Literatura i publicystyka II Rzeczpospolitej, o czym mieliśmy już okazję w tym miejscu pisać, poświęcała Polesiu wiele uwagi. Przedwojennych autorów, penetrujących poleskie pustkowia, pociągała przede wszystkim ich dziewiczość. W środku Europy, w dwudziestym wieku – tak bardzo dziwny, egzotyczny kraj! – pisał F. A. Ossendowski, którego „Polesie” słusznie uznawane jest za szczytowe osiągnięcie literatury kresowej 20 – lecia międzywojennego. Pośród oczarowanych Polesiem literatów, którzy pozostawili po sobie dzieła o wysokich wartościach pisarskich, ważną pozycję zajmuje Józef Mackiewicz, autor wydanego w 1938 roku „Buntu rojstów”. Warto przypomnieć, że w latach powojennych twórczość J. Mackiewicza, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy i publicystów XX w., znana była tylko nielicznym. Zwalczany przez władze PRL za swój bezkompromisowy antykomunizm przez dziesięciolecia pozostawał zakazanym  pisarzem polskiej emigracji. Na twórczość literacką J. Mackiewicza, cechującą się niezwykłą różnorodnością poruszanych zagadnień, składają się m. in. tak głośne książki jak: „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów”, „Droga do nikąd”, „Kontra”, „Nie trzeba głośno mówić”.plot

J. Mackiewicz należał do najoryginalniejszych postaci środowiska literackiego i kulturalnego przedwojennego Wilna. Swoją pracę literacką rozpoczął w latach 20 – tych jako dziennikarz wileńskiego „Słowa”, autor przede wszystkim znakomitych reportaży, rzucających nowe, odważne światło na konflikty społeczne Wileńszczyzny i Polesia. Reportaże te, publikowane na łamach wileńskiego dziennika od 1935 do 1937 roku, posłużyły J. Mackiewiczowi za materiał do jego pierwszej w pełni dojrzałej i przychylnie przyjętej książki – „Bunt rojstów”.

„Bunt rojstów” to w dużej mierze pasjonujący dokument obyczajowy i socjologiczny życia poleskiej prowincji, ukazanej przez autora jako „ziemia nieznana”, targana konfliktami społecznymi, wyznaniowymi i ekonomicznymi. J. Mackiewicz, wytrawny podróżnik i bezkompromisowy dziennikarz, w „interwencyjnych” partiach swoich reportaży krytycznie wypowiada się o macoszym traktowaniu przez państwową administrację Polesia, wskazując na ciężką sytuację materialną i społeczną jego mieszkańców. W reportażu „Taka sobie broszurka…” polemizuje z „Echami z Puszczy Poleskiej” – publikacją retuszującą kresową rzeczywistość w duchu propagandowego optymizmu. Z szacunku dla prawdy, tak dobrze poznanej podczas dziennikarskich peregrynacji i rażąco wypaczonej w tytułowej broszurce, rodzą się gorzkie refleksje autora: Powiadają, że polityka oświatowa carskiej Rosji polegała na utrzymaniu milionowych mas chłopstwa w ciemnocie. Polityka ta fatalnie przegrała po raz pierwszy na polach Prus Wschodnich, a następnie we wszystkich bitwach aż do wielkiej rewolucji. Polityka Polski kroczy odmiennymi drogami. Tak dalece nawet różnymi, iż w niektórych dzielnicach „kresów” zdawać się może, że poza szkołami i „bastionami kultury” w postaci placówek policji i placówek Korpusu Ochrony Pogranicza, nie daje tamtejszej ludności – nic (…). Mnie się zdaje, że czas już najwyższy skończyć z poglądem na tę resztówkę z W. Ks. Litewskiego, jako na bardzo szczęśliwą sielankę, której synom zależy tylko na jednym w życiu, aby pod urzędową batutą pozwolono im śpiewać chóralnie: „hejHej, strzelcy wraz”…

W szerokim, barwnym obrazie Polesia nie mogło zabraknąć miejsca na ciekawe obserwacje kresowej przyrody, w których najpełniej uwidocznił się kunszt literacki J. Mackiewicza, znawcy ornitologii i wielkiego miłośnika ptaków: Wielki, nieporównany, chyba do Raju samego, panuje nastrój w puszczach Polesia. Teraz jest wiosna i gwar, ale gwar ptaków i zwierząt. Popłynąłem w górę Horyniem, a później przeskoczyłem na rzeczkę Wietlicę, która od południa wpada do Prypeci. Łódź sunie po wodzie, która jest ciemna, ale ciemnością kryształu. Odbija drzewa, krzaki i sitowia, jak w lustrze. Ze wszystkich stron krzyczą kaczki. Całe ich stada krążą w górze. Ciągną sznury gęsi. Poważne bociany siedzą na dębach. Dzięcioł stuknie w chore drzewo. Nadleci stadko szczygłów. Gdy wieczór zapada, puszcza woła, krzyczy, piszczy, śpiewa i patrzy w zwierciadło wielkich wód. – Ech! – jęknął mój wioślarz i zaciągnął do wtóru ptaków:

                                    

                                                A ja leżu i dumaju

                                                szto lichuju żynku maju…

 

               Tak płynąć można dzień i noc, i drugi dzień, i trzecią noc, wygodnie na słomie rozciągnięty, patrzeć, słuchać i myśleć.

W kreślonych przez J. Mackiewicza opisach przyrody daje o sobie znać dar konstruowania tyleż śmiałych, co trafnych porównań. Autor, urzeczony pięknem Prypeci, najdzikszej rzeki w Europie, tego jej Nilu, który co rok wylewa na dziesiątki wiorst i darowuje darmo rybę mieszkańcom Polesia, tak wspomina jedną ze swych reporterskich podróży: Z Pińska do Dawidgródka jest 120 kilometrów wodą. Najpierw Prypecią, później w górę Horyniem. Jest to jedyny w swoim rodzaju szlak wodny w Europie. Czytałem wiele razy opisy podróżnicze po Amazonce, rzece, która zalewa wszerz wiele tysięcy kilometrów kw. puszczy. Na podstawie tych opisów, pozwolę sobie porównać właśnie podróż Prypecią do podróży Amazonką. Różnica, oczywiście, jest zawsze duża, ogromna nawet, ale różnica nie jakościowa, a ilościowa. Pierwiastki pozostają jednak te same. Tam rzeka stokroć razy większa, puszcze stokroć razy bardziej dziewicze, osiedla o tyleż rzadsze, barwy bardziej kontrastowe. Prypeć zachowuje podobne cechy, zmniejszone tylko wielokrotnie. Tym niemniej nadają jej one charakter zupełnie swoisty, czegoś, co w reszcie Europy należy do dalekiej przeszłości, do średniowiecznych bajek. Dlatego, powtarzam, nie można porównać piękna Polesia ani do Polskich Tatr, ani do polskiego morza. Na zachodzie Europy jest wiele piękniejszych gór i wiele piękniejszych mórz ( nasze jest w ogóle najbrzydsze), natomiast nie ma i nie będzie już takiej rzeki, rozlanej wśród dziewiczej puszczy na przestrzeni setek kilometrów.OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Symbolem zapomnianego, egzotycznego Polesia staje się w reportażach J. Mackiewicza wieś Mitrycze – bohaterka jednego z najciekawszych rozdziałów książki, zatytułowanego „Przez błotną pustynię wiedzie droga do raju.” Odizolowana od cywilizowanego świata wieś, w której pozostał już tylko jeden, ostatni gospodarz i do której trzeba się przedzierać przez „błotną pustynię”, dzikie ostępy, trzęsawiska i lasy jawi się w opisach autora niczym legendarna Arkadia. Krążące o niej opowieści, z którymi zetknął się autor podczas swych poleskich wędrówek, brzmią nieprawdopodobnie: Że ludzie w Mitryczach nie wiedzieli o wielkiej wojnie, że żyją tam w patriarchalnych warunkach, nieomal przedhistorycznych, że uciekają w błota na widok obcego człowieka, że… tam nigdy jeszcze nie był sekwestrator! J. Mackiewicz po długiej i emocjonującej wędrówce przez błota dociera wreszcie do „raju”, by naocznie się przekonać, że Owszem, są takie Mitrycze na świecie, ale wyglądają w życiu, z bliska, inaczej. Żadna droga tamtędy nie wiedzie, to prawda. Ale dlatego może leżą właśnie na drodze tak zwanego postępu cywilizacyjnego, który wiedzie nieuniknioną walkę ze wszystkim, co się odeń stroni. Mitrycze, jak niedźwiedź, podjęły tę walkę, jeszcze walczą…ostatnią zamieszkałą chatą…

Skalę cywilizacyjnego zapuszczenia Polesia, obok opisów legendarnych Mitrycz, dobrze oddają uwagi autora poświęcone kresowej kolei:  Jak Polesie jest egzotyką Europy, tak niektóre rozkłady jazdy, łączące wschodnie, węzłowe ośrodki, stanowią egzotykę europejskich rozkładów jazdy. Są czasem fantastyczne. Być może, ażeby pamięć po nich nie zaginęła dla potomności, pozostawia się je na pewnych odcinkach. W ten sposób, korzystając z pośpiesznego pociągu, który zbliżył Wilno do Polesia, wyjechałem o godzinie 8.20 rano. Stanąłem w Telechanach na drugi dzień o godzinie 2 po południu. Coś ponad 300 km drogi zmuszony byłem podróżować dokładnie 28 godzin 15 minut! Dłużej więc niż z Wilna do Paryża. – Ależ! – Powiedział mi ktoś – przecież trzeba było jechać nie o 8.20, a 18.30. O wiele krócej. Tylko 19 godzin z minutami!… – Dziękuję. Będę wiedział. I to się nazywa Europa?

W książce znajdzie czytelnik również opisy codziennego życia Poleszuków, barwne i sugestywne portrety chłopów czy przedstawicieli lokalnych sekt religijnych. Ich ważnym literacko i poznawczo elementem jest miejscowy dialekt. J. Mackiewicz chętnie  przytacza wypowiedzi swoich poleskich rozmówców, pozwalając im przemawiać własnym językiem.

„Bunt rojstów” to historia wschodnich rubieży przedwojennej Polski opowiedziana z podziwu godnym talentem literackim i zarazem z zachowaniem wierności szczegółom. Wielki, podróżniczo-dziennikarski wysiłek J. Mackiewicza został zwieńczony sukcesem: u schyłku II Rzeczpospolitej powstał, jak napisał w przedmowie do książki F. A. Ossendowski, ważny i pouczający dokument historyczny wartości pierwszorzędnej. Słowa wybitnego pisarza i podróżnika, sekundującego debiutowi książkowemu młodego J. Mackiewicza, są wciąż aktualne. Warto, aby o tym wiedzieli nie tylko historycy zajmujący się dziejami Kresów, ale wszyscy czytelnicy rozmiłowani w pięknie polskiej literatury XX wieku.

Piotr Boroń

Foto A.Dubrowski

Udostępnij na: