Miłośnikom Polesia, Organizatorom i Uczestnikom IV Krajowego Zjazdu byłych Mieszkańców Polesia i ich potomków w Białkowie – 19.05.2012 r.

Polesie to kraina przyrodniczo-historyczna leżąca obecnie na terenie trzech państw: Ukrainy, Białorusi i Polski. Trudno było badaczom wyznaczyć jednoznacznie granice Polesia. Według Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, wydanego w 1887 roku, Polesie to „szeroki pas kraju pokryty lasami, ciągnący się po obu brzegach rzeki Prypeci między Bugiem a Dnieprem ». Współcześnie największa część tej krainy należy do Republiki Białorusi i wchodzi w skład Obwodu Brzeskiego. Wschodnie tereny, które w okresie międzywojennym należały do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (a ściślej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej), wchodzą obecnie w skład Obwodu Homelskiego i ciągną się aż po granicę Białorusi z Rosją. Południowa część krainy znajduje się na terytorium Ukrainy, w okręgach wołyńskim oraz rówieńskim. Na obszarze Polski pozostały jedynie północno-zachodnie skrawki Polesia, leżące w lewym dorzeczu Bugu i określane jako Polesie Podlaskie lub Polesie Lubelskie (którego głównym ośrodkiem jest Włodawa), a także zachodnia część Polesia Wołyńskiego z pagórami chełmskimi oraz obniżeniami dubieńskim i dorohuckim.

Mapa Polesia
Mapa Polesia

Dzisiejszy obszar Polesia nie pokrywa się z obszarem przedwojennego Województwa Poleskiego, ponieważ dawne powiaty Sarny oraz Kamień Koszyrski znalazły się w Ukrainie, doszły natomiast rejony Baranowicze oraz Lachowicze, które przed drugą wojną światowa wchodziły w skład Województwa Nowogródzkiego.

Na dzisiejsze ukształtowanie geologiczne Polesia wpływ miały „odległe epoki geologiczne”. Platforma wschodnioeuropejska, na której usytuowane jest Po-lesie, należy do prekambryjskiej tarczy krystalicznej Europy, zbudowanej z pofałdowanych skał metamorficznych, poprzecinanych intruzjami granitu. Wielokrotne pęknięcia warstwy granitu, które nastąpiły w paleozoiku, doprowadziły do utworzenia niecki, na niej osadzały się warstwy kredy oraz inne osady ery mezozoicznej i kenozoicznej. W epoce paleogenicznej teren pokrył się warstwą piasku oraz gliny i dwukrotnie stał się zalewiskiem morskim, którego ślady widoczne są w postaci osadów.

Leśne błoto. Foto A. Dubrouski
Leśne błoto. Foto A. Dubrouski

Współczesna rzeźba Polesia kształtowała się od epoki dyluwialnej, kiedy olbrzymie lodowce północne przeorały lżejsze warstwy poprzednich osadów i zasypały je pokładem moren. W tej samej epoce woda z topniejących lodowców pogłębiła teren, zalała prawie cały obszar Polesia. Stąd swój początek wzięło zabagnienie krainy. Dzięki wyżej wymienionym procesom na obszarze Polesia wytworzyły się główne gatunki gleb, czyli bagno torfowe (zajmujące na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku jedną trzecią część terenu), piaszczyste gleby oraz czarnoziemy bagienne powiększające się w miarę osuszania terenu. Polesie było największą krainą bagien w całej Europie. Bagna i moczary zajmowały aż 56% jego powierzchni. Największym z nich było Bagno Kaczajskie, które mierzyło 4500 km2, ale najbardziej popularne wśród turystów było Bagno Hryczyńskie, które zajmowało obszar 682 km2. Stanowiło najbardziej rozległe bagno otwarte w Europie.

Polesie to kraj typowo rolniczy. Przedwojenne Województwo Poleskie, było największym w II Rzeczypospolitej, a zarazem najrzadziej zaludnionym (na jeden kilometr kwadratowy przypadało około 31 osób). Wśród 4.339 wszystkich osad w województwie było tylko osiemnaście miast oraz trzydzieści osiem miasteczek. Resztę stanowiły zaszyte wśród lasów i bagien wsie, często oddalone od siebie o dziesiątki kilometrów. Przedwojenna pisarka Emma Jeleńska pisała, iż pod koniec dziewiętnastego wieku największy obszar Polesia zajmowały lasy, przede wszystkim bory sosnowe, w których występowały także brzozy, osiki, dęby, jarzębie oraz zarośla leszczyn i jeżyn. Czarne jagody, grzyby, widłaki, paprocie i brusznice tworzyły bujne runo leśne. W lasach spotykane były mokradła: tzw. mochy (porośnięte mchami torfowcami, i krzewinkami żurawin) oraz biele (poszyte wełnianką wąskolistną, której biały puch zadecydował o tej nazwie). Bywały także tereny szczególnie piaszczyste, gdzie nie występowała prawie żadna roślinność. Bory nazywane przez Poleszuków szczerym borem w niższych i bardziej podmokłych terenach stopniowo przechodził w ols, rosnący na niewielkich wzniesieniach otoczonych wodą. Przeważały w nich gatunki takie jak olsza czarna, jesiony, osiki i brzozy, a w podszyciu wierzby, czeremchy i czarne porzeczki. W lasach napotkać można było wiele gatunków zwierząt, w tym dziki, łosie, bobry, coraz rzadsze niedźwiedzie, ptaki takie jak bociany (busiel), jastrzębie (korszaki), czaple, żurawie, kuropatwy, dzięcioły, głuszce, kilka gatunków sów i wiele innych.

KULTURA MATERIALNA

Gospodarka wsi poleskiej

„Dziwny to kraj! Kraj czarnych, posępnych, wilgotnych lasów, nieprzebytych, ponurych bagien […]. Jak oko sięgało, po prawej i po lewej stronie, na olbrzymiej przestrzeni ciągnęły się bagna. Wokoło: zieleń we wszystkich odcieniach. Całą tę olbrzymią, kilkadziesiąt tysięcy kilometrów kwadratowych mającą przestrzeń stanowiły bagna, zamaskowane z wierzchu zielonym kobiercem. […] Miejscami zieleniły się piękne łąki, o subtelnym zielonym kolorze, zamaskowane krótką, aksamitną trawą, pod którą czaiła się – śmierć. Jeden krok na tą piękną łączkę i człowiek giną niechybnie, wessany przez chciwe żeru bagno. Gdzieniegdzie rozrzuciły się lśniące jak stal jeziorka. […] Czas tu odmierza rozpalona złota kula słońca i zimna martwa tarcza księżyca, leniwie przetaczająca się po niebie. Człowiek tu wygląda dziwnie mały, nędzny i szczególnie niezaradny”.

Barcie z okolicy wsi Otwierżycze. Foto A. Dubrouski
Barcie z okolicy wsi Otwierżycze.
Foto A. Dubrouski

Tak oto Sergiusz Piasecki, jeden z uczestników wyprawy etnograficznej pod kierownictwem Józefa Obrębskiego w okresie dwudziestolecia międzywojennego, opisywał Polesie. Zobrazował krainę tą jako romantyczną i bardzo niebezpieczną, w której człowiek zdaje się być zupełnie nieporadnym stworzeniem, skazanym i zdeterminowanym przez przyrodę. Mieszkańcy Polesia rzeczywiście w dużym stopniu uzależnieni byli od uwarunkowań przyrodniczych, jednak trudne warunki, w jakich żyli nie sprawiały, że ludzie ci byli wobec nich zupełnie nieporadni. Wręcz przeciwnie, mieszkańcy Polesia byli doskonałym przykładem bardzo dobrego przystosowania i wykorzystania piaszczystej ziemi, rozległych bagien, błot i lasów, które dostarczały im wszystkiego, co do życia niezbędne. Były źródłem zarówno pożywienia, jak i podstawowego budulca – drewna. Ciężka praca, wyrabianie nowych zdolności technicznych oraz „współpraca” z środowiskiem umożliwiały życie i czerpanie korzyści z darów natury.

Wieś Kudricze. Barcie. Foto A. Dubrouski
Wieś Kudricze. Barcie.
Foto A. Dubrouski

Przykładem przystosowania się było bartnictwo, zajęcie bardzo popularne na Polesiu. Wyglądało zupełnie inaczej niż dziś, dość oryginalnie, bo pasieki nie mieściły się w pobliżu zabudowań gospodarskich, w sadzie, czy w innym wyodrębnionym do tego celu miejscu. Ule rozrzucone były po całym lesie, i umieszczane, w obawie przed niedźwiedziami i innymi potencjalnymi „złodziejami”, wysoko na drzewach. Białoruski etnograf Iwan Eremicz pracę pszczelarza opisywał następująco: „Na jakie 10 sążni nad ziemią umocowuje w sosnę dwie grube poprzeczki i drewnianymi gwoździami o długości pół arszyna przybija do nich pomost, złożony z dwóch – trzech rzędów grubych desek długich na około 5 arszynów, tak żeby niedźwiedź, dobrawszy się do tej konstrukcji, […] nie mógł dostać jej krawędzi łapą. Na sosnę, bronioną takim pomostem, ciągnie bartnik przy pomocy prostej maszyny w postaci olbrzymiego koła swój ciężki ul lub smolistą sosnową kłodę o średnicy około półtora arszyna i wysokości trzech arszynów, z wydłubanym w środku pomieszczeniem na pszczoły i miód. Ul taki waży ze 20 pudów. Na jednej sośnie, której przed niedźwiedziem broni taki pomost, bywa dwa, trzy i więcej ulów. Ul okadza się wrzosem, jego wnętrze skrapia wodą miodową z pachnącymi trawami i kwiatami, z wierzchu obtyka wrzosem a w środku w odpowiednich miejscach umieszcza cienkie poprzeczki – i mieszkanie dla tak drogich gości […] jesienią, kiedy pora odebrać od robotnic daninę, Poleszuk wyrusza do boru z leziwem. Leniwo to sznur spleciony z cienkich nie garbowanych rzemyczków, podobny do mocnych podwójnych lejców. Do jednego końca leziwa przywiązana jest ławeczka może usiąść człowiek, do drugiego – hak. Gdy bartnik podejdzie z tym narzędziem do sosny lub barci (barć to dziupla dla pszczół wydłubana bezpośrednio w sośnie), przerzuca ten koniec leziwa, który zakończony jest hakiem, przez najbliższą mocną gałąź, tak żeby można było go dosięgnąć ręką. Potem siada na ławeczce i za drugi koniec leziwa winduje sam siebie na sosnę do gałęzi, przez którą przerzucone jest leziwo, do pomostu, albo i powyżej niego, w zależności od tego, gdzie wisi ul i skąd dostęp do niego jest najłatwiejszy.

Pasieka Majczuków w Bohdziukach. 1936 r. Z archiwum E.Trzeciaka.
Pasieka Majczuków w Bohdziukach.
1936 r. Z archiwum E.Trzeciaka.

Następnie, umocniwszy się nieruchomo na leziwie za pomocą haka i pętli stojąc na samym pomoście, spuszcza na ziemię koniec leziwa, do którego chłopiec przywiązuje krubkę na miód i dymiący kawałek łuczywa […], po czym odrywa bartnik deskę zakrywającą otwór ula, podkurza pszczoły łuczywem i zaczyna swój podział zdobyczy z pszczołami. […] Przy dobrym urodzaju wrzosu otrzyma z jednego ula dwa do trzech pudów miodu. Niezależnie od wielkości ula, często dętego stopnia zalany jest on miodem, że z trudem daje się otworzyć”. Korzystanie z barci leśnych było wolne o ile lasy nie stanowiły własności dworskiej, wówczas wybieranie miodu i ścinanie drzew z barciami było surowo karane.

Tak, jak zaradność mieszkańców Polesia owocowała słodkim miodem, tak obfitość licznych poleskich jezior przynosiła dostatek ryb. Rybołówstwo było jedną z najbardziej popularnych dziedzin gospodarki poleskiej. Każdy je uprawiał i każdy czerpał z niego korzyści, bo nadwyżki można było łatwo sprzedać – bądź wędrownym handlarzom, bądź w miasteczku na rynku, zwłaszcza w piątek przed szabasem. Ryby łowiono przeróżnymi technikami – przeróżnych kształtów sieciami, małymi i dużymi, najrozmaitszej konstrukcji długości wędkami, wereszami, ościami i w zakotach. Połowów dokonywano także gołymi rękami, zwłaszcza zimą, gdy rybom brakowało powietrza i płynęły wielkimi ławicami do przerębla. Świeże ryby nie przynosiły zbyt dużych dochodów, dlatego latem zajmowano się ich suszeniem, a później sprzedażą.

5

Większych umiejętności i odpowiedniej znajomości nie tylko sposobów łowieckich, ale i zwyczajów zwierzyny, wymagało łowiectwo i pomimo, iż przynosiło wiele korzyści materialnych oraz stanowiło formę rozrywki, źródło przeżyć i przygód, nie było aż tak powszechnym zajęciem jak dwa powyżej opisane. „Lasy są gęsto zaludnione rozmaitego rodzaju zwierzęciem. – opisywała Emma Jeleńska w latach dziewięćdziesiątych dziewiętnastego stulecia – Spomiędzy drapieżnych, najgodniejszymi uwagi są niedźwiedzie, których tu dość wiele się znajduje. Latem snują się po lasach, wydzierając pszczoły, porywając pasące się na noclegach konie lub wyjadając grykę i owies z polanek chłopskich […]. Dziki często także się trafiają wśród niskich a gęstych zarośli. Stada sarn i jeleni snują się w dość znacznej ilości. Łosie, choć rzadko, wędrują w nasze okolice, a wilków i lisów posiadamy ogromną mnogość […]”. Lasy i zwierzyna były zazwyczaj własnością państwa lub ziemian, dlatego też legalne polowania były możliwe dopiero wówczas, gdy zgodę na nie wyraził właściciel. Toteż wieśniacy najczęściej polowali głównie na ptactwo i drobną zwierzynę, wyprawy na „grubego zwierza” pozostawiając dworom. Wraz z upływem czasu zakres zakazów powiększał się, sprowadzając tym samym wieśniaków do roli kłusowników. Takie zakazy w parafii Wereszczyn na Zachodnim Polesiu wprowadzono już w siedemnastym wieku. Z ksiąg parafialnych przeczytać możemy, iż „we włókach chłopskich we wszystkich wsiach samym sobie i chłopom swym wolne rąbanie żerdzi, drew, łuczywa pozwalają [Panowie] na ich własną potrzebę, obcym nieprzedawając ani rozdając. Drzewa bartnego albo na budowanie nie ruszając, li temu węgla żaden z poddanych, tak na cudzym jako i Pańskich robić nie ma”. Zakazy nie obejmowały zatem użytkowania lasów na własne podstawowe potrzeby, takie jak opał, lecz pozyskiwanie większych ilości drewna lepszego gatunkowo było zabronione.

Chociaż łowiectwo, zbieractwo i rybołówstwo stanowiły sporą część gospodarki Poleszuków, to nie one miały największe znaczenie. Najbardziej powszechnym zajęciem była hodowla bydła i pasterstwo, które odciskały piętno na całym życiu tamtejszego społeczeństwa. Dowodem na to jak duże te dziedziny miały znaczenie jest to, że prace związane czy to z sianokosami, czy też ze zwózką siana stanowiły najważniejsze wydarzenia w roku. Wyjątkowa pozycja pasterstwa na Polesiu wiązała się z ze słabą jakością gleb. Piaszczyste grunty wymagały obfitego nawożenia, a to zapewniły duże stada bydła. Kto nie miał bydła, nie mógł liczyć na dobre zbiory, tak więc kto nie miał bydła, nie miał chleba. Tego typu formy gospodarki rolnej potwierdzają księgi parafialne z Wereszczyna, gdyż podczas podziału dóbr Wereszczyńskich z siedemnastego wieku wymieniono stan posiadania włościan.

Siano na rusztowaniach chroniących przed zalaniem go wodą na wiosnę (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Siano na rusztowaniach chroniących przed zalaniem go wodą na wiosnę
(fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)

Zatem tacy poddani, jak Andrzyk gospodarował wówczas na sapieżańskiej włóce z parą wołów, Grześko Bednarz na pół włoki ma wołów trzy, Giejowa z synem ma krowę jedną, Skwarczuk ma wołów cztery na półwłóku, Paweł Mazur na półwłóku ma wołów parę, Wołczyk Stecki ma półwłóku ma wołów dwa, krowy dwie, Protas Borys ma wołów trzy, krowę jedną na włóce, Misiejczyk ma wołów dwa, Kowal na włóce ma wołów dwa, cielaków dwa, krów trzy, Hajakowie na włóce mają wołów dwa, Piwowar Laszek na półwłóku, Piotr Mazur ma wołów dwa. Każdy gospodarz miał zatem w swoim gospodarstwie przynajmniej jedną krowę lub woła. Dowodem na rozwinięte pasterstwo w parafii wereszczyńskiej są księgi chrztów i zgonów z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku, które wymieniają w jednej tylko wsi Wereszczyn aż kilku owczarzy: Wojciecha Kuruja, Wojciecha Oleszczuka, Antoniego Adamiuka, Szymona Wójciaka i Adama Lewtakowskiego.

Zwózka zboża. Dociskanie zboża na furze „rublem” (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Zwózka zboża. Dociskanie zboża na furze „rublem”
(fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny,
ze zb. J. Szymańczyka)

Od krajobrazu Polesia uzależniona była w wysokim stopniu uprawa roli. Pole nie znajdowało się, tak jak to zazwyczaj bywa, w pobliżu domu. Tak samo jak w bartnictwie czy pasterstwie, za przestrzeń gospodarczą służył rolnikowi poleskiemu cały obszar otaczającego wieś lasu. Jak wszystkie inne, również ta dziedzina życia wymagała od mieszkańców Polesia przystosowania się i umiejętnego wykorzystania tego, co mieli do dyspozycji. Rozległość obszaru, rozproszenie pól uprawnych, bardzo zróżnicowane gleby wymuszały różnorodność systemów uprawy. Tak pracę na roli opisuje Iwan Eremicz: „Ziemia poleska jest mało urodzajna i nie zawsze wynagradza pracę rolnika […] Przy domu najczęściej czarnoziem, nie wymagający nawet nawożenia, w boru – piaszczyste polany. W czasie suszy rolnik ledwie zbierze te nasiona, które zużytkował na zasiew: mały, choć ciężki kłosek stoi daleko od swoich sąsiadów; za to na czarnoziemie urodzaj będzie wtedy świetny. Kiedy natomiast wiosną bywa taka powódź, że niektóre wsie poleskie wyglądają z daleka, jakby pływały po morzu, lub gdy wypadnie deszczowe lato, wówczas czarnoziem zdradzi rolnika – za to urodzaj w borze wynagrodzi go za skąpość żniwa w domu. W umiarkowanym roku i jedno i drugie da zbiór dostateczny dla wykarmienia rolników”.

Zbiórka lnu – praca kobiet (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Zbiórka lnu – praca kobiet
(fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny,
ze zb. J. Szymańczyka)

Zimą tempo i ilość pracy malały. Po wykonaniu codziennych czynności, obrządzeniu i nakarmieniu zwierząt pozostawało sporo czasu na różne zajęcia, na które brakowało go latem. Kobiety zajmowały się tkactwem, przędły i wyszywały. Len i konopie były w odpowiedni sposób przygotowywane. Kobiety czyściły włókna i trzepały trepałem, a potem czesały hrebieniem. Takie wieczorne domowe prace, na które kobiety z całej wsi schodziły się do jednej chaty były doskonałą okazją do spotkań towarzyskich, rozmów, śpiewów czy snucia przeróżnych opowieści. Tkactwo było bardzo cenione, a uznanie za dobrą prządkę było powodem do dumy. Zasobność w dużą ilość zapasów płótna, ręczników czy koszul świadczyła o zamożności domu.

Piec garncarski tzw. horeń (fot. S. Hochman Stolin, ok. międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Piec garncarski tzw. horeń
(fot. S. Hochman Stolin, ok. międzywojenny,
ze zb. J. Szymańczyka)

Zimowe zadania mężczyzn opierały się na wyrobie i naprawie narzędzi, wozów, sań i czółen. Robili drewniane naczynia, pletli z wikliny oraz pręci wierzbowych kosze i płoty, a z lipowego łyka łapcie (nazywane także postołami), wereńki, czyli płaskie torby z wieczkami oraz kobiałki. Potrzeby mieszkańców wsi poleskiej dawały się zaspokoić niemal kompletnie własną działalnością. „Ławy, stoły, łóżka, sprzęty wszelkie robi każdy sam dla siebie, jak również sochę nadzwyczaj pierwotnej budowy, wozy, sanie, grabie i brony, kubły, beczki, kobiałki, niecki szafliki, itd. […]”.

Tkanie płótna lnianego (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Tkanie płótna lnianego
(fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny,
ze zb. J. Szymańczyka)

Emma Jeleńska doceniała pewne poczucie piękna, którym odznaczali się Poleszucy. Zauważała skłonności do „ornamentowania” domowych przedmiotów, naczyń, które malowano jasnymi barwami na ciemnym, glinianym tle oraz drobnych wyrobów z drewna. Łyżki, solniczki i tego typu przedmioty były „wyrabiane z prawdziwym gustem i dokładnością”. Również wędrujący przed wojną po Polesiu malarz Henryk Uziębło, pełen zachwytu nad tymi wyrobami, pisał: „przepyszne kosze przeróżnych kształtów i przeznaczeń doskonale z łyka, sitowia czy łozy plecione, uderzają estetyczną prostotą i czystością formy […] na drewnianych kołkach wiszą śliczne kobiałki, pomysłowe szufelki do zbierania leśnych jagód i żórawin błotnych. Nawet grzebień z drzewa zgrabnie kozikiem wystrugany, służy właścicielowi do rannego uczesania łba”13

Wyplatanie koszy, tzw. więcierzy do połowu ryb (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Wyplatanie koszy, tzw. więcierzy
do połowu ryb (fot. J. Szymańczyk,
ok międzywojenny, ze zb. J.
Szymańczyka)

Poleska gospodarka była niemal samowystarczalna. Główną jej zasadą i celem było: dużo ziemi, dużo bydła, dużo lasu i błota. Nie była odzwierciedleniem bogactwa i różnorodności poleskiej przyrody. Stanowiła raczej odbicie systemu społecznego, bogactwa i potencji organizacji społecznej, które były warunkiem sprawnego i dostatniego życia. Ta samowystarczalność była bardzo potrzebna Poleszukom, gdyż poszczególne wioski oddalone bywały od siebie często o dziesiątki kilometrów. Jeżeli jednak położone były w bliskim sąsiedztwie to kontaktowanie się nie było ułatwione, gdyż: „Zły stan dróg, latem piaski, a w jesieni i na wiosnę nieprzebyte błoto po wsiach i groblach przyczyniają się jeszcze do tego, że mieszkańcy żyją wyłącznie dla siebie i z sobą, tworzą świat odrębny, do którego prawie przystępu nie mają zewnętrzne, obce wpływy i który sam bardzo mało dalszym światem się zajmuje”. Komunikacja między wioskami możliwa była często jedynie dzięki łódkom zwanym czajkami lub duszehubkami, które wraz z długim wiosłem stanowiły podstawowy środek komunikacji Poleszuka.

Spław drewna na Kanale Królewskim (fot. 1937 r.)
Spław drewna na Kanale Królewskim (fot. 1937 r.)

Przeprawy przez rzeki odbywały się także na promach, a dalsze podróże na statkach. Drogi bite należały do rzadkości, częściej spotykane były raczej różnego rodzaju drogi czy dróżki polne, a przede wszystkim groble, mosty, mostki i kładki. Zrobienie takich „dróg” wymagało sporo pracy. Niewielkie i często prowizoryczne groble na płytkich bagnach robiono z faszyny, kawałków drewna i wszystkich innych rodzajów materiału, który nadawał się do tego celu. Miejsca, gdzie błota były głębokie, wymagały większego zaangażowania i profesjonalizmu. 14Takie groble zaczynano wykonywać już w zimie, gdyż zamarznięcie torfowisk umożliwiało stworzenie odpowiedniej konstrukcji grobli. Po bokach planowanej drogi układano wielkie olchowe kłody, w poprzek cieńsze okrąglaki. Całość przykrywano wiązkami chrustu. W pewnych odstępach wyrąbywano poprzeczne kanały. Nad nimi stawiano mostki, oparte na palach wbitych w ziemię. Gdy ziemia rozmarzła, budowę kontynuowano kopiąc wzdłuż grobli kanały i równając jej powierzchnię warstwami piasku i wydobytego z rowów błota. We wsi groble przechodziły w główną drogę, wzdłuż której zazwyczaj ciągnęły się zabudowania.

Układ przestrzenny wsi

Typowa poleska wieś to tak zwana ulicówka. Czasami ze względu na podmokłe tereny odchodzono od tego typu zabudowania i stawiano zagrody w sposób nieregularny na suchych ostrowach. W dużych, przeludnionych wsiach zabudowa ciągnęła się wzdłuż dwu lub czasem nawet kilku dróg. Chaty zwrócone były do nich szczytami, a zagrody najczęściej miały kształt wydłużonych prostokątów. Wygląd jednej ze wsi w swoim dziele opisała Emma Jeleńska: „Za dawnych czasów trzymano się takiego porządku w budowaniu wsi, że domy mieszkalne stały po jednej stronie ulicy, po drugiej zaś stawiano klecie, świronki, a nieco dalej od chat ogrodzenia gumnami i ozierody. Dziś jest inaczej: przy powiększonej ludności chaty budują po obu stronach ulicy; tylko gumna zostały po jednej stronie i ciągną się o paręset kroków, równolegle do zabudowań gospodarskich, jakby druga, mniejsza wioseczka. […] Ulica nie jest wszędzie jednostajnie szeroka, czasem się zwęża, czasem rozszerza; nigdzie nie ma mniej jak dziesięć do dwunastu łokci”.

Typowa wieś poleska (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Typowa wieś poleska (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny,
ze zb. J. Szymańczyka)

Oprócz typowych wsi często występowały na Polesiu osady leśne. W parafii wereszczyńskiej takich osad było kilka, a nazywano je majdanem lub budami. Występowanie w nazwie osady słowa budy świadczyło, iż osada składała się z niedbale skleconych drewnianych chat, stawianych w układzie czworoboku, w których mieszkali pracownicy leśni.

Rybak przy swojej chacie (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny, ze zb. J. Szymańczyka)
Rybak przy swojej chacie
(fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny,
ze zb. J. Szymańczyka)

Mieszkańcy ci zajmowali się pracami leśnymi, a to ze względu na rozciągające się dookoła duże połacie lasu. Księgi chrztów i zgonów z kościoła wereszczyńskiego jako pierwszych mieszkańców osady Budy Dębowieckie wymieniają wyłącznie popielarzy i smolarzy, trudniących się prymitywną obróbką chemiczno-termiczną drzew i karp porębowych. Podobnie było w innych tego typu osadach tejże parafii, jak Budy Wytyczańskie, Majdan Wincencin i Majdan Dominiczyn.

18Charakterystyczne na wsi poleskiej były małe cerkiewki, rzadziej kościółki, które w malowniczy sposób wpisywały się w tamtejszy krajobraz. Były zbudowane z drewna, pokryte dranicami lub słomą. Ocieniały je zazwyczaj stare lipy lub brzozy. Było to dla dziewiętnastowiecznego polskiego etnografa Leona Kunickiego miejsce „święcenia uroczystych epok w życiu wieśniaka i węzłem łączącym go ze Stwórcą. Opodal cerkwi, pośród łanów zboża, widnieją zwykle jej towarzyszki, mogiłki, z mnóstwem krzyżów i krzyżyków, tych jedynych pomników na grobach wieśniaczych”. Małe kościółki poleskie zachwyciły również Ignacego Kraszewskiego, który we „Wspomnieniach z Wołynia, Polesia i Litwy” pisał: „Na prawo miły czysty kościółek wygląda z za drzew. Jest w nim cudowny obraz Bogarodzicy, uczęszczany przez pobożnych pielgrzymów z daleka […]. To wszystko i otaczająca cichość zdaje się wzywać do modlitwy, daleko bardziej niż wiele kościołów szumnych, gdzie za błyskotkami próżnemi Pana Boga nie widać”. Gdy we wsi stał drewniany krzyż, zawsze obwieszony był jaskrawymi, różnobarwnymi małymi fartuszkami, starannie uszytymi, a czasami wyhaftowanymi, które kobiety zawieszały, gdy miały w nocy zły sen, w nadziei, że uchroni je to od niepowodzeń.

W największych wsiach znajdowały się młyny, początkowo wodne, później też wiatrowe. Były niezwykle ważnym elementem w życiu wsi i miejscowości okolicznych, dlatego też młynarz we wsi był człowiekiem zazwyczaj najbardziej uposażonym. Pierwszych młynarzy sprowadzali właściciele ziemscy, tak też było we wsi Andrzejów, położonej na obszarze parafii wereszczyńskiej, w której posiadający włości Stanisław Andrzejewski zawarł kontrakt z młynarzem Wojciechem Kozyrą. W ramach uposażenia młynarz otrzymał roczne zaopatrzenie w pożywienie, składające się z: złotych polskich trzydzieści, żyta korcy trzy, jęczmienia korzec, piwa beczkę, soli szynków trzy, połeć słoniny, sadła, masła kwart dziesięć. Jednakże do roboty pracowników sam doosabiać i najmować powinien, za wyjątkiem prac do ujęcia wody i do palów ubicia. Natomiast na kontrakt następnego sprowadzonego do Andrzejowa młynarza składało się: ze młyna miarkę trzecią mieć będzie, ogrody, plac na postawienie chałupy i pola, półtora korca łęczyńskiego na każdy rok i łąki po błota aż pod młyn. Wszyscy chłopi z majątków andrzejowskich byli zobowiązani do przymusowego mielenia zboża w tymże pańskim młynie i uiszczania z tego tytułu opłat w postaci miar zbożowych.

Młyn wodny w okolicach Drohiczyna (fot. „Polesie ilustrowane”, pod red. O. Nelarda, s. 112)
Młyn wodny w okolicach Drohiczyna
(fot. „Polesie ilustrowane”,
pod red. O. Nelarda, s. 112)

W każdej wsi występowały miejsca zgromadzeń mieszkańców. Głównym takim miejscem była ulica. Zimą opustoszała, latem zamieniała się w miejsce spacerów, pogawędek, czasami w niedzielę także w salę balową, gdzie przy dźwiękach skrzypiec i bębenka bawili się i starzy i młodzi. Innym miejscem spotkań była karczma. Najbardziej znany dziewiętnastowieczny polski etnograf Oskar Kolberg opisywał je następująco: „Karczmy bywają już to długie budynki z podcieniem i stajnią do zajazdu dla podróżnych […] z dużą kwadratową izbą szynkowną, otoczoną w koło ławami, bez stołów przed niemi a zwykle z jednym tylko stołem, w której jednym kącie, przeciwległym drzwiom, znajduje się za kratami drewnianemi szynfaks, a za nim lub obok niego drzwi prowadzą do mniejszej izby zwanej wankyr (alkierz), mieszkania szynkarza. Rzadko kiedy widzieć się tu dają pozytywy grające czyli katarynki, a do tańca przygrywają skrzypkowie wiejscy”.

Zagroda i chata poleska

Chata w Kudriczach Foto A. Dubrouski
Chata w Kudriczach Foto A. Dubrouski

Charakterystyczny dla Polesia był nie tylko układ przestrzenny wsi, ale również układ przestrzenny samego podwórza. Do zagrody wchodziło się przez furtkę lub wrota, czyli wbite w ziemię dwa ociosane słupy połączone ze sobą u góry w półkole. Na przeciw głównej bramy, w drugim końcu podwórka, do ogrodów prowadziła niższa brama. Podwórko miało zazwyczaj kształt wydłużonego prostokąta zwróconego do ulicy krótszym bokiem. Po prawej stronie bramy wznoszono chatę. Przy chacie budowano ściobkę, czyli spiżarnię ogrzewaną w zimie, oraz kleć. Dalej stały pomieszczenia dla bydła, drobiu i świń, sielnik przeznaczony na siano oraz stodoła, w pobliżu której wykopana była piwnica. Najbardziej malowniczą część zagrody stanowiły powietki – szopy otwarte od strony podwórza, które mieściły sanie, wozy, narzędzia rolnicze i rybackie. Ściany poszczególnych budynków tworzyły naturalne ogrodzenie posesji. W miejscach gdzie nie było zabudowań postawiony był płot, najczęściej upleciony z wikliny, tzw. koszowy lub z gałęzi zwany laskowym. Płot laskowy już na początku dwudziestego wieku uznawany był za gorsze rozwiązanie niż płot sztachetowy, ale ze względu na trudność w zdobywaniu materiałów do stworzenia innego rodzaju ogrodzeń był bardzo często wykonywany. Podobnie było z płotem koszowym, zwanym w okolicach Włodawy plitenia. Ogrodzenia pełniły dwojaką praktyczną funkcję. Chroniły obejście od łatwego dostępu z zewnątrz oraz wyznaczały granicę gospodarstwa, skupiając budynki w zagrodzie w jedną zamkniętą całość. Budynki gospodarskie skupione były na małej przestrzeni, wszystkie były raczej niskie i niewielkie. Bywało, że gospodarz posiadał własną studnię usytuowaną na środku podwórza. „Jeżeli nie jest wielkim egoistą, to kopie ją na brzegu swego dziedzińca w ten sposób, ażeby parkan, odgradzający jego domostwo od ulicy, rozdzielał studnię na połowę” pisał Czesław Pietkiewicz. Umożliwiał w ten sposób swobodny dostęp do wody sąsiadom. Istniało nawet przekonanie, że duża liczba studni we wsi świadczy o niezgodności i braku porozumienia między jej mieszkańcami .

21

22

Foto A. Dobrouski
Foto A. Dobrouski

Charakterystyczną cechą systemu budownictwa była surowość i brak dekoracji, a także wykorzystywanie tego, co ofiarowała ludziom natura: zarówno materiałów, jak i ich naturalnych kształtów i form. Wynikało to, jak pisze Emma Jeleńska, z niechęci do „wszelkich spajań, przymocowań itp. To też na każdym kroku znajdujemy takie nieobrobione prawie, naturalne kształty, z których oni umieją skorzystać dla własnych potrzeb”. Podstawowym materiałem wykorzystywanym do budowy było drewno. Było to spowodowane łatwą dostępnością, ale nie tylko. Chałupie drewnianej przypisywano takie zalety jak ciepłość, suchość, przewiewność. Najczęściej do budowy wykorzystywano drzewo sosnowe. Drzewo dębowe, jako trwalsze, używane bywało na podwaliny, futryny, słupki itp. Dopóki nie zostały wprowadzone prawne ograniczenia, na budulec wybierano starodrzewy liczące niekiedy około 300 lat, które uznawano za materiał najtrwalszy, nieprzepuszczający wilgoci, ciepła i nie podatny na działanie szkodników. Do krycia dachów, gumna i niektórych budynków gospodarczych używano trzciny, koszonej zimą na zamarzniętych bagnach. Jednak ze względu na wysychanie terenu i zmianę roślinności zastąpiono ją słomą. Ściany budynków uszczelniano natomiast mchem. Poleszucy uznawani byli za zdolnych cieśli. Sami radzili sobie z mniejszymi budowami, naprawą i ulepszaniem budynków gospodarskich. Jednak poważniejszych przedsięwzięć, jak budowa domu, nie podejmowali się. Prosili wówczas o pomoc wybitniejszego majstra, czyli tzw. płótnika. W końcu wieku XIX zaczęto odchodzić od tradycyjnych metod budowania, a prace przy budowie nie były wykonywane przez samych gospodarzy, ale przez bardziej wykwalifikowanych cieśli z innych terenów, przyjeżdżających na Polesie sezonowo. Ich metody naśladowane później były także przez Poleszuków, ale ze względu na brak wiedzy o funkcji poszczególnych elementów konstrukcyjnych często łączono nowe rozwiązania z tradycyjnymi, efektem czego były ciekawe i oryginalne budynki czasami z wieloma zbędnymi elementami. Największe zmiany nastąpiły po roku 1918, kiedy „wraz z nowymi powiewami szybko ją się zmieniać prastary wygląd wsi poleskiej, jak na przykład koło Brześcia, Włodawy, Kobrynia, Pińska i dalej na południe na Polesiu Wołyńskiem”. Odbudowa zniszczonych wsi pociągała za sobą odchodzenie od tradycyjnych form budowy. Domy coraz częściej stawiane były frontem do ulicy, bywały powiększane i podwyższane. Jednak wiele elementów zostawało niezmienionych.

„Chata Poleszuka jest oryginalna, pierwotnej budowy, która na pierwszy rzut oka może się wydać stosowniejszem mieszkaniem dla bydląt, niż dla ludzi, a która pomimo to doskonale zaspokaja potrzeby swych właścicieli” – pisała Emma Jeleńska. Wynikało to z trybu życia, jaki Poleszucy prowadzili. Ogromną część swojego czasu poświęcali pasterstwu, a to wiązało się z koniecznością częstego opuszczania domu i sypiania w prowizorycznych kurendach, czyli budowlach bez komina. Dlatego też chata nie była tak jak na innych obszarach ogniskiem domowym, ale raczej miejscem schronienia, które miało zaspokajać podstawowe potrzeby jej mieszkańców. Poleski dom był niewielki (około 14-16 arszynów długości na 7-8 arszynów szerokości), co wynika zarówno z tego, że małe budynki były łatwiejsze do wykonania, jak i z towarzyskiej natury wieśniaków poleskich. Chałupę stawiano na podwalinach, czyli kwadratowych belkach, zwykle dębowych, ze względu na dużą trwałość. Chata składała się z trzech nierównych pomieszczeń. Przez środek biegła najmniejsza sień, czasami zakończona komorą, po prawej stronie znajdowała się izba mieszkalna, po prawej zaś kleć lub ściobka, niekiedy zamieniana na drugie pomieszczenie mieszkalne tzw. swietlice. Jednak chat dwuizbowych było stosunkowo niewiele, spotykane były w rodzinach, których liczebność znacznie się powiększyła i brakowało miejsca. W kleci znajdowały się najcenniejsze rzeczy. W ogromnych łubianych kubłach złożona była odzież całej rodziny, płótno, namiotki, paczki lnu i wełny, motki uprzędzonych nici, słonina, suszone grzyby, łyko na łapcie, sól, lipówki z miodem oraz pieniądze. Sień była miejscem wykonywania wielu prac, zastawiona była różnego rodzaju sprzętem niezbędnym w gospodarstwie, czyli wiadrami, cebrami, żarnami. Z sieni po drabinie można było przejść na strych. Przez niskie drzwi wchodziło się do zalanej półmrokiem izby, do której w dzień słońce wpadało przez trzy maleńkie okienka a wieczorem, choć jasno płonące, łuczywo nie dawało wystarczającej ilości światła.

Kudricze. Izba z klepiskiem Foto A. Dobrouski
Kudricze. Izba z klepiskiem
Foto A. Dobrouski

Znaczną część tego pomieszczenia zajmował wielki piec, który spełniał wszelakie funkcje. W dolnej części w tzw. podpieczju gnieździły się kury, nieco wyżej na prypieczku można było usiąść, a nawet wygodnie się położyć. W najszerszej części, najlepiej ogrzanej zimą, przez całe dnie przesiadywały dzieci, nocą zaś stanowiło miejsce sypialne dla najstarszych członków rodziny. Początkowo stawiano gliniane piece, pod koniec wieku dziewiętnastego i na początku dwudziestego należały już do rzadkości i zostały całkowicie wyparte przez ceglane. Do ściany przy piecu przytwierdzano szeroką ławę zwaną też połką czy łożą, na której mogło spać kilka osób. Najczęściej miejsce to zajmował gospodarz z żoną. Posłanie młodszych członków rodziny stanowiły ławy pod oknami. Liczba śpiących w jednej izbie sięgała nawet kilkunastu osób, zmniejszała się latem, gdy można było spać w stodole, czy na świeżym powietrzu. Nad połką umieszczony był drąg do wieszania ubrań, a miejscem na drobne rzeczy były belki pułapu, za które wsuwano: wrzeciona, wiązki lnu, suche zioła, czy tez łyko na łapcie. Gdy w domu było małe dziecko do belki, za pomocą sznurów, mocowano łubianą kołyskę, w której bez konieczności wstawania, matka mogła ukołysać niemowlę. Stół gromadził całą rodzinę do wspólnych posiłków. Zrobiony był z kilku desek, czasami miał szufladę. Przez cały dzień przykryty był obrusem, a na środku leżał na nim zawsze bochenek chleba otaczany wielkim szacunkiem. Miejsce w rogu izby, naprzeciwko drzwi, między dwoma oknami, było miejscem honorowym – tzw. pokuć. To tam zasiadał podczas wieczerzy gospodarz, tam także zapraszano gości. Nad oknem wisiały obrazy malowane ręcznie na drewnie. Zdaniem Emmy Jeleńskiej „są one bardzo szpetne i śmieszne, ale z prawdziwie naiwną i szczerą wiarą wykonane. Zwykle przedstawiają jakąś Praczystą o dużej głowie na cieniutkiej szyi, świętych Pietro – Paulo, obok siebie stojących z księgą i kluczami, św. Jurja, czasem Michała, a niekiedy Trójcę Świętą”. Pod koniec stulecia obrazy te zaczęły zastępować kolorowe malowidła, które można było zakupić na targu. Podobnie było z ubiorem, w który jak stwierdzała Jeleńska, zaczynały już wkradać się w tradycyjny strój elementy z zewnątrz, jednak proces ten postępował na Polesiu stosunkowo powoli i typowy strój poleski przetrwał bardzo długo.

Ubiór poleski

Ubiory w poszczególnych wsiach Polesia nieco różniły się od siebie. Wspólną ich cechą była skromność. Składały się z sukmany tzw. świty z ciemnobrunatnego lub szarego sukna (najczęściej wyrabianego z wełny własnych owiec) o długości do kolan, z prostym stojącym kołnierzykiem. Zimą sukmany zamieniano na kożuch ze skóry owiec z własnego stada, wyprawiany na biało, z dużym wykładanym kołnierzem. Czasami ozdobiony był wyszywanymi wzorami żółtymi lub zielonymi. Do przepasania sukmany używano skórzanych pasów zapinanych na dużą, prostokątną, mosiężną sprzączkę. Przy pasie zawieszano skórzaną kieszonkę tzw. kalitę, z hubką i krzesiwem, nóż w futerale i kawałek kutego żelaza do krzesania ognia.

Poleszuki – dwa pokolenia (fot. J. Szymańczyk, lata 30., ze zb. J. Szymańczyka)
Poleszuki – dwa pokolenia
(fot. J. Szymańczyk, lata 30.,
ze zb. J. Szymańczyka)

Mężczyźni nosili koszulę z domowego płótna, o długości sięgającej do kolan, z małym kołnierzykiem, zawiązaną pod szyją czerwoną tasiemką. Na koszulę, wyłożoną na spodnie, zakładano długą kamizelkę „z tyłu płócienną, a z przodu z domowej tkaniny wełnianej czerwonej w kraty lub w pasy z czarnem, z zielonem lub żółtem”. Miała ona duże wcięcie pod szyją, a zapinano ją na duże mosiężne guziki. Latem ze względu na wyższe temperatury mężczyźni zakładali spodnie płócienne, albo z materiału zwanego „letnik”, tkanego z lnu, w kraty białe z niebieskim. Buty, które były bardzo kosztowne i zakładane tylko od święta przez bardziej zamożnych gospodarzy zastępowały łapcie z łyka lipowego. „Na nogach noszą naprzód płachty płócienne, któremi aż do kolan owijają nogi, a potem łapcie z lipowego łyka, związane czarnemi rzemykami w taki sposób, że tam gdzie noga jest cieńsza, rzemyki są gęsto jeden przy drugim położone, potem się krzyżują szeroko, a potem pod kolanem gęsto opasują nogę. […]. Nigdy boso nie chodzą, chyba tylko koło domu, na podwórzu; gdy dalej iść muszą wkładają łapcie. Spodnie chowają do butów, albo rzemykami od łapciów u kolan wiążą”.28

Nakrycie głowy gospodarza lub parobka w dzień powszedni stanowił słomiany kapelusz, tylko w święta zamieniany na czapkę z czarnego baranka. Czapki najczęściej były kupowane na jarmarkach lub od przejezdnych kupców, jednak, zwłaszcza zimą, zakładano czapki szyte w domu: z białego sukna, czworokątne, otoczone wyłogiem z futra, który można zapiąć pod brodą i przykryć uszy.

Poleszuczka z dzieckiem w dzień świąteczny (fot. jw.)
Poleszuczka z dzieckiem w dzień świąteczny (fot. jw.)

Sukmany kobiet podobnie jak kożuchy, nie różniły się prawie od męskich, czasami były, zwłaszcza u zamożniejszych gospodyń, bardziej ozdobione. Oskar Kolberg pisał, iż „niektóre z majętniejszych kobiet w Tarnowie mają sukman z granatowemi karwaszami (u rąk i na piersiach) wyszywany czerwonym i niebieskim sznurkiem”. Tak samo wykonane i w ten sam sposób jak mężczyźni łapcie nosiły także kobiety. W dni świąteczne zastępowały łapcie tzw. czerewkami, czyli trzewikami z kokardami. Koszula u kobiet była dłuższa niż u mężczyzn i zapięta pod szyją na mały kołnierzyk. Miała szerokie rękawy obszyte w nadgarstkach wąską tasiemką. Kołnierzyk, tasiemka i rękaw, od łokcia w dół, wyszywane były czerwoną nicią w różne wzory. Spódnica była długa do samej ziemi, marszczona koło pasa i zawsze związana tkanym paskiem, którego końce zwisały u boku. Najczęściej tkana była z konopi, latem do pracy noszone były lżejsze spódnice płócienne. Fartuchy zakładane, na co dzień różniły się od świątecznych. Do pracy kobietom służyły fartuchy płócienne, w czasie świąt ubierały się w białe, perkalowe z naszywkami albo wstawką wykonaną na szydełku.

2930Najpospolitszym nakryciem głowy wśród młodych mężatek była tzw. kimbałka, czyli czepiec i chustka z długimi końcami. Panny splatały warkocz i zakładały chustę podobną do noszonych przez mężatki. Starsze kobiety głowę owijały w długie ręczniki z końcami opadającymi do przodu. Kobiety zamężne zawsze upinały włosy, nigdy ich nie zaplatały w warkocze, gdyż był to przywilej panien i ostatni raz czyniły to na ślubie. W domu przy pracy młode dziewczęta zaplatały warkocz wkoło głowy, kobiety zaś zdejmowały chustki i chodziły jedynie w perkalowym kapturku. Dalsze ubranie głowy kobiety (osobliwie do wyjścia) stanowi perkalowa, kwadratowa duża chustka biała lub kolorowa, najczęściej z żółtem lub zielona w kwiaty. Nieodłącznym elementem świątecznego ubioru były u kobiet koraliki, najczęściej szklane i tanie oraz kolorowe wstążki zakładane na szyję lub z tyłu głowy. Rzadko kiedy zaopatrywano się w taką biżuterię w miastach, najczęściej nabywane były od przejezdnych kupców. Przez wieś Wytyczno na Polesiu Zachodnim raz w roku przepędzano z Wołynia stada owiec, koni i bydła rogatego na największy w okolicy jarmark łeczyński. Gdy kupcy wracali z targu sprzedawali miejscowej ludności świecidełka, tkaniny oraz inne wyroby rzemieślnicze. Podobnie zaopatrywane był inne poleskie wsie.

Stroje ludowe z Saner k. Kobrynia (fot. I poł. XX w., z albumu Krystyny Pitery, własność Oddziału Etnografii MNG)
Stroje ludowe z Saner k. Kobrynia
(fot. I poł. XX w., z albumu Krystyny
Pitery, własność Oddziału Etnografii MNG)

Maleńkie dzieci ubierane były w przepasaną koszulkę, a na głowę zakładano im tzw. szypoczkę, czyli kolorową czapeczkę. Dzieci w wieku około 10 lat ubierano bardzo podobnie do dorosłych i ich strój nie różnił się prawie wcale. Czasami chłopcy dostawali po ojcu starą czapkę, a dziewczynki perkalową chusteczkę i spódniczkę z letniej niebieskiej tkaniny. Zdarzało się także, że dzieci otrzymywały łapcie, uplecione przez kogoś z rodziny. Uważane to było za przejaw elegancji.

 

 

 

Koniec części I

Agata Grzywaczewska

Udostępnij na: