Antoni Izydor Wysłouch, syn Antoniego i Teofili z Andrzeykowiczów, urodził się w Perkowiczach w 1864 roku. Wykładał historię i łacinę w gimnazjum i w szkole kolejowej w Brześciu. W latach 30-ch XX wieku był posłem na Sejm RP. Bardzo szanowany i lubiany przez ludność miejscową, także liczne tu mniejszości narodowościowe. W 1930 r. przekazał majątek synowi Stanisławowi, ostatniemu dziedzicowi Perkowicz. W 1940 aresztowany w Perkowiczach i zaginiony. Bezcenne, unikalne zbiory biblioteczne i dokumenty, meble, zabytkowe pamiątki spalono. Od 1891 roku żonaty z Seweryną Skarzyńską herbu Bończa ze Studzeńca (1869 – 1918). Była współinicjatorką budowy „domu zdrowia” dla niezamożnej młodzieży. Niezwykle subtelna i wrażliwa, także na krzywdy społeczne.  Wyraz troski o ludzi w różny sposób skrzywdzonych przez los dała w licznych nowelach i wierszach, zachowanych tylko w maszynopisie. W roku 1915, by chronić młodszych synów i córkę przed okropnościami wojny, wyjechała do Kijowa. Tu wydała serię pocztówek z podobiznami bohaterów narodowych, opatrzonych jej krótkimi wierszami. Zmarła w Kijowie w roku 1918.  Mieli dziewięcioro dzieci, córkę i ośmiu synów.

Perkowicze, 1935 Antoni Izydor w gronie rodziny ( pośrodku)

Postać Antoniego Izydora przybliżył jego syn, Franciszek Wysłouch, żołnierz, pisarz, malarz i zapalony myśliwy. Tak sportretował swego ojca:

„Od strony parku ukazał się właściciel majątku. Szedł wolno podpierając się laską. Ubrany był w aksamitną kurtkę i czarny kapelusz. Idąc, jakby podupadał silniej na jedną nogę, co przy bardzo pochylonej postaci robiło wrażenie powagi i podeszłych lat. Szedł zwykle patrząc w ziemię i gdy chciał coś zobaczyć z daleka, to przystawał. Duża, siwiejąca broda dopełniała to wrażenie starego człowieka. Tak go i nazyano i może sam uważał się za starego. Był naukowcem, całę życie spędził przy książkach, badając dawne dzieje i dawne języki(…) Zamykał się w swej bibliotece, w której pracował całe noce(…) widziano światło w oknie prawie do rana. Stróż nocny w zimową zawieję przystawał pod oknem i patrzył w światło: ”Ne spit – czytaje” – to szło pomiędzy ludzi folwarcznych, a od nich po wsiach. Przypisywano mu jakieś dziwne moce, zaczerpnięte z mądrości książkowych, a więc nie było takiej sprawy, której stary profesor nie wiedział i nie rostrzygnął. Opinie jego dla ludzi miejscowych były nieodwołalne. Poza tym wszyscy wiedzieli, że prawo zwyczajowe kraju było zawsze szanowane przez Profesora, a więc do jego osoby przywiązywano jeszcze określenie „sprawiedliwyj pan” (…) „Stary Pan” był swój od dziada pradziada i dlatego bliski tym ludziom i był niejako ich dumą i nadzieją”(..)

Antoni Izydor Wysłouch

Miejscowi ludzie bardzo sobie cenili obecność Profesora w innych okolicznościach swego życia. Zwykle dziewczyna wychodząca za mąż przychodziła do dworu z „korowajem” i zapraszała go na wesele. Proszono go i o udział w pogrzebie i zwykle na mogiłkach widziano Profesora między żegnającymi żałobnikami. Zawsze woły dworskie odwoziły trumnę , bo było we zwyczaju, że wołami wieziono ciało i musiały to być czarne woły z białym piętnem na głowach.Trzymanie takich wołów było moralnym obowiązkiem dworu.(…)

Seweryna Wysłouch, z domu Skarzyńska h.Bończa

Każdy w Perkowiczach spotykał się z szacunkiem i zrozumieniem, i to ten najczęściej, który się czuł skrzywdzony czy upośledzony… często bywało, że biedny  Żyd zajeżdżał ot tak zwyczajnie – by pogadać. Profesor miał do Żydów sentyment, że tak powiem, historyczny. Podczas powstania 1863 r. ojciec profesora został aresztowany  za udział w walkach Traugutta i dom z wieczora zajęty przez Kozaków. Rano miała być rewizja. Miejscowy karczmarz, który był mężem zaufania powstańca, w nocy przystawił drabinę do okna na pierwszym piętrze, wyciął szybę, kompromitujące dokumenty usunął i szybę wstawił z powrotem. Rewizja niczego nie udowodniła, majatek i powstaniec ocaleli. Ten dług wdzięczności ciągnął się pokoleniami i rozciągnął się również na współwyznawców starego Józefa.

Również przybysze ze świata, Cyganie, czuli się w Perkowiczach jak w domu i na gruntach majątkowych odpoczywali po kilkanaście dni. Tu nie obowiązywało pradawne prawo terminu obozowania. Stare Cyganki siedziały na ganku i rozmawiały z Profesorem – o czym? Nikt nie wiedział, bo używano jakiegoś języka czy  gwary, której nie można było zrozumieć”.

Seweryna Skarzyńska z dfziećmi Marią, Wiktorem i Bernardem , foto ok.1915 r.

Wspomina on o wielkim szacunku jakim cieszył się ojciec u miejscowej ludności. Nazywano go „sprawiedliwym panem”. Trudno jednak nie szanować człowieka, który odnosił się z olbrzymim szacunkiem do miejscowych mużyków. Franciszek Wysłouch przytacza taki „obrazek”: „Profesor przyszedł do siewców. Najstarszy siewca po dosianiu zagonu podszedł do niego.

– Dziękuję ci, Konrad, że siejesz – to były słowa Profesora-właściciela.

– Niech rośnie jak las nowe żyto. Daj Boże! – to była odpowiedź siewcy.

A potem obaj starzy ludzie siadali na workach z ziarnem i zapalali papierosa.”

Był też Profesor często zapraszany na wiejskie wesela. Pomagał, radził, użyczał dworskich wołów na każdy pogrzeb. Przyjmował pod swój dach wszystkich potrzebujących, zwłaszcza tych skrzywdzonych. Często gościli u niego Żydzi a nawet Cyganie, z którymi rozmawiał w ich języku.

Aż nadszedł okrutny wrzesień 1939 r. I przyszli towarzysze wyzwolić lud białoruski „z polskich butów, polskich sztanów”. Oddajmy raz jeszcze „głos” synowi Profesora: „Na Polesie przyszli bolszewicy. Profesor z domu nie wyjechał. Pewnie wiedział, co go może oczekiwac, ale na starość nie chciał opuszczać własnych progów i bliskich mogiłek. Pozostał w domu zupełnie sam. Oficer NKWD zebrał całą wieś i wyprowadził Profesora na ganek. Okolicznościowe przemówienie do zebranych chłopów poprzedzało teatralny gest i słowa:

– A teraz , towarzysze, zróbcie porządek i odbierzcie sobie sprawiedliwość na waszym gnębicielu.

Chłopi popatrzyli na siebie i wreszcie padły słowa z ust starego Poleszuka:

– My czekali na was, bo u nas nie byo łatwo żyć, a naszą ziemię oddano osadnikom, ale ten pan był zawsze sprawiedliwy i ani jego, ani domu, ani ziemi jego nie damy skrzywdzić.

Oficer oniemiał. Ale za parę dni przyjechał oddział wojska sowieckiego, zabrano profesora do samochodu i wywieziono do więzienia. Przedtem jednak żołnierze wynieśli wszystkie książki z biblioteki i spalili. Płonęły stare, bezcenne foliały i ręcznie jeszcze pisane księgi, dorobek narodowy literatury i nauki w oczach Starego Profesora pod strażą karabinów sowieckich, bo obstawiono dom i drogi, obawiając się odsieczy ze wsi (…)

Co myślał i odczuwał Stary Profesor patrząc na płonący stos? Czy cierpiał tylko, czy nasuwała mu się analogia do odwiecznych spraw ludzkości kiedy barbarzyństwo i okrutna bezmyślność niszczy twórczą pracę jednostek i pokoleń. Całe życie badał te sprawy – teraz widział i czuł. Myślę jednak, że było mu pociechą i nagrodą życia, że wśród niszczycieli nie widział miejscowych swoich ludzi.”.

Opowiadano mi, że gdy Profesor siedzial w więzieniu w Drohiczynie, w czasie tych kilku tygodni miał dla towarzyszy więziennych wykłady historii, był spokojny i silny i podtrzymywał na duchu innychj – młodszych. Nie siedział w Drohiczynie długo. Zbyt dużo było petycji i żądań o zwolnienie z okmolicznych wsi i miasteczek żydowskich. Wywieziono go do Rosji i ślad przepadł”.

Opr. red.

Foto: radzima.org

Udostępnij na: