Wprowadzenie

Przez badaczy Polesie wielokrotnie było uznawane za zjawisko unikalne w Europie (w każdym aspekcie: etnograficznym, naturalnym, historycznym). Szczególne warunki przyrodnicze pozwoliły zachować elementy prehistorycznej kultury materialnej. Minęło więcej niż 12000 lat po ostatnim zlodowaceniu i człowiek zaczął oswajać wodno-błotne przestrzenie. Świadczą o tym badania archeologiczne, które odkryły tylko w rejonie pińskim około 100 postojów i osiedli. Turysta bez problemu może odnaleźć na wydmach piaskowych i w dolinach rzek narzędzia kamienne: strzały, groty oszczepów, topory. Niektóre wsie zachowały stary układ życia, rozmieściwszy się na wyspach, wśród bezkresnych błot. Na niedużej głębokości leży bursztyn, pomieszany z kośćmi mamuta i nosorożca. Mało badana toponimika może opowiedzieć całkiem ciekawe rzeczy o naszych przodkach – Indoeuropejczykach i Bałtach. Wszyscy oni i teraz mieszkają na tej ziemi, o czym świadczą rdzenie większości nazwisk białoruskich, a wiele miejscowości ma w swojej osnowie imiona bogów pogańskich: Chorsa, Wielesa, Tora (Tura), Jaryły, Bora, Łady. Dzięki nim możemy określić, gdzie znajdowały się gontyny z panteonem bogów-asów. Białoruskie słowo „aswietnik” odkrywa dawniejsze, zapomniane jego znaczenie (znawca asów to kapłan). A nieużywane w języku współczesnym słowo „asocznik”- człowiek, podtrzymujący „wieczny” ogień na gontynie i porządek rytualny – oddaje pierwotne jego znaczenie. Nazwa rzeki Leśna (wcale nie Leśna, a Leśna) w języku Bałtów oznacza syrenkę, diwę, babę, duszę zmarłej dziewczyny. Według wyobrażeń dawnych ludzi do rzek, jezior i lasów uchodziły dusze przodków. Przynoszono im ofiary, aby pomagali żyjącym. A jeszcze był Dunaj – umowna granica między światem ziemskim i pozaziemskim. Na Białorusi takich nazw jest niemało.

Jezioro Pohost
Jezioro Pohost

Kiedy przyjeżdżamy do miejscowości Ładoż, musimy wiedzieć, że ludzie tu, na swojej gontynie kiedyś czcili starożytną boginię pramaterii – Ładę Rodzicielkę. I to jest najbardziej logiczne objaśnienie nazwy wsi.

W tej pracy krajoznawczej chciałbym opisać rzadkie, nieznane miejsca Polesia, które będą ciekawe dla ludzi, prawdziwie interesujących się naszą niepowtarzalną przyrodą. Być może, mój stosunek do Polesia dla kogoś wyda się kontrowersyjny, ale taki uformował się przez 37 lat mojej pracy w tej krainie…

Ostatnie 80 lat historii Polesia i Brześcia opisano dość szczegółowo. Ale historycy, oprócz archeologów, jakoś omijają przedchrześcijańskie czasy. I to uważam za wielką lukę w historii Polesia. Nowe podejście daje możliwość odsłonięcia przedchrześcijańskich tajemnic naszych przodków, popatrzenia na ich życie po nowemu i zrozumienia ciekawych a do tej pory niewytłumaczalnych rzeczy.

W Stolinie w zeszłym roku na głębokości 3 metrów zostały odnalezione kamienie z dawną chrześcijańską cyrylicą i krzyżami, niektóre z nich okazały się pogańskie. Na jednym z kamieni został przedstawiony człowiek w postaci krzyża. Zamiast rąk są ryby – symbol, który znany był już w Niniwie, a głowa ma postać rombu (symbol – obereg, który liczy nie mniej niż 2500 lat). I to wskazuje na pogańskie pochodzenie znaleziska. Dzisiaj to najczęściej wykorzystywany wzór haftu.

Dziwne myśli przyszły mi do głowy po obejrzeniu telewizyjnego programu „Niewytłumaczalne, ale fakt” o starożytnej cywilizacji, która istniała do biblijnego potopu. Artefakty znalezione w Baszkirii i rejonie permskim, świadczą o ukrytej pod ziemią materii, posiadającej samoświadomość i nie wykluczone, że i mogącej wpływać na świadomość ludzi. Wszystkie cyklopowe budowle Centralnej i Południowej Ameryki, Babilonu, i starożytnego Egiptu, Anglii, Rosji, także i legendy i mity Indii skłaniają do takiego wniosku. Nasi przodkowie na pewno byli blisko przyrody, kosmosu, zrozumienia ( ich zasad i sił, które w sposób tajemniczy rządziły światem. Czy nie stąd pochodzi i rytuał składania ofiar bogom, duchom, i wszystkiemu, co wywoływało strach przed nieznaną siłą? Ofiarowywano ludzi oraz zwierzęta. Odgłosy tych obrzędów można i dzisiaj znaleźć na Polesiu. Jedna z turystek z Krakowa, po zobaczeniu dziewiczej piękności rzeki Lwa w rejonie stolińskim i po przeczytaniu pełnych natchnienia wierszy polskiego pisarza oraz dziennikarza Józefa Mackiewicza, wykrzyknęła: „To jest raj”. I tak jest naprawdę. Czyste powietrze, pachnąca flora, bociany w trawie tworzą taką iluzję. Mieszkamy w raju. Gdzie jeszcze w Kosmosie jest takie piękno jak na Ziemi? Nie cenimy tego, co mamy. Spróbujmy zatem popatrzeć na ten poleski raj i przyjrzeć się jego historycznym dziejom.

Pogańscy przodkowie

Dom ze słonecznym talizmanem pogańskim
Dom ze słonecznym talizmanem pogańskim

Brześć znajduje się nad rzeką bogów (Bug). Od tego zaczniemy. Wiele miejscowości Polesia zostało wspomnianych w kronikach ponad tysiąc lat temu. Czy miasto może pochodzić z 1019 r., jeżeli posiada pogańską toponimikę? Na Łysej Górze, która weszła w skład miasta, kiedyś znajdowała się gontyna. Osiedle Dubrowka też miało swoją gontynę w dębowym (dąbrowym) zagajniku. Zwierzęciem, które przerażało ludzi, był niedźwiedź. Jego ducha czczono i przynoszono mu ofiary. Stąd wieś Berezowka. „Ber” w języku niemieckim to niedźwiedź. Często będziemy zwracać się do języka niemieckiego, litewskiego, pruskiego, do języków plemion, które mieszkały na naszej ziemi do przyjścia Słowian. Także azjatyckie narody zostawiły tutaj swoją toponimikę. Chcę wyjaśnić dosyć rozpowszechnioną na Białorusi nazwę miejscowości Kowalewo. Na miejscu tej wsi znajduje się dzisiaj nowa dzielnica Brześcia. W języku litewskim „kove” oznacza „zabijać”. To było miejsce obrzędów zabijania starych ludzi i przynoszenia bogom ofiar. Ostatnie badania naukowców dowodzą tego i w tym nie ma niczego dziwnego – pomyślność plemion była ważniejsza niż życie niektórych bezsilnych starych ludzi. Ród ofiarowywał ich w miejscu zwanym „kowalewo”.

Wśród dawnych pruskich słów znalazłem słowo „prust” – bród. Czy nie jest on przyczyną nazwy osiedla koło brodu, założonego przez Prusów lub Jaćwingów?

Zdjęcia z Kosmosu pokazują ślad historycznej drogi u spływu Bugu i Muchawca, która przechodzi w główną ulicę Terespola, a dalej idzie na сканирование0005zachód. Według prawa fizycznego u spływu dwóch rzek zawsze tworzą się nanosy i przetoczenia w wyniku zmniejszenia prądu rzek, które można przebyć na piechotę lub konno. Takie brody we wszystkich czasach były kontrolowane przez plemiona żyjące obok, o tym mówi pogańska toponimika miejscowości. Na drugim brzegu rzeki mieści się Terespol. Stare nazwy często składają się z dwóch słów. W tym wypadku „tere” oznacza „trebiszcze” (ofiamik) albo gontynę, na którą przynoszono bogom ofiary, a litewskie „polis” to słup. Na Polesiu istnieje kilka wsi z rdzeniem „tere”. W rejonie pińskim nawet są dwa Terenia, a w brzeskim Terebuń nad Bugiem. „Bonę” w języku litewskim oznacza kopułę. Była to jakaś otwarta szopa, teraz nazwano by ją kaplicą, gdzie przynoszono ofiary.

Życie człowieka pradawnego najczęściej było związane z wodą. Rzeki i jeziora szanowano. Były one głównymi drogami transportowymi, dawały jedzenie, przyjmowały dusze zmarłych. Nic dziwnego, że osadę nazwano Brest (brast). Taki stosunek do obiektów wodnych był w całym świecie. Słowo Oksford jest tłumaczone jako „byczy bród”, a angielskie miasto znajduje się w miejscu wpływu odnogi Cherwell do Tamizy.

сканирование0007Wiele wiedzy o naszych przodkach daje odszyfrowanie nazw rzek, jezior, uroczysk, wsi. Całkiem z innymi myślami będziemy chodzić po wsi, wiedząc gdzie i jakim bogom oddawali cześć jej pradawni mieszkańcy. Weźmy na przykład wieś Priborowo. Bór był ważnym bogiem u Bałtów, ojcem Odyna, niemiecko-skandynawskiego boga. Ale chyba i u naszych pogan był on ważny, skoro w białoruskiej toponimice jest kilkadziesiąt wsi z takim rdzeniem. Przy gontynie z Borem odnaleźli swoje miejsce pierwsi mieszkańcy Przyborowa. Zdziwiło mnie, że wieś Skołdycze (w tłumaczeniu z litewskiego tarcza, herb) znajduje się 10km od miejscowości, która nosi nazwę już słowiańską – Szczytniki. Warto pojeździć po wsiach ze słownikiem litewskim i dokonać dla siebie małych odkryć.

Wiosna w lęgu Prypeci
Wiosna w lęgu Prypeci

Białowieski początek Grunwaldu

W 1988 r. chęć poznania historii przywiodła mnie do pińskiego muzeum. W jego zbiorach znalazłem historyczną literaturę przedwojenną i

Zabawy białowieskie
Zabawy białowieskie

wszystkie soboty zimy tego roku przeznaczyłem na badanie prac i poznanie podstaw języka polskiego. Wiele napisałem notatek, a one przydały mi się później w mojej działalności krajoznawczej. Szczególnie zapamiętałem artykuł „Drogami Jagiełły”, który informował o gromadzeniu mięsa żubrów, dzików, łosi, saren w grudniu 1409 i styczniu 1410 w Puszczy Białowieskiej. Wtedy puszcza miała znaczenie strategiczne i odegrała wielką rolę w bitwie grunwaldzkiej, zapewniając ogromnemu słowiańskiemu wojsku żywność. Słoną dziczyznę w beczkach kierowano z puszczy do Płocka, gdzie mieściła się żywnościowa baza Słowian. Obok był Czerwińsk nad Wisłą – miejsce spotkania wojsk Jagiełły i Witolda. Tu znajdowała się także przeprawa Jagiełły.

Teraz puszcza zmieniła się w podwórze z Dziadem Mrozem, dlatego nie będę więcej poświęcać jej uwagi. Ale oddajmy należytą cześć jej poprzednim zasługom.

A na południu, 60 km od Brześcia można zobaczyć piękne jezioro Siełachi i podziwiać unikalny element flory białoruskiej – długosz królewski (Osmunda re- galis). Ta paproć rośnie tu na najbardziej na wschód wysuniętym stanowisku.

Suworowskie czyny

Jadąc do Kobrynia, obok wsi Czyżewszczyzna przekraczamy małą rzekę Trościanicę, gdzie w 1794 r. odbyła się znana bitwa powstańców generała Sierakowskiego z wojskami Suworowa. W ubiegłym roku w telewizji rosyjskiej wyświetlano serial o miłosnych przygodach młodego szlachcica, żyjącego w czasach Aleksandra I (początek 19 wieku). Śmieszne wrażenie wywoływali ci młodzi zakochani Wołkowscy, Korfrowie w swoich słodkich „bitwach” o spódnice. Jak się okazało, praktykę wojskową jako całkiem młodzi sekund-majorzy (stopień wojskowy w carskim wojsku) odbywali na Białorusi i w Polsce w wojsku Suworowa w 1794 r. Po bitwie brzeskiej Suworow zapytał ich: „Dlaczego tak mało wzięliście do niewoli powstańców?” Odpowiedzieli: „Myśmy ich wszystkich zakłuli i pozostawili w błocie w lesie.” Nawet Suworow – ten doświadczony kat był zdziwiony takim okrucieństwem. Kobryń i dzisiaj szczyci się przodkami, którzy byli w niewoli u tego feldmarszałka. Jest muzeum jego imienia, ulica, park.

Od Rodziewiczówny do Karpińskiego

Wieś Łyskowo, nagrobek Fr. Karpińskiego
Wieś Łyskowo, nagrobek Fr. Karpińskiego

Dalej w drodze do Pińska przekraczamy w Horodcu Kanał Królewski, a za nim po lewej

"Dewajtis" Rodziewiczówny
„Dewajtis” Rodziewiczówny

stronie już widać stary park w byłym dworze Marii Rodziewiczówny. We wsi Hruszowa spotkałem ludzi, którzy pamiętali Marię i pracowali dla niej. Jefim Niestiuk pasł u niej woły, potem uciekł do szkoły gospodarstwa rolnego w Torokani, gdzie sto lat temu mieścił się klasztor unicki. Mówił, że jego babcia pieściła maleńką Marię, kiedy jej rodziców zesłano na Syberię za pomoc powstańcom. Ojciec Jefima był głuchoniemy i pracował jako woźnica u Marii. Zadowolona była, że on nie słyszy, o czym rozmawia z gośćmi. Chciałbym przypomnieć, że majątek Pieniącha, należący do rodziców Marii, jeszcze pozostał. Istnieją resztki parku, zaniedbany dom. Ale raczej nie tu powstańcy przechowywali broń. Jaki tamjest widok na łęg rzeki Zelwianki! W rejonie zelwiańskim miejsca piękniejszego nie ma. Od Rużan to tylko 20 km. W takiej samej odległości od Rużan z pozostałościami pałacu Sapiehów znajduje się byłe miasteczko Łyskowo z ruinami synagogi i kościoła św. Trójcy, na podwórzu którego jest pogrzebany sentymentalny poeta Franciszek Karpiński. Nagrobek imituje chatkę, na niej napis: „Otóż mój dom ubogi…”

Dawne drogi królewskie

Na boku pozostają Prużany i Szereszewo. To ostatnie do połowy 16 wieku znaj-dowało się na drodze Kraków-Grodno-Wilno. W momencie przeniesienia stolicy Polski do Warszawy ta droga pozostała z boku. Ale zachowało Szereszewo wzruszającą miasteczkowość: drewnianą starą architekturę, ogromny z 6000 nagrobkami cmentarz żydowski, na którym wyznaczone są groby koenów (kapłanów). Na zachód od miasteczka rozciąga się Puszcza Białowieska. Po śmierci Barbary król August wiózł jej szczątki z Krakowa do Wilna przez Szereszewo. Na północy od miasteczka, na dziale wodnym Narew- Jasiołda, było wąskie przejście, przez które prowadziła dawna droga na Porozowo-Wołkowysk. Jedna z wysp nazywa się Królewska, według legendy król jadł tam obiad. Teraz ta droga jest żwirowa i nie bardzo nadaje się do przejazdu dużego autobusu, a nawet rowem, ale 13 km można wytrzymać i już w obwodzie grodzieńskim zwiedzić historyczny Mstibogów (teraz Mstibowo) z górą zamkową i kościołem, gdzie jeszcze za czasów Jagiełły odbywały się rozprawy sądowe . Ale zawróćmy.

Zapomniany zakątek

Nie dojeżdżając do Prużan, możemy zobaczyć mało znany rezerwat „Wydrzen- ka”. W jego centrum znajduje się zagubiona w lasach wieś

Torokanie
Torokanie

Chomno, utworzona po wojnie z leśnych chutorów. We wsi był majątek pana. Zachowały się ściany jego domu i park z modrzewiem i bluszczem. Rezerwat zadziwia swoją florą i fauną. W jego lasy z Puszczy Białowieskiej przchodzą corocznie na cielenie łanie. Nizinne błota są nieduże, bogate w różnorodne zioła i owady. Takie błota były łatwą zdobyczą meliorantów, a jest ich na Polesiu wcale niemało. Jest tu gdzie i pobłądzić, dlatego że są tylko ścieżki dzików, a one prowadzą zawsze do błota, do wody i pokarmu. Flora jest rzadka w dębowych i grabowych lasach: zawilec gajowy, kadzielnica sarmacka, kosaciec syberyjski, zioła lecznicze. Jest tu przestrzeń dla rzadkich ptaków: bocian czarny, żuraw, bąk, pustułka. Spotykane są żółwie błotne, żaby trawne, borsuki i inne rzadkie zwierzęta. Sama wieś z dziesięcioma domami przemawia taką energetyką, że zapamiętuje się ją na długo. Kompletna cisza, błoto i las naokoło, droga zarosła ziołami leczniczymi, tylko od czasu do czasu w odległości kilometra przejedzie pociąg na trasie Moskwa-Warszawa i znów dzwoniąca cisza. Dziwne to miejsce.

Kraj powstańców

Prużany z pałacem Walentego Szweykowskiego, Berezę z minami klasztoru karmelickiego, Stare Piaski z pałacem Pusłowskich i pięknym zaniedbanym par-kiem pozostawimy na boku. A tu w rejonie berezowskim podjedziemy do Romualda Traugutta – przywódcy powstania na Polesiu w 1863 r. i miejsc jego pobytu i życia. Bywałem prawie we wszystkich miejscach związanych z jego działalnością i stworzyłem mapę, na której było zaznaczone wszystko: od miejsca jego urodzenia i miejsc walk z wojskami carskimi do Zakozieli, skąd  przewiozła go Eliza Orzeszkowa przez granicę z Koroną. Objechałem te miejsca z uczniami polskiej szkoły niedzielnej, która znajduje się w Pińsku. Trwały badania dotyczące poszukiwania majątku Białe, dokąd Romuald przyjeżdżał ze świsłockiego gimnazjum na wakacje do babci Justyny. Poszukiwałem też dowodów, że jego pierwsza walka z wojskami carskimi odbyła się w dzisiejszym rejonie berezowskim. Tylko rowerem można spokojnie, nie spiesząc się, tego dokonać. Na tym środku transportu pojechałem do rejonu kobryńskie- go, berezowskiego i drohiczyńskiego. Na styku tych rejonów działał oddział powstańców. Najpierw odnalazłem majątek Dar Boży Mitraszewskich, gdzie Eliza Orzeszkowa z przyjaciółkami zorganizowały szpital dla powstańców. Pozostałości parku i staw znajdują się w opłakanym stanie. Naokoło została przeprowadzona melioracja. Mieszkaniec jednego z domów opowiedział mi o odkryciach, dokonanych przez niego w ogrodzie. Jedno było bardzo ciekawe. To była szkatułka ze starymi dokumentami, którą oddał meliorantowi, ale sam już nie pamięta któremu. Tak więc znalezisko zostało stracone. Innym razem kopał dół pod piwnicę i odnalazł dwie butelki z winem. Długo z sąsiadem zastanawiali się, czy otwierać, czy nie. Wino okazało się bardzo dobre.

W majątku Pusłowskich Stare Piaski
W majątku Pusłowskich Stare Piaski

Z Bożego Daru wyjechałem do Gorsk, gdzie spotkałem się ze starym mieszkańcem wsi Stiepanem Jakowczicem. Przyjechałem do niego w dzień jego urodzin, skończył 96 lat. I rozpoczęły się wspomnienia o dzieciństwie. Przedtem jego rodzice mieszkali na skraju ogromnego polskiego błota, nazwanego tak z powodu wałki Polaków z Rosjanami. Będąc pasterzem, słuchał opowiadań starszych ludzi o tej walce powstańców. Na wyspie, na brzegu Kanału Góreckiego zostali pochowani powstańcy, na groby których Eliza Orzeszkowa z przyjaciółkami przynosiła kwiaty. Dziad Stiepan pamięta, jak on ze swoimi rówieśnikami szukali w Kanale Góreckim skarbu powstańców, ale nie znaleźli. Z dokumentów historycznych wynika, że walka polegała na wiosłowaniu. To mnie nie ciekawiło. Szukałem miejsca walki, ale pierwszy raz nie znalazłem go. Dopiero za rok, kiedy instytut, w którym pracowałem, tworzył projekt rekonstrukcji systemu melioracyjnego na błocie polskim, znalazłem je w gęstwinie olchowej. Stojąc w niej, przypomniałem sobie opis walki. To był moment uroczyście smutny i tylko krajoznawca zrozumie ważność

Wieś Ludwinowo, budynek byłej kuchni
Wieś Ludwinowo, budynek byłej kuchni
Pomnik Żuków w Nowej Popinie
Pomnik Żuków w Nowej Popinie

odkrycia i możliwość dotarcia do takich wydarzeń. Dlaczego mówię szczegółowo o tym miejscu? Niektórzy badacze życia R. Traugutta uważają, że pierwsza walka powstańców odbywała się w Lasach Góreckich rejonu lubieszowskiego, gdzie jest wieś Gorki i były groby powstańców w lasach ukraińsko-białoruskiego pogranicza. Jednak te wydarzenia miały miejsce później. Na naszym terenie (Berezowskie), w majątku Gustawa Radziwickiego, adiutanta Traugutta, w Derkowiczach był punkt zborny powstańców, nad rzeką Temrą, odnodze Jasiołdy, odbywały się ćwiczenia wojskowe. Na mapie polskiej z 1923 r. znalazłem Kanał Górecki. Do majątku Popina, do Orzeszków i Zuków, swoich przyjaciół pojechał Traugutt, aby zregenerować siły po walce, uzupełnić obóz ochotnikami i żywnością. W Nowej Popinie i dzisiaj można zobaczyć pomniki Jana i Stefanii Żuków. Oni odcierpieli swoje na Syberii, a potem znowu mieszkali na Polesiu. W 1995 r., kiedy z przyjacielem odnaleźliśmy na cmentarzu katolickim ich groby pod zwałowiskiem miejskim, byłem bardzo zszokowany. Ludzie szli na śmierć nie tylko za własną wolność, a co dostali od potomków? Zapomnienie. Powiem więcej. Na nagrobku Stefanii jest napisane: „Dobrej Pani”, „Opiekunce biednych”. Umarła w

Wieś Signiewicze, kościół
Wieś Signiewicze, kościół
Miejsce wsi Białej, własności babci Traugutta
Miejsce wsi Białej, własności babci Traugutta

Marienbadzie, chciała być pogrzebana na ziemi ojczystej. Jaki przykład miłości!? Wiele małżonek powstańców jechało za mężami na Syberię jak Stefania. W Popinie szkoła. Wieś po moich artykułach w gazecie zrobiła porządek na cmentarzu, ale czy mieszkańcy mówią o wielkiej miłości i męstwie swoich ziomków do- rastającemu pokoleniu w szkole? Nie jestem pewien.

Majątek Radowickich w Detkowiczach rejonu drohiczyńskiego jest przejęty przez kołchoz i oczywiście jego ubogiego stanu nie sposób opisać. Odnalazłem i Białą w rejonie berezowskim. To był majątek babci Traugutta – Justyny. Mieści się on na południc od wsi Diagelec. Starsi ludzie ten majątek pamiętają jako wyjątkowo piękny, ze stawami, starym parkiem. Dzisiaj pozostał z niego jeden dąb i krzyż. Wszystko zrównano z ziemią, nawet stawy. Nagie pole. Biała należała do parafii Signiewicze. To jest 5 kilometrów prostą polną drogą. Tam, prawdopodobnie, jest pochowany ojciec Romualda. Ale obok kościoła i na cmentarzu katolickim jego grobu nie znalazłem. Zona Anna i babcia Justyna zmarły nagle w 1859 r. w Petersburgu i są pogrzebane tam na cmentarzu mariańskim.

Po dnie Morza Herodota

Za Białojeziorskiem skręcamy na lewo, udajemy się w kierunku Sporowa. Znane na całe Polesie Błota Sporowskie w niewielkiej części (około 1800 ha) zachowały swój początkowy wygląd w rezerwacie przyrody „Sporowski”. Zycie ludzi na tym terenie to epopeja. Teraz przyszła cywilizacja i życie się ułożyło, ale przedtem była tu ogromna bieda. Naród wędrował po całym świecie w poszukiwaniu pracy. Ziemi brakowało. Miejscowy pan Szirma nie bardzo lubił chłopów. Okruchy ziemi ornej były porozrzucane na dziesiątki kilometrów od wsi, na nie można było dotrzeć tylko łodzią. W czasie wojny wieś została spalona przez Niemców i ludzie dłużej niż przez rok chowali się w ziemiankach na wyspach. One i teraz są widoczne. Minęły ciężkie czasy. Na północy wsi zbudowano nowy sowchoz, domy z wszelkimi wygodami, szkołę, sklepy, drogi, ale pozostał i kawałeczek niezwykłej przyrody na wschód od miejscowości w biologicznym rezerwacie przyrody „Sporowski”.

W ubiegłym roku realizując program ONZ Białoruski Uniwersytet Państwowy przystąpił do opracowania tras po rezerwatach poleskich. I rozpoczął od „Spo- rowskiego”. Jest on jednym z nielicznych na Białorusi, który ma europejski status ochrony i własną administrację. Pierwszych turystów z Holandii przywiozłem tu w kwietniu 2007 r. Trzeba było widzieć ich twarze, kiedy przeszliśmy 2 km błotami. Dzień był słoneczny i ciepły. Z nor wyszła wszelka fauna ziemnowodna: węże, jaszczurki, żmije, po pagórkach fruwały motyle i owady wodne, zaludniły błoto i wysoką łąkę. Było ich tak wiele, że wprowadziły Holendrów w nieopisany zachwyt. Z błota wyszli zmoczeni po pas, rozmieścili się na słońcu, aby wyschnąć, zadowoleniu nie było końca.

Nad brzegami Morza Herodota
Nad brzegami Morza Herodota

Błota Sporowskie według mego przypuszczenia były tym jeziorem, o którym wspominał Herodot w swej historii. Później nazwano je Morzem Herodota, ale bez zlokalizowania. Jego przestrzeń to ponad 200.000 ha, w większości osuszona. Ale pozostały drobne jeziora: Bobrowickie, Wygonowoszczańskie, Goszcza, Mulne, Czarne, Białe, Sporowskie. Narysowałem małą mapę tej błotnej przestrzeni, zamiast torfu zaznaczyłem wodę, narysowałem znane dzisiaj dawne osiedla, a również i współczesne i otrzymałem ciekawy obraz. Wszystkie postoje i osady dawnego i współczesnego człowieka mieściły się po brzegach tego legendarnego morza i na jego wyspach. To miejsce musiało być unikalne w Europie.

Zagospodarowane dno Morza Herodota
Zagospodarowane dno Morza Herodota

Miało tysiące małych wysp, niski stan wody, dosłownie mrowiło się od ryb, ptaków i zwierzyny. Odnaleźć łudzi tu albo znaleźć wyjście z tego labiryntu mógł tylko bardzo doświadczony człowiek. Ludzie mieszkali w spokoju, w obfitości produktów. Liczne stanowiska archeologiczne odkryły postoje w Motolu, Opolu, Tyszkowiczach, Zditowie, Gorbowie, Staromłynach. A przy wyjściu rzeki Szczary z tych błot w kierunku Słonimia po brzegach rzeki rozmieściły się najbardziej liczne postoje na Białorusi. Mianowicie przez morze Herodota prowadziły pierwsze przejścia przez Niemen do Bałtyku, także przez Bobyk do Prypeci i Dniepru. Później nazwano ten szlak „Od Waregów do Greków”. Tu był najkrótszy szlak. Jeszcze była droga po Jasiołdzie, przez teraźniejsze Błoto Dzikie do rzeki Narew. Kontrola nad tym szlakiem odbywała się z mieścin w Zditowie i Staromłynach. W Staromłynach mieści się cmentarz, a nieco dalej na samym brzegu Jasiołdy znajduje się góra zamkowa obok wsi Żaber. Zamek książąt Wiszniowieckich został zburzony przez szwedzkiego króla Karola XII w maju 1706 r. Droga lądowa z Chomska do Starych Piasków również należy do pradawnych, dlatego że tu był najwęższy łęg rzeki i szedł szlak z Pińska i Wołynia na Grodno, Nowogródek i Wilno, omijając ogromne Błota Sporowskie, rozciągnięte 50km na północ od Jasiołdy.

Błota nizinne w rezerwacie przyrody zachowały się jako wzór błotno-łąkowych i leśnych terenów z bogatą roślinnością i światem zwierząt.

Wieś Strelno, muzeum medycyny ludowej
Wieś Strelno, muzeum medycyny ludowej

Instytut Botaniki Eksperymentalnej NAN wykrył w nim 322 gatunki roślin, z nich to 29 rzadkie a 130 lecznicze. Mieszka tu 12 gatunków zwierząt, wpisane do Czerwonej Księgi RB: srokosz, kulik wielki, błotniak łąkowy, mewa mała, żółw błotny i inne rzadkie i cenne.

Nad jeziorem Goszcza archeolodzy odnaleźli postój człowieka nie mniej niż 8000-letniej dawności. Na piaskowym brzegu spotkałem narzędzia mezozoiku: kamienne topory i strzały.

Dalej wymieniam muzea we wsiach, które można zwiedzić. We wsi Biezdzież znajduje się muzeum fartuszka, w Motolu – folkloru ludowego i etnografii, w Strzelnie – medycyny ludowej, w Worocewiczach – Napoleona Ordy, w Porzeczu – park i mogiłę Skirmunttów, w Rudce zobaczyć mogą turyści dom, w którym urodziła się białoruska utalentowana poetka Eugenia Janiszczyc.

Zwycięstwo maleńkiego ptaszka

Na boku pozostaje cenny rezerwat przyrody „Zwaniec”. Tak samo, jak i „Sporowski”, objęty jest ścisłą ochroną i składa się z nizinnych błot w terenie zalewowym Dniepro-Buskiego Kanału. Mieści się na północ od wsi Radostowo i zajmuje przestrzeń ponad 10.000 ha. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych z tym ostatnim dolnym błotem w łęgu kanału była cała historia. Zaplanowano zbudować sowchoz „Jasna Polana”. W zachodniej części tego terytorium dwa sowchozy już powstały, a pole ciągnęło się na dziesiątki kilometrów. Na szczęście, projektanci znaleźli wiele roślin i zwierząt wpisanych do Czerwonej Księgi. To powstrzymało wykonanie potężnego planu. Później zostały dokonane jeszcze bardziej szczegółowe badania terenu. Wykryto największą nie tylko na Białorusi, ale w Europie populację wodniczki. Rzadki gatunek ptaszka błotnego, ale w „Zwańcu” ornitolodzy naliczyli około 7000 śpiewających samczyków. Wobec tego jest on symbolem Polesia i wszystkie konferencje ekologiczne odbywają się pod jego hasłem.

Holendrzy na błotach sporowskich
Holendrzy na błotach sporowskich

Przy ujściu Kanału Białozierskiego jest uroczysko Batyjewo. Miejsce absolutnie niemożliwe do przejścia z powodu trzęsawisk. Dlaczego tak nazwano je, nikt nie wie, biorąc pod uwagę to, że chana Batyja na Polesiu nigdy nie było.

Niedźwiedzie użytki

Za Porzeczem droga do Pińska skręca na Łohiszyn – niewielkie miasteczko Radziwiłłowskie. Ale od końca wieku 18 zaczęło należeć do hetmana Ogińskiego. Otrzymał on je od króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w rekompensatę za osobiste wydatki poniesione na budowę Kanału Ogińskiego. Na południe od Telechan wszystkie błota są osuszone, a kanał jest wykorzystywany jako zbiornik wód drenażowych, ale wyżej od wsi Wyga- nowcze jest zaniedbany. Istnieje projekt jego odbudowy. Powstaje pytanie: dla kogo i po co? Od rzeki Jasiołdy do jeziora Wygonowskiego błotnych krajobrazów już nie ma. Zostały osuszone i nie widać końca pól. Jeżeli pogłębi się kanał, wtedy ucierpi rezerwat „Wygonoszczanskie” na przestrzeni 43.000 ha. Czy warto poświęcić najcenniejszy rezerwat Białorusi dla efemerycznej turystyki? To jest bardzo wielka ofiara. Jezioro Wygonowskie jest duże – 2600 hektarów, ale średnia głębokość wynosi tylko 1 m. W 1904 roku, w suche lato wyschło i trawy leżały na dnie. Rezerwat hydrologiczny „Wygonoszczanskie” został utworzony w 1968 r. Mieści się na granicy wodnej rzek Morza Bałtyckiego i Czarnego. Ze względu na swą różnorodność biologiczną jest unikatowy i przekracza granice Puszczy Białowieskiej i Berezińskiego Rezerwatu Biosfery. Tu znajdują się wszystkie gatunki gadów i płazów charakterystycznych dla Białorusi. Tylko ptaków jest 221 gatunków, wśród nich rzadkie – bielik i puszczyk mszarny. Lista jego zalet zajmie dużo miejsca, dlatego zobaczmy, w jaki sposób tam można dotrzeć, aby chociaż trochę dotknąć tego dzikiego kraju. We wsi Wygonoszcze jest nieduży kompleks turystyczny z hotelem nad brzegiem jeziora, można zamówić łódź i przejechać na drugą stronę, do starej śluzy nad rzeką Szczarą. Miejsca tam są błogosławione. Zwierzyna i ptactwo niesamowite. Lasy sosnowe z żurawinami na wierzchu błot. Ale można trafić do rezerwatu samodzielnie, ze wsi Bobro- wicze. Niestety, w czasie ostatniej wojny wsie Wiado i Tupczycy, które mieściły się nad brzegiem jeziora, zostały zniszczone przez Niemców. Mieszkańcy tych wsi zostali spaleni w cerkwi. Wiado w 16 wieku była gminą. Prawdopodobnie, w czasie „wielkiego zniszczenia” ochotnicze oddziały zbierały się po gminach. I teraz na mapach topograficznych, na północ od Wiado, można zobaczyć uroczysko Pogoń. Wsie mieściły się na wysokiej piaskowej wyspie zachodniego brzegu jeziora. Trafić do nich można było tylko wodą albo wzdłuż brzegu po grobli. O wsiach, o tym, że są stare, dowiedziałem się z „Księgi Piecowej”… Ale w żaden sposób nie mogłem odnaleźć ich na mapach, po wojnie odbudowywać wsi nie było komu.

Po raz pierwszy do Bobrowicz przyjechałem rowerem. Od Pińska to 70 km. Pozostawiłem rower w krzakach i poszedłem wzdłuż brzegu. Wkrótce pod nogami w wodzie wyczułem coś twardego. Oczywiście to była zatopiona droga z drewna – grobla. Cztery kilometry szedłem po niej do wyspy. Miejsce okazało się cudowne. I znów najpierw przyszły uczucia. Wśród takiej piękności odbyło się niesłychane barbarzyństwo. Nieżyjąca wyspa przetworzyła się w piaskową górę, gdzieniegdzie ochranianą od wiatrów przez stare grusze i dęby. Na powierzchni leżały potłuczone garnki, rdzawe gwoździe, widać było drogę prowadzącą do jeziora. Na niewielkiej wysepce stoi skromny pomnik na pamiątkę poległych tu ludzi. Dookoła szeroki rów, zarośnięty turzycą. Nie jest wykluczone, że w czasach pogańskich tu była gontyna. Na cmentarzu zamieszkały lisy, a na sośnie kruk – symbol śmierci. Kruk u pogan unosił dusze zmarłych do innego świata. Poszedłem dalej po błocie. Ale teraz wszystkie leśne drogi i ścieżki partyzanckie zarosły bez śladu. Można wejść i nie wyjść z tej gęstwiny. Postawiłem namiot na brzegu, zjadłem kolację i z poczuciem trwogi zasnąłem. Rano obudził mnie głos wędkarza, obudziłem się i popatrzyłem na jezioro. Był 2 maj. Popatrzyłem i nie mogłem uwierzyć. Nadbrzeżna strefa była prawie cała w pianie od tysięcy karasi, rozpoczęło się tarło. Wiedziałem, że Jezioro Bobrowickie jest uważane za najbardziej produktywne na Polesiu, ale żeby aż tak! Gołymi rękami złapałem dwa karasie na zupę rybną, jeszcze pochodziłem po piaskowych górach i wróciłem wzdłuż grobli do wsi. Potem wstąpiłem na wiejski cmentarz, aby podziwiać dąb rosnący już 500 lat i z przyjemnością pojechałem w kierunku Telechan.

Dubojska gościnność
Dubojska gościnność

Za rok, przez przypadek znów trafiłem w te miejsca, ale już z sześcioma Holendrami. Chcieli oni zobaczyć gniazdo puszczyka mszarnego. Nie udało się, dlatego że działali kłusownicy, jezioro przepłynęliśmy z rybakami i dotarliśmy do wyspy. Dalej poszliśmy w głąb rezerwatu. Wyszliśmy na bardzo stary kanał, pochodzący jeszcze z czasów generała Żylińskiego i zaczęliśmy go się trzymać. Mieliśmy         wielkie szanse zabłądzić. Ale czego nie robimy dla przyjaciół. Przeszliśmy kilometr i zobaczyliśmy poniszczoną chatkę bobra. Same zwierzątka również leżały rozszarpane na kawałki. Kłusownicy tego dokonać nie mogli. Pozostawiliśmy ten plac bitwy w konsternacji. Poszliśmy jeszcze z kilometr i ja, dość doświadczony krajoznawca, wyczułem, że przesadziłem z egzotyką. Kierując się tylko intuicją, pomyślnie dotarliśmy do wyspy i po grobli dotarliśmy do Bobrowicz. Dopiero za rok od myśliwych dowiedziałem się, że bobry rozerwała, nie wiadomo skąd przybyła, niedźwiedzica z niedźwiadkiem. Na początku 20-go wieku A. Kieniewicz w swojej książce „Nad Prypecią dawno temu…” zaznaczył sezonowe przejścia niedźwiedzi z północy na Polesie. Dzisiaj niedźwiedzie mieszkają tylko w Berezyńskim Rezerwacie Biosfery.

Na Zareczańskich przestrzeniach

Dalej czeka na nas stolica tutejszego kraju – Pińsk. Na wschód i południe od miasta, od razu za Piną, jest historyczne Zaręczę. Do historii weszło pod nazwą „Pińskie biota”. Większość z nich teraz  jest osuszona i pozostały tylko w rezer watach. Do samego Turowa teren jest absolutnie równy. Regularna droga pojawiła się dopiero w 18 stuleciu, a szła ona po pierwszym tarasie łęgu do Dawidgródka. Przedłużenia jej na Wołyń dokonał podstarosta Pińska Mateusz Butrymowicz. We wrześniu 1784 r. jej gotowy odcinek do Łopatino odbierał sam król Stanisław August Poniatowski. Zabory wstrzymały tę dobrą sprawę.

Do lat 50-ch 20 wieku poleszuccy ludzie do Pińska docierali na łodziach, piechotą albo „zimnikom” konno. Wsie mieściły się na wyspach i życie

Tak mija dzieciństwo Poleszuka
Tak mija dzieciństwo Poleszuka

ludzi zależało całkowicie od żywiołu wodnego. Ta „romantyka” ze stulecia do stulecia obrzydła Poleszukom, dlatego naród przyjął pozytywnie meliorację, w przeciwieństwie do mieszkańców miast, którzy widzieli w niej tylko zniszczenie przyrody, zapominając o społecznej stronie przedsięwzięcia. Inna sprawa, że przesadzono, jak zawsze, z błahych powodów. Ostatnio, wraz z próbami rozwoju turystyki, w mieście wydano kilka książek, które dają prawie całkowity opis jego osobliwości, do których można zaliczyć kolegium jezuitów, kościół Boromeusza, cerkiew warszawską, pałac Butrymowieża, zabudowę drugiej połowy wieku 19 i pierwszej połowy 20-go oraz całkowicie zachowany kościół franciszkański ze wszystkimi zabudowaniami. Teraz w nich mieści się wyższe seminarium katolickie. Są i hotele z cenami nie całkiem zrozumiałymi. Cudzoziemiec za dobę musi płacić 60 $ od osoby, co wielu turystom nie bardzo się podoba i wolą nocować w namiotach. Jeszcze pól wieku temu Pińsk znajdował się na skrzyżowaniu dróg wodnych, po których ludność z okolic przyjeżdżała na targ do miasta. Granice księstwa pińskiego w 15-16 w. szły po górnych brzegach małych rzek, a to tylko 50-80 km. Dlatego nic dziwnego, że zgodnie ze spisem 1528 miejscowości, włącznie z Dawidgródkiem, było tylko 140 przedstawicieli szlachty. Ta warstwa ludzi jest unikatowa dla współczesności. Niestety, ich różnicami etnicznymi i kulturą nikt się nie zajmuje. I oni cicho siedzieli na wsiach z obawy trafienia na Syberię. Ale to na nich się opierało nasze państwo – WKL. Gdyby nie było ofiar ich przodków, to możliwe, że i Białorusini, jako plemię zeszliby ze sceny historycznej. O szlachcie pińskiej nakręciłem film wideo, ale to zbyt mało, słyszałem bowiem wiele dziwnych historii z ich życia. Naród ten pamięta swoje źródła, historie rodów, przyczyny otrzymania szlachectwa od króla. Ale starszych ludzi, znających historię, jest coraz mniej i obawiam się, że dużo stracimy po ich odejściu. Znikają i szlacheckie wsie. Przeważnie nieduże, noszą nazwy po swoich właścicielach: Łozicze – Łozickich, Kaczanowicze – Kaczanowskich, Szołomicze – Szołomickich, Boryczewicze – Boryczewskich, Kałłaurowicze – Kałłaurów, Połchowo – Połchowskich, Kołby – Kołbów, Lemieszewicze – Lemieszewskich itd.

Poleskie niebo
Poleskie niebo

Cale zarzecze naokoło tych wsi zmeliorowano, ale ziemia nadal pozostała spo-łeczna i młodzież wyjeżdża ze wsi. Chociaż osuszono błota, zazwyczaj nie ma komu pracować na roli. Komunizm pozostał. I to turyści muszą brać pod uwagę, widząc zły stan wsi, szczególnie we wschodniej Białorusi i daleko odbiegającą od europejskich standardów obsługę w hotelach.

Wieś Wielatycze - ojcowizna Franciszka Sawicza
Wieś Wielatycze – ojcowizna Franciszka Sawicza

Cała historia tego kraju jeszcze nic jest napisana. Dla wielu nie jest ciekawa, chociaż Poleszucy byli uczestnikami wszystkich wydarzeń, związanych z Polską, WKL, Ukrainą. Swoje kości złożyli daleko za granicą: w Prusach (w walce z Krzyżakami), w Moskwie (Smuta), na Ukrainie (pod Chocimiem). I na miejscu również było dużo przykrości. Za poparcie powstania kozackiego cały Pińsk został zniszczony w październiku 1648 r. Już nie mówię o 20 wieku. Skrzyżowanie dróg europejskich pobierało bardzo dużą daninę człowieczą z Poleszuków. Nie mogę zapomnieć słów pewnego majora milicji, byłego desantowca w Afganistanie: „Po co mi to było potrzebne, swoi, Poleszucy nie mają praw, w biedzie żyją, ja i ziomki na skraju świata za mafię krew przelewaliśmy, teraz już nikt mnie nie zagoni na takie porachunki”. Walka jest usprawiedliwiona, jeżeli toczy się ją za wolność swojego narodu. Całkiem zapo- mniane zostały wydarzenia 1835 r., kiedy szlachta pińska ze swoimi chłopami, także studenci i gimnazjaliści wzięli udział w przygotowaniu powstania pod dowództwem Szymona Kanarskiego. Nasz ziomek, Franc Sawicz ze wsi Wielatycze, student Wileńskiej Akademii Medyczno-Chirurgicznej był pośrednikiem między Konarskim i młodzieżą wileńską. Wszystkie wydarzenia odbywały się tu, na białorusko-ukraińskim Polesiu. We wsi Kaszara, teraz rejon stoliński, w majątku Felińskiej przez długi czas pracowała drukarnia powstańców. W nr 11(2008 r.). „Naszego Słowa” są wspomnienia o Ewie Felińskiej jako rewolucjonistce i pisarce, zesłanej do guberni tobolskiej. Pochowana została w Wojucinie, w byłym majątku Walerego Zonczewskiego gdzie początkowo otrzymał schronienie S. Konarski.

Okolice Pińska wiosną
Okolice Pińska wiosną

Szczególną ciekawość budzi przyroda rejonu pińskiego. Jest on pokryty błotami w 70%. Do 1985 roku rejon nie miał żadnego chronionego hektara i tylko dzięki autorowi pojawiły się nieduże rezerwaty botaniczne w latach 1985-1988. Dzisiaj przestrzeń rezerwatu w rejonie zajmuje 20.000 hektarów. Od lat 1980-ch jeździłem do wsi Izin (25 km od Pińska) i wreszcie, dzięki pomocy przyjaciół z Akademii Nauk w 2002 r. utworzono tam unikalny rezerwat biologiczny. Ten, kto lubi przyrodę, większego natchnienia niż w nim, nie znajdzie. Jego dąbrowy i lasy grabowe zachowały florę okresu przedlodowcowego Świat zwierząt funkcjonuje tu pomyślnie w ciszy. Dróg nie ma. Ani samochodem, ani rowerem dojechać nie można. Kto nie zna ścieżek, ten z lasu nie wyjdzie. Dotrzeć do wyspy leśnej bez butów gumowych nie jest możliwe. Przybywające tam nieliczne grupy turystów już to zrozumiały. Taki rezerwat daje pomyślność i Puszczy Białowieskiej, dlatego że to ziemia niepłoszonych ptaków i zwierząt, które dzięki temu prowadzą naturalny tryb życia. Tu nie ma szumu samochodów i traktorów. Powietrze ma szczególny smak, oparty na wyciągu z traw. Rzadcy ich przedstawiciele cieszą wzrok: pantofelek wenus, pylnogłowik czerwony, naparstnica zwyczajna, dzwonek brzoskwiniolistowy, mieczyk, wodozbiór zwyczajny, schronienie jajkopodobne, kadzjelnia sarmacka, lilia złotogłów, jasmienik pachnący. W sumie 350 gatunków. Niektóre tereny w 70% są zarośnięte czarnymi jagodami. Spotykana jest głucha kukułka (Cuculu orientalis). W odległości 1000 km już nie ma jej nigdzie. Jest też gniazdo czarnego bociana. Mieszkają w rezerwacie 184 gatunki kręgowych zwierząt, od żabki zielonej do żurawia i łosi. Dla ornitologów to też niezwykłe miejsce. Zarejestrowano (wzrokowo i zgodnie ze śpiewem) 45 gatunków ptaków. Można spotkać i zupełnie rzadkie zwierzęta: sonię orzcsznicę, bąka. orlika krzykliwego, kobuza, dzięcioła zielonego, srokosza, podróżniczka, beta zwyczajnego, sżczypawkę, żuka pustelnika. Sam ucierpiałem, kiedy chciałem sfilmować grzybienie białe w błocie. Wcale nie brałem pod uwagę tego, że mogą mnie pogryźć pijawki. Trzy z nich puściły mi krew na dobre. Okazały się lekarskie. W trzecim wydaniu Księgi Czerwonej znalazły swoje miejsce. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! To chyba jedyne miejsce na Białorusi z tak cennymi zwierzętami. Cala różnorodność rezerwatu jest uwarunkowana różnorodnością biocenoz, od niewielkich niskich błot do mieszanych lasów na różnych glebach, od wapiennych do bielicowych. Są czyste dąbrowy i grab- niaki, z odpowiednią roślinnością trawiastą. Bogata jest flora lecznicza.

Natura poleska
Natura poleska

Na 10 kilometrowej trasie przez cały rezerwat można zobaczyć wiele osobliwości przyrodniczych. Rozpocząć ją najlepiej od wsi Izin i wyjść do Dużej Wólki i jeziora Bohaterewka. Ale jest potrzebny znający te ścieżki przewodnik.

Zachód nad Piną
Zachód nad Piną

Błota łęgowe weszły do niezwykłych rezerwatów „Prostyr” i „Środkowa Prypeć”. Ten ostatni – krajobrazowy rozciąga się od rejonu pińskiego do granic Prypeckiego Parku Narodowego w rejonie żytkowickim obwodu homelskiego na przestrzeniu 90.477 hektarów.

Europejska znakomitość

Cywilizacja, co jest całkiem oczywiste, zbiera swoją daninę. Wsie z poleskim sposobem życia odchodzą w przeszłość i mało kogo obchodzi, że to powoduje utratę cech kultury Poleszuków. Starsi ludzie – nosiciele tej kultury, tradycji i zwyczajów cicho odchodzą razem ze swoimi wsiami. Młodzież siedzi w miastach i walczy o chleb powszedni. Władza, jak zawsze, nie dba o kulturę ludową. Na całym Polesiu pozostały trzy wsie, gdzie jeszcze można zobaczyć trzcinowe dachy na domach i ludzi, mieszkających na wyspach wśród prawdziwych błot i wykorzystujących łodzie jako środki transportu po drzewo, na pole, w odwiedziny do sąsiadów. Nikomu nie jest potrzebne bartnictwo, haftowanie (klasy twórczości ludowej to już coś innego). Za tradycyjne łowienie ryb przy pomocy jeżów (gatków) można dostać karę grzywny od inspektora ochrony przyrody. Te wsie znajdują się 25 km od Pińska. Są to Kudrycze, Płoszewo, Kuradowo. Droga żwirowa, zbudowana 15 lat temu, wreszcie powiązała te wsie z miastem. Do tego czasu do Pińska docierali ich mieszkańcy kto, jak mógł, ale najczęściej łodzią. I tylko bociany, budujące gniazda na dachach trzcinowych, nie rozumieją, że i one tracą swoje wielowiekowe mieszkania. Lasu i drzew naokoło nie ma i będzie im trudno wysiadywać potomstwo.

W odnogach rzeki Styr
W odnogach rzeki Styr

Pierwsze osady pojawiły tu się nie mniej niż 4000 lat temu, o czym świadczą wykopaliska archeologiczne obok wsi Kuradowo. „Kontrola puszcz i dróg zwie-rzęcych…” wspomina wsie dopiero od połowy 16 wieku. Nie tylko znaleziska narzędzi kamiennych, ale i nazwy świadczą o historii tych wsi. Rdzeń „kudra” znajdziemy w językach bałtyckich w dwóch znaczeniach: nieduża sadzawka i błoto oraz kożuch wodorostów. Kudrycze rzeczywiście znajdują się nad niewielkim jeziorem łęgowym, w pobliżu rzeki Jasiolda, a Kuradowa – nad Prypecią. Wieś mieściła się na dużej wyspie z piasku – świetne miejsce na gontynę pogańską. Tak i było. Najbardziej tradycyjną ofiarą składaną bogom był kogut i kura. Trochę wyżej z prądem rzeki znajduje się wieś Krywicze. Nie jest wykluczone, że jej założycielami byli Krywicze z północnego wschodu. W języku szwedzkim „kry” oznacza – rześki, zdrowy. Jeszcze bliżej do Pińska, na prawym brzegu rzeki znajduje się wieś Terebeń. Nazwa bezpośrednie wskazuje, że na tym miejscu znajdowała się gontyna – trebiszcze. Ludzie składali tu ofiary (treby) bogom na wysokim brzegu Prypeci. W rejonie pińskim za Jasiołdą znajduje się jeszcze jedna ciekawa wieś – Stoszany. Prawdopodobnie jej mieszkańcy byli przodkami Jaćwingów. Do dnia dzisiejszego obkładają oni mogiły swoich krewnych kamieniami, jak to robili 1500 łat temu ich bałtyccy przodkowie.

Trochę zboczyłem od tematu Kudrycz. Odnalazłem tę wieś jeszcze w latach siedemdziesiątych, ale przyjechałem ją zwiedzić z przyjaciółmi

"Pantofelek Venus" w rezerwacie Izin
„Pantofelek Venus” w rezerwacie Izin

dopiero w 1990 r. Dotarliśmy do niej po kładce w czasie wiosennego wysokiego stanu wody. Pierwszą napotkaną przez nas osobą była starsza kobieta na łodzi. Zapytaliśmy ją: „Dokąd płyniesz?” Odpowiedziała: „Płynę na wyspę dwa kilometry po szczaw” Już w latach dziewięćdziesiątych, kiedy zbudowano drogę, pomyślałem: „Dlaczego mam nie przywieźć tu swoich przyjaciół i zna-jomych?” Gdzie jeszcze można spotkać taką naturę? Polesie zajmuje trzecią część terytorium republiki i to jest ostatnia wieś w kraju błot na siedmiu wyspach, która zachowała swój naturalny układ wśród dziewiczej przyrody. Pozostałe Polesie, dzięki melioracji, ma już cywilizowany wygląd. Władzom proponowano zorganizowanie w Kudryczach muzeum życia Poleszuków pod otwartym niebem. Ale źle to zostało odebrane. Niektórzy urzędnicy zachowali radziecki sposób myślenia i dziś widzą wszędzie szpiegów. Po co cudzoziemskim turystom pokazywać nędzę pod dachami z trzciny i tym samym dyskredytować Białoruś? To poziom myślenia odpowiedzialnych za rozwój turystyki. Oczywiście, jak zawsze nie ma pieniędzy na takie sprawy. Ale Kudrycze, wszystko jedno, znane są w Europie i turyści po cichu jadą na tę wieś. Przedstawia ona dużą wartość i dla Białorusinów z Grodna, Mińska, Bory- sewa i wielu innych miejsc. Oczywiście, przy takim stosunku do tej unikalnej wsi, za 10-20 lat ona zniknie i stracimy jeszcze jeden obiekt turystyczny wśród tysiąca innych. Czy warto się martwić? Zachowały się na pińszczyźnie stare parki, prawda, w bardzo w złym stanie, we wsiach: Stoszany, Duboj, Żytkowicze, Welatycze, Gonczary, Zapolie, Poręczę. W tej ostatniej podjęto próbę rekonstrukcji.

Barć w lęgu rzeki Styr
Barć w lęgu rzeki Styr

Pozostaje na boku wieś Łasick nad rzeką Styr. „Na boku” mówię warunko -trafiła raczej do strefy przygranicznej. „Strefa” to ulubione pojęcie władz komunistycznych. Strefę ustalono, by łatwiej wyłapywać przemytników, przekradających się na Ukrainę tajnymi ścieżkami krów. Ale najsmutniejsze jest to, że syn do matki do Łasick może przyjechać tylko wtedy, gdy ma zaświadczenie, za które trzeba zapłacić. Kręciłem tam film o bartnikach Polesia. Przez cały tydzień nie mogłem dojść do siebie, kiedy zobaczyłem tę wieś. Pszczele barcie mieszkańcy Łasicka trzymają w lesie. Ale, żeby do nich dotrzeć, trzeba łodzią płynąć 4 km. Z mieszkańcem wsi – Michałem Rogalem myśmy ten pamiętny szlak pokonali. Na początku czerwca łęg rzeki jeszcze był pod wodą i brnęliśmy po tylko przez niego znanej odnodze do celu. Ale co to była za droga! Trafiłem do innego świata. Brakowało tylko krokodyli i nagich Indian na brzegu, by poczuć się jak w dżunglach Amazonki. Brzegi odnogi porosły lasem olchowym, trzy-metrową miętą wodną i niezapominajką błotną. Zapach był zniewalający i to wszystko w szumie owadów, śpiewie ptaków. Zejść na brzeg nie można było z powodu głębokiej wody. Gdyby łódź przeciekała, to wydostać się stąd byłoby wielkim problemem. Dotarłszy na miejsce, zobaczyliśmy wiszące na drzewach barcie. Dotrzeć do nich z powodu gęstej trawy nie było możliwości. Rozebrałem się i ryzykując skoczyłem za burtę. Zniknąłem w błocie na dopuszczalną głębokość i zacząłem przybliżać się do kłód. Wisiały one na niewielkiej wysokości, aby z łodzi można było kierować bartnikiem. Tu zrobiłem swoje najlepsze zdjęcia, łącznie ze skrajem wsi, z działkami i podwórkami, wychodzącymi nad rzekę. Łodzie stały na podwórku obok szop. Wsiadaj i płyń w tajemniczy kraj. Unikalne i niepowtarzalne miejsce 12km od granicy, ale… nieosiągalne dla turystów.

Wieś Kudricze, turyści
Wieś Kudricze, turyści

Nad rzekę Styr można trafić i w innym miejscu, we wsi Golcy. To jest już w dolnym brzegu

Park Porzecze, grób Romana Skirmunta
Park Porzecze, grób Romana Skirmunta

rzeki. Łęg tu jest podwyższony i po opadnięciu wody można przejść ciekawą trasą do wsi Brodcza (rejon stoliński). W tym miejscu wszystko jest naturalne i rzeka jest świetna w swojej pierwotności i czystości. Brzegi rzek poleskich są wysokie. Krzaki przeplatają się z bogatymi gatunkowo łąkami.

80-100 km od Pińska, w rezerwacie „Jełowski” i „Podwieliki Moch”, znajdują się torfowiska wysokie rejonu hancewickiego. Ten rodzaj błot to tylko 10%. Błota – są niebezpieczne, bardzo nawodnione. Ziemia uchodzi spod nóg, kiedy wchodzi się na nie. Takie błota powstają na miejscu jezior i zazwyczaj pod warstwami torfowca znajduje się woda. Samemu chodzić jest tu niebezpiecznie. Lepiej mieć towarzysza i mocny kij, który pomoże na kilka minut zatrzymać się nad błotem, a kolega przyjdzie z pomocą, jeżeli wpadnie się do wody. Poczucie takie samo jak lot ze spadochronem. Adrenaliny do krwi trafia dużo. Za to można zobaczyć niezwykle miejsce z żurawinami, z karłowatą sosną, rosiczką, lepiężnikiem. Panuje tu całkowite bezludzie do września, kiedy naród pociągnie na jagody. Jeżeli spotkamy wyspy, to one będą absolutnie dzikie z lisami i wilczymi norami, rzadkimi roślinami i uroczyskami niedźwiedzi. Są koniecznie potrzebne wysokie buty. Boso chodzić nie polecam – można wpaść do wody, a woda jest bardzo zimna. Często spotkać można żmije. W rezerwacie „Jełowski” są jeszcze dwa nieduże jeziora: Duże i Małe Pokamerskie. Tylko tu można zobaczyć, jak do wody nachylają się duże, czerwone jagody żurawin. A pewnego sierpnia, po upalnym lipcu, w jeziorach zadzwoniły znowu grzybienie białe. Wrażenie było bajeczne z powodu białych korali wzdłuż brzegów.сканирование0035

Wieś Kudricze, ulica wiosną
Wieś Kudricze, ulica wiosną

Brzegi

Na Polesiu rzeki mają szczególny status i znaczenie. One były drogami życia. Po nich przez tysiąclecia poruszały się narody. Prypeć to jedyna duża

Brzeg Prypeci
Brzeg Prypeci
Świt nad Prypecią
Świt nad Prypecią

rzeka w centrum Europy, której kierunek idzie na zachód i wschód. Należałoby tylko dotrzeć do jej źródła i płynąć choć i do Kijowa, do Stambułu, na Cypr i dalej. Nie zajmowali się tym naukowcy, a zanotowane przez archeologów są tylko dawne postoje bez oceny znaczenia całej trasy. Między innymi brzegi rzek, jezior po prostu są usypane starożytnymi postojami, grodziskami, gontynami. Rzadko, ale rzeki niekiedy podchodzą do wysp piaskowych, dzisiaj nie ma problemu w odnalezieniu na nich kamiennych narzędzi pracy i strzał. Pozostałości uzbrojonych grodzisk wzdłuż Prypeci są w Swałowiczach, Cyrze, Szłapani, Lubiezi, Nobeli, Nyrcze (ujście Horyni). Nazwa odnogi – Storożycka – obok jeziora Nobel, wieś Komary, mówią nam o kontroli tego szlaku przez dawne plemiona. Pierwsze zaludnienia tego kraju dotyczyły przede wszystkim brzegów, w tym przypadku najbliższej do koryta, wyspy. Rzeki dawały stałe jedzenie: ryby, mięso ptaków, możliwość porozumiewania się bez problemów z sąsiadami. Wraz ze wzrostem liczby ludności młodzież uchodziła dalej w błota i lasy. Zakładano Nowosiółki, Wólki, Zabołotie, Zagaje, Konototopy, Ogrodniki, Nowosady, Zalesie, Gudy itd. Wszystkie one i teraz są na Polesiu.

Na Prypeci
Na Prypeci

Brzegi pierwszego nadłęgowego tarasu, szczególnie odnóg Prypeci były pierw- | szymi lądowymi drogami z południa na północ. Jedna ze starożytnych dróg szła wzdłuż Horyni. Jak i wcześniej translokacja odbywała się przede wszystkim na koniach, a im była potrzebna woda do picia i łąka do wyżywienia, dlatego i drogi prowadziły wzdłuż rzek po najwyższych. miejscach krajobrazu- pierwszym łęgowym tarasie, gdzie „siedziały” najbardziej.

Nieprzetarte ścieżki

Łęg Prypeci przyciągnął szczególną uwagę ekologów z Zachodu w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy, w 1997 r. w Mińsku i na Polesiu odbyła się

Jezioro Żabodź
Jezioro Żabodź

duża Międzynarodowa Konferencja Naukowa na temat: „Ekologia i ochrona łęgów i nizinnych błot Polesia”. Ona dała początek programowi ONZ poświęconemu zachowaniu tego europejskiego bogactwa.  Zostały stworzone nowe i poszerzono granice istniejących rezerwatów. Wśród nich i „Środkowa Prypeć” i inny ogromny w swojej przestrzeni rezerwat krajobrazowy w rejonie stolińskim – „Błota Olmańskie”. W nich zachowała się cała różnorodność przyrody poleskiej. Chciałbym podać charakterystykę tylko kilku szczególnych punktów „Środkowej Prypeci”. Z Brześcia pociąg osobowy jedzie do Żytkowicz. Tym pociągiem o godzinie 13.27 przyjechałem na stację Mikaszewicze. Już od dawna marzyłem, żeby zwiedzić ujście rzeki Słucz. Dusza odczuwała, że miejsca są tam niezwykłe. Znów, jak to często się zdarza, miałem szczęście. Po opracowaniu ekologicznej trasy w rezerwacie „Sporowski” kierownictwo projektu, wspólnie z Ministerstwem przyrody, podjęło decyzję kontynuowania pracy w rezerwacie „Środkowa Prypeć” w rejonach pińskim i łuninieckim. Aby gdziekolwiek jechać, najpierw należało dokonać rekonesansu miejscowości znajdujących się na trasie. To było moim celem.

Lęg Prypeci, miejsce występowania fiołka błotnego
Lęg Prypeci, miejsce występowania fiołka błotnego

Droga siedmiu kilometrów z ciężkim plecakiem do łęgowego jeziora Soboń była trudna. Po drodze była wieś Zaprosjie. Spodobała mi się jej czystość, kosze na śmieci na ulicach, to było coś nowego w oddalonych od cywilizacji wsiach po-leskich. Później zrozumiałem przyczynę – na wsi gospodynią była prawdziwa patriotka tej ziemi (a patrioci, jak wiadomo, lubią porządek) – starościna Eugenia Wabiszewicz. Zaprosjie mieści się na wyspie. Ze wszystkich stron do działek podchodzi las i błoto. Miejscami woda zachodzi i na podwórka. Zachowała się szkoła od polskich czasów. Obok, wzdłuż Słuczy, była granica Polski z ZSSR do 17 września 1939 r. Uczniów w szkole co prawda tylko 28, ale nauczycieli 30. Od razu za wsią ustalono granicę rezerwatu. Ulica przechodzi w dawno rozmytą koleinę byłej wąskotorowej drogi, wiodącej bez skręceń prosto do ujścia rzeki Słucz. Przejść po niej można tylko po ustąpieniu wody. Początek czerwca, kiedy tam przybyłem, był takim czasem.

Łęg po prostu parował po dużej wodzie. Wzniesienia pstrzyły się żółtym dywanem jaskrów, przetykanym lilowym miłkiem i granatowymi

Do następnej powodzi
Do następnej powodzi

irysami. Nad brzegiem jeziora postawiłem namiot i poszedłem na spacer. Naokoło były kolorowe łąki, a w oddali za Prypecią były widoczne dąbrowy łęgowe. To wielka rzadkość. Gości zazwyczaj wożą, by pooglądali dąbrowy do Prypeckiego Parku Narodowego „Prypeć”. Jeżeli ktoś chce je obejrzeć, musi zapłacić 6 euro. Tu na razie bezpłatnie. Jednak zapoznanie się z nimi pozostawiłem na następny dzień. Podjąłem decyzję obejrzenia trochę bliższej okolicy. To było coś. Takiej ilości białych bocianów nie widziałem nigdzie i nigdy. Stare suche dęby były nimi po prostu osypane. Nie miały liści i dobra widoczność dawała możliwość obserwowania ptakom okolicy w spokoju. Szczególnie dobre fotografie wyszły na tle zachodzącego słońca, uwieczniłem i parę ptaków w gnieździe na dębie. Ale odkrycie zrobiłem już o zmroku nad brzegiem jeziora. Zauważyłem na płytkiej wodzie ogromną zieloną żabę. Takiego cudu, muszę przyznać, nie widziałem, chociaż jestem biologiem i przeszedłem Polesie wielokrotnie wzdłuż i wszerz. Zrobiłem jej zdjęcie i po powrocie do domu przez tydzień ustalałem razem z przyjaciółmi z Holandii, korzystając z poczty elektronicznej, jej nazwę. Określiliśmy ją: jadalna żaba – Rana klepton lessone, hybryda jeziornej i stawowej. We wrześniu spotkałem jeszcze kilka takich okazów na Prypeci obok Pińska.

Nastąpiła noc. Gdzie nocują moje bociany? Jak się okazało na tych samych dę-bach. Rano wstaję przed wschodem słońca. Dla fotografa to najważniejszy moment w ciągu doby. 10-20 minut i potem kolory się zmienią. Gęsta rosa przygłuszyła świat owadów. Wszystko jest nieruchome i filmowanie pająków, motyli, ważek, żuków idzie doskonale. Nic się nie porusza. Kwiaty pod ciężarem wody pochylają się ku trawom. 700 klatek w ciągu trzech dni. Jest to rekord w mojej praktyce. Za godzinę wszystko jest suche. Owady są zajęte swoimi zwykłymi sprawami i przemieszczają się na kwiaty. Pająki rozpoczęły polowanie na pierwsze komary, a potem i na ważki, osy, motyle. Życie kontynuuje swój cykl z drapieżnikami i ofiarami. Zjadłszy śniadanie poszedłem nad Prypeć. Niziny były jeszcze pod wodą i czasami musiałem się rozbierać, aby je pokonać. Dąbrowy porosły niesamowicie wysoką manną. Dobre zioło. Ale nie zawsze nadaje się na siano. W tym roku tydzień przed sianokosami padał deszcz i łęg znów zniknął pod wodą. Siano razem z rybą zginęły. Gnijąca trawa przy temperaturze ponad 30 stopni zabrała cały tlen z wody i duże ryby udusiły się w czasie lata. Ale naokoło mnie na razie wszystko roztaczało aromat. Zakwitła kalina i jej kwiaty były obsypane osami, pszczołami, muchami. Dęby do wysokości 80cm były białe. W taki sposób zaznaczyłem poziom przyboru wód. Z boku ścieżki znajdowało się trzęsawisko skryte pod zieloną rzęsą. Spróbowałem na nie stąpić, rozległo się westchnienie metanu z gnijącej organicznej materii. Potem błoto zahuczało, a ja nie zaryzykowałem iść dalej. Jednak w takim miejscu jest strasznie. Po drodze, po prawej i po lewej stronie, mijałem nieduże łęgowe jeziora z dębami po brzegach. Ile w nich jest żywności! Czarne pijawki powyłaziły na listki, aby się ogrzać. Widok ich nie jest pociągający, ale… nie myśmy je stworzyli i powinniśmy traktować z szacunkiem, skoro mieszkają razem z nami na jednej ziemi. Omieżnik wodny na poziomie wody wydaje się gigantem kamiennej ery na tle białych kwiatów rdestnicy. Dziki, nie dotknięty cywilizacją kraj. Przypomniałem słowa pani Eugenii: „Tej wsi nigdy nie porzucę z powodu jej pięknej przyrody”. Te słowa mają głęboki sens.

W ciągu lata przyjeżdżałem tu jeszcze dwa razy. Ale wtedy spotykała mnie na stacji pani starościna z wnukiem i wozem odwoziła na łęg. Do pani Eugenii można się zwracać z każdym problemem i ona pomoże go rozwiązać.

сканирование0040Były jeszcze wyjazdy do ujścia rzeki Lań. Miałem nadzieję, że na sucho dotrę do największej w Europie kolonii czapli

Barwy lęgu Prypeci
Barwy lęgu Prypeci

siwych. Ale stało się inaczej. Jeden kilometr przed kolonią szlak zagrodziło mi głębokie starorzecze Prypeci. Myślałem, że obejdę je, ale wpadłem do bardzo strasznych krzaków. Wyszedłem na dużą czystą łąkę i zacząłem podziwiać upierzone królestwo na starorzeczach. Tłumy białych czapli i czarnych bocianów urzekły mnie. I chociaż blisko nie podpuszczały, zrobiłem kilka zdjęć. Do kolonii czapli i kormoranów pozostaje jedyna droga – po rzece. W związku z ociepleniem klimatu dawna kolonia czapli siwych stała się gatunkami fauny stepowej i półstepowej. Bardziej aktywne kormorany wyparły ze szczytów dębów czaple na dolne poziomy. Po raz pierwszy na Białorusi, tu w 1994 r. zostały zarejestrowane gniazda białych czapli, a w 1999 r. kumek. Ale zwykły wielbiciel przyrody tu długo nie wytrzyma. Roślinność nie może dać sobie rady z utylizacją pomiotu ogromnej kolonii i resztek ryb pod dębami. „Zapach” jest nie do zniesienia. Dziwne jest, że tu mieszka ogromna ilość węży. Może żywią się resztkami ryb? Na prawym brzegu Łani jest jeszcze jedna droga do łęgu. Ale możliwa do skorzystania wtedy, gdy woda całkiem opadnie. Półtora kilometra błota i wyjdziemy na ogromną wysoką wyspę, nad brzegiem starorzecza. 25 lat temu było na niej schronisko wypoczynkowe jakiegoś dużego łuńskiego przedsiębiorstwa. Stały nieduże domki. Dotrzeć tu można tylko łodzią albo helikopterem. Przed wojną był chutor, spalony przez Niemców w czasie wojny. Teraz nic się nie zachowało, a wyspa roztacza aromat kwiatów. Obok duże, stare jezioro całe w białych grzybieniach. Można obserwować stada wodno-błotnych ptaków, owady i rzadkie rośliny. Idylliczne miejsce. Od tej strony Prypeci pozostaje jeszcze jedno piękne miejsce – ujście rzeki Cna za wsią Kożan-Gródek. Ciekawa jest historia tej wsi. Łęg Prypeci ma dużo jezior i ptaków.

Również zobaczyć to wszystko można dopiero po opadnięciu wody. Przejść się można ścieżką wzdłuż Cny do Prypeci i dalej brzegiem w dół z prądem, póki dróżka nie zniknie. Potem dokonać trzeba próby wyjścia z łęgu do jeziora. Miejscami będzie dużo wody i trzeba być gotowym na pokonanie jeszcze zatopionej niziny. Ale płynąć nie trzeba będzie. Najważniejsze jest, aby było ciepło i wtedy można przejść w bród. Te „niewygody” opłacą się. Zobaczymy dziwne piękności i niekończące się trzcinowo-jeziorowe widoki.

Ze wsi Zaprosje zgodnie z jeszcze jedną trasą można przejść do rzeki Słucz, dojechać do Wilczy i dalej iść piechotą. Szczególnie zapamiętałem bogate łęgowe dąbrowy. Są po prostu wypełnione różnymi błotnymi ziołami i irysami, wiązówką, bodziszkiem, bukwicą. Dla botanika i entomologa rajskie miejsce.

Perła epoki przedlodowcowej

W rejonie łuninieckim na uwagę zasługuje jezioro Białe. Znajduje się ono w lesie sosnowym, ma kryształowo czystą wodę. Dzięki tym warunkom zachowała się w nim rzadka roślina reliktowa – lobelia Dortmana. Lobelia kwitnie w czerwcu. To trzeba koniecznie zobaczyć! Jej blado-niebieskie kwiatki otaczają nadbrzeżne płytkie wody. Naokoło jeziora mieści się ogromny rezerwat „Łuniński” o powierzchni 9283 hektarów, w którym jest jeszcze jedno jezioro – Czarne. Ono odpowiada swojej nazwie. Powierzchnia jest całkowicie porośnięta roślinnością wodną, brzegi są grząskie, głębokość nieznana. Za to jego okolice są pełne rzadkich roślin: obuwik pospolity, czosnek niedźwiedzi, rosiczka długolistna, pyłkogłowek czerwony, grzyb kopystka, arnika górna, w sumie 12 gatunków. Flora lecznicza liczy 200 gatunków. Przez rezerwat przechodzi granica zasięgu jodły zwyczajnej. Jego 90- 140-letnie dąbrowy to ostatnie tak stare na Polesiu. Bogaty jest świat ptaków i owadów, dzięki wysokiemu poziomowi mozaikowemu roślinności, gleb i dużej przestrzeni lasów. Z 140 wykrytych gatunków ptaków 74 należy do zagrożonych wyginięciem. Należy szczególnie wyróżnić puchacza, gadożera, orla. Cała praca badawcza w tym rezerwacie została wykonana przez piński instytut „Polesie-hyprowodchoz” i przez Instytut Zoologii NAN RB. Autor kierował tymi pracami w 1994/95 latach.

Jezioro Białe, lobelia Dortmana
Jezioro Białe, lobelia Dortmana

Rezerwat jest pełen mrowisk i co jest dziwne – są one bardzo wysokie w lasach grabowych. Mrówki od wieków są wykorzystywane przy leczeniu zapalenia korzonków nerwowych. W celach profilaktycznych można, rozebrawszy się po pas, poleżeć parę minut obok mrowiska. Bardzo pożyteczny zabieg.

Oczywiście rejon łuniniecki jest bogaty nie tylko dzięki przyrodzie. W rejonie mieszka dużo utalentowanych mistrzów ludowych, a na wsiach są muzea etnograficzne. We wsi Bogdanówka nauczyciel – pan Wasyl Sawicz robi z gliny niesamowite rzeczy dla dzieci. Cieszyły się one wielkim popytem w czasie Jarmarku Jagiellońskiego w Lublinie.

Ale czy jest sens opisywać to wszystko szczegółowo? Chciałoby się, aby i turyści trochę zajęli się badaniami krajoznawczymi i dokonali dla siebie ciekawych odkryć. Dlatego przejdziemy do rejonu stolińskiego.

Błogosławiony kraj

Istnieje wielokrotnie sprawdzona trasa turystyczna Pińsk-Turów, licząca 145 km. Jednodniową wycieczkę połączono ze zwiedzaniem parku Radziwiłłowskie- go w Mańkowiczach, parku Oleszy w Nowo-Biereżnym i Dawidgródka. Turyści -uczniowie i dorośli zawsze są bardzo zadowoleni z wycieczki. Wszystkie obiekty znajdują się w rejonie stolińskim. Dla mnie ten rejon wydaje się najciekawszy, jeżeli chodzi o bogactwa, tak etnograficzne, jak i przyrodnicze. Tu i ludzie są szczególni, pracowici i uzdolnieni. Gdzie jeszcze można spotkać takiego człowieka jak pan Anton Daniewicz ze wsi Otwierzycze? Nie ma rzeczy, której by nie potrafił zrobić własnymi rękoma, od skrzypiec do drewnianej, elektrycznej sokowirówki.

A pewnego dnia razem ze swoim ojcem zadziwili całą wieś. Wyjechali obrabiać działkę traktorem, z drewnianymi kolami, zrobionym

Wieś Otwierrzycze, dom A.Daniewicza
Wieś Otwierrzycze, dom A.Daniewicza

własnoręcznie. Traktor miał cztery konie mechaniczne. Wszystko w gospodarstwie jest zrobione rękoma Antona albo jego dziada i ojca. Jego rodzina, jak i cała wieś, przed wojną pracowała w majątku Radziwiłów – Mańkowiczach, znajdującym się na przeciwnym brzegu Horyni. W tej wsi działa znakomity zespól folklorystyczny „Żurawuszka”.

W strojach ludowych kobiety wyglądają bardzo pięknie. Nawet trafiły do telewizji. Wróciły z nagrodami i wyróżnieniami.

We wsi przeprowadzono szczegółowe wykopaliska archeologiczne w latach 1963-68. Odnaleziono dwie dawne osady i cmentarzysko. Badacz K. Kasparowa napisała monografię „Cmentarzysko i osiedle we wsi Otwierzycze”. Na wiejskim cmentarzu można zobaczyć starożytne kopce i dzisiaj.

We wsiach Olmany i Połukoszko Praskowia Pawłowska, miejscowa pielę-gniarka i radiolog, swój dom zamieniła w muzeum haftu i wyrobów ze słomy. Na płótnie, na drzewie są wyhaftowane i ułożone niezwykłe fabuły. Każda rzecz (okulary, książki) znalazła swoje miejsce – w zrobionym z grubych nici futerale.

Dawidgródek, ulica
Dawidgródek, ulica

Nie są obojętni ludzie wobec swojej historii. Pracownik działu kultury rejonowego komitetu wykonawczego pan Aleksej Wierenicz nie przeszedł obojętnie obok kamieni, które odnaleźli budowlańcy na głębokości 3 m. Wydostał je stamtąd i przywiózł do parku, do muzeum krajoznawczego. Kamienie okazały się nie byle jakie. Na 19-tu z nich odczytano pradawne krzyże chrześcijańskie i starą cyrylicę. Nie jest wykluczone, że pierwsi chrześcijanie, żyjący na tym miejscu zbierali je na pogańskich cmentarzach, zmieniali krzyże słoneczne pogan na chrześcijańskie i je wykorzystywali. Ale ta hipoteza jeszcze czeka na profesjonalne zbadanie.

Rejon jest pełen pogańskiej toponimii. Tu i bogowie, i totemowe zwierzęta ple-mienne, amulety i wizerunki słońc znajdują się pod dachami domów, nawet na cerkwiach. Wykopaliska archeologiczne w tym rejonie są bardzo liczne, otwierają przed nami ciekawy świat naszych przodków. Zycie tu wrze. Szczególnie dużo znajduje się pomników kultury zarubinieckiej. Jest i piotrykiewska i miłogradzka. Do Horyni i Prypeci-Jasiołdy dochodziła granica kultury pomorskiej, nazywanej także staroniemiecką. Tu w Pohoryniu zostały założone bardzo stare miasta. Po pierwszym nadłęgowym tarasie przechodzi stara droga z Wołynia do centrum Białorusi, a przedtem WKL. Nazywam ją Stambuł-Wilno. Po niej kilkakrotnie przyjeżdżała ze Stambułu do Nieświeża, Wilna i Petersburga autorka wspomnień „Awantury mego życia” Sołomeja Pilsztynowa. To była połowa 18 wieku. Od Dawidgródka na przeciwną stronę Prypeci do Lach wy prowadziła grobla, długości 16 km. Jej resztki i teraz można zobaczyć za wsią Chorsk. Nazwa Chorsk pochodzi od pogańskiego boga słońca Chorsa. Wokół Dawidgródka każda wieś to historia i to bardzo stara.

Dawidgródek, pomnik Dawida
Dawidgródek, pomnik Dawida

W podstawie nazwy Chorsk znajduje się bóg Chors, na Białorusi dziesiątki rzek i wsi nosi to imię. Tego boga uosabiał biały koń – w języku angielskim„hourse”, a niemieckim „Ross”. Narody słowiańskie, kielskie i bałtyckie zachowały wiele podobnie brzmiących słów. Wszystkie nasze „rosi”, „orsiczi”, „korsuni” pochodzą stąd, z dalekiej starożytności, od słonecznego boga. Ten sam problem z nazwą wsi Tury, połączonej z Chordkiem. Tury nigdy na terenie Białorusi nie mieszkały. To zwierzę stepowe, z szeroko rozstawionymi nogami. Przy wykopaliskach Turowa znaleziono tylko jedną kość tego zwierzęcia. Święty byk – tur był u pogan, nawet w starożytnym Babilonie, głównym bóstwem. Nasi przodkowie przyszli stamtąd ze swoimi bogami. U plemion bałtyckich to słowo zostało zamienione na Tor. U nich był on głównym bogiem, jak u Słowian później Piorun. Wiele wsi białoruskich nosi w sobie ten rdzeń, na przykład Torczyca w rejonie baranowickim. Taką nazwę wsie przyjęły od nazwy opiekuna i idola na sąsiedzkiej gontynie. Do totemowych można zaliczyć nazwy wsi: Duże Orły, Lisowicze, Woroni, chutor Jastrzebiel. Ciekawostkę przedstawia słowo „kruk”. U pogan uważano go za pośrednika między dwoma światami: żywych  i zmarłych.

Starożytnie Pohorynie

Urządzenie do rozniecania ognia, muzeum wsi Tereblicze
Urządzenie do rozniecania ognia, muzeum wsi Tereblicze

Wsie w rejonie stołińskim, jak powiedziałem wyżej,  są pradawne. W „Rewizji puszcz…”- są wspominane od 1392r. (Olszany do pierwszej połowy 16 wieku). Archeolodzy odsunęli ich wiek daleko w przeszłość. Choćby Chotomal. Na zachód od wsi znajduje się grodzisko, dawna osada i cmentarzysko. Pozostaje tajemnicą przyczyna, dlaczego ludzie opuścili ją w 10 stuleciu. Archeolodzy odnaleźli na metrowej głębokości doły, w których stały drewniane idole. Później plemię zaginęło. Istnieje przypuszczenie, że przeszło ono wzdłuż Horyni na miejsce  teraźniejszego Dawidgródka, gdzie ich zastał Dawid Igorewicz.

Śladami rodów

Z ważnych miejsc historycznych i przyrodniczych zasługują na uwagę dwa

Dom rodziny Oleszy w Nowo-Bereżnem
Dom rodziny Oleszy w Nowo-Bereżnem

stare parki: Radziwiłłowski w Mańkowiczach i Ołęszy w Nowo-Brzeżnym. Radziwiłłowie tu zaczęli mieszkać od 1551r., kiedy król August, syn Bony, wdzięczny Radziwiłłom za ich siostrę Barbarę, dał im na „wyżywienie!” Dawidgródek i Pohorynie. W 1885 r. Maria, żona nieświeskiego Antoniego Radziwiłła, założyła tu park. Połowa zachowała się do teraz. W parku jest pomnik od wdzięcznego syna Stanisława dla matki Marii za utworzenie tego parku.

Park w Mańkiewiczach
Park w Mańkiewiczach

 

Angielski Poleszuk

Strefa błot wzdłuż drogi Stolin-Turów jest osuszona, ale na terenie 5-15 km po prawej i lewej stronie znajdują się nienaruszone błotne ziemie. Na północ łęg Prypeci z rezerwatem „Średnia Prypeć”, na południe za Horynią – błota i lasy. Rzekę Lwę poznałem pięć lat temu, chociaż zaciekawiony byłem nią od dawna. Pociągała ona mnie nie tylko przyrodą, ale i historią. W 1924 r. angielski generał Agrian Carton de Wiart skończył swoją misję wojskową w Warszawie i przyjechał w odwiedziny do swego adiutanta i przyjaciela – Karola Radziwiłła do Mańkowicz. Zobaczywszy niezwykłą poleską przyrodę, nic mógł ukryć swego podziwu. Zafascynowała go. Radziwiłł zauważył tę fascynację i zaproponował mu w samym centrum błot leśniczówkę, prosto w odległości 30km od majątku, na brzegu Lwy, w uroczysku Prostyń. Zaciekawiło mnie to miejsce i rowerem wyruszyłem popatrzeć na nie. Przybyłem do wsi Starina za Dawidgródkiem z nadzieją, że ktoś z mieszkańców pamięta Anglika. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy starsi ludzie dali mi szczegółowy opis postaci generała, który częstował dzieci cukierkami i dawał grosze po przybyciu ze Stolina. Usłyszawszy z daleka szum silnika jego łodzi, młodzi chutorzanie biegli spotkać dobrego generała. A był on zasłużony w swoim kraju. W czasie I wojny światowej walczył w Afryce, gdzie stracił lewą nogę, lewe oko, dłoń lewej ręki. Tu, w błocie poleskim, znalazł spokój i żył do 1939 r., tylko na zimę wyjeżdżając do Londynu. Tego wszystkiego dowiedziałem się z opowiadań okolicznych mieszkańców. Dopytałem się, jak trafić na uroczysko, i wyruszyłem w błoto. Gdzieniegdzie podjeżdżałem rowerem, gdzieniegdzie nosiłem go na plecach, dlatego że błoto było potężne i zapadałem niejednokrotnie głęboko. Widocznymi leśnymi ścieżkami przeszedłem 5 km i wyszedłem na wyspę z domkami myśliwych na brzegu. Sprawdziłem na mapie – nie zgadzało się. Wróciłem. Nie doszedłszy do wsi, spotkałem człowieka z kosą, jeszcze raz uaktualniłem marszrutę. Okazało się, że rzeczywiście źle trafiłem. Trzeba pójść w lewo, a za kilometr będzie wyspa ze starym fundamentem, to jest Prostyń. Gorzej , że znów musiałem się rozbierać i z całym ekwipunkiem przechodzić przez błoto. Już brakowało mi sił. Ale najgorzej dokuczały komary. Tamtego roku przy dużej wodzie i cieple było ich tak dużo jak w tundrze. Ręce były zajęte, a one gryzły, gdzie popadło. Kiedy wyszedłem na wyspę, szybko postawiłem namiot, zjadłem, nie gotując, i mocno zasnąłem. Obudził mnie przeraźliwy szum komarów nad namiotem. Jestem do nich przyzwyczajony, ale tego już było zanadto. W tym momencie nie podobała mi się egzotyka. Po śniadaniu zacząłem obchodzić wyspę. Nie jest wcale duża. Ma szerokość 100 metrów, a długość 180. Chyba z 30 lat temu na niej zasadzono sosny. Ale na jej skraju nadal rosły pobite przez pioruny 200-letnic dęby. Odnalazłem fundament domu, jabłonie, dekoracyjne krzaki. Od progu domu szedł do rzeki kanał 70 metrowy. Nie wiem. jak cywilizowany człowiek mógł przeżyć tu 15 lal! W 1939 r. cały jego „majątek” przejęli bolszewicy. Wywiózł on stąd tylko dobre wspomnienia, które opublikował w Londynie w 1950 r. pod tytułem „Happy Odyssey”.

Rzeka Lwa
Rzeka Lwa

Przez ostatnie 70 lat w otaczającej przyrodzie absolutnie nic się nie zmieniło, może zrobiło się jeszcze ciszej i bardziej bezludnie, dlatego że, poczynając od 1954 r. do 1962 r., wszystkie okoliczne chutory zostały wysiedlone pod przyszły poligon. Teraz i on zarósł lasem.

Spotkałem dwa puszczyki mszalne. To są najrzadsze i największe sowy Polesia. Za rok przyjechałem tu z Holendrami, a oni byli zadziwieni i zachwyceni pięknością i bioróżnorodnością tych miejsc. Takie marszruty ekologiczne nie mogą nie podobać się turystom. Nie masowym, a prawdziwym znawcom egzotyki przyrodniczej.

Za Czarcią Tonią

Prawy brzeg Prypeci ma trochę inną strukturę biologiczną. Na wiosennej wysokiej wodzie można zobaczyć pływające gęsi, które odpoczywają w drodze do tundry północnej. Tylko tu jeżeli dobrze poszukać, można zobaczyć rzadką sikorkę – sikorę lazurową albo mysi królika. To za wsią Duże Orły. Ale pewnego dnia, w kwietniu, podjąłem decyzję przebycia z cudzoziemskimi przyjaciółmi jeszcze jednej, starej drogi, prowadzącej do Kożan. Z trudem dojechaliśmy do chutoru Jastrzebiel, postawiliśmy namioty, przepłynęliśmy na łodziach przez przeraźliwie głuche jezioro Czarcia Toń i ruszyliśmy po rozmytej i rozrytej przez bobry gaci do rzeki. W końcu kwietnia nie jest jeszcze całkiem ciepło. Gdzieniegdzie torfowisko było zamarznięte. Przeprawiając się przez   odcinki rozmytej drogi, rozbieraliśmy się nieraz po pas. W tym okresie roku można zobaczyć wszystko co fruwa, pływa, przylatuje z Afryki do tundry, a związane jest z wodą. I to, jak mówią, jest momentem prawdy dla wielbicieli przyrody i fotografów. Wieczorem przy ognisku piliśmy holenderską wódkę, ażeby dojść do siebie i ogrzać się, ale wszystko jedno, rano dwoje ludzi z naszej kompanii dawało „słabe oznaki życia”. Upewniwszy się, że do wieczora nic z nimi się nie stanie, pozostawiliśmy ich w namiocie i znów wyruszyliśmy w błoto. Hartowanie w końcu wyszło wszystkim na zdrowie, i rzeźwi wyruszyliśmy w inne ciekawe miejsca.

W rezerwacie „Środkowa Prypeć” można zobaczyć: bąka, rumkawę, czarnego

Jezioro Czarcia Toń
Jezioro Czarcia Toń

bociana, gadożera, orlika, krzykliwego i grubodziobego, bielika, ostrygojada, morodunkę, rybitwę czarną, błotną sowę, trzciniaka, warakuszę, żabę trawną, żółwia błotnego; a z roślin: salwinię pływającą, zubiatkę, fiołka topielowego, łunnika ożywającego. A lista ta nie jest zupełnie skończona.

Oczywiście, to wszystko można zobaczyć bez jakichkolwiek trudności, jeżeli zamówimy w Pińsku motorowiec do Turowa. W kwietniu-maju to będzie niezapomniana na całe życie podróż, jak do piramidy Cheopsa. Przez 14 godzin jazdy z zatrzymywaniem się i kolacją na brzegu, można poprzebywać w innym świecie. Siedem lat temu odbyła się taka ekspedycja. Kiedy dopłynęliśmy do wymienionego miejsca w rejonie łuninieckim, to i bywali podróżnicy otworzyli usta i nie mogli ich zamknąć ze zdziwienia. Przy ujściu Cny, nad sobą zobaczyliśmy 25 czarnych bocianów i 10 białych czapli. Coś takiego ogląda się raz w życiu i wszyscy byli zadowoleni, że los dał im szansę zobaczyć taki cud.

Ostatnia bitwa

Wioska Kołodne w rejonie stolińskim, miejsce ostatniej bitwy R.Traugutta
Wioska Kołodne w rejonie stolińskim, miejsce ostatniej bitwy R.Traugutta

Znów sięgniemy do historii. Rejon stoliński byt ostatnim schronieniempowstań-ców R.Traugutta. Wieś Woroni, majątek Mańkowicze. Kołodno Skirmunttowskie są związane z ostatnimi bitwami powstańców 1863 r. na Polesiu, potem Traugutt rozpuścił oddział, a sam, z pomocą Ęlizy Orzeszkowej, przejechał granicę Korony. We wsi Kołodno, na miejscu tej bitwy jest pomnik poległych powstańców. We wsi Brodcza zachował się grób Antoniego Szołomickiego, uczestnika powstania, który żywy powrócił z Syberii.

 

 

 

Turowskie tajemnice

Za wsią Duże Maleszewo droga przecina byłą granicę Rzeczypospolitej i ZSSR. Właściwie jej nie widać, dlatego że błoto zostało osuszone i tylko napis „Obwód homelski” wskazuje, że trafiliśmy na wschodnią Białoruś. Naokoło są najbogatsze przyrodniczo ziemie Białorusi. Granica łęgu Prypeci jest rozmyta i nie wiadomo, gdzie ona się kończy. Czarnoziemne gleby i liczne rybne jeziora w łęgu stały się przyczyną rozmieszczenia tu pradawnych osad, co potwierdzili archeolodzy. Międzyrzecza Prypeci, Stwigi, Jezwy i ich odnóg oraz obecność obszernych błot na wschodzie i południu były dobrymi zabezpieczeniami przed wrogami. Prawda, dla grabieżców to nic były przeszkody. Analizując nazwę uroczyska Kazargać na południowy zachód od Turowa, można przypuszczać, że Chazarowie przybywali nie ze wschodu, a z zachodu. Trafiali do Turowa wzdłuż pierwszego tarasu rzeki Stwigi. Wychodzili na wydmy piaskowe przed rzeką Jezwą i od zachodniej strony szli na Turów. Ostatnią przeszkodą dla nich była nieduża odnoga, prowadząca od Stwigi do Jezwy, a dalej do zamku było 4 km równego pola. Ale tu na wroga czekali już turowianie. Po ostatnim boju, a było to przed 965 rokiem, nazwano uroczysko

Turów, sarkofagi znalezione w cerkwi z XII stulecia
Turów, sarkofagi znalezione w cerkwi z XII stulecia

Kazawać. Ciekawe, że ludność pobliskich wsi bardzo dobrze zna to uroczysko i etymologię jego nazwy. Minęło ponad 1000 lat, ale pamięć w narodzie żyje. Chazarski kaganat, jak wiadomo, przynajmniej jego rządząca góra, wyznawała judaizm. Polegli Chazarowie zostali pochowani tu na wysokim piaskowym pagórku, na którym teraz są rozmieszczone stanowiska archeologiczne: stanowisko okresu kamienia, dawna osada epoki żelaza i wczesnego feudalizmu, cmentarzysko kultury zarubinieckiej, grodzisko kultury praskiej – ostatniej przed nadejściem Słowian. Ale ciekawe jest też coś innego. Na tym grodzisku, na starożytnych chazarskich grobach mieści się cmentarz żydowski z nagrobkami z czerwonego piaskowca. Czy jest to tylko przypadek? Żydzi na pewno, jak i Grecy, mieszkają w Turowic od 980 roku. Współwyznawcy chowali i chowają zmarłych bliżej swoich. W takim razie ten cmentarz można uznać za najstarsze żydowskie miejsce pochówku na Białorusi. Miejsce z każdego punktu widzenia ciekawe.

Turów, znak pamiatkowy Konstantego Ostrogskiego
Turów, znak pamiatkowy Konstantego Ostrogskiego

Ale powróćmy do pierwszego wspomnienia Turowa w opowieści Ławren- tiewskicj: „W lato 6488…Be bo Rogwołod prisze i- zamoria, imiaszie władze swoją w Płotsku, a Tury Turowie, od niego i  Łurowcy prozwaszasia.” Czy to nie budzi wątpliwości? Przyszedł Wareg Tur… do Turowa. W 1963 r. archeolodzy na wykopaliskach miasta, obok góry zamkowej odnaleźli nie tylko świątynię kamienną, trzecią pod względem wielkości po Kijowskiej i Nowogródzkiej, ale i gontynę pogańską, a pod nią świętą studnię-źródło. Wiemy, że poganie szanowali źródła wodne. I ta studnia odgrywała ważną rolę w religii osad pogańskich. Należy domniemywać, że była poświęcona świętemu bykowi-turowi, któremu przynoszono ofiary. Kiedy przyszło chrześcijaństwo, pierwszy przyjął chrzest książę Tur (według zachowanej legendy). Mieszkańców okolicznych osad już wtedy nazywano turowcami, skoro czcili boga Tura. Później nastąpiło przewartościowanie nazwy (ochrzczony książę Tur). Ta wymiana pojęć była wygodna dla chrześcijan, więc tę ostatnią wersję zapisano w opowieści o tworzeniu następnych pokoleń. A studnia, jak i dawniej, uzdrawiała ludzi święconą wodą, trafiającą tu z obok umieszczonej świątyni, zbudowanej jeszcze za Cyryla Turowskiego.

Uczniowie przyjeżdżający do Turowa na wycieczkę byli rozczarowani: „A gdzie

Turów, stara ikona w cerkwi pw. Wszystkich Świętych
Turów, stara ikona w cerkwi pw. Wszystkich Świętych

miasto?” Tu, wśród drewnianych domków, jakimi one były i przed setkami lat, jak nigdzie więcej, wyczuć można tysiącletnią historię. Mamy szczęście, że ten tysiącletni zapach dotrwał do 21 wieku. A jakie jeszcze miasto dało Słowianom trzech świętych: Cyryla, Marcina i Ławrentego? Z każdym rokiem wzrasta liczba pielgrzymów przyjeżdżających tu, aby pokłonić się świętym miejscom i starym kamiennym krzyżom, których dużo znaleziono na cmentarzu św. Męczenników Borysa i Gleba. Te, co stoją w cerkwi pw. Wszystkich Świętych, są ogromne, prawie dwumetrowe i zgodnie z legendą przypłynęły z Kijowa, ale na cmentarzu jest też nieduży, do niego prowadzi pielgrzymów i turystów ścieżka. W 1980 roku, kiedy ten cmentarz był całkowicie zapuszczony i zarośnięty krzakami, odnalazłem krzyż kamienny o wysokości 80 cm. Aby nie kusić ateistów do grzechu (aby nie został wykorzystany jako fundament albo próg domu, takie wypadki bowiem miały miejsce), razem z dyrektorem pińskiego muzeum przywieźliśmy go do Pińska. Opisany, znajduje się teraz w zbiorach muzeum. Niejeden raz mówiłem turowskim kapłanom, aby zabrali go z powrotem na cmentarz, ale im nieśpieszno. Między nami mówiąc, kiedy obejrzałem jego fotografię w komputerze, wyraźnie zauważyłem wizerunek człowieka z oczami, nosem, ustami. To oznacza, że na wizerunku pogańskiego boga – słońca, został umiesz-czony krzyż chrześcijański. Powstały wątpliwości, jakiego boga będziemy czcić w Turowie, jeżeli postawimy krzyż tam, gdzie stał.

Turów, widok z góry zamkowej na lęg Prypeci
Turów, widok z góry zamkowej na lęg Prypeci

Na niedużej, pięknej wyspie w 12 wieku był klasztor św. Męczenników Borysa i Gleba, gdzie mieszkał w wieży Cyryl Turowski. Budynek został spalony przez Tatarów i nigdy nie został odbudowany, a jego miejsce zajął cmentarz. Z wyspy wiodła droga przez Jezwę do Władiczena, gdzie znajdował się cerkiewny dom gościnny turowskich biskupów. Teraz to miejsce zajęła wieś Zaposoczie. Jest ona bardzo malownicza (z górą zamkową) w czasie wiosennego wysokiego stanu wody na Prypeci.

Poleski świątobliwy człowiek i święty nauczyciel

Cyryl Turowski był doskonałym kapłanem: wykształcony, znający problemy narodu i księży, miał szerokie horyzonty, widział pomyślność społeczeństwa w poznawaniu mądrości książkowej, w prowadzeniu pokojowej polityki udzielnych książąt, w miłości bliźniego. Jego nauka w tym kierunku podążała. Zapamiętałem jego wiersze, znalezione w jednym z prywatnych archiwów w Petersburgu. Jest w nich taka tęsknota do otaczającego świata, że zrobiło mi się trochę żal tego człowieka za jego męki duchowe i cierpienia, które przyjął w imię wielkiej miłości do Boga:

Odlatuj słowiku, precz od celi mojej,

Nie przeszkadzaj słowiku, ty modlitwie mojej,

Po co to śpiewać, to się staram zapomnieć.

Po co to wskrzeszać, co z powrotem nie wróci.

Me śpiewaj słowiku obok celi mojej,

Odlatuj słowiku, precz od celi mojej.

Można odczuć na tej wysepce, podniesionej nad wodą przez stulecia kośćmi tysięcy turowiczan, szczególną aurę, energię idącą ze starożytnych głębin. Chyba ten niewidoczny wpływ ciągnie łudzi na cmentarz do świętego krzyża. Obok niego wielu łudzi otrzymuje ładunek duchowy od przodków, pomoc i ochronę. Tu każdy znajduje coś dla siebie.

Muzealne kontrasty

Turów jest znany ze swojego nowego muzeum przyrody. Profesjonalnie wypchane zwierzęta, żywe dźwięki lasu i biot, zakątek bartnika czynią jego zwiedzanie przyjemnym i pożytecznym.

Ale natury nic nie zastąpi. Łęgowe dąbrowy to najważniejsza wartość Parku Narodowego. Terytorium na południe i wschód od Turowa znajduje się pod ochroną już od 1969 r. jako krajobrazowo-hydrologiczny rezerwat „Prypeckie”. Trzeba było ratować chociaż okruszki przed melioracją, a pewien wzorzec był potrzebny dla monitoringu wpływu przylegających osuszonych ziem. Przyroda w parku jest unikatowa przez swoją różnorodność. Piękne i rzadkie lęgowe dąbrowy przechodzą w nizinę, potem torfowiska wysokie, sośniaki i wydmy piaskowe. Jakich tam żywych stworzeni nie ma! Wszystko znajduje się pod ścisłą ochroną. Park pracuje dla dobra administracji Prezydenta i pod jej kierownictwem.

Muzeum krajoznawcze zachowuje duch radzieckich czasów. Oprócz wypchanych zwierząt łosia i dzika, ściany są „ozdobione” fotografiami pierwszych turowskich rewolucjonistów, kierowników kołchozów, urzędników miejskich i żołnierzy straży granicznych oraz partyzantów. Po licznych i bogatych znaleziskach archeologów muzeum otrzymało pięć kamiennych toporów ze strzałami i jeden sarkofag z góry zamkowej. Pozostałe znaleziska starożytnego miasta przewieziono do białoruskiej stolicy. Ubóstwo muzeum nie daje możliwości kupowania od ludności przedmiotów codziennego życia, np. haftów. Ale i to, co się w nim znajduje, jest również na swój sposób ciekawe, szczególnie dla uczniów.

Wycieczka kończy się na górze zamkowej przy pomniku Cyryla Turowskiego. Pojawił się on tu dopiero 11 maja 1993 r. A dwa lata temu zostały odkopane fundamenty cerkwi z 12 wieku. Postawiono daszek nad nimi i można obejrzeć te robiące wrażenie ruiny, poukładane ze starorosyjskich, przedmongolskich plint, zostały też odnalezione nowe sarkofagi.

Zamek turowski znajdował się na skrzyżowaniu trzech rzek: w ujściu Jezwy, początku Strumienia i 200 metrów od Prypeci. Ale łęg jest jeden. O starożytności słowa „strumień” mówi jego obecność w językach szwedzkim, niemieckim, angielskim i wszędzie ono oznacza rzekę, potok, strumień, ciecz, płynąć.

Unikat przyrodniczy

Przez ostatnie 15 lat europejską sławę zdobyła Łąka Turowska. Tysiące biegu- sów malutkich, jak starożytny Noe, czeka na pojawienie się ziemi spod wody. I w maju, kiedy ten moment następuje, w miarę pojawiania się łąk, ich teren zajmują pod gniazda liczni dalecy goście. I już w czerwcu, faktycznie co kilka metrów w trawie są gniazda. I chociaż, na pierwszy rzut oka, miejsce jest ruchliwe: często chodzą tu ludzie, pasie się bydło domowe, obok jest miasto, jest ono idealne dla ptaków. Niewysoka trawa nie przeszkadza widoczności, a płytkowodne starzyce są pełne wodnych żywych stworzeń. Jesienią i wiosną łąka jest zastawiona wysokimi siatkami do łowienia wędrownych ptaków. Instytut Zoologii NAN i Park Narodowy dokonuje regularnego obrączkowania i ich obserwacji.

Łąka turowska za rzeką Strumień
Łąka turowska za rzeką Strumień

W jednym domu

W żaden sposób nie mogę pominąć od wieków należących do księstwa pińskiego, później starostwa ziem rejonów zariczniańskiego i lubieszowskiego dzisiejszej Ukrainy. Dokładnie wszystko: język, zwyczaje, tradycje, nazwiska ukraińskich Poleszuków są identyczne z białoruskimi. Większa część mieszkańców Pińska ma krewnych we wsiach ukraińskich. Wszystkie rzeki z południa są skierowane do Pińska i tylko po nich można było trafić do stolicy tego błotnego kraju. Więcej stolic w okolicy nie było. Było natomiast miasteczko Lubieszów, znane ze swojego kolegium pijarów, w którym studiowali Tadeusz Kościuszko, Adam Naruszewicz, Mateusz Butrymowicz, Maciej Dogiel, Jerzy Tiapiński, Stanisław Jundziłł. Zachował się tu kościół i klasztor kapucynów, zbudowany w 1786 r. Rejon ma toponimikę pogańską i nawet nazwa plemienia bałtyckiego „Sudowy” jest w nazwie wsi Sudcze. Jest kilka uroczysk z rdzeniem „tereb”- gontyna pogan.

Jezioro Ostrowskie
Jezioro Ostrowskie

Osady wzdłuż Prypeci są wspominane już od 1278 roku (Sudcze), Lubiąż i Wietły od 1366 r., Gorki od 1401 r., ale oczywiście są one o wiele starsze. Pierwsze osiedla są datowane przez archeologów na 20000 lat. Znaczniej później, po VI wieku naszej ery, pojawiły się drewniane fortyfikacje na grodziskach we wsiach Swałowicze, Cyp, Szłapań, Lubieszów. Tubylcy obronnego grodziska w Lubiazi kontrolowali Prypeć, która wpływała do obok leżącego jeziora Lubiąż i wypływała z niego obok osiedla Chocuń. Jezioro jest świetne ze względu na swoje wody i plaże piaskowe. Pierwsza cerkiew Świętej Praskawii w Lubiaży pojawiła się w 16 wieku. Po pożarze w 1811 roku na jej miejscu została zbudowana inna – pod wezwaniem Świętego Mikołaja. Stoi nad brzegiem jeziora. Wczesnym rankiem, jeżeli państwu przytrafi się możliwość bycia w tym czasie w tym miejscu, usłyszycie niezapomniany dźwięk cerkiewnych dzwonów ścielący się nad jeziorem.

Jezioro Nobel, miejsce wyjścia Prypeci z jeziora
Jezioro Nobel, miejsce wyjścia Prypeci z jeziora

W rejonie zariczriiańskim można wyróżnić trzy ciekawostki turystyczne: pociąg – „kukułka” z czterema rozbitymi wagonami, który może dowieźć państwa do Sarn i nad najpiękniejsze jeziora: Wielikoje, Średnie, Ostrowskie, Białe. To jest druga osobliwość. Trzecia znajduje się naokoło jeziora Nobel, są tam archeologiczne stanowiska na brzegu, obfitujące w krzem. Tu można spotkać topory kamienne, groty oszczepów i strzał, które mają przynajmniej 8000 łat. Dwa kilometry od Nobela jest cudowne Jezioro Zaswieckie. Widocznie znajduje się na pęknięciu tektonicznym, skoro pewnego dnia, późnym wieczorem, obserwowałem niezwykłe świecenie nad jeziorem, wychodzące z głębin jeziora i ziemi. To zjawisko i do tej pory nie jest wytłumaczone przez naukowców. Ludzie, widząc to światło, nadali nazwę jezioru. Obok na wiele kilometrów jest absolutnie niedotknięty działalnością gospodarczą łęg Prypeci. Po środku niego na wysokich wydmach piaskowych zachowały się fortyfikacje od strony wsi Młyn. Miejsca cudowne i pociągające.

W jeziorze Nobel
W jeziorze Nobel

Ciekawa jest też wieś Nigowiszcze. Uchodźcy z rejonów pińskiego i stolińskie- go, którzy w 1922 r. kupili tu ziemię i przyjechali  mieszkać, zachowali pamięć o swoich przodkach. Chociaż wieś jest na końcu świata (13 km od drogi Pińsk-Zariczne, nie ma ani szkoły, ani sklepu, ani autobusu do miasta), ale mieszkają tu bardzo dobrzy ludzie. Nietknięta przez człowieka przyroda i jezioro stanowią rajski zakątek. Aby przetrwać, ludzie muszą ciężko pracować, ale znajdują czas na haftowanie, rzemiosło ludowe. Wiele domów przypomina muzea. Nie tylko łóżka, podłogi, ściany, ikony, ale i wszystkie inne przedmioty codziennego użytku są ozdobione haftem i wzorzystym tkaninami.

Rzeka życia

Pozostaje jeszcze jedno miejsce, zasługujące na uwagę. To Prypeć, o której

Źródło Prypeci
Źródło Prypeci

ciągle wyżej była mowa. Czy można bez jej czystych wód z licznymi „stochodami” przedstawić historię i przyrodę kraju? Odwiedzić miejsce jej urodzenia jest obowiązkiem każdego Poleszuka. Bardzo blisko Bugu, pośród maleńkiej wsi Gorochowszczyna zachowało się blotko (od Szacka 20 km), od którego bierze swój początek niteczka Prypeci. Przekroczyłem ją w pantoflach, nie pomoczywszy nóg. Tu na zachód przez kępy olchowe brnie strumyczek do sąsiedniego Bugu. Nie jest wykluczone, że ten punkt znajdował się na drodze z Pragi, Krakowa do Kijowa. Tu krąg naszego poznawania Polesia się zamyka.

Podsumowanie

W tych notatkach są podane informacje, dzięki którym można się orientować сканирование0061w czasie podróży po zachodnim Polesiu. Przyroda, historia, muzea dają możliwość turystom różnorakiego wypoczynku i dalszego poznawania tego dziwnego kraju. Fotografie dopełniają i uwiarygodniają moje opowiadania o Polesiu. Życzę niezapomnianych wrażeń z pobytu na Ziemi Poleskiej.

 

Aleksy Dubrowski,

tekst i foto

Pińsk, 18.03.08

Danuta Winiarek,

tłumaczenie i redakcja Brześć-Nowa Ruda

Udostępnij na: