Drodzy Czytelnicy, pragniemy dziś opwiedzieć Państwu o jednej z wielu nieistniejących dziś osad na Polesiu – o Szydłowszczyźnie. Tak mało wiemy o niej i jej mieszkańcach. Udało się znaleźć skąpe informacje o jednej z rodzin, a także ważny dokument – świadectwo ratowania Żydów w Szydłowszczyźnie, opowieść pani Kazimierzy Urbańśkiej. Będziemy wdzięczni Drogim Czytelnikom za opowieści o swoich koloniach, osadach, wsiach, wielu z nich nie ma już na mapach, na ziemi, pozostały tylko w pamięci dawnych mieszkańców i na starych fotografiach.

Fragment mapy WIG
Władzimirz Gulkowicz i Wiera Gulkowicz (żona)

W dwudziestoleciu międzywojennym osada Szydłowszczyzna należała do gminy Prużana województwa poleskiego. W osadzie na początku XIX w. mieszkali z rodzinami Julian Kosopolański, Feliks Wołoncewicz.

W 1930 r.: Julian Kosopolański (Szydłowszczyzna Mała), Adam Rogoziński (Szydłowszczyzna), Wiera Orbeliani (Szydłowszczyzna). W latach 30. XX wieku Władysław Hulkowicz, po powrocie z Kanady, gdzie pracował w fabryce Ford Motor Company, kupił 12 hektarów ziemi i osiadł w Szydłowszczyźnie. Hulkowicze hodowali zawodowych koni, mieli dużą gospodarkę. Byli życzliwi wobec mieszkańców okolicznych wsi, wspomagali potrzebujących w czasie wojny.

Po wojnie rodzina Władysława Hulkowicza była zagrożona – była na liście wywózek w głąb Rosji. Władysław napisał list do kierownika rządu Michaiła Kalinina. List ten uratował rodzinę od represji. Po śmierci Władysława Hulkowicza w 1968 r. decyzją przewodniczącego kołchozu «Raswiet» Jauhena Kudzinawa dom, gospodarcze budynki zostały zniszczone, a ziemia zabrana do kołchozu.

Z WORDPRESS.COM

ŚWIADECTWO RATOWANIA ŻYDÓW

Ja. Kazimiera Urbańska, pochodząca z domu Kolasa, urodziłam się [1935] na Wschodzie we wsi Szydłowszczyzna, powiat Prużana2:, województwo brzeskie. Miałam dziewięć lat, gdy wspólnie z rodzicami pomagałam ludziom narodowości żydowskiej.

W naszym gospodarstwie była stodoła, posłużyła jako kryjówka dla Żydów. Na sąsieku, który wówczas był napełniony zbożem, przechowywaliśmy całą rodzinę żydowską. Z biegiem czasu ktoś doniósł na moją rodzinę, że udzielamy pomocy i schronienia Żydom. Spadła na nas niemiecka kontrola. Na szczęście nie znaleźli rodziny żydowskiej, nie wpadli na pomysł, że ukryliśmy ich pomiędzy snopami zboża. Za to, że istniało podejrzenie o pomoc Żydom, przez moją rodzinę – spadła na nas kara. Zabrali mojego ojczyma razem z koniem i wozem do getta – na dwa tygodnie. Jak się okazało, wóz i koń miały służyć do wywożenia Żydów na dworzec, a mój tata [ojczym] był woźnicą. Gdy po dwóch tygodniach ojczym wrócił do domu, przestał chodzić do stodoły z uwagi na fakt, że był śledzony i bał się, że Niemcy odkryją schowek. Od tej pory rodzice mnie powierzyli opiekę nad Żydami, nosiłam im jedzenie i wodę – w nadziei, że nikt nie będzie podejrzewał małej dziewczynki o ukrywanie Żydów. Miałam stary wózek, który często służył mi do zabawy, więc na spodzie układałam jedzenie a na wierzchu układałam lalkę i zabawki. W ten sposób codziennie dostarczałam posiłki Żydom.

Po pewnym czasie znów w naszej wiosce pojawili się Niemcy poszukujący osób narodowości żydowskiej. Ogłosili, że wszyscy, którzy ukrywają Żydów, mają ich natychmiast wydać. Jeśli [w ciągu dwóch dni] nie znajdą się żadni Żydzi, jeśli nikt ich
nie wyda, to Niemcy spalą całą wioskę razem z mieszkańcami. Wtedy ojczym poszedł do naszej stodoły i powiedział, żeby Żydzi
opuścili naszą stodołę – bo inaczej [Niemcy] spalą wszystkich. Wieczorem ojczym pomógł rodzinie żydowskiej wyjść ze stodoły, ale wioska była już wtedy otoczona przez Niemców; którzy wyłapywali wszystkich próbujących uciec.

Wszystkich mężczyzn żydowskich, których złapali Niemcy, pod karabinem zaprowadzili do dużego sadu. Tam kazali Żydom
wykopać duży dół, wyjść z niego i stanąć na jego skraju. Z karabinów puszczono kilka serii strzałów; [a] po nich część osób od razu wpadło do dołu. Rannych i leżących obok dołu, Niemcy kazali mieszkańcom powrzucać do dołu pod karą śmierci. Mieszkańcy musieli jeszcze po tym wszystkim zakopać grób. Na drugi dzień, w tajemnicy przed rodzicami wraz z innymi dziećmi poszłam do sadu, w miejscu, gdzie był grób, ziemia ruszała się jakby ją nornice gryzły.

Rozstrzelaniu poddani zostali głównie mężczyźni, kobiety i dzieci żydowskie zostały wywiezione – lecz nikt nie wiedział gdzie.

Kazimiera Urbańska

1. Pani Kazimiera Urbańska opowiadała to świadectwo redaktorowi «Adhibendy» z wielkim smutkiem i bólem serca. Na wyraźną prośbę redaktora zgodziła się, aby na piśmie zaświadczyć o wojennej zbrodni dokonanej przez Niemców i ratowaniu Żydów przez Polaków w jej rodzinnej wsi. Tekst w całości pochodzi od autorki, a wyraz}’ w: nawiasie klamrowym dodał redaktor, w tym miejscu który składa serdeczne podziękowanie Pani Kazimierze za odwagę i męstwo oraz publiczne ujawnienie prawdy historycznej. Oryginał tego świadectwa zostanie przesłany do rozgłośni «Radio Maryja» w Toruniu, która w ramach ogólnopolskiej akcji medialnej szuka świadków i zbiera dowody ratowania Żydów przez Polaków. Kopia tego świadectwa oraz adres autorki pozostaje w archiwum redakcji «Adhibendy».
2. Początkowo Niemcy okupujący Prużanę (od 23 czerwca 1941 do 17 lipca 1944) nałożyli na miejscowych Żydów kontrybucję (500.000 rubli, 2 kilogramy złota i 10 kg srebra) płatną w ciągu 1 doby. W sierpniu 194Ir. utworzyli dla nich getto, po czym z którego wywieźli ich do obozu koncentracyjnego w* Oświęcimiu. W Prużanie zginęło ponad 4000 Żydów. Miasto zostało prawie
całkowicie zniszczone. http: pi.ask.com wikiPruzana (dostęp 6.05.2015).

Udostępnij na: