„Polesia czar to dzikie knieje, moczary…” – powyższe słowa, to cytat refrenu znanej piosenki (autorstwa J. P .Kosteckiego) nuconej przez wielu rodaków rozsianych po świecie . To słowa tęsknoty za rodzinnymi stronami… za Polesiem. Obecnie z dumą możemy przywoływać wspomnienia kresowian, prezentować ich kulturę i przechowywane pamiątki, które prawie pół wieku czekały na swoje ożywienie, bo granice polityczne nie są już granicami kulturowymi.
Wieś Białków, w której się wychowałem, zamieszkali repatrianci, którzy przyjechali na tzw. „zachód” już jesienią 1945 r. Przesiedleni według klucza „katolik to Polak”, przez wiele, wiele lat nie byli pewni jutra i nowych czasów… nawet w murowanych domach z elektrycznością.
Dla mnie Polesie to kraina, którą znam z opowieści i wspomnień rodziców, wujków, sąsiadów, którzy przychodzili do naszego domu, szczególnie w jesienno-zimowe porze na „weczorki”. I gdy tylko była okazja, to przysłuchiwałem się rozmowom starszych, szczególnie mężczyzn, bo kobiety zajęte kądzielą czy darciem pierza, były zazwyczaj w drugim pokoju.
Poleską tożsamość przekazała mi także moja babcia Anna (ze strony mamy), która przędąc na kołowrotku „howoryła dla mene” po swojemu bajki. Nie umiała mówić po polsku, była analfabetką, a podpisać się umiała tylko po rosyjsku. Po latach, gdy zbierałem materiały do pracy dyplomowej, prosiłem ją, ażeby zaśpiewała, ale gdy chciałem nagrać pieśń na magnetofon, pokazywała ręką na „magiczną skrzynkę” i pytała: „…a ja tam budu?”. Odmawiała, nawet gdy chciałem nagrać ją po kryjomu.
Będąc najmłodszym z rodzeństwa, a było nas sześcioro, często byłem zabierany przez rodziców na uroczystości rodzinne. Szczególnie na weselach można było nasłuchać się piosenek, jak i poleskiej mowy. I tak zarażony poleskim bakcylem, z racji zdobytego wykształcenia muzycznego utrwaliłem w mojej pracy magisterskiej to co pozostało i trwa do dzisiejszego dnia w kulturze Poleszuków z Białkowa.
Rdzenni mieszkańcy Polesia tam urodzeni…. odchodzą, niewielu już pozostało. Obecnie najstarszym Poleszukiem w Białkowie jest mój ojciec, Paweł, który urodził się 15.04.1917 roku, a więc niedługo skończy 94 lata! Chwalebne jest to, że moje pokolenie, już urodzone po wojnie podjęło się zadania pielęgnowania kultury naszych przodków. Mieszkańcy Białkowa organizują zjazdy Poleszuków i ich potomków. Od kilku lat istnieje też Izba Pamięci, gdzie zebrano przedmioty, stroje, wszystko to co zabrano ze sobą jadąc na „nowe” w 1945 r.
W tym miejscu muszę wspomnieć wspaniałego Człowieka, Pana prof. J. Świdra, promotora mojej pracy, powstałej w końcu lat 70-ch ubiegłego wieku, a więc w czasach kiedy ofi cjalnie nie mówiło się, że Polskę zamieszkują różne grupy etniczne. To, że praca powstała ponad 30 lat temu, jest właśnie wydawana drukiem, to z kolei zasługa i upór (godny Poleszuka), prezesa Fundacji im. Goniewicza, p. J. Adamskiego, którego poznałem w maju 2006 r. podczas I Zjazdu Poleszuków i ich potomków w Białkowie.
Drogi Czytelniku! Będąc w tych okolicach, wstąp do Białkowa. Mieszkają tam ludzie gościnni i życzliwi podróżnym… jak to na Polesiu.
Jan Kondarewicz
Pobierz książkę „Pieśni Polesia”