Ze szczególnym wzruszeniem przeczytałem w grudniowym numerze kwartalnika „Echa Polesia” (nr 4/44/2014) artykuł pt. „Rozbicie więzienia hitlerowskiego w Pińsku w styczniu 1943”.
„Ze szczególnym wzruszeniem”- dlatego, że przed oczyma, (który to już raz?), stanęło mi związane z tą akcją wydarzenie sprzed ponad siedemdziesięciu laty, które trwale zapisało się w mojej, wówczas dziecięcej pamięci, a którego w maleńkim fragmencie byłem niemym świadkiem, gdyż dotknęło bardzo boleśnie moją najbliższą rodzinę.
Jak piszą w tym artykule jego autorzy: „ … w odwecie za zabicie Komendanta więzienia i jego zastępcy oraz za uwolnienie Wachlarzowców Niemcy rozstrzelali w egzekucji niejawnej 30-tu zakładników, wyłonionych spośród niewinnych obywateli Pińska”. Jednym z nich był mój wujek – Bronisław Byczkowski.
19 stycznia – to był (nomen omen) ponury, mroźny – jak to na Polesiu w okresie zimy – bardzo wczesny poranek. Na zewnątrz panowała jeszcze głęboka ciemność. Wkrótce miał się zacząć nowy dzień. Kolejny dzień życia pod niemiecką okupacją.
Mieszkaliśmy w domu przy ul. Teodorowskiej 12. Było nas siedmioro. Rodzice: Józef Sieradzki (l.40) i Anna (l.33) z d. Byczkowska, nas dwoje (ich dzieci): ja, wówczas pięcioletni malec i starszy o 4 lata brat Ryszard, oraz nasza babcia Wiktoria Byczkowska z d. Sołoniewicz i jej dwaj synowie Bronisław (l.37) i Grzegorz (l.23) Byczkowscy.
Wszyscy domownicy jeszcze spali prócz babci, która jak każdego ranka o bardzo wczesnej godzinie rozpoczynała krzątanie się w kuchni. Nic nie zapowiadało wyłaniającej się z mroków nocy tragedii.
Obudził nas głośny łomot do drzwi frontowych. Do mieszkania, które otworzyła Babcia, weszło dwóch funkcjonariuszy miejscowej, ukraińskiej policji – będącej na usługach okupanta, oraz jeden niemiecki żandarm. Kiedy wszyscy domownicy zgromadzili się w kuchni funkcjonariusze zwrócili się do dorosłych mężczyzn z zapytaniem: – Który to Bronisław Byczkowski? Wujek powiedział, że to on. Kazali mu się ubrać i wyprowadzili. Przed wyjściem babcia i mama chciały mu dać jedzenie, jednak odmówił. Powiedział na odchodnym, że to pewnie nieporozumienie, które szybko się wyjaśni i niedługo wróci do domu. Wziął tylko lekki kożuszek, tzw. bezrękawnik.
Pamiętam przerażenie babci i mamy, ich nieustanny płacz, grobową atmosferę w domu. Długie, nerwowe i ciche rozmowy rodziców z wujkiem Grzegorzem nt. szukania możliwości ratowania zatrzymanego. Pamiętam babcię, klęczącą przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i modlącą się w intencji uwolnienia syna. Trwało to parę dni – długich, bardzo długich dni wyczekiwania. Pamiętam słowa mamy wypowiedziane do nas poważnym i cichym głosem: „wujek Bronek już do nas nigdy nie wróci! Został zamordowany przez Niemców! Pamiętajcie o nim!”. Wraz z nim zamordowanych zostało 29 innych osób spośród przedstawicieli inteligencji pińskiej i członków tzw. Komitetu Polskiego. Między innymi ks. Iwicki, dyr. Liceum Śliwiński, p. Dąbrowa i inni.
W dniu 22 stycznia 1943r. aresztowanych przewieziono z więzienia do miejscowości Janów Poleski (18km od Pińska) i rozstrzelano na pożydowskim cmentarzu. Tam też nadal znajduje się miejsce ich wiecznego spoczynku. /zdjęcia /
O bliższych szczegółach tych tragicznych wydarzeń dowiedziałem się wiele lat później od moich rodziców i brata.
Bronisław BYCZKOWSKI (a nie, jak wszędzie mylnie podawane jest jego imię jako Stanisław – m.in. na tablicy na cmentarzu poleskim, czy w wydawnictwach książkowych).
Syn Zygmunta i Wiktorii z d. Sołoniewicz, ur. 13(26?) czerwca 1906r. w miejscowości Wieluń powiatu stolińskiego. Zołnierz zawodowy w 84 Pułku Strzelców Poleskich w Pińsku. We wrześniu 1939r. szef 3 Kompanii Piechoty w 1 Batalionie w stopniu starszego sierżanta. Uczestnik wojny obronnej od pierwszego dnia do zakończenia działań bojowych w szeregach swojego macierzystego 84psp.
Po powrocie do Pińska w roku ? (biała plama u mnie za ten okres) zamieszkał z nami. Jego żona Jadwiga w międzyczasie urodziła bliźniaki, a w 1941r. za okupacji sowieckiej wywieziona została z jednym z nich na Syberię. Malec nie przetrzymał warunków podróży. Drugi, ukryty u babci ze strony jej matki żyje do dzisiaj w Goleniowie.
Ojciec mój zatrudnił wujków Bronisława i Grzegorza w drukarni przy Kurii Biskupiej w Pińsku, której był kierownikiem od przedwojnia, a która w czasie okupacji była pod stałą, codzienną kontrolą najpierw sowiecką, a później niemiecką. Oboje włączyli się za wiedzą ojca w działalność konspiracyjną (w drukarni wykonywane były m.in. różnego rodzaju druki, stemple itp. na potrzeby okupacyjnej administracji, których wzory wymienieni przekazywali na rzecz konspiracji).
Dalsze losy uczestników opisanych wyżej wydarzeń przedstawiają się następująco:
Grzegorz Byczkowski (rocznik 1920?) młodszy z braci, przedwojenny uczeń gimnazjumim. J.Piłsudskiego w Pińsku, harcerz, w okresie okupacji niemieckiej w konspiracji, żołnierz AK pseudonim „Skiba”. Według informacji uzyskanej od Romana Gillowaps.”Sulima” w bezpośredniej z nim rozmowie w 1982r. w Elblągu, byli oni członkami konspiracyjnej grupy o pseud. „Jesiołda”, współdziałającej z III odcinkiem „Wachlarza” (?) i grupą porucznika (mjr) „Ponurego”.
W roku 1944„Sulima”, „Skiba”, „Marek” (Marian Elias – po wojnie lekarz wojskowy zamieszkały i zmarły we Wrocławiu) i „Zaremba” (Jerzy Kubicki) przedostali się do Warszawy. Otrzymali przydział konspiracyjny do Wojskowej Służby Ochrony Powstania (WSOP). W tym czasie Skiba pracował też, jako kelner w Barze Amerykańskim na ul. Senatorskiej. Przydzieleni do 21 kompanii por. Trojana w 1 batalionie AK kryptonim „Narew” kpt Tura w Zgrupowaniu „Kryska”. Z tą jednostką przystępują 1 sierpnia do powstania, jako tzw. „czwórka pińska”. Z niej tylko „Skiba”- Grzegorz Byczkowski ginie śmiercią żołnierską w dniu 2 sierpnia pod szkołą na ul. Czerniakowskiej 128 na oczach Sulimy, który zostaje ciężko ranny (na drugi dzień amputują mu rękę). Po wojnie w 1945r. Sulima odnalazł nas w Częstochowie i powiadomił o śmierci Grzegorza. Po wyzwoleniu ciało poległego Skiby odnaleziono pogrzebane na terenie stacji pomp i przeniesiono na Cmentarz Wolski Powstańczy do wspólnej kwatery.
Grzegorz Byczkowski „Skiba” uchwałą Rady Państwa z 10.X.1984r. odznaczony został pośmiertnie Warszawskim Krzyżem Powstańczym.Upamiętniony w książkach: „Na barykadach”, „W kanałach i gruzach Czerniakowa” aut. Ryszarda Czugajewskiego oraz Tadeusza Grigo „Powiśle Czerniakowskie 1944”.
Wymienionego, jako swojego wujka, a zarazem ojca chrzestnego w 60-tą rocznicę jego żołnierskiej śmierci w Powstaniu Warszawskim upamiętniłem poprzez wybicie pamiątkowego medalu wg własnego projektu, wydanego własnym nakładem finansowym.
Babcia Wiktoria nie chciała opuszczać domu i pozostała w Pińsku. Zmarła w 1947r. doznając jeszcze przed śmiercią wyrzucenia z mieszkania przez „wyzwoliciela” – ukraińca Karasiowa, byłego sowieckiego partyzanta.
My – tzn. rodzice, brat i ja – opuściliśmy Pińsk 7 lipca 1944 r., dzięki pomocy i sprytowi pracującego na kolei Mariana Godlewskiego (powstańca warszawskiego, mieszkającego od lat 50-tych XXw. w Sydney w Australii), który załatwił wagon kolejowy tzw. węglarkę i przyłączył go do niemieckiego transportu. Razem z nami wyjechało też parę innych rodzin i dwie siostry zakonne. Po sześciu dobach, przez Brześć, dotarliśmy do Warszawy, skąd my 16 lipca wyjechaliśmy do Częstochowy. Osiedliliśmy się tam na długie lata.
Etapami, bo brat w 1957 r., ja w 61 r. i rodzice w 75r. zakotwiczyliśmy na stałe w Gdyni. Tu też rodzice zmarli w 1982 r.
Romuald Lech Sieradzki