Będąc zaszczyconym propozycją streszczenia dla szpalt “Ilustrowanego Polesia” przeżyć tego kraju i jego mieszkańców, muszę zaznaczyć na wstępie, iż piszę ten artykuł, opierając się tylko na wspomnieniach i przeżyciach osobistych, ramy zaś wydawnictwa zmuszają mnie do rozpatrywania całokształtu sprawy w pobieżnej formie.
Dla stworzenia pewnej ciągłości, muszę rozpocząć szkicowanie od czasów powstania, jako przełomowej chwili w życiu Polesia.
Rok 1863 położył niezatarte piętno na życiu kraju: gwałtowne usunięcie przez Murawjowa jedynego kulturalnego elementu, t.j. Polaków, od udziału w życiu państwowem i społecznem, masowa deportacja na Syberię, konfiskata i sekwestr polskiej własności ogołaciły kraj prawie doszczętnie z sił kulturalnych. Pozostały element ziemiański – polski, był ekonomicznie strasznie zniszczony dzięki gwałtownemu przewrotowi, dokonanemu przez uwłaszczenie włościan, na rzecz których za minimalne odszkodowanie przekazywane z reguły nie mniej niż 50% byłych gruntów dworskich, pozostałą zaś część przy właścicielu starano się obciążyć różnemi należnościami na rzecz włościan w postaci wspólnych pastwisk i różnego rodzaju serwitutów zapewniających rządowi na długie lata możność jątrzenia stosunków dworu i wsi. Cała własność polska została obciążona specjalnym podatkiem (kontrybucją) na pokrycie jakoby kosztów stłumienia powstania. Pozatem wychodząc z zasady, iż dziedzic, zwalniając z poddaństwa, obowiązany był zdać w porządku wszelkie urządzenia do duchowego rozwoju włościan potrzebne, za które uznano: cerkwie prawosławne, mieszkania dla duchownych i ich budynki gospodarcze, nałożono na byłych właścicieli obowiązek doprowadzenia ich do porządku, rodzaj zaś remontu określali: pop, zainteresowany urzędnik gubernialny, stawiając żądania na niczem nie oparte. Jeżeli dodać, iż w kraju nie było hipoteki i żadnego kredytu rolnego, iż zabroniono Polakom, jedynym możliwym nabywcom, kupna ziemi, to stanie się zrozumiałym rozpaczliwy stan ekonomiczny i jako wskaźnik, upadek ducha wśród żywiołu polskiego. Odruchowo zostało przyjęte hasło ześrodkowania całej energii na utrzymaniu w swych rękach resztek posiadanej ziemi jako jedynego źródła utrzymania przy życiu swych rodzin i przedłużenie agonii, zdawało się na wieki już ginącej na Polesiu polskości.
Jak gwałtownym wstrząśnięciom uległ cały kraj, niech jako przykład posłużą cyfry zaczerpnięte w życiu byłej Grodzieńskiej guberni, przestrzeń której była równa 3,5 milionom hektarów, w czem 1,5 miliona hekt. ziemi ornej. Z tej przestrzeni ogólnej przekazano włościanom przy włoszczeniu 35%. W roku 1905 stan posiadania dzieli się: rządowe grunta stanowią 16%, włościańskie 54%, własność prywatna rosyjska i polska po 15%. Ziemia rosyjska 15% jak również co najmniej połowa nadwyżki powstałej we własności włościanskiej, były to jak również i ziemię rządowe, grunta skonfiskowane lub podległe przymusowej sprzedaży w krótkich terminach, którym to sposobem rząd obdarowywał swych nowo sprowadzonych urzędników Rosjan ziemią, chcąc w ten sposób dać krajowi charakter rosyjski. Reasumując te cyfry dochodzi się do wniosku, iż w ciągu od 1863 do 1905 roku żywioł polski poza stratą wszelkich placówek pracy na polu państwowym i komunalnym, na 16% ziem państwowych, 15% ziem rosyjskich, 20% powiększenia własności włościańskiej ogółem 41% przestrzeni, miał zaś prawo wegetacji na 15% całej przestrzeni (własność polska), a rezultat? Kraj, który mimo swych słabych gleb, eksportował wiciami zboże do Gdańska, staje się niezdolnym do wyżywienia swej ludności i musi sprowadzać zboże z Rosji. Produkcja miejscowa spada do 20 cent. żyta i pszenicy, do 16 cent. owsa i jęczmienia i 140 cent. kartofli z hektara. Hodowla bydła, która w kraju łąk i pastwisk, powinna była dawać wielkie dochody, słabo się rozwija, gdyż rozpoczęte jeszcze za czasów przedrozbiorowych przez Polskę, regulacje wód Polesia, przez budowę kanałów Ogińskiego i Królewskiego (Dniepro-Bugski) jest w ciągu stulecia niekontynuowana, wobec czego co kilka lat, w czasie silniejszych opadów, wszystkie łąki są zatopione i ludność musi z braku paszy wyzbywać się za bezcen całego swego bydła, dorobku lat kilku – by w roku przyszłym rozpoczynać pracę na nowo. Przy takich warunkach właściciel większej własności regulował swój budżet przez dewastacyjną gospodarkę leśną, włościanin przez zarobkową emigrację do Ameryki, wszyscy zaś razem przez zmniejszanie swych wydatków do minimum. Stan taki trwa mniej więcej do lat 80-tych zeszłego stulecia, gdy usilna praca starszego pokolenia, podjęta w celu zabezpieczenia egzystencji, zaczyna wydawać rezultaty promieniejące nazewnątrz. W powiecie Brzeskim, w majątkach: Wysokie Litewskie, dzięki inteligencji i pracy pana Bielawskiego, wytwarza się pierwszorzędna placówka hodowli nasion i hodowli bydła, służące jako rassadnik kultury rolnej; w tym że powiecie Jan Roht w Wierzchowicach poza wzorowym gospodarstwem rolnym, wytwarza najlepszą w państwie hodowlę bydła. Rodzina Puzynów, w osobach Aleksandra i Józefa w powiecie Brzeskim i Stanisława w powiecie Kobryńskim, tworzą wzorowe placówki kultury rolnej. Pozatem Stanisław Puzyna wytwarza co do mleczności jedną z najlepszych obór rasy holenderskiej. W Pinszczyźnie rodziny Skirmuntów z Mołodowa i Porzecza są wydatnemi placówkami kultury rolnej, do takich że placówek należy zaliczyć w powiecie Prużanskim, Jurkowszczyznę Władysława Bobinskiego, Tulicze – Seweryna Dziekonskiego i wielu innych o mniej wybitnych rezultatach pracy zaczyna dźwigać warsztaty rolne i dawać prawo do nadziei w lepszą przyszłość. Czas ten, pewnego uzdrowienia i przystosowania się organizmów gospodarczych do koniunktur polityczno-społecznych, zbiega się z czasem, gdy na arenę życia występuje nowe pokolenie popowstaniowców, którzy nie przeżywszy sami bezpośrednio okropności powstania i jego skutków doraźnych, nie są w stanie zasklepić się tylko w dziedzinie spraw materialnych, a żywiołowo zaczynają odczuwać potrzebę szerszej działalności społecznej. Zaznaczyć należy, iż Polesie w sferze ziemiańskiej jest w tym czasie wyjątkowo bogate w inteligencję o wyższym wykształceniu; straszne warunki ekonomiczne na roli i prześladowanie żywiołu polskiego, wytworzyły w starszym pokoleniu przekonanie, iż długo na tej że roli wytrwać się nie da, wobec czego odmawiając sobie chleba i obuwia, rodzice nasi robili wysiłki, by dać nam wykształcenie jako jedyny środek walki życiowej. Młodzież ta, wobec utrudnień stawianych przez rząd rosyjski kształcenia się w Polsce, odbywa studia w Moskwie, Petersburgu, Kijowie, gdzie poddaje się rosyjskiemu systemowi myślenia i wraca z ideałami socjalistyczno-rosyjsko-międzynarodowemi. W tym strasznym momencie dla polskości naszego wynarodowiania, na rzecz obcej, a wrogiej nam kultury, rozległ się głos T.T. Jeża w formie małej broszurki “O obronie czynnej i skarbie narodowym”, broszurki, o której dziś mało kto wie i pamięta, lecz która dla nas ówczesnych międzynarodowców była operacją zdjęcia katarakty z oczu, kąpielą narodową, każąca siły nasze zwrócić do pracy dla społeczeństwa polskiego, że nie jest to tylko obrona przepadłej reduty, lecz że jest to praca, na spełnienie której stać nam sił. Pod wpływem dwóch tych czynników, ekonomicznego odrodzenia i poczucia potrzeby pracy narodowej, zaczyna się szukanie dróg pracy. Ruch kooperatywny zaczyna się w różnych ośrodkach Polesia, zakładając w porządku chronologicznym swe ośrodki w Kobryniu, Mińsku, Grodnie, Pińsku, Brześciu i Słonimie. W Kobryniu dzięki zabiegom i energii Księcia Stanisława Puzyny udaje się stworzyć Wzajemny Kredyt, który postawiwszy sobie za zadanie wyrwać ludność chrześcijańską ze szpon lichwy żydowskiej, jako środek postanawia prowadzić operację tylko wśród ludności chrześcijańskiej. Instytucja ta pod kierownictwem panów : Bańkowskiego, Bukraby, Frakowskiego przetrwała po dziś dzień, roztoczyła swą działalność na powiaty Kobryński, Brzeski, Prużanski, częściowo Słonimski i Piński. Angażując miejscowe wkłady, dyskontowała nie drożej od banku państwa, posłużyła za wzór do zakładania takich że instytucji w Pińsku i Słonimie, a co najważniejsze, służyła popularyzacji imienia polskiego, gdyż chociaż słowo “Polska” było surowo zabronione na terenie kresów wschodnich, Kobryński kredyt wzajemny zyskał u włościanina prawosławnego, którego ratował od lichwy, imię “polski bank” który był miejscem współpracy obszarnika z włościaństwem. W tym mniej więcej czasie co i w Kobryniu, na drugim krańcu Polesia, w Mińsku przejawia działalność polską mińskie towarzystwo rolnicze. Założone przez rząd rosyjski, zaraz po powstaniu, miało za zadanie wzmocnienie ruskiej własności: jednoczyło nowych właścicieli-czynowników, mających za cel nie dobro kraju, i jego ludności, a szybkie wzbogacenie się kosztem gnębionej polskości. Cel dźwignięcia kraju z upadku ukochał ziemianin Słuckiego powiatu – Edward Wojniłłowicz. Wchodzi sam ze swym silnym duchem do tej wrogiej placówki i po dziesięciu niespełna latach, opanowuje ją, staje u steru, skupia koło siebie cały szereg ziemian Polaków, stwarza oddziały w Pińsku i Mozyrzu, pole doświadczalne w majątku Tuhanowiczach, tworzy wystawy rolne większe w Mińsku, cały szereg mniejszych włościańskich wystaw w powiatach, daje impuls do otwarcia Wzajemnego Kredytu w Mińsku. W początku bieżącego stulecia wyczuwając potrzebę dalszego ekonomicznego wyemancypowania, a zarazem konieczność stworzenia centrali, miejsca zjazdów i wymiany myśli polskiej stwarza Wzajemną asekurację, obejmującą swą działalnością gubernie: Grodzieńską, Wileńską, Mińską, Kowieńską, Witebską i Mohylewską.
Instytucja ta pod kierownictwem pana Łopotta, rozwija się świetnie, dając tanią asekurację i pracę dla setek inteligencji polskiej, chroniąc ją od emigracji na wschód.
W końcu zeszłego stulecia, dzięki zabiegom ówczesnego marszałka szlachty Niemcewicza, udaje się uzyskać pozwolenie wpierw tylko na syndykat, przemianowany później na Tow. Rol. Grodzieńskie. Poza placówką kultury rolnej jest ono szkołą życia społecznego, tu stawiają pierwsze swe kroki późniejsi ministrowie spraw zagranicznych odrodzonej Polski: Eustachy Sapieha i Konstanty Skirmunt. Stąd w 1905 roku wysłano delegatów na zjazd ziemski w Moskwie dla bronienia praw polskich tych terenów, tu z inicjatywy pana Bankowskiego została podjęta myśl w wielu wypadkach urzeczywistniona, zabezpieczenia starości służby folwarcznej pewnym kapitałem emerytalnym, a jeśli dodać, że Grodno było miejscem zamieszkania Elizy Orzeszkowej, podwoje mieszkania której stały zawsze otworem dla nas, i skąd promieniowała miłość kraju – to łatwo zrozumieć, iż Grodno odegrało rolę wydatną w naszym odrodzeniu, a praca w tych Stowarzyszeniach nie była łatwa, prezesami wedle ustawy byli marszałkowie szlachty-moskale, i jakiej trzeba było przebiegłości by uśpić ich czujność i nadwrażliwość, niech posłuży fakt następujący: w początku bieżącego stulecia, oddałem się zadaniu rozwinięcia kas drobnego kredytu dla ludności włościańskiej. Robota początkowo szła opornie, udało mi się utworzyć kasy w Żabince, Strykowie, Prusku powiatu Kobryńskiego i Goniądzu – Białostockiego i w Bochach – powiatu Bielskiego. Gdy praca zaczęła się rozwijać, gdyż dzięki propagowaniu jej w Grodzieńskim Tow. Rol. znalazłem cały szereg chętnych do poparcia tej sprawy na terenie guberni, wszystkie me podania o legalizację Stowarzyszenia zostały zdjęte z porządku dziennego przez ówczesnego gubernatora – Stołypina, który na me nalegania o motywy odpowiedział krótko: “Wy żełaliby zakrepostić ruskich krestjan za polskimi kapitałami”. Żadne dowodzenia i starania me nic nie pomogły, sprawa była przesądzona, zostaliśmy od pracy usunięci. Na jakie katusze duchowe wystawiano kierowników Tow. Niech znów posłuży fakt, w czasie historycznego odsłonięcia pomnika Katarzyny w Wilnie, wice-prezesowi Tow. Rol. Został postawiony Judaszowy srebrnik narodowy: bytność na otwarciu pomnika będzie widocznym znakiem, czy polskość tak się zgodziła z państwowością rosyjską, iż dopuszczalnym jest pozwolenie Polakom kupna ziemi w tym kraju, nie bytność zaś jest dobrowolnym wyrzeczeniem się zniesienia tego rozkazu przez całą polskość upragnionego. Wice-prezesami Grodzienskiego Tow. Był książę Czetwertynski, Konstanty Skirmunt, Eustachy Sapieha, Dymitr Korybut-Daszkiewicz, w chwili obecnej Tow. przekształciło swój dział handlowy na towarzystwo akcyjne i dalej rozwija swą działalność kulturalną. W 1910 roku powstaje Brzeskie Tow. Rol. z terenem działania na powiaty: Kobryński, Prużański, Brzeski i Bielski. Pierwszym prezesem jest Jan Niemcewicz. Tow. zakłada farmę doświadczalną w majątku Skokach pod Brześciem pod kierunkiem agronoma Lasoty. Pozatem pola doświadczalne w pow. Kobryńskim, Bielskim i Prużanskim pod kierunkiem ludzi o średnim wykształceniu rolniczym, prowadzącymi jednocześnie doświadczenia zbiorowe u prywatnych właścicieli. Tow. ma instruktora budowlanego, któremu podległych jest trzech instruktorów hodowców, którzy oprócz hodowli mają w swej opiece rozwój mleczarstwa i wyrób masła. Buduje się zbiorowemi siłami suszarnia zboża dla dostawy zboża intendanturze; w 1914 roku ma miejsce potajemny zjazd delegatów Mińskiej, Grodzieńskiej i Witebskiej guberni dla zorganizowania polskiej kolonizacji na Kresy. Wojna przerywa działania, a miesiąc po zajęciu Brześcia przez wojsko polskie, pan Teodor Tołłoczko odnawia działalność Tow. W kierunku wyżywiania wymierającej z głodu ludności, uruchomienia odłogów za pomocą traktorów, uświadamiania władz polskich o potrzebach kraju. Inwazja bolszewicka przerywa na chwile działalność, którą w roku 1921 odnawia znów Towarzystwo pod kierunkiem pana Bankowskiego, sprowadzając bydło z Poznańskiego, prowadząc zbyt siana, otwierając warsztaty mechaniczne dla reperacji maszyn i traktorów, zatrudniając dzisiaj około 100 robotników, reprezentując interesa miejscowego rolnictwa u władz centralnych, co było niezbędnym wobec braku przedstawicieli naszych w ciałach ustawodawczych.
Jednocześnie z Brzeskim powstaje Tow. Rolnicze w Słonimie dzięki inicjatywie i pracy Aleksandra Mikulskiego, Władysława Jeśmana i dr. Bielskiego. Równolegle z tą akcją rolniczą rozwija się akcja emancypacji handlu z rąk nam obcych; powstają handle rolnicze współkowe w Grodnie, Wysokim Lit, Kobryniu, Słonimie, Wołkowysku, Mińsku, Pińsku. Sklepy spożywcze w Kobryniu i w Pińsku. Na gruncie pińskim intensywną działalność przejawia pan Roman Skirmunt.
Kończąc ten pobieżny rys pracy ekonomiczno-rolniczej, muszę przejść do pracy oświatowo-narodowej, ośrodkami której były: w Grodnie dom Elizy Orzeszkowej, w Pińsku dom pod nazwą “Murett” Konstancji Skirmunt, w Kobryniu Maria Żabińska z domu Stefanowska, w Mińsku z Wojniłłowiczów Kostrowicka i Maurycja Czarnocka. Trudno opisać detale ich działania, w domu Orzeszkowej widywaliśmy całe szeregi młodych panien, które starała się ona nakłonić i nauczyć jak pracować i kochać lud, słyszało się narady o zakładaniu tajemnych szkółek. To samo da się powiedzieć o Konstancji Skirmunt. Murek był miejscem narad i schadzek, jak ratować od zagłady polskość i katolicyzm, w czasach rytuału, jak zjednoczyć w Pińsku polskich robotników kolejowych, jak dopomóc w posługach religijnych mieszkańcom Łahiszyna, z których ciała rusińskiego chciano przymusowo wyrwać duszę polską i katolicką. Były to wszystko akta, za które groziła deportacja, o których się nie opowiadało nikomu, oprócz wykonawców, i o detale których nikt się nie dopytywał. Na gruncie kobryńskim intensywną działalność rozpoczyna pani Marja Żabińska. Praca początkowo idzie tak opornie, że po to by znaleźć chętnych do nauki, trzeba uczyć nie tylko bezpłatnie, lecz dla zachęty dawać prezenty w formie, np. ubrania, a rezultat? Po ośmiu latach pracy ze składek kobryńskiego ziemiaństwa buduje się w Kobryniu specjalny dom na szkołę polską; pod urzędową nazwą “szwalni” urządza się seminarium nauczycielskie z kursem 3-letnim. Gdy w roku 1903 szkoła została przymusowo zamknięta przez władze rosyjskie, kształciło się 78-ro dzieci, w czem 30-ro mieszkało w internacie. Było to seminarium ideowe dla dzieci miejscowej polskiej ludności, które wracały do zaścianków, by rozkrzewiać zanikającą polskość. Przy pomocy pieniężnej ziemiaństwa i tych nauczycieli powstaje około 20-u szkółek ludowych w powiecie Kobryńskim i tyleż w Prużańskim. Głównemi pomocnikami pani Żabinskiej, w tej pracy na gruncie kobryńskim byli: Adam Kolszewski, Józef Ostromecki i Józef Bankowski, w prużańskim Adam Bobiński. Po przymusowem opuszczeniu Kobrynia, pani Żabińska przy pomocy Koła ziemianek warszawskich otwiera seminarium nauczycielskie w Woli Grzybowskiej, pod Warszawą, dokąd ściąga dziewczęta z kresów, by uduchowniwszy je, wyprawiać znów do pracy na Polesie. Wojna wyrzuca je z Woli Grzybowskiej, lecz z uporem kontynuując swą pracę, otwiera proparandę nauczycielską w Mołażewie ziemi Bienleckiej i choć ją ominął tak zdaje się zasłużony arter “Polonia Restitata”, dano jej doczekać rzadkiej, a zasłużonej nagrody: gdy w roku 1921 kobryńskie społeczeństwo wita jako kierowniczkę polskiej preparandy nauczycielskiej, otwartej przez Państwo Polskie w domu przez laty przez nią zbudowanym, gdzie dziś wpaja w miejscową ludność ideały miłości i obowiązku dla ukochanej, najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej.
Tak stały sprawy w roku 1914-m, zdawało się nam, iż choć wróg jest silnym, lecz go przetrwamy. W ciągłej pracy nabieraliśmy wiary w swe siły, gdy oto uderzył w nas grom wojny światowej z następstwami, o których nie ma pojęcia żadna z dzielnic Polski. Rok pierwszy wojny przeszedł dla Polesia względnie spokojnie, udział nasz zaznaczał się w niesieniu pomocy okolicom dotkniętym wojną i tu na chwałę Polesia zaznaczyć należy, iż domy i dwory nasze stały stale otworem dla uciekinierów, inaczej odczuwano i traktowano to na Polesiu, niż na ziemiach dawnej Kongresówki, gdy zmienne losy wojny zmusiły nas do szukania schronienia za Wisłą. Ludność cała bez różnicy wyznania, śpieszyła z pomocą dotkniętym klęską wojny, tak w Kobryniu na przykład przy pomocy duchowieństwa prawosławnego udało mi się na poczekaniu prawie zebrać 5 wagonów rzeczy na pierwszą pomoc ofiarom wojny. Tak doczekaliśmy lipca 1915 roku, gdy po klęskach Rosjan w Galicji zaczęły zalewać Polesie fale uciekinierów, głównemi szlakami były: Kobryń, gdzie się schodziły szosy: z Galicji – Włodawska, z Wołynia – Kowelska, z Warszawy – Brzeska i Prużana, dokąd od Brześcia i Wysokiego dążyła fala na Różanę i Słonim. Było to zjawisko podobne do wędrówki narodów, dniem i nocą wśród płaczu i jęku ludzkiego, ryku bydła, szły drogami i polami niezliczone tłumy. Łany zboża ginęły stratowane kopytami; jeśli dodać do tego szerzenie się cholery i brak wody dla ludzi i koni, to można zrozumieć, jak zaczęły ręce opadać w chęci przyniesienia ulgi tym nieszczęsnym, zdawała się ich śmierć niechybną i że my przez nich zduszeni być musimy. Lecz wszystko błędnie wobec wypadków z pierwszych dni sierpnia. Po upadku Warszawy, wyszedł rozkaz władz wojskowych o przymusowej ewakuacji całego Polesia, o rekwizycji całego dobytku, spalenie budynków, zostawiając dla stanowczo opornych wyjazdowi, na cztery tygodnie chleba i kartofli. To był rozkaz, a wykonanie? Zjawiły się oddziały kozaków-czerkirsów, paląc i z zasady rabując. Kraj cały zapłonął; dzień i noc słychać było huk wysadzanych w powietrze mostów i budynków, cały kraj pokryty chmurami dymów od płonących wsi i dworów. Powłoka dymu była tak wielką, iż łuny w nocy były niewidoczne, zaś jasne słońce sierpniowe w dzień wyglądało jak straszne, krwawe oko, mgłą dymu zawleczone. Panika doszła do zenitu, gdy na horyzoncie pokazały się aeroplany, gdy ustępujące w popłochu armię zaczęły bezlitośnie masakrować i spychać z dróg przerażoną ludność. Groza położenia zmusiła nas raz jeszcze do próby zatamowania przymusowego wyjazdu i palenia. I rzeczywiście, około 10-go sierpnia st.st. W dniach upadku Kowla, Grodna, Osowca, Brześcia, udało mi się wraz z hrabią Pusłowskim w Słonimie, przekonać naczelnika północnego frontu Aleksiejewa o barbarzyństwie tych zarządzeń i otrzymać rozkaz o wstrzymaniu przymusowego wysiedlenia i pożogi, lecz rozkaz trudno było od razu w czyn wprowadzić w zdemoralizowanym wojsku i zaprzestano podpaleń i wysiedleń dopiero na linji Drohiczyn-Iwacewicze, t.j. na odległości mniej więcej 50-ciu wiorst od przyszłego czteroletniego frontu.
W drugiej połowie sierpnia st.st. hordy rosyjskie zaczęły znikać; zaczęliśmy obliczać rezultaty zarządzań władz rosyjskich. Zebrałem dane w powiecie Kobryńskim: 6/7 wszystkich budynków spalono, pozostało na miejscu 15% ludności, a stan jej posiadania na 15-u ludzi jeden koń i jedna krowa, na 100 ludzi jedno prosię.
Taki lub podobny stan panował na całym Polesiu; otrzymawszy w roku 1916-ym pozwolenie pojechać do Wilna, jechałem w pogodny dzień sierpniowy przez Baranowicze. W kraju rolniczym, z okien wagonu, do Baranowicz (200 wiorst) ujrzałem pracującego w polu jednego człowieka z koniem. Dopiero za Nowogródkiem obraz zaczął się zmieniać, widać było ludzi i owoce ich pracy na roli. Co ludność Polesia przeżyła w czasie czterech lat okupacji niemieckiej, trudno opisać. Kraj cały należał do odcinków, t.zw. bojowych lub etapowych; zależał od komend armii w Białej Podlaskiej-Bug – armii lub armii Woyorsza w Prużanie. Był terenem, który musiał wyżywić dyzlokowane na nim oddziały wojskowe i szpitale. Ludność musiała cały swój czas oddać dla pracy dla wielkiej niemieckiej ojczyzny. Rolnikowi wolno było pozostawić sobie, na wyżywienie, 5 pudów żyta, 8 pudów kartofli na rok. Każdy zabity wieprz musiał być podzielony na połowę z administracją wojskową. Krowa, kura były opodatkowane masłem i jajami. Komendant miał bezwzględną instrukcję wyżywić ze swego terenu garnizon i szpitale, to był warunek kwalifikujący jego odpowiedzialność na to stanowisko. Prawo do odznak i awansów uzyskiwał o ile potrafił wywieźć jak najwięcej produktów rolnych i leśnych do Niemiec. Biorąc pod uwagę słabość zaludnienia (15% ludności przedwojennej) i przeciążenie kraju wojskami widocznym się staje ogrom ciężaru, który spadł na ludność. Byliśmy świadkami scen przypominających stosunki afrykańskie: łapano ludzi w nocy, w czasie snu, spędzano do zagród kolczastych, skąd pędzono na roboty leśne lub rolne do Niemiec. Przez cały czas wojny nie wolno było ludności opuszczać swych zagród od zmroku do świtu. Przejazd kolejami był dozwolony w wyjątkowych wypadkach, wyzysk ekonomiczny na każdym kroku, np. ludność po ustąpieniu Rosjan, zwróciła się, prosząc o pomoc w nasionach. Odpowiedziano nam w Bug-armee, iż wegetarianizm jest rzeczą bardzo dobrą, dano nam wskazówki, jak siać cebulę, kalafiory i pory i obiecano dostarczyć tych nasion na wiosnę. Na wiosnę sytuacja się zmieniła. Niemcy mieli nadzieję utrzymania się na linii Baranowicze-Pińsk, postanowili wyeksploatować naszą pracę. Zawiadomiono nas, iż w komendanturze możemy nabyć konie drogą licytacji, płacąc kwitami rekwizycyjnymi za dopłatą do każdego konia 30 rubli gotówką. Ludność rzuciła się skwapliwie do kupna tych koni, licytując kilkakrotnie drożej od cen rynkowych, gdyż oddawała za nie bezwartościowe kwity rekwizycyjne, a tylko 30 rubli gotówką, licytując kilkakrotnie drożej od cen rynkowych. Wyjaśniło się potem, że nam sprzedawane konie były przedtem zarekwirowane w sąsiednich komendanturach na kwity, sprzedawane nam za cenę dziesięć razy wyższą tym sposobem wycofano u ludności kosztem kwitu jednomarkowego dziesięć marek, a za dokonanie tej operacji brano komisowe w postaci 30 rubli od każdego konia, po to, by w kilka tygodni potem, ten sam koń był zabrany przy nowej rekwizycji.
Jeśli dodać do tego, iż każdy obowiązany był zdejmować czapkę przed oficerem niemieckim, że nie wolno było ludności cywilnej używać bryczek, że wszelkie bryczki i powozy powinny były być przekazywane panom oficerom, że wszystkie meble były zabierane do meblowania okopów, resztę pozostałych mebli zabrano u ludności na umeblowanie stu pokoi w czasie kongresu pokojowego w Brześciu, to mamy obraz udręczeń moralnych i fizycznych tych terenów.
Lecz nie był to jeszcze pełny obraz udręczeń tych terenów: w ciągu całej zimy 1915-1916 roku byliśmy świadkami strasznych rzeczy, postanowiono wysiedlić całą pozostałą ludność pasa przyfrontowego. Rozkaz wykonano bezapelacyjnie w ciągu kilku dni, wysiedlając ludność poszczególnych wsi w ciągu paru godzin, zabierając cały pozostały inwentarz na rzecz skarbu, ludność zaś w czasie mrozu powędrowała w świat do zagród kolczastych, z których większe były w Kobryniu i w Łukowie, młodzież zaś poszła na roboty przymusowe do Niemiec.
Jakich scen było się świadkami, ile trupów chorych na tyfus i zmarzniętych pokryły pola Polesia, nikt chyba nigdy nie policzy.
Na zakończenie dodać muszę, zaczęto tworzyć na terenach Polesia Ukrainę. W roku 1916 w Białej zaczyna wychodzić pismo ukraińskie “RIDNOE SLOWO”, tworzy się szkoła nauczycieli ludowych ukraińskich, ubranych na koszt państwa niemieckiego w strój kozacki, zaczyna się zakładać szkoły ludowe małoryckie.
W tych warunkach przychodzi pamiętny rok 1918, po traktacie Brzeskim zaczyna do kraju napływać fala uchodźców z Rosji, uchodźców z reguły bosych i głodnych, do kraju zniszczonego i do ostatniej kropli krwi wycieńczonego. Wśród Niemców wkrada się coraz większe rozproszenie, zaczynają się dzielić władzą z efemerycznemi przez się stworzonymi państewkami.
W Brześciu tworzy się surogat państwa ukraińskiego: HOŁYCKO-GRODZIEŃSKI KOSZ NARODNEJ REPUBLIKI IMIENI PETLURY. Garnizony niemieckie zmniejszone, bandytyzm ogarnia kraj cały, nikt nie jest pewny życia, imienia, na porządku dziennym mordy w rodzaju jak w powiecie Kobryńskim, gdzie na rodzinę Kazimierza SZEMIOTA, oficera DOWBORCZYKA, napadnięto w biały dzień, zamordowano 11 osób, a potem z trupami spalono. W tych warunkach zapanowały pampasowe stosunki, kładziono się spać ubranym z bronią przy boku, siadano do stołu, a karabiny nabite stały pod ręką, taki stan był listopad, grudzień 1918 roku, i styczeń, luty 1919r.
Kto młodszy uciekał do wojska do Polski, słabsi duchowo opuszczali też tereny Polesia, pozostali czekali końca i pragnęli już raz walki otwartej by choć zginąć z honorem.
Pod naporem bolszewików, Niemcy zaczęli oddawać im tereny Polesia, bolszewicy zajęli kraj od wschodu po linii Różana, Kartuz Bereza, Drohiczyn, zdawało się, iż na wszystko co polskie przyszedł dzień zagłady; z bolszewikami omówiono dzień przekazania Brześcia, gdy dziwnym zrządzeniem losów pierwsza odsiecz i ratunek dla polskości przychodzi nie z zachodu, dokąd były zwrócone nasze oczy, lecz ze wschodu w postaci oddziałów majora Dąbrowskiego, idących od Wilna.
W połowie lutego oddziały te łączą się w Brześciu z wojskami gen. Listowskiego, po czem silnym tempem postępują naprzód. Garsta bosych, głodnych bohaterów zajmuje Polesie po Pińsk i Baranowicze.
Dziejów tych zmagań opisywać się nie biorę, są one opisane przez fachowców, ja dodać muszę, iż tej radości, którą się przeżywało przy zetknięciu z polskim żołnierzem wyczuć nie potrafi ten, kto nie przeżył tych wieloletnich katuszy.
Oddźwiękiem tej radości było, iż wszystko co lepsze w społeczeństwie Polesia postanowiło poświęcić swe siły dla roboty państwowej.
A robota była nielada: kraj zniszczony zupełnie, przepełniony bandami opryszków, nieraz z głodu oddających się temu rzemiosłu, wszelka struktura administracyjna włącznie do gminy unicestwiona.
W początkach marca 1918 roku został powołany do Zarządu Krajem ustrój Cywilno-Administracyjny z p. KOŁANKOWSKIM jako komisarzem na czele; co za syzyfowa praca czekała tego człowieka, trzeba było organizować kraj, karmić wymierających, rozporządzając bardzo skromnymi środkami materjalnymi.
Człowiek ten pracował po 20 godzin dziennie, tworząc szkic administracji, angażując ludzi, sam wydzielając ze szczupłych środków kwoty pieniężne dając starostom, od 30 do 60 tysięcy marek na poszczególne Starostwo, dalsze środki na swą i Starostwa egzystencję musiał starosta wynaleźć na miejscu.
Pierwszymi starostami byli: w Brześciu Marjan ZBROWSKI, w Kobryniu Aleksander LINKIE, w Prużanie Jan SIENKIEWICZ, w Wołkowysku SULISTROWSKI, w Słonimie HŁASKO, w Włodzimierzu-Wołynsku KRZYŻANOWSKI.
W Brześciu w osobie pana Wojewódzkiego był stworzony organ o nieokreślonej kompetencji komisarza Okręgowego, był on łącznikiem Starostw i Władz Cywilnych z wojskiem.
Na terenie dzisiejszego województwa Poleskiego i na dzisiejsze powiaty Baranowicki, Nowogródzki, Słonimski, Wołkowyski był stworzony Okręg aprowizacyjny z Naczelnym Zarządem w Brześciu w osobie p. Józefa BANKOWSKIEGO. Jaka była praca w tych warunkach bez środków lokomocji, bez pieniędzy, bez wskazówek z góry, a jeśli takowe otrzymywano – to były nieraz wprost do niewykonania, gdzie przy rozwoju życia personel operował miljonami bez kas, bez mieszkań, że przekazywano nieraz sumy bez liczenia jeden drugiemu, bo nie było fizycznie czasu na liczenie – to brak nadużyć i defraudacji można wytłumaczyć wysokim napięciem moralnem pracowników. W miarę rozszerzania się naszych terenów, zjawia się konieczność więcej ścisłego organizowania życia.
W czerwcu, gdy następuje zmiana na stanowisku pana Komisarza, ustępuje KOLANKOWSKI, obejmuje stanowisko pan OSMOŁOWSKI. Kraj dzieli się na trzy Województwa, nazywane Okręgami: Wileński z Naczelnikiem NIEDZIAŁKOWSKIM, Brzeski z Naczelnikiem p. JAMONTEM Maciejem, na Wołyniu nazwiska nie pamiętam. Zaczyna się centralizacja władzy, ujednostajnienia zarządem Starostw. Jakie warunki pracy były dotychczas świadczą fakta.
Starosta Krzyżanowski musiał wydać swoją powiatową monetę i znaczki pocztowe, starosta Prużanski drukował banderole dla stworzonej przez siebie akcyzy, jako Naczelnik Aprowizacji, z ramienia Komisarza Generalnego i Ministra Aprowizacji p. MINKIEWICZA, mając składy aprowizacyjne w Brześciu i Wołkowysku, nie mogłem dostać początkowo ani funta mąki, gdyż składy były własnością PUZAPU i mówiono mi, że wszystkie pełnomocnictwa Ministrów bez asygnaty pana OLEJNIKA waloru nie mają.
Z p. OLEJNIKIEM był zatarg Zarządu Cywilnego, pan OLEJNIK żądał gwarancji Rządu Polskiego za należności Zarządu, którego stan prawny nie był ustalony.
W chwili tak krytycznej robię awanturę na poczekaniu w Zarządzie PUZAPU i na poczekaniu w ciągu pięciu minut zapada uchwała, mocą której, mnie, BANKOWSKIEMU, udziela się kilkumiljonowy kredyt w magazynach.
Po zorganizowaniu Województw przystępuje się do budzenia życia produkcyjnego. Wydział Rolnictwa obejmuje Zygmunt CZERWIJOWSKI, człowiek wielkiej energii i rzutkości.
Zaczyna się rozdawnictwo nasion. Pod kierownictwem dr. Polikowskiego przystępuje się do walki z epidemjami tyfusu i malarji, dziesiątkujących ludność.
Na stanowisko Kuratora naukowego zostaje powołany pan WOŁBEK, otwiera się szkoły średnie w Brześciu, w Słonimie, w Wołkowysku, progimnazjum w Pińsku, Łunińcu, Kobryniu.
W ciągu jednego roku otwiera się kilkadziesiąt szkół ludowych, jaka to była praca zrozumie ten, kto znał zniszczenie kraju. Otwiera się szkoły w zniszczonych chatach włościańskich, tworzy się personel nauczycielski na poczekaniu w czasie kursów letnich dla nauczycieli, skąd było brać nauczycieli na terenach Polesia, gdy brakło ich w Kongresówce? Zwiedzając szkoły ludowe przychodziło się w podziw nad osiągniętymi rezultatami.
Porównując te rezultaty z takiemiż byłej szkoły rosyjskiej, organizowanej w ciągu lat wielu, przy zasobie środków pieniężnych, przychodziło się do konkluzji, że jednak w Rusinie poleskim musi być dużo krwi polskiej, że język polski jest mu łatwiejszym do ujęcia od rosyjskiego.
W powiecie Kobryńskim, w dziedzinie ochroniarstwa dla sierot, któremi było przepełnione Polesie, wyjątkowo intensywną działalność rozwinął Starosta Kobryński – ANDRACKI; tworzy on ochronkę na trzysta dzieci w Kobryniu, w Tarakanie, Drohiczynie, Janowie.
Ochronki są prowadzone bez żadnego nacisku w kierunku katolicyzmu lub polskości i dzięki temu otoczone miłością tubylczej ludności, wytwarzają podłoże podatne dla rozwoju polskiej państwowości i kultury.
Streściwszy w krótkich zarysach te półtoraroczne Rządy p. OSMOŁOWSKIEGO zaznaczyć muszę, iż jednolitość pracy była nieraz wstrzymywana dzięki krzyżującym się prądom władz Naczelnych: inkorporacji Kresów lub kierunku federacyjnego i jeśli koncepcje warszawskie miały skłonność w kierunku federacyjnym, to należy stwierdzić, że na miejscu organa stykujące się z życiem Polesia – były prawie z reguły temu kierunkowi przeciwne.
W życiu administracyjnym Polesia w sierpniu 1919 roku zaszła zmiana: na stanowisko Wojewody został powołany pan Władysław JESMAN, p. JAMONT objął Wołyń. Jaki były wysiłki, jakie omyłki, trudno wymienić; jedno da się stwierdzić niezbicie: Polska nie żałowała środków pieniężnych dla dźwignięcia Kresów, cała miejscowa inteligencja stanęła do pracy by urzeczywistnić zamierzenia państwowe, a gdy były omyłki – to jak miało być inaczej, wszak każdy z nas podejmował pracę w dziele, w którym dotychczas nie pracował, lecz wszędzie czuć było miłość sprawy i miłość Polski, a rezultat: zdawało się, iż kraj już się dźwiga z upadku, aprowidować go dalej nie trzeba będzie. Bilans jego zaczynał się stawać aktywnym, ludność zaczęła płacić podatki, zaczęto przenosić pewne ciężary ze Skarbu na Samorządy.
Lecz widać, czara goryczy Polesia dopita jeszcze nie była; przychodzi fatalny lipiec 1920 roku, ofensywa bolszewicka i odstępowanie wojsk naszych. W jakich warunkach następowała ewakuacja Kraju niech dla ilustracji posłuży fakt: w połowie lipca, jako zastępca wojewody brzeskiego, zostałem delegowany przez Komisarza Generalnego do Mińska do Sztabu Armii, po instrukcje jak kierować emigracją ewakuowanej ludności Mińskiego Okręgu. Otrzymałem na piśmie odpowiedź, iż Mińsk będzie się trzymał co najmniej dwa tygodnie, poczem armia odstąpi na linje starych okopów niemieckich, w najgorszym razie na linję Grodno-Janów-Iwacewicze. Ludność ewakuowaną nie wolno w żadnym razie puszczać za Bug, a osiedlać między Bugiem a linją Grodno-Janów. Otrzymawszy rozkaz w południe, pojechałem do Wilna zdać raport Komisarzowi Generalnemu, a w Wilnie już był popłoch, że wieczorem wyewakuowano Komisariat Generalny i tylko nadludzkim wysiłkiem LANSBERGA, Dyrektora kolei Poleskich i NELARDA, Dyrektora Poddyrekcji Brzeskiej, którego pracę wypadło obserwować bezpośrednio, zawdzięczać należy, iż udało się dokonać ewakuacji. Nie mogę nie zaznaczyć, iż zadanie nie było wyjątkowo łatwe na odcinku pińskim, bronionym przez grupę generała SIKORSKIEGO, tu nas nie spotkała żadna niespodzianka, wojsko cofało się według zakreślonego planu, współdziałając władzom cywilnym i ich pracy.
Przy ewakuacji wszyscy starostowie spełnili swój obowiązek, lecz wyróżnić należy starostę baranowickiego RDUŁTOWSKIEGO, który wysławszy starostwo koleją, sam konno na czele policji odstępował do Buga z linją frontu, poprawiając mosty, również współdziałając wojsku.
Starosta Kobrynski p. Adam BOBINSKI, będąc z policją na miejscu do ostatniej chwili po wysłaniu urzędników i starostwa, został postrzelony przez bandytów, gdy stawał w obronie, rabowanej przez opryszków mieszkanki Kobrynia p. KARPINSKIEJ.
Od chwili cofnięcia się naszych wojsk za Bug, pierwsze dni sierpnia, do powrotu po rozbiciu ofensywy bolszewickiej nad Wisłą, upłynął mniej więcej miesiąc.
Z początku września armia generała BERBECKIEGO przekroczyła Bug i zajęła Brześć n/Bugiem.
Upadł p. OSMOŁOWSKI, Zarząd Cywilny został przemianowany w Zarząd Terenów Przyfrontowych z RACZKIEWICZEM na czele.
Wydaje się zarządzenie wbrew na całym świecie egzystującej praktyce, że władze cywilne, ewakuowane z pewnych terenów w czasie działań wojennych, wracają natychmiast na swe miejsca urzędowania, by znając stosunki miejscowe, leczyć rany i krzywdy przez wojnę zadane, wydaje się zarządzenie o formowaniu zupełnie nowych kadrów urzędniczych.
Daje się dyrektywę, iż nikt z byłych urzędników nie może urzędować w miejscu dawnego urzędowania, na przykład: starosta piński ze stałym swym aparatem starościńskim, jest naznaczony do Brześcia, ZASŁAWSKI do Pińska i t.d.
Jeśli dodać, że wszystkie archiwa i papiery byłego zarządu Cywilnego zatrzymano w Poznańskiem, gdzie likwidowano Zarząd Cywilny, że wielu urzędników urzędowało jakoby na miejscu w starostwach, a jednocześnie likwidowało swe Urzędy w Poznanskiem, że został wydany rozkaz, w którym stwierdzając jeszcze brak władz sądowych na miejscu. Starostwom pod surową odpowiedzialnością osobistą ingerować zabezpieczenie praw własności osób obrabowanych, zaangażowano ludzi byłego Zarządu Cywilnego bez zaciągnięcia o nich opinii u byłych władz, to nic dziwnego, iż w kraju powstał chaos nie do opisania, że o zakupie kartofli zaczęto myśleć w listopadzie, gdy nastały mrozy, że mimo wielkich zapasów soli i nafty nie dostarczono tych artykułów na tereny przyfrontowe, a przydział tych artykułów trafił w ręce niepożądane.
Za to budowano w kancelarji przyfrontowej w Warszawie, dziwny aparat administracyjny, gdzie miano ująć całe życie w ramki państwowe, byli przewidywani referenci od dostarczania opału, siana, referent od nadzoru nad młynami, dzielono kraj na dziwne jednostki terytorialne, powiat Sarnenski i Kamień-Koszyrski oderwano od Wołynia, tworzono nikomu nie potrzebne powiaty, jak Białowieski lub Kosowski, gdzie nie było nawet ulokować Starostwa.
Ile te wszystkie zarządzenia kosztowały zdrowia i pieniędzy rządowych, ile przysporzyły im niepotrzebnych cierpień i katuszy, ile miljardów kosztowała ta niefortunna antrapryza Państwa Polskiego – osądzi historja jej twórców.
Po czterech miesiącach chaosu przyfrontowego spostrzeżono się w popełnionej omyłce i ku radości całej ludności, przystąpiono znów do likwidacji osłowionych terenów przyfrontowych, by zacząć wcielać Polesie do Państwa Polskiego.
Józef Bańkowski
(„Polesie ilustrowane”. Praca zbiorowa pod red. Nelarda. Brześć n/Bugiem. 1923)