Do napisania książki „Brześć 1939” popchnęły mnie przede wszystkim względy rodzino- sentymentalne. Brześć nad Bugiem jest integralną częścią mojej tożsamości rodzinnej. Jestem to winien mojemu dziadkowi oraz pozostałym członkom rodziny, którzy do 1939 r. mieszkali w Brześciu – mówi w rozmowie z „Echami Polesia” doktor Piotr Derdej, autor wydanej w 2013 r. monografii poświęconej obronie twierdzy brzeskiej 74 lata temu. Moim zdaniem obrońca twierdzy gen. Konstanty Plisowski zasługuje na reprezentacyjną ulicę w Warszawie. A kontynuacja książki oczywiście będzie. Sama historia starego Brześcia jest tak interesująca, że zasługuje nie na jedną, ale na kilka monografii – mówi autor publikacji poświęconej Twierdzy Brzeskiej.
Tomasz Otocki: Chciałbym zapytać, dlaczego napisał Pan książkę poświęconą obronie twierdzy brzeskiej w 1939 r.? Czy chciał Pan przypomnieć Polakom miasto, o którym mało kto dziś w Polsce pamięta i się interesuje – wysiłki W. Mondalskiego i D. Kamienieckiej-Waszczuk spełzły najwyraźniej na niczym, oddać hołd broniącym Brześcia podczas wojny 1939 r., czy skontrastować ze sobą dwie obrony miasta nad Bugiem: polską (1939) i sowiecką (1941)? Jakie były Pana motywacje?
Doktor Piotr Derdej: Popchnęły mnie do tego przede wszystkim względy rodzino- sentymentalne. Brześć nad Bugiem, jak Pan sam słusznie już kiedyś zauważył, jest integralną częścią mojej tożsamości rodzinnej. Jestem to winien mojemu dziadkowi oraz pozostałym członkom rodziny w przeważającej części już nieżyjącym. Poza tym jestem badaczem, którego interesują wydarzenia historyczne dotychczas w ogóle lub prawie wcale nie opisane i nie zbadane. Obrona Twierdzy Brzeskiej w 1939 roku właśnie do takich należy. Należało też odkłamać tzw. obronę sowiecką z czerwca 1941 roku, której de facto nie było, o czym otwarcie dzisiaj piszą sami Rosjanie tej miary co Wiktor Suworow lub Aleksander Sołonin. Tą bezładną pukaninę zaskoczonych przez Niemców bojców trudno przecież nazwać, nawet przy największym zapasie dobrej woli, „bohaterską obroną” – nieprawdaż?
Zgadzam się. Pańska rodzina od pokoleń związana jest z powiatem brzesko-litewskim: najpierw I Rzeczypospolitej, później Imperium Rosyjskiego i II Rzeczypospolitej. Przed wojną dziadkowie, stryjostwo i ojciec mieszkali w Brześciu nad Bugiem. Jakie były ich losy w grodzie nad Muchawcem: czym się zajmowali, do jakich szkół chodzili, gdzie pracowali – prosiłbym o krótkie nakreślenie związków rodziny z Brześciem.
Zaskoczę tu Pana. Kilka lat temu dosyć przypadkowo okazało się, że moi kuzyni o tym samym nazwisku do dziś zamieszkują w Brześciu nad Bugiem oraz w pobliskich Wieliczkowiczach, naszym byłym gnieździe rodowym. Mój dziadek Stefan, jeszcze przed I wojną światową, sprzedał część swojej ziemi w Wieliczkowiczach jednemu z kuzynów i z tego pobudował się na przedmieściach Brześcia: na Grajewce. Dziadek miał czworo dzieci. Najstarsza z rodzeństwa ciocia Stefania ukończyła przed wojną klasę krawiecką w Gimnazjum Żeńskim im.Polskiej Macierzy Szkolnej przy ul. Unii Lubelskiej w Brześciu. Obaj stryjowie Władysław i Henryk chodzili do szkoły powszechnej nr 9 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego przy ul. Granicznej na Grajewce, a mój tata, najmłodszy z rodzeństwa, Marian zaledwie zdążył rozpocząć przed wojną właśnie tę szkołę podstawową. Brat taty Władysław Derdej uczęszczał w latach 1937-1939 do Średniej Szkoły Technicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego przy ul. 3 Maja. Dziadek pracował zaś cały czas na brzeskiej kolei.
Czy rodzina zachowała związki z miastem także po 1945 r.?
Po wojnie losy ich ułożyły się różnie. Dziadek i babcia zmarli w Lublinie, gdzie mieszkała także do śmierci ciocia Stefania. Stryj Władysław, po walce partyzanckiej z Niemcami w czasie okupacji, trafił na Śląsk do Opola, gdzie przez długie lata był szanowanym wykładowcą tamtejszej Szkoły Technicznej. Stryj Henryk, po całej epopei frontowej z 2 Armią Wojska Polskiego (był pod Budziszynem, Dreznem i Pragą Czeską), osiadł w Świdniku, gdzie był ekonomistą. Mój tata, po studiach na KUL w Lublinie, trafił do wojska w Rembertowie, tu poznał mamę i osiadł w Warszawie. Dzięki temu jestem dziś warszawiakiem o kresowych korzeniach. Moja rodzina przez cały czas powojenny wspominała Brześć i dlatego, chociaż byłem tam tylko przejazdem, jest bliski mojemu sercu.
Książka „Brześć 1939”poświęcona jest obronie miasta przed wojskami niemieckimi, ale historię tę przedstawia Pan także na tle sowieckiej obrony z 1941 r. Wychodzi na to, że o ile Polacy mają się czym chlubić (trzydniowa obrona to spory sukces Wojska Polskiego), to sowiecka obrona dwa lata później to bezradna „pukanina” byłych sojuszników Hitlera. Jakie znaczenie miała polska obrona w 1939 r. – czy to tylko sprawa regionalna czy obrona miała wpływ na całą kampanię wrześniową?
Proszę zauważyć, że Polacy przygotowali się do obrony Brześcia przed nadciągającymi Niemcami najlepiej jak to tylko było w ówczesnych warunkach możliwe. Tam, w Twierdzy Brzeskiej oraz w pobliskim Kobryniu gen. Plisowski oraz płk Eppler zatrzymali i odparli niemiecki Blitzkrieg! Dopiero agresja sowiecka 17 września 1939 roku uczyniła naszą dalszą obronę beznadziejną. W tym sensie trzydniowa obrona Twierdzy Brzeskiej (14-16 września 1939 roku) w pełni zasługuje na należne jej miejsce w dziejach polskiego oręża.Co zaś się tyczy tzw. „obrony” sowieckiej z czerwca 1941 roku i „heroicznego” lejtnanta Bobrowa, to ma to wszystko tyle samo wspólnego z prawdą historyczną co równie mityczna obrona „Małej Ziemi” pod Noworosyjskiem, gdzie podobno „dzielnie walczył z Niemcami” lejtnant Leonid Breżniew. Trzeba było przecież, już po wojnie, przykryć propagandowo defiladę niemiecko- -sowiecką na głównej ulicy Brześcia, która miała miejsce w dniu 21 września 1939 roku i została sfilmowana przez Niemców. W historii ZSRS więcej jest takich kwiatków.
Obroną Brześcia dowodził gen. Plisowski, którego właśnie za to Sowieci zamordowali w Charkowie w 1940 r. To, że nie ma on swojej ulicy czy placu we współczesnym Brześciu, nie dziwi, ale dlaczego, 25 lat po upadku komunizmu, nie chcą go pamiętać Polacy?
Wie Pan, sam zachodzę w głowę, dlaczego dzisiejsza wolna Polska jest aż do dziś tak bardzo sowiecka, że boi się swoich bohaterów? Generał Konstanty Plisowski to była postać pokroju sienkiewiczowskiego Kmicica. Wychowanek carskich szkół kawalerii. W okresie rewolucji i wojny domowej w Rosji przebił się wraz ze swoim oddziałem tysiące kilometrów znad Morza Czarnego aż do Bobrujska, do gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego, codziennie walcząc z bolszewikami. W roku 1920 walczył między innymi w ostatniej, wielkiej bitwie kawaleryjskiej pod Komarowem, gdzie nasi ułani rozgromili Budionnego. W okresie międzywojennym był teoretykiem jazdy i wyszkolił wielu ułanów w Grudziądzu. W 1939 roku, nie tylko obronił Twierdzę Brzeską przed Niemcami, ale zdołał wyprowadzić z niej prawie całą załogę i dalej walczyć w grupie gen. Andersa. Dla Sowietów taki człowiek był groźny, bo jako były carski oficer doskonale znał Sowietów, a dla Polaków był żywą legendą. Jego śmieć to najprawdopodobniej również osobista zemsta Stalina za sromotną klęskę w 1920 roku. Moim zdaniem gen. Konstanty Plisowski zasługuje na reprezentacyjną ulicę w Warszawie. Jest w Warszawie do dziś ulica Władysława Broniewskiego, komunistycznego poety-grafomana. Czy nie czas, żeby patronem tejże ulicy, łączącej Stary Żoliborz z Chomiczówką, został właśnie Konstanty Plisowski?
Broniewski jako patron ulicy wydaje się nie do ruszenia. Chciałem zapytać o rok 1941. Jak pisze Pan w książce „Brześć 1939” bolszewicka obrona Brześcia, wbrew kolportowanym do dziś mitom, to jedna wielka klęska. Przypomina Pan w swej książce polskich kolejarzy, którzy przybywali do Brześcia z Generalnej Guberni i ostrzegali brześcian przed koncentracją wojsk niemieckich na granicy. Zostało to zignorowane. Czy dlatego sowiecka obrona okazała się taką klapą?
Po szczegółową odpowiedź na to pytanie odsyłam Pana do książek Suworowa i Sołonina, którzy przeprowadzili dogłębną analizę tego fenomenu. Sam mogę powiedzieć tylko tyle, że sowieccy dowódcy z Żukowem na czele w ogóle nie zakładali takiej możliwości, że przeciwnik, czyli Niemcy zaatakują ich jako pierwsi. Potężne sowieckie jednostki były zatem przez lata szkolone tylko do ataku, a nie do obrony. Sam Stalin, jak się zdaje, nie wierzył w to, że Hitler zaatakuje go jako pierwszy. Dlatego ignorował ostrzeżenia polskie z niemieckiej strony Bugu. Takie myślenie, połączone z wszechobecnym terrorem NKWD, tępiącym w zarodku każdą, samodzielną myśl wojskową, musiało zakończyć się sromotną klęską w czerwcu 1941 roku.
Chciałem jeszcze na moment wrócić do polskiej obrony w 1939 r. Jakie miejsce zajęło oblężenie Brześcia w niemieckiej literaturze historycznej: czy poza wspomnieniami Heinza Guderiana, które obficie cytuje Pan w swojej książce, ktoś się tą sprawą interesował? Czy obroną Brześcia zajmowała się literatura sowiecka?
Z tego, co wiem istnieją tylko niemieckie raporty dotyczące działań wojennych korpusu Guderiana w 1939 roku. Dotychczas nie zostały one ani przetłumaczone, ani zinterpretowane przez historyków. Dla Niemców Brześć to do dzisiaj wstydliwy i mało znany epizod (w końcu Brześcia nie zdobyli). Co zaś się tyczy literatury sowieckiej, rosyjskiej i białoruskiej, to naprodukowano tam tyle bajek na temat rzekomej, sowieckiej obrony Twierdzy Brzeskiej w 1941 roku, że naprawdę ciężko to zliczyć (odsyłam tu chociażby do książek Bieszanowa). Niedawno Białorusini wyprodukowali nawet film wojenny o sowieckiej „obronie” Twierdzy Brzeskiej. Film ten jest utrzymany w konwencji kina sensacyjnego i oczywiście nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Dość powiedzieć, że jeden z bohaterów (sowiecki kinooperator) dwa razy ginie, a następnie ucieka Niemcom, żeby dalej walczyć. Ginie dopiero po raz trzeci od niemieckiej bomby, która jak bomba atomowa zmiata całą Twierdzę Brzeską z powierzchni ziemi w sposób niezwykle widowiskowy. W tej obronie giną tylko Niemcy, a Sowieci ciągle walczą, chociaż podobno brak im amunicji i gonią resztkami sił. W pewnym momencie dzielny lejtnant Bobrow wydaje rozkaz przebijania się z oblężonej Twierdzy w kierunku Terespola. Czyżby miał to być początek jego osobistej ofensywy na Berlin już w czerwcu 1941 roku?! Tak mniej więcej przedstawia się wiedza współczesnych Rosjan i Białorusinów na temat Brześcia. O obronie twierdzy w 1939 r. się nie mówi.
Jakie ma Pan plany związane z Brześciem: czy odwiedził Pan już miasto swoich przodków, czy będzie kontynuacja książki „Brześć 1939”? Czy planuje Pan badania także nad tą częścią historii miasta, która nie jest związana z wojskowością?
Miasta swoich przodków jeszcze nie odwiedziłem. Byłem tam tylko przejazdem w drodze do Mińska i Katynia. Pojadę do Brześcia na dłużej dopiero wtedy, kiedy Białoruś będzie już wolna i nie będzie tam wszechobecnego Lenina na pomnikach. Kontynuacja książki oczywiście będzie. Będzie ona w przyszłości jeszcze rozszerzona o materiały i zdjęcia, których nie udało mi się zamieścić w pierwszym wydaniu. Sama historia starego Brześcia jest tak interesująca, że zasługuje nie na jedną, ale na kilka monografii. Postaram się w przyszłości, o ile zdrowie mi pozwoli, zająć się szerzej tym tematem.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Derdej (ur. 1969) – pochodzi z rodziny związanej od pokoleń z Polesiem, magister historii i prawa, prace magisterskie napisał na temat „Wojna polsko-rosyjska 1792. Studium wojskowo-polityczne upadku Konstytucji 3 Maja” (w 2000 r. ukazała się drukiem jako „Zieleńce, Mir, Dubienka 1792”) oraz „Prezydent w projektach Konstytucji 1990–1995”. W 2004 r. doktoryzował się na Wydziale Prawa i Administracji UW na podstawie pracy „Status prawny Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w III Rzeczypospolitej”. Autor książek „Filozofia dla prawników” (2000, współautor), „Kamieniec Podolski 1672” (2009), „Westerplatte–Oksywie–Hel 1939” (2009).