„całe życie moje wynika stąd, co jest we mnie, o czym marzyłem”

Krzysztof Hejke

                                                                                                                                                   .

Inteligentny, energiczny, emocjonalny, wrażliwy, pełny sił, z poczuciem humoru, umiejący się śmiać z siebie i z okoliczności,człowiek o szerokich zainteresowaniach, człowiek z bogatą działalnością artystyczną, żyjący według własnego scenariusza to bohater mojego opowiadania.

Krzysztof Hejke żyje tym, co robi, a robi to, co lubi. I to, co robi, i to co lubi stało się jego zawodem. Ten człowiek łączy w sobie wiele sprzeczności. Wrażliwy intelektualista, tęskniący za minionymi czasami i wypielonym kwietnikiem, harmonią i spokojem, jest równocześnie człowiekiem nieustannie poszukującym, podróżującym i odkrywającym.

Profesor i podróżnik, fotograf i nauczyciel, wydawca i badacz, fan muzyki, a oprócz tego z nim łatwo rozmawiać i łatwo się śmiać.

Przysłowie stwierdza, że człowiek powinien wybudować dom, posadzić drzewo i wychować syna.

 

Dom

Zbudował swój dom będąc jeszcze bardzo młodym człowiekiem. W 1984 roku kupił stary poniemiecki dom-ruinę w małej mazurskiej wioseczce Wesołowo, która znajduje się na samej granicy z obwodem kaliningradzkim. Ten czyn był, być może, spełnieniem jego marzeń, które z kolei były kontynuacją marzenia rodziców.

„W mojej rodzinie zawsze była polska tęsknota za domkiem z malwami, ogródkiem, sadem. Przed wojną dziadkowie mieli areały, ja chciałem mieć choćby piędź ziemi. Jako 22-latek sprzedałem małego fiata, srebrną cukiernicę Frageta i kupiłem podupadające gospodarstwo i półtora hektara ziemi… Nie miałem pojęcia o wsi, uprawie ziemi, życiu poza miastem. A tu zostałem sam w rozwalającym się domu bez wody i prądu. Przez rok kąpałem się pod prysznicem, który zrobiłem z konewki i sznurka. Pszenica, którą jako rolnik musiałem kontraktować i siać, rosła w moich oczach. Co rano wychodziłem w pole i nie mogłem uwierzyć, że jest z dnia na dzień wyższa,” – wspominał w rozmowie z dziennikarką Katarzyną Rzehak.

Z pomocą przyjaciół i własnoręcznie kilka lat remontował i rozbudowywał dom. Po jakimś czasie wrócił do życia miejskiego. Teraz dom jest miejscem inspiracji dla artysty, miejscem, gdzie można zanurzyć się w ciszy i długimi godzinami obserwować zmiany w przyrodzie. Ale też miejscem, które gościnnie otwiera swoje drzwi dla niewidomych dzieci z Lasek, dla innych potrzebujących i przyjaciół.

W dzisiejszych dniach na stale profesor mieszka w pobliskiej Warszawie Kobyłce, w pięknym domu, wyposażonym zabytkowymi meblami, w dużej części rodzinnymi. „Tego rodzaju przedmioty były cenione przez rodziców i dbano o nie. Troszeczkę uzupełniłem. To ten świat, w którym dobrze się czuję” – opowiada. Ja wiem, że to skromnie wypowiedziane „troszeczkę uzupełniłem” zawiera między innymi i biurko z Bohatyrowicz, na którym pisała Orzeszkowa i fortepian z czasów Chopina. W ogóle, często nazywa swój dom lamusem kresowych pamiątek.

Wiadomo, że dużo podróżuje. Pytam – gdzie chciałby spotkać starość. Znów uśmiecha się – to nie o mnie. Jeszcze nie prędko. Ale, oczywiście, u siebie w domu właśnie z nim jestem najmocniej związany, jego nastrój zbiega się z nastrojem mojej duszy.

Syn

Wychowuje syna. Stara się poświęcić mu jak najwięcej wolnego czasu przekazując  mu swoją percepcję rzeczywistości i swoje wartości duchowe.

Nauczył go jeździć na nartach, tak jak swego czasu zrobił to jego ojciec. Zabierał ze sobą na Kresy. I oczywiście Ksawery Hejke wie, że jego dziadek, Hejke Jan Kazimierz, był cichociemnym. Przed rokiem uczcił wraz z ojcem Rok Cichociemnych skokiem ze spadochronem. W grudniu 2016 roku w Teatrze Polskim w Warszawie odbyła się gala z okazji zakończenia roku cichociemnych, gdzie współprowadzącym był Ksawery Hejke.

Moim zdaniem, z zadaniem zbudować dom i posadzić drzewo poradził sobie znakomicie. Posadził nie jedno drzewo, a oprócz tego kwiaty i siał pszenicę. Wychowanie syna to proces na całe życie.

O swojej rodzinie Pan Krzysztof mówi, że była tradycyjna jak i wielu innych w Polsce i była aktywna w każdym okresie historii. Dwóch dziadków przed wojną otrzymało po 3 Krzyże Zasługi we wszystkich odcieniach za postawę obywatelską.

Jego ojciec Hejke Jan Kazimierz był oficerem przedwojennym, po tym w Armii Andersa i był cichociemnym ps. „Znicz II”. Szkolił Cichociemnych w dywersji. Brat ojca zginął w powstaniu.

W 1943 r. brat ojca – Leszek Hejke z Płocka wyjechał do Warszawy. Uczestnik powstania warszawskiego. Według ustaleń rodziny żołnierz AK – Batalionu „Zośka”, kompania „Maciek”, pseudonim Halicki, dwukrotnie ranny. Ostatnio widziany w szpitalu Maltańskim, który zlikwidowali hitlerowcy.

Rodzina matki uczestniczyła w powstaniu warszawskim. Mama – Krystyna Hejke z d. Mierzejewska, była sanitariuszką w dzielnicy Mokotów.

Wuj Antoni Ancuta w czasie powstania warszawskiego działał jako operator filmowy.

Matka chrzestna – Ewa Jeglińska – była łączniczką w kanałach warszawskich.

Fotograf

Obszar zainteresowań zawodowych Pana Profesora jest obszerny. Największą pasją, która stała się później ulubionym zajęciem została, oczywiście, fotografia.

Na moje pytanie o tym, jak to się stało, że zaczął zajmować się fotografią, znany polski fotografik opowiada:

„Fotografią dał się ponieść przypadkowo. Ojciec podarował mi Kodak Retina, który był u niego jeszcze z czasów wojny. Pierwsze techniczne zdjęcia zrobiłem w wieku 10 lat. Mama pracowała w muzeum ,dlatego miałem możliwość wywoływać zdjęcia w ciemni muzealnej u przyjaciółki mamy. Tam odbywał się prawie mistyczny proces – cud pojawienia jakby z niczego, po prostu ze światła i cienia obrazu na papierze, tam przesiadywałem godzinami. Magia tego gabinetu porwała mnie w dzieciństwie i do dnia dzisiejszego jestem pod jego wpływem.

Pierwsze pismo, które nadrukowało moje zdjęcie – Fotografia. W połowie lat 90-tych miałem wielki zaszczyt – publikowałem się w większości pism polskich i w wielu wydawnictwach. Trudno wymienić wszystkie.

I tu znowu należy wspomnieć o rodzinie pana Hejke.

Pierwsze świece na grobie rodzinnym Grzymałowskich z majątku Julianów nad Dźwiną zapaliłem po raz pierwszy po kilkudziesięciu latach

Mama, Krystyna Mierzejewska, później Hejke (historyk  sztuki) w  1952 r. zorganizowała Muzeum Mazowieckie w Płocku. Będąc dzieckiem całe dni spędzał z matką w magazynach między obrazami Axentowicza, Mehoffera a rzeźbami Dunikowskiego. W ten sposób przypadkowa fascynacja fotografią i  wiele dni spędzonych z matką w muzeum ukształtowały jego zainteresowania. W 1982 Krzysztof Hejke otrzymał dyplom w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie. W 1990 r.został Absolwentem Instytutu Fotografii Artystycznej w Pradze. Wydział Operatorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi ukończył w 1991r.

18 października 2004 z rąk Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego otrzymał tytuł profesora.

Nauczyciel

Chętnie dzieli się z innymi swoimi umiejętnościami i wiedzą.

Przez cztery lata był nauczycielem plastyki w gminnej szkole, do której codziennie jeździł motorem, rowerem albo biegał 16 kilometrów w każdą stronę ze swojego Wesołowa.

Od 24 lat wykłada fotografię na Wydziale Reżyserii i Wydziale Operatorskim macierzystej uczelni w Łodzi.

Pytam – Czy lubi Pan swoich studentów?

– Tylko tych, którzy na to zasługują – podkreśla.

Miłośnik muzyki

Kiedyś w rozmowie powiedział, że muzyka jest mu bardzo bliska i wzbogaca.

Nową fascynacją w życiu profesora jest stary fortepian z czasów Chopina.

Zabytkowy Erard, pochodzi z 1845 roku (nr 16947). Niegdyś instrument został przewieziony z Francji do Polski i jakimś cudem udało się mu przeżyć 2 wojny światowe i w tym jest coś niezwykłego i magicznego. Krzysztof Hejke w 1999 roku  zakupił ten instrument w Lublinie. W 2015 roku fortepian został całkowicie odrestaurowany i odnowiony. Teraz profesor Krzysztof Hejke, który lubi dzielić się tym, co ma – dzieli się muzyką, prowadzi w domu mały Salon muzyczny. Od niedawna koncerty są aktywnym elementem jego życia. Odbyły się już 3 Salony muzyczne.

Swoje wrażenia o pierwszym Salonie opowiada muzykolog Agata Mierzejewska:

„W marcowy, sobotni wieczór w muzycznym salonie profesora Krzysztofa Hejke pod Warszawą uczestniczyliśmy w wyjątkowym koncercie. Przy delikatnym świetle lamp naftowych, tykaniu zegarów i feerii zapachów, w kameralnym gronie wysłuchaliśmy utworów Fryderyka Chopina na zabytkowym Erardzie. Koncert f-moll w wersji na fortepian solo według Wydania Narodowego oraz dwie chopinowskie miniatury wykonała Yuko Kawai’. Dodam, że Japonka chce zagrać na tym fortepianie wszystkie utwory Chopina w ciągu 5 lat.

A w czerwcu 2017 r. odbył się kolejny koncert z cyklu „Muzyczne spotkanie przy Erardzie i samowarze…”

Utwory Fryderyka Chopina, Marii Szymanowskiej, Adolfa Gutmanna wykonała prof. UMFC Maria Ludwika Gabryś.

Na spotkaniach przy fortepianie nawiązujących do atmosfery dziewiętnastowiecznego salonu zbierają się melomani i muzykolodzy. Dom, który ma swój nastrój, daje możliwość całkowitego zanurzenia się w romantycznej epoce i w muzyce tej epoki.

PODRÓŻNIK

Profesor Hejke uczestnik i dokumentalista wypraw wysokogórskich na najwyższe szczyty kontynentów, m.in. w Himalaje, na Alaskę, Syberię, Kaukaz, Kilimandżaro, Aconcagua (góry w Chile Akapko Dir, Dżabal Tubkal, góra Ararat, Kazbek, Elbrus, Nepal, Manaslu, Szczyt Czerskiego,Pik Pobiedy-Kirgistan, Alpy).

KRZYSZTOF HEJKE: Nie jestem fotoreporterem wojennym. Pojechałem do Palestyny, ponieważ chciałem zrozumieć, dlaczego od lat nienawiść rządzi Świętą Ziemią.

Od kilkunastu lat przemierza dawne Kresy RP i Syberię w poszukiwaniu polskich śladów.

Skąd zamiłowanie w Kresach? – pytam i sama zakładam odpowiedź –

Bo stąd mój ród (Inflanty).

Moje przypuszczenie okazało się słusznym. Opowiada: Wszystko zaczęło się od poszukiwania swoich korzeni. Z ochoty zetknąć się z ziemią, po której kiedyś chodzili przodkowie. Zobaczyć na swoje oczy dawne Inflanty, i piękne Wilno, skąd pochodziła babcia.

Pierwsza podróż na Wileńszczyznę była w 1991r. Szukał swoich bliskich, szukał swoich korzeni. Dał ogłoszenie w gazecie, mając nadzieję znaleźć kogoś, kto pamiętał rodziny Grzymałowskich i  Mierzejęwskich. Wydawało się mu, że tu, na uliczkach starego miasta, powinny zostać ślady przodków, niech choć w pamięci starszych mieszkańców  miasta. Niestety tak się nie stało. Opowiadając o tym, powiedział „Coś było, a śladu nie było”. Wrócił do Polski przed sowieckim atakiem na wileńską wieżę telewizyjną.

I być może stąd, z faktu, że burzliwa historia ziem pogranicza kroiła na żywo granice państw, zmieniając je, dzieląc rodziny, często nie pozwalała nawet na bardzo krótki czas wracać do rodzimych miejsc, powstało pragnienie, aby zdążyć zobaczyć i zapisać odchodzący świat Kresów. Udokumentować historię dla obecnych i przyszłych pokoleń. O Kresach w Polsce wtedy było milczenie. Milczenie o historii Kresów było i na samych kresach wschodnich.

Od 1991 roku zaczął regularnie jeździć na Kresy. 20 lat wyjeżdżał z uczniami. Były to 10 dniowe warsztaty na kierunku – fotografia reportażowa w Łódzkiej Szkole . Od czasów pierwszych podróży ze studentami i po dzień dzisiejszy skutecznie zaraża swoich studentów pasją podróżnika i fotografika.

Dalej więcej – zaczął szukać polskich śladów na Syberii, w obwodzie irkuckim, Kraju Krasnojarskim, obwodzie tomskim, w Buriacji, Jakucji, na Kamczatce, na Sachalinie i w Usolu Syberyjskim. Kilka razy w roku zmienia kontynent.

Te wyjazdy w poszukiwaniu polskich śladów zawsze ryzyko i wyjazd w nieznane. Na pewno nie wie czy znajdzie i gdzie znajdzie schronienie na noc i jaka pogoda czeka na niego w drodze. Dlatego śpiwór to obowiązkowa część ekwipunku podczas wyjazdu. Bez względu na wszystko profesor dokonał wielu wypraw dokumentacyjnych. Romantyczny awanturzysta dociera do miejsc, o których czasami nikt nie wie. W autorskim wstępie do albumu „UZBEKISTAN. POLSKIE CMENTARZE WOJENNE” wspominał o swojej wyprawie do Uzbekistanu:

„Do cmentarzy polskich w Uzbekistanie docierałem koleją, taksówkami, samochodami terenowymi i konno. Ogromne przestrzenie w monotonnie szarym krajobrazie omiatał przeszywająco zimny wiatr. Czy to za jego przyczyną, czy może wody, zapadałem na błyskawiczne gorączki powodujące poczucie niemocy i wszechogarniającego zmęczenia. Skojarzenia nasuwały się same – widok niemych cmentarzy, z rzadka odwiedzanych – pisała je historia. Pisała je krzywda i cierpienie ponad milionowej rzeszy Polaków, rzuconych „na przemiał” w zatajoną głąb rosyjskiej ziemi, skąd część z nas zaledwie wyszła z życiem…”

Pożegnanie zesłanej Polki na Ziemi Kazachstanu

Pierwsze fotografie powstawały jeszcze wówczas, gdy dogorywał Związek Sowiecki, ostatnia wyprawa była całkiem niedawno (wiosną 2017 r). Podróżnik i badacz poszukiwał dokumentów 5 Dywizji Gen.Andersa w Kirgistanie.  Poszukiwania zakończyły się sukcesem.

Na wernisażu wystawy „Niepamięć” w Warszawie w 2016 roku powiedział:„Niepamięć” to moja obsesja, prywatna wojna, którą toczę z czasem o zatrzymanie śladu ludzkiego losu, by nie odszedł zapomniany… Temu przede wszystkim służą moje podróże od Kresów po Syberię…”

Jestem pewna, że Krzysztof Hejke prowadzi własną walkę przeciwko wymazaniu z pamięci historii. Historii miejscowości, historii rodzin. Jego własne zwycięstwo nad zapomnieniem to jego wystawy i jego albumy,które zostają po wyprawach na Kresy.

Do 2000 roku nigdy nie był na Polesiu. W Krakowie dostał książkę Louise Arner Boyd i dzięki niej zapoznał się z Polesiem. Z tej książki dowiedział się o Kudryczach. Książka była historycznym przewodnikiem. Wydawało się, że znał  Kudrycze i pojechał szukać tych miejsc. Porównywał. We wstępie do swojego albumu „Polesie” napisał: „Często podróżowałem szlakami wodnymi łodzią bądź kajakiem, płynąc kilkumetrowym kanałem w palisadzie z trzciny. Po godzinach wędrówki tunel się otwierał ukazując zjawiskowe jezioro o płytkim dnie z krystaliczną wodą i stado białych czapli niczym z obrazu Chełmońskiego.”

Chociaż w rozmowie o Polesiu mówi, że już nie jest takie, jakim było. Jakim wyobrażał i znał go z książki słynnej Amerykanki. Polesie w dużym stopniu wysuszone. I znika jego wyjątkowość, znikają tradycje, odchodzą w zapomnienie starzy ludzie, a młode pokolenie czy będzie miało wspomnienia o przeszłości rodzinnej…?

„Znalazłem miejsce, nie znalazłem tego, czego szukałem” – podsumował.

Na moje pytanie o to, gdzie na Kresach czuje siebie bardziej komfortowo, powiedział, że najbliższa jest mu Wileńszczyzna, bo w porównaniu do innych miejsc wpływ powojennej rzeczywistości tam jest najmniejszy. Wilno, jego zdaniem, w dużej mierze zachowało przejawy dawnego życia.Chociaż mówi, że tak najczęściej jest na Polesiu. To właśnie tam, niedaleko wioseczki Stachowo, w bagiennych ostępach przypadkowo zobaczył kłody z pszczołami, po czym bartnictwo stało się pasją Pana profesora.

W głębi Polesia

Poświęca dużo czasu temu rzemiosłu. Fascynacja bartnictwem zaowocowała wystawami w Warszawie w Muzeum Etnograficznym, na Ukrainie, w Łucku, w Galerii Sztuki Narodowego Związku Artystów, na Białorusi – w Pińsku, w Muzeum Białoruskiego Polesia i Brześciu w Obwodowym Centrum Społeczno-Kulturalnym na Białorusi. Na wystawach profesor nie tylko demonstruje piękne wielkoformatowe zdjęcia, autentyczne narzędzia bartnicze, ale i opowiada o historii tego rzemiosła. Tak, na przykład, okazuje się, że bartnicy zrzeszały się w stowarzyszenia, które miały nawet własne sztandary. Podkreśla, że bartnictwo jako element kultury właściwy jest dla narodów zamieszkałych na dzisiaj w różnych państwach, a kiedyś żyjących w granicach I Rzeczypospolitej.

Profesor jest zapalonym kolekcjonerem, ma największy w Polsce zbiór przedmiotów związanych z bartnictwem. Ma barcie z Litwy, Ukrainy, Białorusi. One stanowią nie tylko eksponaty muzealne, ale nadal żyją, wykonując swoją funkcję – być domem dla dzikich pszczół. Oto i w tym czerwcu przyleciał nowy rój do barci Krzysztofa Hejke.

W 2016 roku bartnictwo zostało wpisane na  Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego, Krzysztof Hejke był jędną z osób,  dzięki którym to wydarzenie stało się możliwe.

Znany fotograf  ma  ponad stu indywidualnych  wystaw  w kraju i za granicą. Ale , jak wiadomo, wystawy mają swój określony wiek. Jnną formą zapisywania historii jest  wydanie albumów fotograficznych.  Moim zdaniem , mianowicie albumy na długo zachowują dla nas przeszłość. K. Hejke jest  autorem kilkunastu albumów. Wśród nich : „Polska Romantyczna” (siedmiokrotnie nagrodzony w konkursach na najpiękniejszą książkę) . I  najbardziej bliski autorowi „Kresy . Zapomniana ojczyzna”.

Niedawno  ukończył  trzyletnią pracę nad albumem   „Ostatni bartnicy europejscy, których spotkałem”,     będzie liczył 300 stron. Album będzie zawierał kulturowo-historyczną część, opowiadającą historię bartnictwa na ziemiach Polski, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Rosji. Będzie  tak że część poświęcona odrodzeniu bartnictwa na ziemiach polskich w ostatnich 10 latach

Składamy serdecznie gratulacje Panu Profesorowi Krzysztofowi Hejkę  z powodu odznaczenia go jako „osoby  szczególnie zasłużonej  dla ochrony polskiej spuścizny kulturowej pozostającej poza granicami kraju” i otrzymaniem podczas    III Gali Fundacji Dziedzictwa Kulturowego    na Zamku Królewskim w Warszawie        27 kwietnia 2017 r  Srebrnego  Medalu. „Zasłużony Kulturze Polskiej – Gloria Artis”.

Teresa Puńko, Brześć

Udostępnij na: