Nazywam się Czesława Tuduk, z domu Sasim. Mieszkam we wsi Kłompiki, co leży między wsiami Makasze i Juszkiewicze, w odległości 20 km od Baranowicz. Kiedyś kwitnąca nasza wieś dogorywa, pozostało tu zaledwie kilku mieszkańców. Wiele domów świeci pustymi okiennicami, a ogrody pozarastały chwastami. Dawniej każdy kawałek ziemi był szanowany, ziemia była największym bogactwem i marzeniem wielu rodzin, a na tej ziemi było w tamtych latach komu pracować.
Dostajemy tu i czytamy Wasze pismo „Echa Polesia”, choć coraz mniej pozostaje nas, czytających po polsku. Pragnę opowiedzieć o swoim Ojcu. Julian Sasim urodził się w Kłompikach, pracował całe życie na gospodarstwie, ożenił się z moją Mamą. W naszej rodzinie urodziło się pięcioro dziewcząt. Byliśmy dobrą, kochającą rodziną, kiedy przedwcześnie i niespodziewanie zmarła Mama, miałam 7 lat. Ojciec dobrze opiekował się mną i moimi siostrami, przeżywaliśmy razem chwile radości i smutku.
Był bardzo pracowity, dbał o nasze wychowanie, o nasze życie religijne. Był to bardzo wierzący, mądry i spokojny człowiek, którego wszyscy szanowali na wsi. Już po wojnie był zamknięty nasz kościół w Juszkiewiczach, więc nasza rodzina w niedziele, święta i dnie powszednie modliła się w domu. Ale Ojciec także odprawiał w domu mszę dla sąsiadów, dla innych mieszkańców, którzy do nas przychodzili. Znał wszystkie modlitwy pogrzebowe, zapraszali Go ludzie z naszej wsi i z sąsiednich nawet pomodlić się przy pogrzebaniu zmarłych. Zapraszali Go też i prawosławni, gdyż cerkwi też w całej okolicy nie było. Z pięciu sióstr pozostałam już tylko ja, ale do końca będę chronić w sercu wdzięczność do mojego Ojca.