Lista książek, dokumentów oraz innych źródeł wiedzy, jakie mają do swojej dyspozycji badacze Polesia, obejmuje dość pokaźny zbiór. Znajdziemy w nim pozycje znane, dostępne szerszej publiczności, jak i wciąż pozostające w rękopisie, choć z uwagi na swoje walory poznawcze zasługujące na fachowe opracowanie i zainteresowanie wydawców. Jedną z takich pozycji, niezwykle ciekawą ze względu na czas i okoliczności powstania, jest znajdujący się w posiadaniu Biblioteki Kórnickiej, rękopis zatytułowany Ekskursja z Pińska ponad Prypecią do Dereszewicz w powiat Mozyrski z ogólną na Polesie uwagą pod względem przemysłu a osobliwie handlowego, w roku 1829.
Brak nam informacji, jak doszło do zorganizowania „ekskursji”, kto był jej pomysłodawcą i ilu wzięło w niej udział uczestników. Nie wiemy także, choć można tu snuć różne domysły, jaki cel przyświecał „ekskursantom”, którzy swoje wrażenia i obserwacje utrwalili w formie obszernego sprawozdania. Wzmiankę o rękopisie, niestety lakoniczną i niewiele wyjaśniającą, znajdujemy w książce S. Kieniewicza „Dereszewicze 1863”, która została omówiona w pierwszym odcinku naszego cyklu. Prof. S. Kieniewicz, opisując rodzinny dwór w Dereszewiczach, wspomina o „ekskursji z Pińska do Dereszewicz, krajoznawczej wyprawie odbytej w roku 1829 przez grupę młodych warszawiaków”. Nie była to jednak, jak należy sądzić, zwykła wyprawa krajoznawcza a raczej ekspedycja naukowa, mająca jednoznacznie wytknięty cel badawczy. Nie obyczaje, zabytki czy cywilizacyjne osobliwości Polesia są tu głównym przedmiotem rozważań lecz szeroko pojęte życie gospodarcze zwiedzanych obszarów. Pisząc o ekonomice Polesia, uczestnicy tej naukowej peregrynacji, szczęśliwie dla nas, okazują się także wnikliwymi obserwatorami życia codziennego tego kresowego zakątka dawnej Rzeczypospolitej. Po krótkiej, ogólnej charakterystyce Polesia następują fragmenty związane z warunkami naturalnymi regionu (rozdziały: „Rzeki”, „Ląd poleski”, „Lasy”, „Zwierzyna leśna”, „Ptastwo”, „Ryby”, „Bobry”, „Historia naturalna”), oraz szczegółowe opisy wybranych dziedzin życia gospodarczego. Pośród nich natkniemy się na interesujące wywody dotyczące m. in. „poleskiego morza”, czy domniemanej obecności na Polesiu słynnego rzymianina Owidiusza.
Jedną z pierwszych, odwiedzonych przez warszawiaków miejscowości była „wioska starościńska z mizernym dwornym zabudowaniem, Stachów zwana, położona nad samą Prypecią”. Oto co przykuło ich uwagę: „W okolicy Stachowa domów szlacheckich kilkadziesiąt, a wszystkie jednej familii Stachowskich. Dla różnicy przybierają przydomki, jako Komar, Kroba itp. Główny sposób utrzymywania się daje im uprawa niewielkich kawałków dziedzicznej ziemi, z czego w miejscu tak niskim nie mogą wiele pożytkować. Mają przecież pod dostatkiem siana, a zatem trzymają dosyć i koni, lecz mało korzystają z miejscowej zręczności w zimowych transportach i innym, położeniu ich właściwym przemyśle. Najmują się wszakże Żydom i mieszczanom za flisów na bajdaki, ale nie bardzo liczni, a jeden tylko znajduje się pomiędzy nimi ataman czyli sternik, lecz i ten letni zarobek na zimowe marnotrawi bankiety. Wszyscy są religii błahocześliwej: nauczyciela dla dzieci nie utrzymują, a i z młodzieży ledwo kilku umie cokolwiek czytać i pisać: mało między sobą liczą zamożniejszych, a najbogatszy między nimi Stachowski Kroba, przychodził do nas dla umowy o najmę koni w łapciach i siermiędze”.
Obszerniejszy, pełen interesujących szczegółów, fragment relacji odnosi się do kolejnego miejsca odpoczynku uczestników wyprawy – Dawidgródka: „Wyjechawszy ze Stachowa stanęliśmy na popas o mil pięć w Dawidgródku, inaczej zwanym Horodok, miasteczku Radziwiłłowskim(…). Mieszczanie tutejsi w liczbie domów kilkuset zajmowani posługą dworną, trzymają niewielkie gospodarstwa rolne, a więcej oddani uprawie ogrodów, nie prowadzą wodnego handlu i nie bawią się kramarstwem w swoim miasteczku, co oboje w ręku jest Żydów, ale zajmują się mniejszymi rękodziełami, a szczególniej wyprawą skór i szewiectwem. Boty z cholewami aż za kolana robią tak dobre na podwójnej podeszwie dziegciem napuszczane, że wilgoci nie przepuszczają i powiadają, że za ruble kupione na rok noszenia wystarczyć mogą. Muszą poniekąd z taniości, mocy i wygody niepospolitą mieć zaletę, kiedy okolicznie rzadko napotkać można nieobutych w nie wieśniaka albo wieśniaczkę. Jest wprawdzie i drugie sławne botami miasteczko niżej nad Prypecią ku Mozyrowi Petryków zwane, gdzie owszem takiej wielkości i formy boty przedają się nierównie taniej, bo tylko po kopiejek 40 ale na jednej podeszwie i mają mieć tej co Dawidgrodeckie dobroci, to jest nieprzepuszczania wilgoci i całorocznej trwałości. Lecz Dawidgrodzanie pod imieniem Pińczuków bardzo w dalekie strony rozwożą warzywnej ogrodowizny nasiona, tudzież cebulę, czosnek, grzyby, suszone śliwki i rozmaite krupy a mianowicie jaglane oraz solne i wędzone mięso i ryby, a szczególniej przypiekane na Rożenkach wiuny czyli piskorze, nie mniej ordynarne płótno a szczególniej tak zwaną rzędzinę, to jest tkankę rzadką i bieloną dość dobrze, a służącą do rozpinania w oknach dla obrony od komarów i do robienia innego gatunku od nich ochrony. W Wilnie mają oni dla swego handlu stałe i ciągle zajmowane miejsce pod ratuszem, a w przywilejach miasta jeszcze z piętnastego jeżeli nie z czternastego nawet wieku, wspominają się dochody miejskie od Pińczuków pod ratuszem siedzących. Powiadają, że dawniej byli zamożniejsi niż teraz, a podupadli najbardziej z przyczyny oporów o swoje powinności dla dworu, z czego mają też utrudnione dostawanie paszportów do odleglejszych handlowych wędrówek. Wszelakoż jakkolwiek rzetelna była i jest mieszczan tych przemyślność, nie widać jednak śladów i dawnej znakomitej ich zamożności, bo domy mają wszystkie drewniane i dosyć ordynaryjne, a między tymi wiele dymnych jak chłopskie; cerkiew tylko ich błahocześli lepiej jak gdzie indziej zewnątrz wygląda.”
Niezwykle ciekawie przedstawiają się refleksje autorów sprawozdania, zwracające uwagę na nie odkryty jeszcze przez badaczy świat poleskiej przyrody: „Pod tym względem Polesie acz wiele interesujące, jest wszelakoż jeszcze zupełnie terra incognita. Żaden tu nigdy naturalista badawczym okiem nie zajrzał, wyjąwszy chyba dwóch młodych medyków PP. Wagnera i Górskiego, którzy z podmowy i dla zbogacenia zielników profesora wileńskiego P. Wolfganga, cokolwiek i to jedynie około samego Pińska zebrali roślin. Dawniejsi zaś przyrodzenia w Litwie badacze, Kluk i Gilibert nie zbliżyli się więcej ku Polesiu, jak pierwszy o granice swego Podlasia, a drugi do okolic Szczors chreptowiczowskich i Nowogródka. Pan Besser też Krzemieniecki, w jednej podróży wileńskiej tam i na powrót przez Polesie, nieco roślin rozpoznał. Jednakże wszystkie te zajrzenia botaniczne, jako przypadkowe a dorywcze, nie mogą się poczytywać ani co do flory samej, za rozpoczęcie nawet tych badań, na jakie w tej mierze Polesie zasługuje, obfite plony i bogactwa dla ogółu przyrodzonych umiejętności przedstawiające”.
Ciekawe spostrzeżenie, pomieszczone w partiach odnoszących się do poleskiej fauny, informuje nas o tym, że bobry były w I połowie XIX w. gatunkiem, któremu groziło wymarcie: „Niegdyś w całej Litwie bardzo pospolite, teraz wyjąwszy Szczorse w nowogródzkiem, gdzie oszczędzane przez dziedzica mają przytułek, nie wiadomo czy oprócz Polesia jeszcze się i w innych miejscach naszego kraju utrzymują. Ale i tu niedaleko są wygubienia całkowitego. W dobrach Dawidgrodeckich, gdzie bywało najwięcej, już teraz mało znacząca liczy się z nich intrata, a pamiętający jeszcze powiadają, że znajdowało się dawniej, mianowicie na rzece Stwidze(?), do sta domów, które czyniły dziedzicowi intraty rocznej około pięciuset czerwonych złotych(…). Powiadają, że strój bobrowy poleski i futro, wyżej się cenią od amerykańskich i sybirskich.”
W opisie egzotycznej peregrynacji, jaką niewątpliwie była „ekskursja” po poleskich bezdrożach, nie mogło zabraknąć charakterystyki stanu szlaków komunikacyjnych, zarówno wodnych jak i lądowych. O tych ostatnich znajdujemy interesującą i nieco anegdotyczną uwagę: „Pomimo nader wielki obrót lądowych na Polesiu transportów w Pińsku się koncentrujących, drogi tu przecież pocztowe nawet, nierównie mniej okazują staranności, jak w innych guberniach polskich a mianowicie litewskich, chociaż mają i to, czego nie masz nigdzie w całej Rosji, to jest po obu stronach w kilka łokci pobite słupki z dość grubych bierwion, w pół stanu dobrego chłopa wysokie, a przeznaczone jak powiadają na to jedynie, aby podróżny w stanie nietrzeźwym nie zjechał zimową porą do rowu. Osobliwsza o pijaków troskliwość. Zdaje się przecież, że gdyby koszt na te słupki łożony obróconym był na poprawę dróg samych, wtedy lepiej byłoby dla wszystkich a zatem i dla pijaków”.
Ambicją autorów rękopisu, ludzi jak się zdaje światłych, obdarzonych solidną wiedzą m. in. z zakresu ekonomii, geografii gospodarczej i historii, była nie tylko rejestracja wnikliwych obserwacji ze szczególnym uwzględnieniem spraw przemysłowych i handlowych. Skreślili oni w swoim sprawozdaniu także interesującą wizję gospodarczego rozwoju Polesia. Wskazali na drzemiący w nim potencjał, pozwalający, przy racjonalnym podejściu, kształtować nowe oblicze ekonomiczno-społeczne tego opóźnionego cywilizacyjnie obszaru. Pośród różnych postulatów nie zabrakło rozważań związanych z kwestią żydowską. Przestrzegając przed niechęcią wobec Żydów, którzy zdominowali poleski handel, uczestnicy wyprawy roztropnie zauważają, że „Ci co na Żydów powstają wołając że wszystko ubiegają i wszystko opanowali, i że zatem trzeba im kłaść tamę, ciężko grzeszą nie tylko przeciw chrześcijańskiej miłości bliźniego, ale i przeciwko najlepiej zgadzającej się z nią dobrze zrozumianej ekonomii politycznej. Żydzi opanowują wszystkiego, ale przy tym wszystkim co wszyscy opuszczają, sami biedni zostają się, nie mając się gdzie podziać i temuż wszystkiemu nie mogąc i nie umiejąc wydołać. Nie należy im niczego tamować, ale trzeba z nimi ubiegać się sposobami oświeceńszymi, a wszystkim niezawodnie będzie lepiej.”
Wartości poznawcze kórnickiego rękopisu z pewnością stawiają ten dokument w rzędzie najważniejszych i najciekawszych źródeł do dziejów XIX – wiecznego Polesia. Jego punkt ciężkości spoczywa, jak to wyraźnie zostało zaznaczone w tytule, na zagadnieniach gospodarczo-ekonomicznych. Jednakże nie tylko historyk gospodarczych dziejów Polesia znajdzie tu dla siebie wiele cennych informacji. Sprawozdanie z tytułowej ekskursji można potraktować jako wykraczający poza problematykę ekonomiczną reportaż, będący rezultatem podróży po egzotycznych, w znaczeniu krajobrazowo-przyrodniczym i obyczajowym, pustkowiach Polesia. Już pobieżna lektura tekstu pozwala zorientować się, że ten liczący przeszło 90 stron rękopis stanowi bezcenne źródło do poznania tyleż dziejów samego Polesia, co historii budzących się w XIX wieku zainteresowań tym obszarem: jego przyrodą, mieszkańcami oraz stanem uprzemysłowienia. I już to powinno wystarczyć, aby doczekał się wreszcie naukowej edycji.
Piotr Boroń
Bardzo ciekawe. Czy w rekopisie kornickim sa jakies wzmianki o rodzinie Szczyttow?