Jedną z najjaśniejszych postaci XX wieku, której życie i działalność ściśle związane były z Pińskiem, był pierwszy w najnowszej historii Białorusi kardynał Kazimierz Świątek (1914-2011).

Kardynał Kazimierz Świątek

„Przede wszystkim był ofiarnym kapłanem, człowiekiem głębokiej, niezachwianej wiary i niezwykłego życia. Był optymistą z duszą romantyka, zakochany w pięknie świata stworzonego przez Boga. Był pracoholikiem i osobą kochającą życie, obdarzoną rzadkim darem ironii, która pomagała mu zawsze pozostać sobą, był prawdziwym apostołem prawdy Chrystusa. Jego los wyraźnie odzwierciedla dramatyczny los kościoła na Białorusi w ostatnim pół wieku…”, – te słowa z przedmowy „Fidei testis”, jubileuszowej edycji z okazji 65-lecia służby duchowej – Jego Eminencji ks. kardynała Kazimierza Świątka, najlepiej odzwierciedlają jego wieloaspektową aktywną naturę.

Kardynał K. Świątek niejednokrotnie mówił, że na początku swojej drogi życia nie myślał o powołaniu duchowym. Był absolwentem Gimnazjum w Baranowiczach w 1933 r. i marzył o Wydziale Filologii na Uniwersytecie Wileńskim … Punkt zwrotny w jego świadomości związany był właśnie z Pińskiem. Wspominał: „Po ukończeniu Gimnazjum w Baranowiczach pojechaliśmy całą klasą na rekolekcje do Pińska. Było to rok po śmierci pierwszego biskupa pińskiego, człowieka wielkiej świętości – Zygmunta Łozińskiego. Ksiądz prefekt zaproponował odwiedzenie krypty w kościele katedralnym, w którym spoczywał biskup, i powiedział, że każdy może o coś poprosić wielkiego pasterza … Trumna była zamurowana, ale pozostał otwór, przez który można było ją dotknąć. Kiedy nadeszła moja kolej, dotknąłem ręką bardzo zimnej trumny i zamierzałem wyjść, ale w ostatniej chwili coś mnie zatrzymało, jakby zrobiło się niezręcznie z powodu mojego pośpiechu… Wróciłem, przeczytałem „Ojcze nasz” i znowu dotknąłem trumny. W tym momencie nie wydawała się już taka zimna. „Biskupie Łoziński”, – mam do biskupa dwie prośby: żebym przez całe życie był wiernym sługą Chrystusa (zrozumiałe, że jako człowiek świecki, ale wierny Bogu), i  aby moja mama żyła jak najdłużej”.

Okazało się, że obie te prośby biskup Łoziński wysłuchał. Moja mama żyła 91 lat…, wychodząc z podziemi pińskiego kościoła katedralnego, uwierzyłem, że zostanę księdzem. Ja i do dziś nie mogę do końca zrozumieć tego przełomu, który nastąpił w moim życiu”.

Jeszcze podczas studiów w seminarium przyszły kardynał zaprzyjaźnił się z Pińskiem na wieki.

Po ukończeniu seminarium w pińskim kościele katedralnym, święcenia kapłańskie przyjął 8 kwietnia 1939. Został mianowany wikariuszem w Prużanach, przeżył kilka odsiadek w więzieniu i dziesięć lat zesłania do obozów stalinowskich (Mariinsk, Workuta, Inta). Do swojego ukochanego Pińska przyszły kardynał powrócił w 1954 r. i aż do śmierci nie rozstawał się z miastem nad Piną: przez około pół wieku służył w pińskim kościele katedralnym, a po wielu latach stał się arcybiskupem, metropolitą mińsko-mohylewskim, apostolskim administratorem diecezji pińskiej, a w wieku 80 lat – kardynałem.

Życie kardynała Kazimierza Świątka mieści w sobie lata prób i niedostatku, gorzkie doświadczenie Gułagu i codzienne przeciwdziałanie z brakiem duchowności. Jego ogromny wkład w odrodzenie Kościoła na Białorusi jest uznawany w ojczyźnie i na całym świecie. Dziedzictwo duchowe kardynała jest nierozerwalne i od jego twórczego dziedzictwa – serii dokumentalnych filmów nakręconych przez niego według własnych scenariuszy pół wieku temu – w latach 1960-1970. Jednym z nich jest „Pińsk – stolica Polesia” (1968). Tutaj proboszcz kościoła w Pińsku pojawia się jako profesjonalny i utalentowany dokumentalista filmowy, który umiejętnie wybiera zakątki miasta, w najlepszy sposób ujawnia jego piękno i wyjątkowość, z uśmiechem i dobrym humorem pokazuje sceny domowe na ulicach Pińska i przy tym opowiada jak profesjonalny przewodnik. Tak wypowiadał się o tym filmie białoruski reżyser Jurij Gorulew.

Swoją miłość i przywiązanie do Pińska i Polesia kardynał nie ukrywał: „Prawdopodobnie, w trudnych latach mojego życia boże prowadzenie przesądziło tak, aby podziękować mi za to, że wytrzymałem… Dlatego ono obudziło we mnie uczucie miłości do natury, a żeby jeszcze to uzupełnić – dało mi Polesie. Byłem na zawsze przydzielony na białoruskie Polesie. I jak wszedłem w to piękno, tak prawie utonąłem tam w nim, na bagnach pińskich”.

Tatiana Chwagina, Pińśk

Tłum.red.

Udostępnij na: