W maju 1945 roku wraz z zakończeniem II Wojny Światowej wydawało się, że zakończył się trudny okres dla zwykłych ludzi. Do domów i rodzin wracali jeńcy wojenni, wyzwoleni z obozów więźniowie, pracownicy przymusowi. Jednak nie dla wszystkich zakończenie wojny oznaczało było końcem niepokoju i strachu.

 

Ustalenia konferencji w Poczdamie zarysowały nowy podział polityczny w Europie. Wytyczone nowe granice Polski mocno zmodyfikowały kształt dotychczasowej Rzeczpospolitej odbierając wschodnie rubieże kraju, a włączając do granic Ziemie Zachodnie położone nad Odrą. Nastąpiło wysiedlanie dotychczasowych niemieckich mieszkańców poza granicę rzeki Odry, z jednoczesnym zasiedlaniem przyłączonych terenów obywatelami Polski. Opuszczone domy i gospodarstwa zajmowali osadnicy wojskowi, przesiedlani mieszkańcy z obszarów centralnej Polski, jak i ludność zamieszkująca wschodnie rejony dotychczasowej Polski, w tym Polesia.

Ludzie zżyci z ziemią nagle stanęli przed wyborem: pozostać i czekać co przyniesie niepewne jutro – represje, więzienie, wywózki i zesłania? Czy podjąć ryzyko i poszukać sobie nowego miejsca na ziemi ruszając na „Dziki Zachód”? Powody decyzji o wyjeździe bywały różne. Jedni w wyjeździe widzieli szansę na lepsze jutro, inni uciekali przed groźbą zesłania, jeszcze inni, aby zostawić za sobą złą przeszłość.

W połowie października 1945 r. rozpoczął się wielki eksodus Poleszuków. Mieszkańcy Petelewa, Rogaczów, Siechniewicz i innych okolicznych wsi wyruszyli w nieznane.

Mieszkańcy Petelewa. Zdjęcia wykonane na Polesiu. Jeszcze nikt z uwiecznionych na fotogafiach nie wiedział, co szykuje im los wraz zakończeniem wojny

Ci, którzy zdecydowali się na podróż i ci, którzy zostali do niej zmuszeni załadowali swój cały dorobek życia w wydzielony towarowy wagon i ruszyli w podróż.

Znów, jak podczas wojny, w ich sercach zagościł strach i niepewność losu. Nie wiedzieli czego mogą się spodziewać w nowym miejscu, w którym przyjdzie im żyć.

Arkusz ewakuacyjny. Każda rodzina wyjeżdżająca na Ziemie Odzyskane otrzymywała stosowne dokumenty, uprawniające do podróży wraz z całym dobytkiem, w tym zwierzętami gospodarskimi

Po dwutygoniowej podróży, w dniu 2 listopada 1945 roku dotarli do miejsca przeznaczenia. Dworzec kolejowy w Rzepinie (ówcześnie nosił nazwę Rypin) był ostatnim przystankiem przed granicą na Odrze. Zniszczone przez działania wojenne miasto, w którym stacjonowały radzieckie wojska, nie napawało optymizmem. Przygnębiający widok ruin i grabieże dokonywane przez Sowietów na przemieszczających się cywilach potęgowały strach.

Ruiny mostu nad Odrą. Zimą 1945 roku trwały tu zaciekłe walki I Frontu Białoruskiego z armią niemiecką. Pozostały po polskiej stronie fragment zniszczonego mostu stanowi pamiątkę tamtych dni oraz lokalną atrakcję turystyczną. Za Odrą leży niemieckie miasto Eisenhüttenstadt

Po zorganizowaniu transportów rozpoczęło się poszukiwanie dogodnego do osiedlenia miejsca. Wybór padł na ówczesny Balkow oddalony 20 km od Rzepina. Miejscowość ocalała wśród wojennej pożogi sprawiała wrażenie dogodnego miejsca do zasiedlenia. W centrum wsi wznosił się ewangelicki kościół, którego wieżę strącili radzieccy żołnierze, aby ułatwić starty i lądowania wojskowych samolotów na znajdującym się za wsią wojennym lotnisku. Ludzie zabezpieczyli wieżę kościoła kopułą znacznie odbiegającą od oryginału dopiero w 2015 roku. Prócz kościoła mieścił się tu pałac, który stał się w późniejszym okresie szkołą podstawową funkcjonującą po dzień dzisiejszy oraz folwark z niewielkim dworkiem. Wieś zabudowana domami murowanymi, podpiwniczonymi, przy głównej ulicy bardzo okazałymi, a przy każdym domu stodoły i murowane chlewy, i obory.

Na Zachodzie przesiedleńcy zajmowali domy oraz ziemię. Ich posiadanie było formalizowane przez władze polskie Aktami Nadania

Rodziny przystąpiły do zajmowania pustych chat i gospodarstw. Niemalże wszystkie domy stały puste, gdzieniegdzie mieszkali jeszcze autochtoni, których los był z góry przesądzony – czekały ich wysiedlenia za Odrę. Z obawy przed atakami i grabieżami zajmowano początkowo chaty znajdujące się bliżej centrum wsi. W nocy organizowano straże pilnujące porządku i bezpieczeństwa. Większość Poleszuków była przekonana, że pozostanie w Białkowie (niemiecką nazwę Balkow zmieniono na Białków) na chwilę, a Niemcy powrócą niebawem na te tereny. Część mieszkańców żywiła nadzieję, że powróci do swoich rodzinnych stron, po unormowaniu się sytuacji po wojnie – niektórzy w takim przekonaniu trwali przez wiele lat. Z tej przyczyny nawet nie rozpakowali przywiezionych ze wschodu „sunduków”.

Rodzina Kondarewiczów „Krawce” zamieszkująca w Petelewie. Przydomek „Krawce” nadano im z powodu profesji jaką rodzina się zajmowała.
Stojąca pierwsza od lewej to Regina Kondarewicz po mężu Radkiewicz (mąż Stanisław Radkiewicz pochodził ze wsi Rogacze). Na zdjęciu obok również Regina Radkiewicz

Rodzina Radkiewiczów z Rogaczów przed swoim domem w Białkowie
Orszak weselny przed kościołem w Białkowie. Ślub brała Stanisława Hołowko z domu Kuźmicz

Białków zasiedlony w niemal stu procentach przez Poleszuków z Rogaczów, Petelewa i sąsiednich wsi stał się poleską enklawą na na „Ziemiach Odzyskanych”. Funkcjonowały tu przywiezione z Polesia zwyczaje, a przed wszystkim mowa, która wyróżniała białkowskich Poleszuków wśród innych osadników. To właśnie z uwagi na odmienną mowę, Białkowcy byli określani mianem „Ukarińców”, „Blińców”, „Bułgarów”. Ta swoista odmienność Poleszuków nie wpisywała się w wizję komunistycznych władz. Tradycje i język poleski były rugowane ze świadomości społecznej. Dzieciom zakazywano posługiwania się językiem poleskim w szkole. Mimo to wieś żyła swoimi tradycjami, a język nadal był żywy i stosowany w życiu codziennym. Białków cechowała jeszcze jedna rzecz. Nader częste było we wsi nazwisko Radkiewicz i Weryszko. Radkiewicze powiązani z poleską wsią Rogacze, Weryszkowie z Petelewem. Poleszucy zamieszkując Białków mieli również przydomki, używane niejednokrotnie częściej niż nazwiska. „Petrul”, „Prancyś”, „Kapitan”, „Partyzan”, „Chadziaj”, „Koszelowec” i wiele innych… Nadawane były a to od imion rodziców, zawodu, miejsca zamieszkania, zdarzeń z życia… W żadnej innej okolicznej wsi nie występowało podobne zjawisko.

Zdjęcie grupowe mieszkańców Białkowa na placu przy kościele
Rodzina Mikołaja Sawko – żona Anna z domu Weryszko, córka Maria i syn Michał. W tle ceglany poniemiecki dom, w którym mieszkali w Białkowie

Nowe miejsce życia Poleszuków było zgoła odmienne od tego, które pozostawili na Polesiu. Tam płaski rozległy teren, bezkresne bagna, tu nieco pofałdowany, mocno zalesiony. Sama wieś Białków położona między polami, które otaczały lasy. Wsi przydzielono łąki nad Odrą w okolicy wsi Krzesin, gdzie dojeżdżało się przez las, pastwiska zaś w dolinie Odry za wsią Grzmiąca. Codziennie rano gospodarze pędzili krowy na wypas przez lasy, pojąc je w płynącym śródleśnym strumieniu. Klimat tu był łagodniejszy niż na Polesiu. Zimy łagodniejsze, lata cieplejsze.

Widok na zimową Odrę

Z czasem wieś zaczęli zasiedlać „obcy” – przybywający do pracy w utworzonym Państwowym Gospodarstwie Rolnym. Poleszucy, dbający o wykształcenie swoich dzieci, wysyłali je do szkół w mieście, na studia. Wielu zostało dobrymi lekarzami, nauczycielami, księżmi i wielu nie powróciło już do Białkowa. Hermetyczność Białkowa zmniejszyła się, ale nadal wieś wyróżniała się na tle rejonu.

Muzeum PETELEWO im. Ludwika Weryszko. Utworzone w niewielkiej remizie przez wnuka Ludwika Weryszko – dr Wojciecha Weryszko, mieści się w centrum wsie nieopodal kościoła

Twórca Muzeum – Wojciech Weryszko dokonuje jego uroczystego otwarcia

Przez dziesięciolecia białkowscy Poleszucy wpisali się w krajobraz Zachodniej Polski. Powstał tu zespół ludowy „Kryniczeńka” śpiewający poleski repertuar, a od 2011 r. istnieje i aktywnie działa na rzecz zachowania poleskich tradycji Towarzystwo Miłośników Polesia i Białkowa.

Mieszkanki Białkowa w przywiezionych z Polesia strojach ludowych, które ubierają na różne okoliczności i święta
Korowód zmierzający na pole w trakcie organizowanej imprezy „Jak to z chlebem było”, podczas którego prezentowane są zwyczaje poleskie związane ze żniwami

W Białkowie corocznie Towarzystwo Miłośników Polesia i Białkowa organizuje różnego typu imprezy promujące kulturę i tradycje poleskie
Również w trakcie świąt kościelnych ludowe stroje odgrywają ważną rolę
Nie tylko stroje, ale i poleskie pieśni zachowały się w duszach Poleszuków i ich potomków

Dziś w Białkowie pozostało jedynie kilka osób, pamiętających życie na Polesiu. Czas zabrał ich świadectwo, które przekazywane kolejnym pokoleniom we wspomnieniach tli się jeszcze w sercach. W celu zachowania tożsamości kulturowej Towarzystwo organizuje w Białkowie różnego rodzaju imprezy przypominające o poleskich tradycjach i promuję kulturę w regionie.

Grzegorz Sawko

 

 

Udostępnij na: