parafialne i życie kapłańskie, jeśli tak się wyrażę – od podszewki, zanim został biskupem był wikariuszem, prefektem, długie lata proboszczem i dziekanem. Przeszedł wszystkie szczeble i tam skończył drugą akademię.
Znał dobrze słabości ludzkie i złośliwość ludzką, dlatego decyzja jego w załatwianiu spraw była rozsądna, niezłomna, ale i sprawiedliwa. Jak zwykle jednak tylko jesteśmy ludźmi, a więc „Errare humanum est” (łac. – Błądzić jest rzeczą ludzką – przyp. red.), jeśli więc kiedykolwiek zdarzyło się pobłądzić śp. biskupowi Kazimierzowi Bukrabie, w ocenie któregoś z kapłanów lub wydać krzywdzącą decyzję, umiał odwołać, naprawić i zakończyć sprawę jak dobry ojciec z swoim dzieckiem. […]
Księżom, którzy wpadli w konflikt nawet z prawem kościelnym, podawał rękę i z ojcowską dobrocią starał się wyciągać z przepaści, w którą dostali się. Robiono zarzut śp. ks. biskupowi Kazimierzowi Bukrabie prorządowości, sądzę raczej, że ks. bp Bukraba kierował się mądrością Kościoła i nauką Jezusa Chrystusa, „co jest cesarskiego oddajcie cesarzowi, a co jest boskiego oddajcie Bogu”. Ks. Biskup Bukraba tak kierował diecezją, aby nie było żadnych zatargów, ani między Kościołem a Państwem, ani też między ludźmi, którzy byli różnej religii i narodowości. Była diecezja pińska to była diecezja misyjna, tak nauczono kleryków i tak do tej pracy nas przygotowywano. Morze braci prawosławnych i innowierców. W samym Pińsku mieszkał także i ks. bp prawosławny, który złożył wizytę ks. Bp. Bukrabie i był przez niego przyjmowany, a dla nas kapłanów był to piękny przykład należytego współżycia z braćmi innego wyznania – czyli obecny ekumenizm.
Wspomnienia ks. bp. Władysława Jędruszuka (1918-1994), biskupa pomocniczego w Pińsku w latach 1963–1967, administratora apostolskiego diecezji pińskiej w latach 1967–1991, oraz pierwszy biskup diecezjalny nowej diecezji w Drohiczynie w latach 1991–1994.
Ks. Biskup sam był dokładny i punktualny i tego żądał od innych, do tego wychowywał. Uzasadniał, że brak punktualności, od którego dość często ludzie się dyspensują, to nie tylko jakiś ostatecznie wybaczalny brak kulturalny, ale to również nieraz brak chrześcijańskiej uczciwości i szacunku dla drugiego człowieka.
Żądał załatwiania spraw szybkiego i sprawnego. Prawdopodobnie niegdyś sam był bardzo energiczny i szybki i wyczuwało się, że nie lubi ludzi ślamazarnych i wiecznie narzekających. […]
Chyba jednak przede wszystkim cechowało ks. Biskupa wyróżniające się dobrocią serce. To wszyscy bardzo łatwo spostrzegali, bo był vox populi (łac. – głos ludu – przyp. red.). Podkreślał teoretycznie potrzebę i wartość tego, co nazywamy cnotami naturalnymi, i praktycznie to w swym życiu stosował. Bardzo zwracał uwagę na wyższość „ludzkiego” podejścia do człowieka niż na teoretyczną mądrość i naukę. Nie lubił – wyraźnie – ludzi przemądrzałych. Nieraz powtarzał dowcipne przysłowie rosyjskie o takich, u których „um za rozum zaszoł” (rosyjski frazeologizm oznaczający utratę zdolności rozsądnego i rozumnego działania – przyp. red.).
Tym dobrym sercem ujmował ludzi i przybliżał do siebie. W obcowaniu bardzo prosty i bezpośredni, naturalny i nieraz zupełnie wyraźnie podkreślał, że nie lubi postawy sztywnej i „nakrochmalonej”. Na tamte czasy taka postawa biskupa do ludzi była czymś zwracającym uwagę. […]
Zwracał uwagę na chrześcijański optymizm. Często mawiał i przypominał słowa Pisma św. , że Bóg jest przede wszystkim miłością, a więc ojcem. Człowiek powinien starać się być możliwie najlepszym odbiorcą przede wszystkim tej Bożej dobroci. Często też mawiał, że my – ludzie – bywamy niejednokrotnie w sądach o innych surowsi niż Pan Bóg: Bóg inaczej widzi i dlatego inaczej sądzi i inaczej kocha.
Młodych, zapalonych przestrzegał przed ujęciami krańcowymi, tak łatwo właściwymi postawom gorliwym. Jednak nie było to uczucie postawy wygodnego „złotego” środka, czyli postawy oportunizmu. Był to wynik chyba długich i głębokich przemyśleń. Uzasadniał to nieraz. Prawda i pokora często żądają w życiu korygowania zdań i sądów, wycofywania się ze stanowiska, które wydawało się słuszne, a po głębszym przemyśleniu ujawniają się braki. Nie trzeba więc stanowiskiem krańcowym palić za sobą mostów, po których nieraz trzeba będzie się wycofać. W ocenie drugiego człowieka trzeba starać się o rzecz trudniejszą: dostrzec najpierw jego dodatnie cechy, to co w nim jest dobrego, a wtedy będzie łatwiej i obiektywniej ocenić to, co w nim jest słabego i ułomnego. Bardzo przestrzegał przed postawą kategorycznego, krytycznego orzekania czegoś o kimś bez spokojnego i dogłębnego poznania prawdy i często przytaczał znaną w ascezie zasadę o łatwiejszym złowieniu wielu much na kropelkę miodu niż choćby jednej na beczkę octu. Wyczuwało się, że to mówił głęboki praktyk z obserwacji życia innych i z własnego głębokiego przekonania i postępowania.
Przeżywał różne doświadczenia z woli Bożej, zapewne wiele myślał nad tymi problemami, gdyż dość często wypowiadał aforyzmy o Bożej woli, wypisywał je na obrazkach, np. „Panie, niech wszystko będzie według Twej woli, choć bardzo boli”, lub „Panie, niech Twoja wola będzie, zawsze i wszędzie” i inne.
Wspomnienia s. Haliny Marii Niewiarowskiej USJK (1907-1995), do zgromadzenia Sióstr Urszulanek została przyjęta w Wilnie w 1937 r. Profesję zakonną złożyła w Łodzi w 1941 r. Pracowała w różnych miejscach jako nauczycielka szkół średnich.
Bóg był dla księdza Biskupa nie nieodległym Stwórcą i surowym a Sędzią, a wciąż bliskim przyjacielem, z którym żył w najserdeczniejszej przyjaźni i do którego ciągle się zwracał w każdej chwili swego życia. Patrzał na każde zjawisko życia z wewnątrz. Wydaje mi się, że przeszedł przez życie z wiarą dziecięcą i tak odszedł w zaświaty. Z Jego słów przebija gorące pragnienie, aby wszyscy Jezusa poznali i kochali. Ujawniało się to bardzo wyraźnie w pracy duszpasterskiej na Polesiu, zwłaszcza gdy wizytował biedne i nędzne wsie poleskie i stykał się z ludnością. Kiedyś powiedziałam Księdzu Biskupowi, że zazdroszczę mu tego bezpośredniego stosunku do Boga i wtedy mi odpowiedział, że to przyjdzie wtedy, gdy bardzo dużo przecierpię, ale nawet i wtedy będę mówiła, tak jak i ksiądz Biskup mówił, że nie potrafimy dać Bogu miłości godnej Jego miłości, zresztą dar modlitwy może być zdobyty tylko twardą, uciążliwą pracą. I tu leży tajemnica tego stosunku Księdza Biskupa do innych, tej dobroci, którą czerpał ze swego osobistego współżycia z Bogiem. Nie lubił jednak Ksiądz Biskup na ten temat mówić. Rzucił tylko kiedyś luźną uwagę, że droga do Boga bywa daleka, często ciężka, lecz różna dla każdej duszy.
Wspomnienia Piotra Bukraby (1895 – 1982), brata ks. bp K. Bukraby. Absolwent Wydziału Inżynierii Wodnej Politechniki Warszawskiej, Wykładowca w Oficerskiej Szkole Inżynierii w Warszawie (1933-1936), Inspektor budowlany w Kierownictwie Marynarki Wojennej (1931-1939). W 1939 r. opuścił Polskę i przedostał się do Anglii, gdzie służył w Polskiej Marynarce Wojennej. W latach 1943-1947 wykładał na Polish University College w Londynie. W 1952 r. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Pracował w Chicago jako projektant urządzeń wodociągowych i kanalizacyjnych (1952-1964).
Z wybuchem powstania [ks. bp K. Bukraba] bierze w nim czynny udział. Jako duszpasterz jest czynny na terenie walk przyległym do lecznicy na Hożej. Dysponuje konających i niesie słowo otuchy i pociechy walczącym oraz wszystkim tego potrzebującym. […]
Ciężkie czasy okupacji hitlerowskiej stwarzały wiele bardzo ważkich problemów. Nie zawsze chodziło tylko o sprawy materialne. Ludzie w więzieniach wołali nie tylko o chleb lub o obronę ich życia. Błagali tez o pomoc duchową. U progu śmierci pragnęli spowiedzi i wiatyku.
Pięknie o tym pisze Jan Kalski w swoim szkicu o tamtych czasach „A działo się to prawie wczoraj” (patrz zeszyt listopadowy 1963 r. „Posłańca Serca Jezusowego”, wydany przez Ojców Jezuitów Polskich w Chicago). Opowiada on, jak razem z ks. Edmundem Krauze, ze Zgromadzenia Misjonarzy przy kościele św. Krzyża w Warszawie, szukali rozwiązania tego problemu. W tym celu, jak pisze autor, obaj udali się do lecznicy św. Józefa przy ul. Hożej, do biskupa Bukraby, gdyż Warszawa w tym czasie nie miała swego pasterza. „Ks. biskup Bukraba”, pisze autor, „przyjął ks. Edmunda i mnie w swoim szpitalnym pokoiku. Wysłuchał, wzniósł oczy w górę ku Ukrzyżowanemu nad klęcznikiem, a po tym długo trwał z zadumie; tak długo, że spoglądaliśmy sobie z ks. Edmundem w oczy z niemałym lękiem i niepokojem. Ocknął nas głos niby rozkaz, krótki i dobitny: „Klęknijcie!”. Potem zabrzmiały słowa: „Błogosławię was w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Po udzieleniu błogosławieństwa biskup mówił już niewiele. Nie lękał się o Najświętszy Sakrament, który miał być przenoszony przez świeckie strażniczki więzienne, zaprzysiężone jednocześnie w konspiracyjnej służbie polskiemu podziemnemu państwu.
„Bóg, jeśli zechce”, rzekł nam biskup, „sam się uchroni. Jeśli zechce być ponownie na Golgocie, to cóż my na to… my… ludzie? Pamiętajcie tylko, niech ludzie przenoszący Boga będą prawdziwie godni. Diakonat Pański wam daję w tych czasach ucisku i bezprawia”. Biskup, którego Bóg tak oświecił, nie zawiódł się. Przenoszony przez warty żandarmerii i gestapowskie wartownie Bóg w Najświętszym Sakramencie ani razu przez dwa lata nie został zbeszczeszczonym”, – kończy swe wspomnienia autor.
Wspomnienia s.m. Annuncjaty Kowalskiej USJK (1907-1990), siostry zakonnej Urszulanki. Przyjęta do zgromadzenia w 1926 r. Śluby zakonne złożyła w Pniewach w 1929 r. Od 1942 r. pracowała w Milanówku w domu dziecka mieszczącym się willi „Matulinek”. Od marca 1945 r pracowała w domu zgromadzenia przy ul. Obywatelskiej w Łodzi. Opiekowała się dziećmi, pracowała w szkołach łódzkich, prowadziła Koło Krucjaty Eucharystycznej, pracowała jako organistka.
Na obiedzie byli Państwo Kobakiewiczowie z Pińska. Przy dzieleniu się „jajkiem” jedna z sióstr zapytała: „Co mam Ojcu życzyć?”. „Żebym wrócił na Polesie,” – to było jego pragnienie. Gdy śpiewałyśmy w uroczyste dni Ojca pieśń do Matki Boskiej Łahiszyńskiej, zawsze się rozrzewniał – to była ulubiona pieśń Ojca – śpiewałyśmy ją co dzień w kaplicy przy drogich szczątkach… i teraz jeszcze w Ojcowe dni pamiątkowe.
Na jednym obrazku w brewiarzu Ojca był taki napis: „Panie, niech wola Twoja będzie, zawsze i wszędzie, Panie, niech wolę Twoją pełnić umiem, choć nie rozumiem, Panie niech wszystko będzie według Twojej woli, choć bardzo boli”. Te słowa przekazał nam Ojciec za życia i tego pragnie dla nas po śmierci.