„Nulla dies sinae linae” – żadnego dnia bez kreski – ten znany łaciński aforyzm, umieszczany na książkach J.I. Kraszewskiego doskonale oddaje specyfikę drogi twórczej autora „Starej Baśni”. Była to droga pełna artystycznych meandrów, obfitująca w wyjątkowo pokaźną ilość dzieł najróżniejszego gatunku, stanowiąca obraz niezwykle pracowitego życia wielkiego pisarza i Polaka.
Nazwisko Kraszewskiego, autora „tysiąca książek”, znane jest każdemu Polakowi. Jego utwory, głównie rzecz jasna powieści historyczne, od przeszło stu lat wpisują się w kanon lektur polskiego czytelnika. A jednak poświęcona pisarzowi konferencja zorganizowana w zeszłym roku w Brześciu przez Uniwersytet Trzeciego Wieku nosiła tytuł: „Józef Ignacy Kraszewski. Wielki Nieznajomy”. Podobnie przed laty jeden z biografów autora „Chaty za wsią” wyraził taką oto zaskakującą opinię:
Kiedy dziś „wdzięczny rodak” słyszy nazwisko: Józef Ignacy Kraszewski, wyobraźnia podsuwa mu zazwyczaj widok starca ze zmierzwioną brodą, z gęsim piórem w ręku, wśród stosów książek i papierów, pochylonego nad rękopisem powieści z dziejów ojczystych. Taki jest Kraszewskiego wizerunek tradycyjny, bardzo wątpliwej wartości. Powstało zupełnie mylne wyobrażenie zarówno o pisarzu, jaki o człowieku – stało się z Kraszewskim to samo, co z Wiktorem Hugo, o którym Mauriac powiedział: „Żaden pisarz we Francji nie jest bardziej nieznany”. (A. Trepiński, Józef Ignacy Kraszewski, Warszawa 1975, s. 5).
Porównanie polskiego twórcy z W. Hugo wydaje się być całkiem na miejscu. Jakkolwiek utwory obydwu pisarzy zawsze cieszyły się dużym rezonansem czytelniczym, w ich dorobku znaleźć możemy dzieła zupełnie nieznane szerszemu ogółowi. Ponadto obydwaj, o czym też nie wszyscy wiedzą, byli wytrawnymi podróżnikami oraz wybitnymi twórcami literatury krajoznawczo-podróżniczej. Mniej więcej w tym samym czasie (początek lat 40-ch) opublikowali zbiory swych reportaży, które historycy literatury zaliczyli do wybitnych osiągnięć XIX –wiecznego podróżopisarstwa: W. Hugo „Ren”, J.I. Kraszewski „Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy”.
Początki przygód Kraszewskiego z Polesiem przypadają na rok 1834. Młodziutki, liczący zaledwie 22 lata pisarz podejmuje wówczas decyzję o swojej pierwszej podróży po Polesiu i Wołyniu. Dzięki niej polskie piśmiennictwo podróżnicze zostanie wzbogacone o jedno z najlepszych pod względem literackim dzieł. Nie trzeba chyba dodawać, że indeks tytułów tzw. literatury kresowej w chwili publikacji „Wspomnień” przedstawiał się bardzo skromnie. Wprawdzie przed Kraszewskim znaleźli się nieliczni autorzy, którzy podjęli się opisania Polesia, nikt jednak przed nim nie zrobił tego w tak wszechstronny i literacko doskonały sposób.
Miejscem, z którego Kraszewski odbywał swe kresowe wędrówki (w sumie było ich pięć) była ojcowska wieś Dołhe w powiecie prużańskim. Stąd pisarz zaprzęgiem konnym i bardzo często łodzią docierał do najodleglejszych zakątków Polesia, miejsc zapomnianych, niedostępnych, zagubionych pośród błot i rozlewisk. „Wspomnienia” to książka napisana przez autora o rozległej wiedzy historycznej, doskonale zorientowanego w realiach kulturowych i obyczajowych mieszkańców Polesia oraz, co dla nas – czytelników niezwykle ważne, skreślona przez człowieka przekonanego że nie ma rzeczy na świecie niegodnej uwagi i opisu, że przesąd dawny ograniczający tak ściśle przedmioty będące materiałem do pisania jest niesprawiedliwy. Wszystko w swoim sposobie użytecznym być może, gdy się tylko zastanowić zechcemy. Każdy kraj, każdy kątek, każdy człowiek, może być ludziom nauką, artyście wzorem lub pomysłem.
Polesie jawi się Kraszewskiemu przede wszystkim jako „terra incognita”, fascynująca swą egzotyką niezbadana kraina, mogąca z powodzeniem rywalizować z odległymi, często zamorskimi lądami tak bardzo pociągającymi polskich podróżników doby romantyzmu. Na kartach „Wspomnień” odnajdujemy niezwykle przekonująco i oryginalnie wyartykułowaną myśl: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”, która, jak się okazuje, znana była naszym rodakom już w epoce Kraszewskiego.
Dzikie lasy Ameryki Coopera, stare zamczyska Szkocji Walter Scotta czymże są wyższe od obrazów, jakie nastręczyć może nasz kraj słowiański? A historie naszych zamków, miast i horodyszcz ileż to poezji ukrywają w sobie! Niestety, zawsze szukamy obrazów daleko za sobą, przed sobą, nigdy koło siebie. Jest urok w obcej stronie, a swoje tak się osłucha, opatrzy, spospolituje, że wreście stracim dla niego uczucie podziwienia, jakeśmy mu inni, a nawet poznajomić się z nim bliżej zaniedbywamy jedynie dlatego, że machinalnie, materialnie znamy je aż do znużenia. Dlatego też cudzoziemiec nowo przybyły żywiej wszystko uczuje, więcej u nas zobaczy, lepiej opisze.
(…) Gdzie indziej potrzeba dla odkrycia nowych i nie opisanych krain płynąć jak Ross prze lody lub iść do źródeł Nilu, gdzie już tylu zginęło; kiedy indziej podróżni zmuszeni są bardzo dawno wiadome, widziane, opisane, oklepane rzeczy powtarzać coraz na inszy sposób, kiedy już aż do znużenia wymalowane są, objaśnione, upoetyzowane i brzegi Renu, i góry Szkocji, i biedne chaty wieśniaków Irlandii (gorsze daleko od naszych); kiedy nowych zwierząt naturaliści muszą szukać w głębi ziemi (mamuty), nowych roślin na dnie morza (algi) – u nas w krajach słowiańskich, wszystko jest jeszcze w stanie dziewiczym, do opisu, do wynalezienia i odkrycia przed światem. Stern czy Pallas, Humboldt czy miss Trollope, Basil Halli książę Pückler-Muskau, każdy by tu swój rodzaj podróży mógł z korzyścią przedsięwziąć, do każdej z nich znajdują się jeszcze nie tknięte materiały. Proszę, na przykład kto opisał Piński Pińszczyznę choćby tylko pod względem malowniczym? Kto ocenił także wartość handlową tego zakątka? Dotąd nikt podobno, a nasz opis jest tak lekką próbką, że i po nas można będzie odpowiedzieć: nikt jeszcze.
„Wspomnienia” są na tyle bogate w najróżniejsze wątki i detale, że można by im poświęcić obszerne studium. Kraszewskiego – podróżnika zdaje się pociągać wszystko: przeszłość historyczna odwiedzanych miasteczek, dzień powszedni mieszkańców Polesia i ich wygląd, osobliwości poleskiej topografii i przyrody, miejscowe podania i legendy etc. Książka dużo nam mówi o samym pisarzu, o jego rozległych zainteresowaniach twórczych i badawczych, wrażliwości estetycznej, preferencjach życiowych oraz niebywałym poczuciu humoru.
W swych reportażach Kraszewski nie poprzestaje na suchym rejestrowaniu zwiedzanych miejsc i zaobserwowanych zdarzeń. Na kartach „Wspomnień” wyjątkowo często dochodzą do głosu emocje autora – jego osobisty, bywa że ujęty w żartobliwą formę, stosunek do opisywanych faktów. Zachwyt i entuzjazm mieszają się tuz uczuciem znużenia i zniechęcenia, optymistyczne wizje ucywilizowanego już w niedalekiej przyszłości Polesia z posępnymi obrazkami powszechnego bałaganu i zacofania.
W jednym z najciekawszych rozdziałów książki „Pińsk i Polesie pińskie” czytamy:
Bez wątpienia, gdy przyjdzie pożądany handel, wypłoszy poezją, ale ludzie tak się bez niej wygodnie obchodzą!… I teraz nawet któż jej tu szuka, kto ją widzi w tych łozach, czerotach, w tej wodzie snującej się po niezmiernych błotach, zasianych stogami, któż ją odgadnie w śpiewie żałobnym knihi, łożniuchy i bąków? W słupach komarów stojących nad błotami na pogodę? Kto ją uczuje, płynąc wiosną, w nocy, po zalanych dokoła i morzem stojących błotach? O, dla mnie przesuwanie się nocne po tej wodzie rozlanej, spokojnej, zasianej pławicami i obijanikami ładownymi, śpieszącymi na targ, odbijającej księżyc pełny, stojący na niebie, jak far tego kilkotygodniowego morza, ta żegluga cicha w tak nowym kraju miała nieporównany, niewypowiedziany powab. A kiedym nocą jeszcze dopływał do brzegu pod starym zamczyskiem tak historycznym, którego tylko wały zostały, kiedym ujrzał olbrzyma jezuickiego o trzech wieżach i stu pierzastych kominach, a z dala bark maszty z chorągiewkami, byłem tak uradowany, jak inny podróżny, dosięgający oczekiwanych ruin Akropolis.
Kilka stron dalej poetycki nastrój ustępuje miejsca chłodnej ocenie pragmatyka, któremu coraz bardziej dają się we znaki trudy egzotycznej peregrynacji. Autor snując swoje refleksje nad fatalnym stanem poleskich dróg i karczm zaskakuje nas taką oto pesymistyczną konkluzją:
Biedne opuszczone Polesie! Cóż to za obrazy musimy kreślić, chcąc je malować. Lecz czyż nasza wina, że nic piękniejszego w nim znaleźć nie możem, że zacząwszy od dróg i mostów, aż do błot i piasku, wszystko tak jest szpetne?! – Gdyby nie ludzie, którzy tu wiele więcej warci są od kraju, ciężko by nawet z ciekawości nienasyconej zawrócić się w podróży.
Książka Kraszewskiego została wysoko oceniona przez współczesnych – jej inspirujący wpływ na rozwój polskiej literatury podróżniczej jest bezsporny. O wielkiej randze „Wspomnień” dobitnie świadczył m.in. fakt, że stały się one podstawą źródłową dla wielu haseł, które weszły w skład „Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich” – jednego z największych osiągnięć polskiego edytorstwa naukowego w XIX wieku.
Popularne w kręgu kultury anglosaskiej przysłowie powiada, że podróżnikom i myśliwym powinniśmy wybaczać niepohamowane upodobanie do konfabulacji i ubarwień. W reportażach Kraszewskiego nie znajdziemy ani jednego ani drugiego. Pisane z pozycji wytrawnego znawcy tematu pomimo upływu czasu wciąż urzekają zarówno doskonałą literacką formą jak i rozległą panoramą wiernie opisywanych faktów. Szkoda tylko, że książka, która wyszła spod pióra jednego z najpoczytniejszych polskich pisarzy, pozostaje pasjonującą lekturą jedynie dla garstki wtajemniczonych czytelników…
Piotr Boroń
W artykule wykorzystano mało znane rysunki J. I. Kraszewskiego z nowej książki pt. „Józef Ignacy Kraszewski RYSUNKI” autorstwa Agnieszki i Krzysztofa Czajkowskich, wydanej w r. 2012 przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Warszawie z okazji dwusetnej rocznicy urodzin naszego wybitnego Ziomka.