Ród Skirmunttów wywodzi się od litewskiego księcia nowogródzkiego i pińskiego. Szymon Skirmuntt (1747-1835), poseł na sejmy, marszałek ziemi brzeskiej i powiatu pińskiego zgromadził znaczną fortunę, ówcześnie jedną z największych na Polesiu. Główną swoją siedzibę założył w Mołodowie w powiecie pińskim, gdzie wzniósł okazały pałac oraz szereg innych budynków. Rozpoczął także w swych dobrach reformy gospodarcze, które kontynuował jego jedyny syn Aleksander (1798-1870). Po śmierci Aleksandra Mołodów otrzymał Henryk Skirmuntt (zm. w r. 1918). W tym Mołodowie, już w czasach późniejszych, często bywała spokrewniona ze Skirmunttami Maria Rodziewiczówna. Zaprzyjaźniła się ona z córką Henryka, Jadwigą Skirmunttówną. Obie zamieszkały później w Hruszowej. Tam też Jadwiga serdecznie opiekowała się Rodziewiczówną pod koniec jej życia. Mołodów odwiedzał również Józef Chełmoński, który w poleskim pejzażu znajdował wiele motywów do swych obrazów. Urodził się tu też i wychował Konstanty Skirmuntt (1869-1949), minister spraw zagranicznych RP w latach 1921-1922, a później wieloletni poseł na sejm i ambasador Polski w Anglii. Majątek oddziedziczył jego brat Henryk junior (1869-1939), poeta i muzyk, który mieszkał tam wraz z siostrą Marią. Ponieważ żadne z nich nie założyło rodziny, podobnie zresztą jak pozostała dwójka rodzeństwa: Jadwiga i Konstanty, zapisali mołodowskie dobra urszulankom z Warszawy, zachowując prawo do dożywotniego mieszkania w pałacu. Zakomnice sprowadziły się w 1937 roku i zamieszkały w jednej z pałacowych oficyn.
To, co poniżej opisuję, widziałem na własne oczy, bądź znam z opowiadań wiarygodnych świadków. Od 1933 roku mieszkałem wraz z rodzicami w Janowie Poleskim. W roku szkolnym 1938/1939 ukończyłem drugą klasę Gimnazjum w Pińsku – miałem wówczas czternaście lat.
… Wielkim wydarzeniem dnia 17 września pamiętnego roku 1939, prócz wtargnięcia na terytorium Polski Armii Czerwonej, był przejazd przez nasze miasteczko kolumny konnej policji. Policjanci na koniach, pomimo przebytej już długiej drogi, prezentowali się wspaniale. Kolumna ta, tak na oko, liczyła około stopięćdziesiąt osób. Ten rejon Rzeczypospolitej wydawał się nam miejscem najmniej zagrożonym. Nikt nie spodziewał się, że ze strony Związku Radzieckiego może coś Polsce zagrażać. Policjanci zatrzymali się na odpoczynek w jednej z posiadłości Skirmunttów, w majątku Mołodowo, od Janowa kilkanaście kilometrów. Gdy się w mim już rozlokowali, a było to 20 września, otoczeni zostali przez sporą bandę. W tym czasie. radio moskiewskie podjudzało do rozprawiania się z „prokłatymi polskimi panami”. Nawoływało: „Grab nagrablennoje!” Tworzyły się więc bandy, których prowodyrami byli przeważnie tylko co uwolnieni z więzień miejscowi kryminaliści.
Rozchodziły się pogłoski, że okolicznych ziemian mordują chłopi. Okazało się później, że na rozpowszechnianiu takich akurat wersji zależało bardzo funkcjonarjuszom NKWD! W takiej to atmosferze udali się do Skirmunttów przedstawiciele tej bandy. Przekazali żądanie rozbrojenia się policjantów, w przeciwnym bowiem razie majątek zostanie spalony wraz ze znajdującymi się w nim osobami! Po złożeniu broni policjanci będą wolni. Skirmunttowie uwierzyli tym zapewnieniom i wymusili na policjantach jej zdanie. Rezulat tego był taki, że policjantów zastrzelono z ich własnej broni. Skirmunttów zaś wywleczono z pałacu i w bardzo okrutny sposób zamordowano. Pałac doszczętnie obrabowano, a było w nim pełno wspaniałych pamiątek i dzieł sztuki.
Nadmienić tu wypada, że Konstantemu Skirmunttowi i siostrom urszulankom udało się wyjechać z majątku jeszcze przed wkroczeniem sowietów. Konstanty Skirmuntt przebywał tu akurat czasowo.
Wszystko to, co opisałem utkwiło mi mocno w pamięci, bo nie tylko w naszym domu trwała wówczas ożywiona dyskusja na ten temat. Dziwiliśmy się wszyscy podjętej przez Skirmuntta decyzji. Sprawa przecież mogła przybrać zupełnie inny obrót gdyby policjanci nie oddali swej broni. Mogli wyrwać się z tego okrążenia wraz ze Skirmunttami. No tak, Henryk Skirmuntt był poetą i muzykiem, trudno więc, aby mógł podjąć inną decyzję — tak to wówczas skwitowaliśmy. Zastanawialiśmy się jednak nad tym, z kogo składała się ta banda? To chyba nie byli miejscowi chłopi. Przecież okoliczna białoruska ludność mogła zawsze liczyć na pomoc skirmuntowskiego dworu. Tam u nas na Polesiu w ówczesnej Rzeczypospolitej wszyscy ziemianie pomagali „tutejszym”. Pomagali w czasie choroby i w innych trudnych sytuacjach.
Ppłk Michał Aniszewski
Oborniki Śl