Wszystko zaczęło się pewnego jesiennego wieczoru roku 2018. Podczas przeszukiwania w Internecie polskojęzycznych materiałów, związanych z przedwojennym Łunińcem, natknąłem się na artykuł „Kto pomoże?”, opublikowany w numerze „Gazety Lubuskiej” od 6 lutego 2006 roku.
W wyżej wymienionym artykule redaktor gazety P. Eugeniusz Kurzawa opowiedział historię Michała Romanowicza, urodzonego w 1919 roku w Łunińcu, który pod koniec lat 90-ch napisał książkę – monografię, poświęconą historii powiatu łuninieckiego w składzie II Rzeczypospolitej i w okresie II wojny światowej, w szerokim kontekście, t. zn. – miejscu Łunińca w historii, geografii i kulturze Kresów Wschodnich.
Do pracy nad książką Pan Michał usiadł w 1999 r., korzystając z różnych źródeł, przede wszystkim, ze swojej własnej wiedzy. W końcu urodził się on na Polesiu, w mieście powiatowym Łuniniec. Tam minęły jego dzieciństwo i młodość, tam ukończył gimnazjum, a w 1939 r. zdał maturę.
Wybuchła wojna. M. Romanowicz zgłosił się ochotniczo do Korpusu Ochrony Pogranicza. „Pilnowaliśmy różnych obiektów – opowiadał Pan Michał – ale gdy weszli Sowieci, musieliśmy złożyć broń. Próbował studiować w Wilnie, potem został wcielony do Armii Czerwonej, z którą trafił do czeczeńskiego Groznego. W czasie walk Rosjan z Niemcami, kontuzjowany pod Kijowem, dostał się do hitlerowskiej niewoli. Uciekł i piechotą przez trzy tygodnie szedł do rodzinnego Łunińca, gdzie ukrywał się i przetrwał wojnę”.
Z Łunińca pochodziła również żona Pana Michała. Po wojnie w 1945 r. przyjechali do Zielonej Góry, gdzie wzięli ślub.
Przez rok Michał Romanowicz pracował w biurze pełnomocnika rządu, potem – w urzędzie zatrudnienia i Lasach Państwowych.
Po 1950 roku jako zastępca dyrektora ds. administracyjno-handlowych zakładu dziewiarskiego „Diana” w Sulechowie niedaleko Zielonej Góry, M. Romanowicz pracował aż do 1979 r., wtedy przeszedł na emeryturę. A gdy można już było mówić i pisać o Kresach, wróciły wspomnienia i chęć ocalenia swojej i kresowej przeszłości.
W artykule Pana redaktora E. Kurzawy Michał Romanowicz zwracał się z apelem do chętnych do pomocy w wydaniu jego książki pod tytułem „Polesie. Kraina kresów wschodnich państwa polskiego”. Dziesięć egzemplarzy autor oprawił własnoręcznie i rozesłał po świecie, do kolegów, znajomych. Trafiły te egzemplarze do Kanady, Izraela, Stanów Zjednoczonych. Pan Michał chciał, żeby, mimo szybko upływający czas, jego praca trafiła również do szkół, by młodzież dowiedziała się, jak to bywało na bagnistym Polesiu…
Jako ciekawy krajoznawca, nie zmogłem ominąć taką informację. Zaczęły się wieloletnie poszukiwania pracy Pana Michała. W tym mnie pomagali sam redaktor Eugeniusz Kurzawa, kierownictwo Koła Łowieckiego „Diana” w Sulechowie, pracownicy Muzeum Etnograficznego w Zielonej Górze-Ochli, zwykli troskliwi mieszkańcy Zielonej Góry, Sulechowa, Nowej Soli.
Nareszcie, w grudniu 2022 roku, dzięki Państwu Cyryli i Janowi Marciniakom z Sulechowa, udało się odnaleźć rękopis i egzemplarz książki Pana Michała Romanowicza i album fotografii z lat jego młodości!
Po analizie rękopisu i opracowaniu materiałów, przy wsparciu technicznym mojej córki Anny Janoczkiny, doszedłem do wniosku, że Michał Romanowicz, w swojej pracy wykorzystał jak własne wspomnienia, tak i notatki kolegów i znajomych rodaków kresowych z Łunińca i okolic – p. Mieczysława-Eugeniusza Ławrynowicza (Kożangródek Łuniniecki – Nowa Sól) i p. Włodzimierza Antyporowicza – byłego lekarza ORL w szpitalu kolejowym w Warszawie. Niestety Michał Romanowicz, jak i jego znajomi, zmarli w październiku – grudniu 2006 roku, nie doczekawszy się wydania swojej pracy.
Teraz przyszła kolej potomków wykonać ostatnią wolę poprzedników i, za zgodą Państwa Marciniaków (niestety, mimo wysiłków, nie udało się mi odnaleźć spadkobierców p. M. Ławrynowicza i p. W. Antyporowicza), chciałbym przedstawić czytelnikom wspomnienia Pana Michała Romanowicza.
Zanim to zrobię, jeszcze kilka sugestii. Owszem, autor pisał swoje wspomnienia dla młodych pokoleń, dla swoich bliskich i znajomych. Dla szerszego grona potomków tych, kto pochodząc z Kresów Wschodnich, po wojnie podnosili z ruiny Ziemie Odzyskane. Nie wszyscy, będąc zachwyceni zawirowaniami ekonomicznymi i politycznymi, jak i szerszymi przemianami ustrojowymi doceniali i doceniają te intencje. A szkoda…
Personalnie dla mnie wspomnienia Pana Michała i jego przyjaciół są bardzo bliski nie tylko z powodu tego, że po 70 latach tacy jak ja odbyli „wędrówkę” w tym samym kierunku, jak Michał Romanowicz i razem z nim – setki tysięcy Polaków. Nie tylko dlatego, że Pan Michał jest moim rodakiem. We wspomnieniach Pana Romanowicza w bardzo szczegółowy sposób zostały dotknięty takie wątki, o których teraz rzadko się pisze i mówi: o harcerstwie na Polesiu, bogactwie życia codziennego i poezji na łamach gimnazjalnego czasopisma łuninieckiego „Ku Przyszłości”, o Polskim Państwie Podziemnym w latach II wojny światowej i jego wybitnych przedstawicielach, zwłaszcza z grona duszpasterskiego. Tolerancja we własno polskim jej mniemaniu, kiedy w klasie Łuninieckiego Gimnazjum Państwowego imienia Króla Wł. Jagiełły wśród 31 ucznia, było 8 – pochodzenia żydowskiego, jeszcze 5 – białoruskiego. Kiedy wspólna orkiestra kolejarzy, gimnazjalistów i wojskowych grała jak na święta katolickie, tak i prawosławne z żydowskimi. Jak miejscowi ludzie dowiedzieli się, że u nich w największym powiecie II RP żyją nie obywatele Państwa Polskiego, a „pany”, „kacapy” i „żydowskie mordy” dopiero po 18-19 września 1939 roku, gdy powiat łuniniecki został zajęty przez Armię Czerwoną. Pan Michał, co jest również bardzo blisko i dla mnie, chciał swoim dziełem oddać hołd tym setkom tysięcy ludzi rodem z Polesia, rozsianym po całym świecie, jak i tym, którzy mieszkają na Polesiu obecnie. Jak pisał sam Michał Romanowicz, „opracowanie ma spełnić dwa podstawowe cele – ma umożliwić obiektywne przedstawienie rzeczywistości poleskiej oraz pozostawić te informacje w serdecznej pamięci ludzi – nie tylko mieszkańców Polesia, żyjących w Polsce i na świecie, a nade wszystko udostępnić młodemu pokoleniu prawdę o tej ziemi, ziemi Poleskiej, ziemi Łuninieckiej, jej romantyzm i piękno”.
Moim skromnym zdaniem, monografia Pana Michała stanowi dużą wartość historyczną, wymienione w niej dość liczne nazwiska świadczą o udzielaniu się tych ludzi w sprawy społeczne, co również świadczy pozytywnie o ich chęci przyczynienia się do dobrej organizacji i rozwoju kultury polskiej i szerzej – kultury w ogóle na Ziemi Łuninieckiej i na Polesiu.
Gdy wchodzisz głębiej w treść wspomnień Michała Romanowicza, dusza sama odrzuca te schematyczne, bez kontekstów geograficzno-historycznego, porównania „najbardziej zacofanego…” z innymi regionami Polski międzywojennej, również jak i te niebezpodstawne, lecz bezwarunkowo bezduszne wzmianki o „Polsce B”.
Idąc w stopy autora, analizując twarde fakty, warto podważyć te „poprawne politycznie”, natomiast fałszywe wewnętrznie narracje o polskiej „kolonizacji” kresowej, „kulturę winy” polskiej za rzekomo popełnione błędy („Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem” – Jana 8: 1-11) i „filozofię odmiany” tego wszystkiego, co składa fundament wspólnej historii, kultury i dumy polskiego, białoruskiego i żydowskiego narodów.
Skłaniając głowę przed Świętej Pamięci Panem Michałem Romanowiczem i w jego osobie – Rodakami Łuninieckimi i Poleskimi, dziękując Państwu Cyryli i Janowi Marciniakom z Sulechowa i Szanownej redakcji „Ech Polesia”,
Światosław Janoczkin