Ku 100-leciu diecezji Pińskiej
1931r. Pracy coraz więcej. Zbliżał się czas osiągnięcia celu doczesnego. Pragnąłem. Przygotowywałem się poważnie do stanu duchownego, żeby być godnym tak wielkiego zaszczytu, nie zmarnować łaski powołania.
Ks. Rektor również przypominał nam często o tej wielkiej godności i zachęcał do pracy tak nad rozwojem umysłu, jak serca.
Stosunek Ks. Biskupa Łozińskiego do swych alumnów miał charakter najbardziej troskliwego ojca. Odczułem to na sobie. Dwa lata w seminarium w Pińsku, były dla mnie czasem błogosławionym. W nauce nie miałem trudności. Starałem się być pilnym i nie marnować czasu na niepotrzebne rozmowy. Miałem więcej znajomości z życiem zwykłego człowieka, z jego trudnościami pod względem duchowym, jak i materialnym. Miałem doświadczenie życia wiejskiego nauczyciela i dwuletniego mieszkańca stolicy. Byłem też o parę lat starszym od moich najbliższych kolegów. Ks. Biskup jak to odczułem, dobrze o mnie sądził. Na wykładach Pisma Św. i języka greckiego odpowiadałem i byłem zapytywany jednym z pierwszych.
Szczytem zaufania i dobroci Ks. Biskupa względem mnie był wybór mnie na studia do Rzymu… Świadectwem jawnym wielkiej duszy Ks. Biskupa Łozińskiego. Jego szczerej życzliwości za Jego listy pisane do mnie do Rzymu.
Ks. Biskup Łoziński (Jego władcza wola, której całkowicie poddałem się) przywiózł mnie do Rzymu i po załatwieniu swych „urzędowych” spraw odjechał do domu.
Wkrótce potem piszę list do Sługi Bożego Biskupa Zygmunta, wyrażając szczere, synowskie podziękowanie za wszystko dobro, które mi uczynił, jak również o sobie samym. Był to mój pierwszy list do duchownej osoby, a w tym wypadku tak bardzo godnej Osoby, Księdza Biskupa Łozińskiego.
Były to pierwsze dni, tygodnie w obcym kraju, wśród obcych językiem ludzi. Pamiętałem, że księdza proboszcza nazywają wielebny… Najprawdopodobniej ten pierwszy list posłałem z tytułem „Przewielebny Księże Biskupie”. Już na wstępie przepraszałem, że mogłem uchybić w wyrażeniach i prosiłem najpokorniej, o łaskawe wskazówki, jeżeli na to zasłużyłem…
Ks. Biskup, Sługa Boży odpowiada w swym liście dosłownie:
„Dn.28.1928 r. Drohiczyn n.Bug.
Mój Drogi Wacku. Do Biskupów (i w ogóle do osób, które się chce uczcić specjalnie) pisze się na arkuszach podwójnego formatu takiego jak niniejszy, koloru białego, w kopertach wielkości jedna trzecia lub jedna czwarta takiego arkusza. Biskupa tytułuje się Najprzewielebniejszy Pasterzu lub Arcypasterzu, Wasza Ekscelencjo lub Wasza Biskupia Mość/Mości (albo analogicznie) nie „Księże Pasterzu”, co jest tyle warte co Panie Proboszczu). Ale to wszystko dotyczy obcych Biskupów i Oficjalnej lub grzecznościowej z nimi korespondencji.
W stosunku do mnie własnego pasterza powinno być mniej tytułów, a więcej usposobienia dziecięcego. Od swoich księży i diecezjan, a przede wszystkim jużci alumnów domagam się tytułu „ojca” i rozumienia jego znaczenia i racji. A gdzie to będzie, to o resztę nie dbam i sam możesz wówczas nie zważać, ani na kolor czy format papieru, ani na inne rzeczy w liście, mające znaczenie tylko formalne, lub lepiej konwencjonalne „Poufały” zaś ton „dziecka” zawsze mi jest miły. Nie dziw się, że dotychczas mało rozumiesz po włosku i nie zniechęcaj się, ani się obejrzysz, jak się z językiem nie tylko zaznajomisz lecz i oswoisz.
Pisząc następnym razem wspomnij o swoim zdrowiu. Poproś u swych przełożonych albo u Sióstr Nazaretanek, aby ci kupili matę do rozściełania pod stołem, abyś nie trzymał nóg na kamiennej posadzce. Pod kolana w kościele także podkładaj jakiś materacyk czy sukno grube, albo nakładaj na kolana poduszeczki. {pisze do ciebie z Drohiczyna. Ogromnie tu miło wśród mych Benjaminków Taki panuje tu duch rodzinny, obejmujący wszystkich (XX uczniów, służbę) Jest tego, zdaje się sporo i w Pińsku, Bogu dzięki, ale tu odczuwa się to żywiej i wprost nie chce się stąd wyjeżdżać.
Uściskam Cię, mój Synu ukochany, mocno i czule i P. Jezusowi polecam. +Z.Bisk.”
Nie były to słowa tylko zdawkowe, lecz szczere, ojcowskie, Sługa Boży miał czas, raczej nie żałował go na pouczenie swego ucznia, a w trosce o jego zdrowie, serce podsuwało mu środki i sposoby do tego, żeby ten, sam (jeden) wśród obcych mógł się czuć dobrze i być pożytecznym.
Z listu tego wynika również, jak Sługa Boży był życzliwy do wszystkich, szczególnie zaś do młodzieży.
Drugi list otrzymałem z Pińska z datą 20.XII.1928, krótki, zawierał życzenia świąteczne z wyjaśnieniem znaczenia opłatka, zwyczaju naszego, oraz prośbę o modlitwę za zmarłego niedawno.
„Kochany Wacku” Posyłam Ci opłatek, podziel się nim ze znajomymi, przełożonymi i kolegami i wytłumacz im, co nasz zwyczaj znaczy („Chleb miłości”, Kościół, rodzina Boża, jest przecież dla nas Domem i Domem Chleba – Bet-lechem). Módl się za nas, a specjalnie proszę – za biednego Ojca mego, który umarł przed dwoma tygodniami.
Uściskam Cię, Dziecko moje Drogie czule i błogosławię. +Zygmunt Bk. Ukłony serdeczne od wszystkich tutaj.”
W liście z 18.XII.1929 roku przysyłając opłatek na Boże Narodzenie pisze o bliskich święceniach starszych kolegów, i dodaje: „Święciłby się i Paszko (na diakona) ale biedactwo chory jest na suchoty i nie wiem, czy z tego wyjdzie. Podobnie Smiejan. Bardzo mi ich żal. Módl się za nich wszystkich i za nas. Twój Ojciec w Chr. P. + Zygmunt bk.”
W miesiącu maju Ks. Rektor wezwał mnie do siebie i oświadczył, że mogę myśleć i przygotowywać się do święceń subdiakonatu, które, jak co roku odbywają się w wilii Roccantica w czasie wakacji.
Zawiadomiłem i o tym Ks. Biskupa i opisałem rozmowę z Ks. Rektorem. W odpowiedzi Sługa Boży Biskup Zygmunt przysłał list następujący:
„Rubieżowicze, 15.VI.1931roku
Nie mam nic przeciwko temu, abyś przyjął choćby wszystkie święcenia obecnie, jeśli Ci pozwolą. Ale jużci wolałbym sam Cię święcić. Myślę, że nie przyczyniłoby to kosztu, jeślibyś w tym roku przyjechał tu na wakacje. Postaraj się odprawić rekolekcje do subdiakonatu w Rzymie, a resztę odprawisz u nas. Seminarium Pińskie, również jak Drohiczyńskie stoi zawsze dla Ciebie otworem. Do X. Rektora piszę w tej sprawie (przeczytaj).
Uściskam Cię i P. Jezusowi polecam. +Z. bk.”
Nadszedł okres egzaminów, okres podniecenia, skupienia i natężonej uwagi.. Zdałem je i przygotowywałem się do odjazdu do Polski. Ks. Rektor woli Sługi Bożego Biskupa Zygmunta się nie sprzeciwił. Co jest rzeczą zrozumiałą… Na odprawienie rekolekcji sześciodniowych skierował mnie do Zgromadzenia Księży Misjonarzy w Rzymie w dzielnicy Prati. Trwały one od 9 – 16 VII.1931 r.
Spowiedź po rekolekcjach była ostatnim aktem i najbliższym przed przyjęciem Subdiakonatu. Spowiednik utwierdził mnie w przekonaniu, że idę dobrą drogą.
Przyszłość i skutki mego posługiwania będą zależały w znacznej mierze od wypełniania obowiązków kapłańskich zgodnie z Pr. Kn.
Następnego dnia wyjechałem z Rzymu znaną drogą, nie zatrzymując się nigdzie dłużej, niż wymagała tego zmiana pociągu i szczęśliwie przybyłem do Pińska.
Ks. Biskup przyjął mnie z radością, jak mam wrażenie, gospodarz winnicy przyjmuje robotników do pracy, przy zbieraniu dojrzałych winogron. I oznajmił, że udzieli mi święceń subdiakonatu w dniu 26 lipca.
Była to niedziela, – dzień poświęcony czci Św. Anny. Patronki matki Ks. Biskupa i mojej.
Kilka dni poprzedzające tej w moim życiu wielkiej uroczystości starałem się spędzić w skupieniu, ćwicząc się w odmawianiu brewiarza. …
Zawitał piękny, słoneczny poranek. W ogrodzie śpiew ptaków. W kaplicy seminaryjnej młodego lewity przez Ks. Biskupa Zygmunta Łozińskiego, obecnie Sługi Bożego, święcenia subdiakonalne.., w obecności księży profesorów i kleryków miejscowego seminarium…
Ks. Biskup, jak można było zauważyć znajdował się w podniosłym stanie modlitewnym, ale nie płakał tym razem. Co czynił w wielu razach przy innych święceniach. Modlił się wtedy ze łzami…
Ja nie mniej byłem przejęty tą chwilą.. Przyjmowałem na siebie obowiązki stanu kapłańskiego, chociaż był to tylko, rzec można, pierwszy stopień cofać się – późno. Prosiłem mocno Boga Wszechmogącego o szczególną opiekę nade mną, przyrzekając bezwzględne posłuszeństwo zawsze i wszędzie moim przełożonym.
Kiedy dziękowałem Ks. Biskupowi już po święceniach, On kładąc rękę swoją mi na głowie zwrócił mi uwagę, że wymawiając słowa łacińskie nie zachowałem brzmienia włoskiego.
Odpowiedziałem, że nie chciałem odróżniać się od otaczających mnie kolegów (profesorów). Usłyszałem odpowiedź, możesz wymawiać słowa łacińskie po włosku. Nie krępuj się.
To pytanie skierowane do mnie było jednym z wielu dowodów Ks. Biskupa do miłości i przywiązania jego do Stolicy Apostolskiej i Rzymu oraz uwielbienia dla pamiątek chrześcijańskich tego miasta.
Każdy kto się znajdzie w świątyniach (kościołach) rzymskich, zbudowanych na miejscu męczeńskiej kaźni chrześcijan i w wielo kilometrowych podziemnych cmentarzach (katakumbach), żeby nie podziwiał ze łzami ich bohaterstwa w znoszeniu strasznych cierpień za wiarę, za Chrystusa.
Wakacje zasadniczo spędziłem w Pińsku. W niedziele i święta brałem udział w asyście, jako subdiakon. Jeździłem z Ks. Biskupem na celebry w diecezji, między innymi byłem w Drohiczynie Poleskim.
Od dawna nurtowała mnie myśl odprawienia Mszy Św. podczas studiów w niektórych świątyniach Rzymu przynajmniej w katakumbach. Po święceniach subdiakonatu wyraziłem to moje życzenie Ks. Biskupowi, który odpowiedział twierdząco. Zwrócił mi jednak uwagę, że Ordynariusz sam decyduje kogo dopuszczą do święceń kapłańskich. O dacie święceń na razie nie mogło być mowy. Brak było dyspensy na udzielenie święceń kapłańskich przed czwartym kursem teologii. Ks. Biskup polecił mi, żebym sam się starał o nią. W tym samym dniu sporządziłem podanie i wysłałem do Kongregacji za pośrednictwem Ks. rektora naszego Kolegium w Rzymie, ks. pr. Domenico Spolverini.
Po sześciu tygodniach otrzymałem odpowiedź od Ks. Rektora wraz z reskryptem pozwalającym na święcenia wcześniejsze, według prośby.
Zaraz też doręczyłem dyspensę Ks. Biskupowi. Był to już miesiąc wrzesień.
Po paru dniach spotkałem Ks. Biskupa w towarzystwie Ks. Juniewicza w ogrodzie seminaryjnym. Pozdrowiłem ich imieniem P. Jezusa i z głębokim ukłonem ucałowałem rękę Ks. Biskupa, który zatrzymał moją rękę i oświadczył, że 27 września udzieli mi święceń kapłańskich.
Ks. zaś Juniewicz dodał ze swej strony: Pasterz chce uczynić księdzu podarunek imieninowy. 27.IX. to wigilia moich imienin.
Podziękowałem jak mogłem najserdeczniej tak dobremu Ojcu, który pragnie, żeby radość jego dzieci była pełna. Łączy dwie uroczystości w jedno.
Taki to był Ks. Biskup Łoziński, żył dla innych. Żył, żeby przysporzyć szczęścia wszystkim.
Kleryków kochał bardzo. Pamiętał nawet o dniu ich imienin. 15.IX. po kolacji poprosiłem kolegów o modlitwy w intencji mego przygotowania się do święceń. Rekolekcje trwał trzy dni.
Stopień Diakonatu otrzymałem 19-go września 1931 roku w katedrze pińskiej.
Dnia następnego była to niedziela, pelniłem funkcję diakona w uroczystej Mszy Św. w katedrze.
Tydzień poprzedzający ten wielki dzień w moim życiu upłynął na przygotowaniu duszy do przyjęcia od Boga Ojca wszelkiej dobroci, daru Kapłaństwa.
27-go września 1931 roku w kaplicy seminarium pińskiego z rąk i posługiwania Ks. Biskupa Zygmunta Łozińskiego otrzymałem władzę Kapłaństwa.
Dusza moja przepełniona była radością, wdzięcznością i miłością do Boga i ludzi.
Z całym zrozumieniem i pełnym zapału sercem przyrzekałem Ks. Biskupowi i wszystkim jego zastępcom szacunek i posłuszeństwo, będąc gotowym spełnić ich zarządzenia chętnie i natychmiast. Uważałem i w dalszym ciągu jestem przekonany, że tylko kapłan posłuszny może działać skutecznie, oraz że przez usta Ks. Biskupa objawia się wola Boża.
Następnego dnia, był to zwykły dzień tygodnia, odprawiłem pierwszą moją Mszę Św. w kaplicy seminaryjnej wobec Ks. Biskupa, niektórych księży profesorów i alumnów… Asystentem (wprowadzającym) był Ks. Rektor Jan Wasilewski.
Udzieliłem też specjalnego z tej okazji Błogosławieństwa Kapłańskiego.
Fragment wspomnień ks.Wacława Piątkowskiego
Foto: bp Zygmunt Łoziński. Ze zbiorów NAC