Minęła kolejna 150-ta rocznica Powstania Styczniowego. O powstaniu tym przez tyle lat napisano niemało, postawiono wiele krzyży i pomników upamiętniających walki i potyczki w różnych miejscach, a także na mogiłach poległych powstańców. Co dziś wiemy o miejscach pamięci na tych ziemiach? Czy w ogóle zachowały się tam jakieś pamiątki związane z tym, tak tragicznym dla narodu polskiego, okresem dziejów? Myślę jednak, że niewiele. Czas i źli ludzie, jak ktoś kiedyś powiedział, robią swoje. Po wrześniu 1939 roku ogromne połacie Kresów włączono do ZSRR, a wiele lat później, już w naszych czasach, powstały tu odrębne państwa, rozwijające kulturę własnych narodów oraz czyniące próby poszukiwania w otchłani dziejów własnych korzeni. Mówiąc prawdę, w tożsamości narodowej Litwinów czy Ukraińców absolutnie nie ma miejsca dla polskości! A przecież przez wiele wieków te ziemie wchodziły w skład wspólnego państwa, a w walkach powstańczych brali udział również Ukraińcy i Rosjanie, choć tych oczywiście było niewielu.
Naszym obowiązkiem, w 150 lat od wydarzeń z 1863 roku, jest nadal czcić pamięć o powstańcach, którzy polegli na naszych terenach, dbać o te nieliczne, szczególnie na Kresach, miejsca pamięci. Otóż na Wołyniu Powstanie Styczniowe miało zasięg dosyć ograniczony. Według danych zaczerpniętych z materiałów drukowanych i rękopiśmiennych Muzeum Narodowego w Rapperswilu, zebranych i opublikowanych przez Stanisława Zielińskiego, na Wołyniu miały miejsce 23 potyczki powstańców z wojskami carskimi. W maju 1863 roku – l5, w czerwcu – 2, w lipcu – 2, w listopadzie – 1 i w grudniu – 2. W roku 1864 była tylko jedna w lutym.
Niestety, poszukując informacji o walkach i potyczkach na Wołyniu w latach 1863-64, trzeba pamiętać, że literatura na ten temat przedstawia się bardzo ubogo. Pośród książek, które możemy już zaliczyć do „białych kruków” warto wymienić, wydaną we Lwowie w 1903 roku, książkę Franciszka Zawity-Gawrońskiego Rok 1863 na Rusi. Ukraina, Wołyń, Podole. Oprócz wspomnianej pracy Stanisława Zielińskiego Bitwy i Potyczki 1863-1864, praktycznie nigdzie nie ma żadnych ściślejszych danych. W Ilustrowanym Przewodniku po Wołyniu z 1929 roku, dr Mieczysław Orłowicz w ogóle nie podaje żadnych wzmianek o potyczkach w czasie Powstania Styczniowego. Trochę informacji możemy znaleźć w najnowszej książce o Wołyniu pióra Grzegorza Rąkowskiego Przewodnik po Ukrainie Zachodniej. Część I Wołyń, wydanej w 2005 roku w Pruszkowie. Otóż na str. 74 i 75 autor pisze: „W pobliżu (Horek – A.S.) rozegrała się w 1863 r. jedna z największych bitew powstańczych na Polesiu. Były to właściwie trzy odrębne starcia, które stoczył z wojskiem rosyjskim Romuald Traugutt na czele liczącego ok. 160 ludzi oddziału z powiatu kobryńskiego”. Natomiast na str. 195 jest opis bitwy pod Poryckiem stoczonej z Moskalami przez oddział Wojciecha Komorowskiego 2 listopada 1863 r. Dalej autor podaje, że „na mogile powstańców stał do II wojny światowej drewniany krzyż”.
Znane są także dwie następujące publikacje: Tadeusza Swata Mogiły poległych z okresu Powstania Styczniowego 1863-1864 roku na ziemiach polskich, Pruszków 2004, a także artykuł Ewy Ziółkowskiej w Biuletynie „Przeszłość i Pamięć” nr 3-4(24-25) z 2002 roku, wydawanego przez Radę OPWiM w Warszawie, pod tytułem Polscy więźniowie twierdzy kijowskiej.
Tadeusz Swat na końcu swojej książki opublikował mapkę z nadrukiem „Rozmieszczenie mogił powstańców 1863-1864 roku poza granicami kraju”. Niestety na niej nie zaznaczono ani Horek ani Porycka, gdzie oczywiście obecnie nie ma żadnych śladów po takich mogiłach. Natomiast Ewa Ziółkowska też publikuje mapkę (str. 35) z nadrukiem „Bitwy i potyczki powstania styczniowego na Ukrainie”, ale na niej też nie ma ani Horek ani Porycka, więc trudno zrozumieć jakie kryteria stosowali autorzy przy pisaniu swoich prac. Ale wróćmy na razie do opisanych 23 potyczek. Większa część z nich miała miejsce w okolicach wschodniej części Wołynia, gdzie operowały duże oddziały pod dowództwem pułkownika, a później generała Edmunda Różyckiego. Te oddziały odniosły nawet w maju 1863 r. kilka zwycięskich potyczek pod Lubarem, Połonnem, Miropolem i później pod Salichą, skąd weszły do zaboru austriackiego. W powiatach żytomierskim, zwiahelskim, owruckim i zasławskim powstało kilka oddziałów, część powstańców dołączyła do Różyckiego, a część poległa w walkach lub trafiła do niewoli. Te tereny po powstaniu II Rzeczypospolitej Polacy utracili na rzecz Ukrainy Radzieckiej a na grobach poległych pewnie nikt już nie stawiał trwałych pomników.
Wybuch powstania na Rusi wyznaczony został na dzień 8 maja 1863 roku. Naczelnym wodzem Rząd Narodowy mianował generała Józefa Wysockiego, który jednocześnie był także naczelnym wodzem w woj. lubelskim. Miał on wkroczyć w tym czasie na Wołyń z zaboru austriackiego, żeby podać rękę gen. Edmundowi Różyckiemu. Gen. Józef Wysocki formował kilka oddziałów pod Brodami w lasach berlińskich. Niestety z różnych powodów nie mógł przez jakiś czas ruszyć na Wołyń, a miał pod bronią już 800 piechoty i 200 jazdy. Dopiero pod koniec czerwca, gdy oddziały Różyckiego wkroczyły już do zaboru austriackiego, Wysocki wyruszył na Wołyń. Postanowiono uderzyć na miasto Radziwiłłów, znajdujące się w odległości kilku kilometrów od granicy. Uderzenie zaplanowano na 2 lipca. Załoga miasta stanowiła 500 ludzi. Wysocki postanowił rozdzielić oddział na trzy grupy, jedna była pod dowództwem pułkownika Horodyńskiego, a na czele drugiej stanął pułkownik Miniewski, pod Wysockim została reszta. Pod Radziwiłłów oddziały podchodziły z różnych stron. W nocy jednak była burza, drogi rozmokły, a grupa Wysockiego była przez to opóźniona. W każdym bądź razie pułkownik Horodyński o wyznaczonej godzinie, nie czekając już na wystrzały ze strony grupy Wysockiego, uderzył na miasto. Trzeba powiedzieć, że załoga była na to przygotowana, rosyjski konsul w Brodach ciągle przecież zbierał informacje o organizacji i przemieszczaniu powstańczych oddziałów i przekazywał ją stronie rosyjskiej. Walka była zażarta, powstańcy mężnie szli do przodu, ale wkrótce ginie pułkownik Horodyński, pada też kilku rannych oficerów i oddział idzie w rozsypkę. W tym czasie Wysocki uderza na przedmieście Lewiatyn i z trudem go opanowuje. Jednak po kilkugodzinnej walce powstańcy muszą odchodzić, miasto nie zostało przez nich zdobyte. Przerzedzone oddziały powoli zbierały się na południe od miasta. Moskale jednak nie zaatakowali obozowiska i zebrani wkrótce przeszli granicę z powrotem. Oddział Miniewskiego nie wziął udziału w walce i dopiero 4 lipca, ciągle niepokojony przez wojsko austriackie, też z trudem pokonał granicę zaboru. Tak się zakończyła ta wyprawa na Wołyń.
Radziwiłłów jest miastem leżącym na samym południu Wołynia i te tereny do 1939 roku należały do IIRP, a więc można przypuszczać, że na cmentarzu rzymskokatolickim w tym mieście mógł być pomnik na mogile poległych powstańców, ale czy się zachował do naszych dni – tego nie wiemy. Żadnych danych na ten temat nie ma. Co prawda kilka lat temu do Konsulatu Generalnego RP w Łucku nadeszła informacja, że podobno w latach 30-ch XX w. na cmentarzu miał być zbudowany pomnik na mogile poległych powstańców, nawet wmurowano kamień węgielny. Niestety poszukiwania nic nie dały. W niedalekich Brodach, na starym cmentarzu, w czasie inwentaryzacji odnaleziono tylko jeden grób, na płycie którego widnieje inskrypcja: „Antoni Sadowski / żył lat 80 / zm. 1908 r./ powstaniec”. Tak nikłe ślady mamy na tych terenach. W Dubnie, kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od Radziwiłłowa, w latach 30- ch XX wieku była odsłonięta tablica ku czci Mariana Dubieckiego z jego bareliefem, która oczywiście nie zachowała się do naszych dni. Natomiast całkiem niedawno na rzymskokatolickim cmentarzu w Równem znaleziono nagrobek w dosyć dobrym stanie, z następującą inskrypcją: „Ś.+ P. / Julian / syn Antoniego / Sobolewski / zasnął w Bogu / w dniu 2 grudnia 1916 r. / przeżywszy lat 74 / WETERAN ROKU 1863 / cześć jego pamięci”.
Przechodzimy teraz jeszcze dalej, na tereny współczesnego obwodu wołyńskiego. Jest to skrajna zachodnia część Wołynia. W czasach Powstania Styczniowego graniczyła z Cesarstwem Austriackim, Królestwem Polskim i guberniami grodzieńską i mińską Imperium Rosyjskiego. W żadnej dostępnej publikacji nie ma danych o zorganizowaniu oddziałów powstańczych na tych terenach, walczyły tu oddziały przybyłe zza granic wymienionych wyżej terenów i tylko sporadycznie dołączały do nich niewielkie grupy miejscowej ludności. Dziwi więc zamieszczona na stronie internetowej „Archiwum allegro” rycina pochodząca z francuskiego „Le Monde Illustre” wydanego w 1863 roku, przedstawiająca „starcie polskich powstańców z Rosjanami w okolicy Kowla na Wołyniu podczas Powstania Styczniowego”. Albo Francuzi trochę przesadzili, albo po prostu zamieścili rycinę pochodzącą jeszcze z czasów Powstania Listopadowego, bo wtedy faktycznie w okolicy Kowla przemieszczał się oddział powstańczy pod dowództwem Karola Różyckiego, ojca Edmunda, późniejszego dowódcy w Powstaniu Styczniowym. Można tam obejrzeć także rycinę przedstawiającą „wejście powstańców do Drużkopola”, co też jest nieco intrygujące, ale może faktycznie jakiś oddziałek tam się znalazł, o czym jednak w znanych publikacjach nie ma żadnej wzmianki. Zobaczmy więc jak opisuje działania powstańców w tej części Wołynia Stanisław Zieliński w przywołanym na początku artykułu dziele. Zamieszczamy opisy poszczególnych potyczek w porządku chronologicznym.
11 maja 1863 r. przez granicę zaboru austriackiego, między wsiami Łuczyce a Samowola, wkroczył na Wołyń oddział w liczbie około 100 ludzi pod dowództwem Leszka Wiśniowskiego, zorganizowany w okolicach Żółkwi. Na stronie wołyńskiej miało z nimi połączyć się 80 wołyniaków. Partia ta, jeszcze nie zorganizowana, została napadnięta w lesie pod Iwaniczami przez essauła Jeżowa dowodzącego kozakami, którym pomagali okoliczni chłopi. 50 powstańców trafiło do niewoli, a z reszty pozostałych tyko siedmiu dołączyło do Wiśniowskiego, w tym trzech braci Cieszkowskich. Otoczony przez znaczne siły moskiewskie, postanowił Wiśniowski przebijać się w lasy hrubieszowskie. Stąd rozbijając 12 maja pod Samowolą kilkunastu kozaków, ruszył forsownym marszem wzdłuż granicy, znosząc po drodze drobne komendy tak zwanych „objezczyków”, dotarł do Litowieża, przeszedł Bug i 18 maja rano dołączył do oddziału Żalpłachty-Zapałowicza i Czerwińskiego aż pod wsią Dzierzążnią.
17 maja 1863 r. na Polesiu, pod wsią Horki, w północnej części Wołynia, należącej wtedy do guberni grodzieńskiej, doszło do potyczki z Moskalami oddziału powstańców dowodzonego przez byłego pułkownika saperów moskiewskich Romualda Traugutta. Jego oddział składał się z obywateli ziemskich powiatu kobryńskiego, ich oficjalistów i służby, urzędników powiatowych i niewielkiej liczby włościan rządowych. Razem było około 200 ludzi. Oddział zbierał się od 26 kwietnia w lasach pod Antopolem, a gdy został już podzielony na sekcje, pułkownik Traugutt powiódł powstańców przez wsie Derewnę i Bielin pod Horki. Tu w lasach, przez dwa tygodnie ludzie uczyli się musztry, tyralierki dwójkami. Dowiedziawszy się o nadejściu Moskali, Traugutt marszem w ciągu nocy, osiągnął groblę pod wsią, która była otoczona z obu stron trzęsawiskami. Grobla była załamana w trzech miejscach. Rota Moskali jechała na furmankach pod eskortą 15 kozaków. Kazano przepuścić ich na środkowe załamanie. Swoich ludzi Traugutt rozstawił po lewej i prawej stronie grobli. Gdy Moskale już byli na środkowym załamaniu grobli, ich starszy spostrzegł naszych i począł krzyczeć: „skariej, siuda, siuda!” „Nie gorącuj się panie rotmistrzu”, odpowiedział S…. i strzelił. Poszły strzały nasze po całej linii i w tym momencie na rozkaz pułkownika Traugutta powstańcy zamknęli drogę Moskalom. Dwie kompanię strzelców rzucono w poprzek grobli, nakazując dać ognia. Moskale rzucili się uciekać do tyłu, ale tu kosynierzy 1 plutonu wyskoczyli na groblę dając ognia z pojedynek, a potem rzucili się „w kosy!”. Moskale , jak kto mógł, uciekali w bagna i po grobli, a powstańcy strzelali ich jak kaczki. Nieprzyjaciel tylko dwa razy zdołał dać ognia, według komendy „załpom”. Ich straty w tym dniu obliczono na 70 osób, ocalało nie więcej jak 47. 20 trupów leżało w jednej kupie, a inni leżeli skupieni po kilku w różnych miejscach. Powstańcy nie ponieśli żadnej straty.
Romuald Traugutt po tym boju odprowadził zebrany oddział na nowe stanowisko, kilka kilometrów dalej od poprzedniego. Tu, po pięciu dniach, oddział znów został zaatakowany przez większe siły Moskali. Walka wywiązała się zażarta i tylko dzięki desperackim rzucie na prawe skrzydło 14 dzielnych Kobryńczyków, udało się oddziałowi wyjść z tej sytuacji. Moskali poległo 12, a naszych 4 i rannych było 6. Powstańczy oddział jeszcze raz odszedł kilka kilometrów dalej, zmieniając miejsce postoju i zakładając obóz dla odpoczynku. Niedługo jednak Moskale znów zaatakowali naszych jeszcze większymi siłami w 4 roty piechoty i 200 kozaków. Trzy razy rzucali się Moskale na powstańców i trzy razy byli odparci. Walka trwała trzy godziny w jednym miejscu, a potem nasi rozsypali się po lesie i pojedyncze strzały było słychać do wieczora. Powstańcy stracili 13 zabitych na miejscu i kilkunastu wziętych do niewoli, którzy byli przeważnie pochwyceni przez chłopów i wydani Moskalom. Powstańczy obóz złożony z 20 wozów i 50 koni też zagarnęli Moskale. Utracili oni w zabitych 73 i trzydziestu kilku rannych. Pułkownik Traugutt szczęśliwie odjechał z pobojowiska, chociaż Moskale upewniali, że został zabity i że nawet wbito mu okulary w oczy. Powstańcy z powrotem zaczęli się zbierać w lesie pod wsią Bielin, gdzie w końcu zeszło się ich 43. Udało się skomunikować z Trauguttem, który nakazał czekać i nie rozgłaszać że żyje. Dziesięć dni stali powstańcy w tym miejscu aż nadszedł do nich Wańkowicz (Leliwa) ze 101 ochotnikami z powiatu brzeskiego. Za jakiś czas połączony oddział ruszył w kierunku miasteczka Chomsk. Przechodząc blisko ostatniego pobojowiska pod Horkami wysłano powiesić leśnika, który naprowadził Moskali na oddział kobryński, lecz on uciekł i spalono tylko jego domostwo. Jakiś czas oddział przebywał na terenie powiatu pińskiego, a 26 czerwca doszedł do Dąbrowicy na Wołyniu, gdzie powstańcy zamierzali przeprawić się promem przez rzekę Horyń. Jednak okazało się, że Moskale prom zatopili i oddział był zmuszony iść dalej w górę rzeki do wsi Żadyń leżącej już w powiecie rówieńskim. Tu znów doszło do potyczki z Moskalami i powstańcy stracili 4 wozy, 8 koni wierzchowych i kilkunastu ludzi, a także zapas żywności. Pułkownikowi Trauguttowi udało się jednak szczęśliwie odejść z resztą oddziału do lasu. Za jakiś czas powstańcy przeprawili się przez Horyń powróciwszy znów pod Stolin, a 13 lipca pod Kołodnem w powiecie pińskim, oddział został rozbity przez Moskali. Traugutt podzielił resztki oddziału na dziesiątki i część ludzi przebiła się do Kongresówki, część w Puszczy Świsłockiej połączyła się z oddziałem Duchyńskiego.
08.07.1863 r. doszło do potyczki konnego oddziału Kazimierza Narbutta z Moskalami pod Mokranami, jest to nieco ponad 20 kilometrów od Ratna na Wołyniu. Oddziałek w liczbie 80 ludzi przedostał się tu z pow. pińskiego po rozbiciu Traugutta, przechodząc częściowo przez teren Wołynia. Kazimierz Narbutt swoim zwyczajem rozdzielił oddział na szóstki i wymknął się z otoczenia. Nieco później znów połączywszy swoich ludzi, uszedł na teren Królestwa Kongresowego.
Dnia 27 lipca znany już nam Leszek Wiśniowski z oddziałem 193 ludzi przekracza ponownie granicę zaboru austriackiego pod Łuczycami i przez wsie Raczyn, Kołpytów, Korytnicę zamierza przejść dalej ku lasom poleskim. Za korytnickim lasem ujrzano rekonesans huzarów moskiewskich, którzy po kilku strzałach oddziału polskiego znikli z oczu. Wiśniowski zatrzymuje oddział celem przełożenia amunicji z fury na juki. I w tym momencie zauważono zbliżających się kozaków, a potem przednie szarże dragonów, którzy zszedłszy z koni zaatakowali powstańców. Wkrótce nadeszła moskiewska piechota i powstańcy musieli cofać się do lasu, dając możliwość dragonom zabrania juk z amunicją. Odejście oddziału, mimo wszelkich wysiłków dowódcy i kilku oficerów, przypominało jednak ucieczkę w bezładzie. Po bezładnym odejściu do środka lasu Wiśniowskiemu udało się jakoś zebrać z powrotem oddział i rozstawić pikiety. Moskale już nacierali ze wszystkich stron i w gęstym lesie załamał się wszelki porządek wśród powstańców. Wiśniowski, ciężko ranny, dostaje się w ręce Moskali. W jednym rogu lasu pozostał komisarz cywilny z porucznikiem Cieszkowskim i sierżantem Cieszkowskim oraz 5 żołnierzy piechoty i 4 jazdy, którzy celnym ogniem wstrzymywali nieprzyjaciela. Do nich powoli nadciągali pojedynczy żołnierze i w końcu zebrało się ich 47 ludzi. Oczyściwszy w krótkim czasie ten róg lasu, powstańcy do samego wieczora dzielnie odpierali atakujących z pola Moskali, którzy w końcu około godziny 9 wieczorem wreszcie się oddalili. Polski oddziałek przesiedział w lesie jeszcze z godzinę i pomału zaczął odchodzić przez Kołpytów z powrotem do granicy, wykorzystując przewodników i zarekwirowane furmanki. Przed samym kordonem jeszcze raz starli się z kozakami, zabijając im 9 ludzi, i nie tracąc nikogo ze swoich. O godzinie pół do dziewiątej rano przeszli kordon i zostali rozbrojeni przez huzarów austriackich. W ogóle przedostało się na stronę austriacką 76 ludzi, na wyprawie poległo 30 a kilkudziesięciu dostało się do niewoli. Niedobitki powróciły do Lwowa.
Tymczasem w Galicji dalej formowali nowe oddziały gen. Edmund Różycki i Struś, zorganizowawszy około 2000 ochotników. W wyniku różnych przyczyn formowanie oddziałów było utrudnione i w końcu z planowanych 8 pozostało tylko 3 pod dowództwem Sienkiewicza, Żalpłachty-Zapałowicza i Komorowskiego. Każdy oddział liczył po około 300 ludzi. W południe dnia 1 listopada ruszyła wyprawa pod dowództwem Wojciecha Komorowskiego na Poryck, w którym powstańcy stanęli następnego dnia o godzinie 2-j po południu. Natychmiast zostały rozesłane drobne podjazdy na wszystkie strony, celem zdobycia informacji co do zamiarów Moskali. Jeden z takich podjazdów zaatakowali kozacy, zabiwszy 5 powstańców, w tym Ksawerego Bolewskiego, starego żołnierza, uczestnika Powstania Listopadowego. Otrzymawszy wiadomość o zbliżaniu się nieprzyjaciela, Komorowski postanowił zająć stanowisko obronne na cmentarzach położonych na przedmieściu, po obydwu stronach drogi. Powstańcy skutecznie odpierali ataki nieprzyjaciela aż do zapadającego zmroku, kiedy to Moskale się oddalili. Powstańczy oddział pozostał w mieście. Jednak o godzinie 4 rano dnia 3 listopada, Komorowski opuszcza Poryck i przez Samowolę cofa się w kierunku wsi Baranie Peretoki w zaborze austriackim. Moskale ciągle osaczali oddział, który musiał staczać z nimi drobne utarczki. Stanowczej walki z nacierającymi Komorowski już podjąć nie chciał. Za kordon przeszło 400 powstańców w większości rozbrojonych przez Austriaków.
12.12.1863 r. po starciu w okolicach Dubienki, oddziały Zaręby i Ponińskiego przeszły Bug i zatrzymali się w Kładniowie, gdzie ponownie zostali zaatakowani. Powstańcy musieli odejść dalej na południe. Następnego dnia, gdy byli we wsi Werba, przyłączył się do nich podobno oddział Kozłowskiego. Tu powstańcy znowu zostali zaatakowani przez moskiewskie oddziały. Natarcie nieprzyjaciela zostało jednak odparte, wzięto do niewoli nawet 9 Moskali i „zagwożdżono” jedno działo, a powstańczy oddział unikając dalszych walk odszedł w lasy hrubieszowskie za Bug. Takie wydarzenia miały miejsce na całym Wołyniu w 1863 roku.
14.02.1864 r. po starciu pod Dubienką ruszył przez Bug oddział Rokitnickiego. W okolicy Bindugi powstańcy napadli na patrol kozacki zmuszając go do ucieczki, a potem cofnęli się w Lubelskie. Prawdopodobnie była to już ostatnia utarczka z Moskalami na terenie Wołynia w Powstaniu Styczniowym.
Stanisław Kieniewicz, wybitny znawca danego tematu, tak określił skutki Powstania: „Powstanie Styczniowe zakończyło się klęską polityczną, moralną i materialną. Tysiące ludzi zginęło na polach bitew, na szubienicach, w więzieniach i katorgach – w znacznej części był to element najbardziej wartościowy, ideowy, dalsze tysiące pozostały na emigracji.
Najboleśniejsze, nieodwracalne straty poniósł polski stan posiadania na Kresach”.
Stanisław Kieniewicz wiedział, co mówił, przecież też urodził się na Polesiu! Cóż można dodać do tej wypowiedzi? Chyba tylko to, że w wielu miejscach „polski stan posiadania” tak się uszczuplił, że nie było nawet ludzi, którzy mogli upamiętnić poległych, postawić krzyże, a tym bardziej trwałe pomniki. Z drugiej strony były by to też działania narażone na represje carskich władz na miejscu. Dopiero w odrodzonej Rzeczypospolitej, w latach 20-30 XX wieku takie upamiętnienia były możliwe, zresztą żyło jeszcze wielu weteranów, ale pamięć ludzka nie jest doskonała. Czy udało się odnaleźć wszystkie mogiły poległych? Tego nikt nie wie.
Od wielu lat prowadząc prace inwentaryzacyjne na cmentarzach polskich na Wołyniu, nie udało się na razie odnaleźć żadnego grobu poległych powstańców. Dokładnie zbadano już 83 cmentarze. Odnaleziono tylko pięć grobów weteranów Powstania Styczniowego, jeden w Brodach, o którym już była mowa, jeden w Równem i trzy we Włodzimierzu Wołyńskim. Oto inskrypcje na zachowanych nagrobkach: „Władysław Rogala /Lewicki / Em. Star. Oficjał. Kol. Państw./ powstaniec 63 roku / ur. 1847 zm. 1932” oraz „ś.+ p./ Mikołaj Terpiłowski / przeżył lat 87 / zm. 18 stycznia 1926 r. / weteran 63 r.”. Obok jest pochowana jego żona Salomea. Nagrobek został rozbity na kilka dużych kawałków, był wykonany z betonu. Nagrobek Lewickiego ma formę ukośnie położonej płyty z lastriko i jest w stanie zadowalającym. Trzeci nagrobek wykonano w formie płyty z piaskowca, położonej na podstawie z cegły, na jej powierzchni wyryto inskrypcję: „Ś. + P. / Paweł Zwoliński / uczestnik Powstania 1863 roku / ur. 17 października 1844 r. / zmarł 1 kwietnia l917 r. / wdzięczne dzieci”. Tyle mamy miejsc pamięci powstańców, gdy chodzi o cmentarze, jeszcze gorzej jest z poszukiwaniem mogił w miejscach walk.
Pod Horkami nikt z miejscowych nie mógł nic konkretnego powiedzieć, można więc przypuszczać, że w okresie II RP to miejsce jednak nie było upamiętnione. Natomiast na południu Wołynia podobno były upamiętnione mogiły powstańców na cmentarzach, o czym mówiło mi kilku, niestety obecnie już nie żyjących Polaków, pochodzących z tych stron. Ale nigdzie już nie znaleziono żadnych płyt czy fragmentów nagrobków. Natomiast w Porycku takie miejsce zostało odnalezione. Prowadząc kilka lat temu poszukiwania w tym rejonie, udało się nawiązać kontakt z panem Piotrem Tymoszczukiem ze Starego Porycka, rocznik 1920. Pan Piotr wskazał miejsce, gdzie stał krzyż, o którym wspomina w swojej książce Grzegorz Rąkowski. Niestety to miejsce jest wyrównane spychaczami i za czasów ZSRR miejscowy kołchoz zbudował na nim suszarnię lnu. Pan Piotr opowiadał, że doskonale pamięta ten krzyż, był dosyć wysoki, dębowy i nieco pochylony na bok. Obok był folwark , a dookoła krzyża, który stał na dosyć szerokim, nieco spłaszczonym kopcu, rozciągały się pola należące do majątku Stanisława hrabiego Czackiego. Kopiec był co rok zaorywany i jakoś trudno uwierzyć, że potomek tak sławnego rodu nic nie uczynił, żeby zadbać o to miejsce.
Natomiast inny mieszkaniec Porycka Zygmunt Stański, który jeszcze przed 1939 rokiem opublikował „Monografię gminy Poryck pow. włodzimierskiego woj. wołyńskiego”, tak pisał w Rozdziale I, 6. o przeszłości gminy: „ Tu pozostały mogiły Rodaków, którzy walczyli o wolność Polski: jedna widnieje na horyzoncie pod Starym Poryckiem, na której samotny z dala widniejący duży krzyż drewniany mówi, że tu są pochowani cisi bohaterzy, którzy pod gen. Dwernickim polegli za Polskę. I druga mogiła na katolickim cmentarzu parafialnym z roku 1863.” Czyli jak wynika z tego opisu, pod Starym Poryckiem była tylko mogiła powstańców listopadowych, chociaż G. Rąkowski w swojej książce pisze, ze „w pobliżu tego folwarku znajdowała się także mogiła powstańców poległych w bitwie …2 listopada 1863 r.” Niestety Stański nie podał opisu mogiły na cmentarzu, nie udało się także odnaleźć jej zdjęcia. Cmentarz katolicki w Porycku obecnie jest zadbany i oczyszczony, ale nie odnaleziono już żadnych śladów po mogile powstańców. Można by było postawić tam chociaż symboliczny pomnik, ale kto tym może się zająć dzisiaj na Wołyniu? Polaków w Porycku, który się nazywa po wojnie „Pawliwka”, już dawno nie ma, jak i w całej okolicy.
Co dotyczy pamięci powstańców poległych pod Korytnicą dnia 28 lipca 1863 r., to najpewniej byli pochowani we wspólnej mogile przez miejscowych chłopów albo przez Moskali. W najbliższej okolicy było dwa cmentarze rzymskokatolickie: w Szelwowie i w Koniuchach, jest to kilka kilometrów od lasu korytnickiego. Czy ktoś z miejscowych ziemian mógł organizować pogrzeb poległych na tych cmentarzach? Pytanie na razie jest bez odpowiedzi. Cisi bohaterowie nadal spoczywają w nieznanych nam miejscach, gdzie nikt nie stawia krzyży i nie zapala zniczy, taki już jest ten świat. Czy tak naprawdę „przeszli i znikli dla potomnych”, jak pisał Marian Dubiecki? A może jednak wypada w 150 rocznicę Powstania Styczniowego uczcić tych nieznanych, którzy tak dużo uczynili dla moralnego rozwoju narodu? Wszak nadal pewnie jesteśmy Polakami, nie zważając na to, kto jaki nosi ubiór i nazwisko.
Anatol F. Sulik
Kowel
Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej
Autor wyraża podziękowanie dla pana Krzysztofa Gargacza, zbieracza i miłośnika Wołynia, za udostępnienie rzadkich materiałów przy opracowywaniu danego artykułu.