Następnego dnia w kościele Dzieciątka Jezus proszę o rade ks. Mariana Wiśniewskiego, który dowiedziawszy się o moim zamiarze wstąpienia do seminarium duchownego, mówi,- Proszę jechać do ks. Biskupa Łozińskiego do Pińska, on jest miłośnikiem młodzieży….

Z modlitwą do matki boskiej – Pod Twoją obronę postanowiłem zaraz dzisiaj, bez uprzedniego posyłania podania, udać się do Pińska.

Wróciłem do domu, gdzie mieszkałem, złożyłem rzeczy, kupiłem bilet i o godzinie 18-ej odjechałem z dworca wschodniego w daleką drogę (prawie 400 km) do Pińska. Dokąd przybyłem o godz. 11-ej 10 września). Rzeczy zostawiłem na stacji kolejowej w przechowalni, a sam zaś ruszyłem do miasta w poszukiwaniu seminarium.

Miasta nie znałem. Podania nie składałem. Nikt mnie nie zapraszał, nie wzywał… Byłem jednak dobrej myśli, bez cienia smutku, czy trwogi. Miałem na sobie garnitur granatowy, krawat, płaszcz jesienny, kapelusz. – Słowem byłem ubrany po wielkomiejsku.

Zapytany po drodze starszy mężczyzna z całą uprzejmością wskazał mi kierunek i wkrótce znalazłem się przy kościele katedralnym. Obok na małym placu zauważyłem jedne drzwi tylko. Otworzyłem je i znalazłem się na pustym korytarzu. Po chwili w dali ukazała się postać księdza. Już się przygotowałem, żeby go odpowiednio przywitać…  Lecz – wprost oczom nie wierzę – Benedykt Dziekoński, mój kolega gimnazjalny. Z pewnym okrzykiem radości podajemy sobie ręce… jestem nieco speszony. On, kolega z jednej klasy, co tak pięknie odtwarzał utwory sławnych kompozytorów na fortepianie i uprzyjemniał nam życie, teraz stoi oto przede mną w sutannie, w niebieskim pasie, w przytyłym złożeniu ciała… ja zaś dopiero stawiam pierwsze kroki, nie mając pewności , czy zostanę przyjęty, czy ze smutkiem będę zmuszony się wycofać.

Na raz zbliża się inny kleryk w sutannie dość szybkim, raczej żywym krokiem. Wygląd jego raczej subtelny, postać wysmukła, głos cienki, sopran… pozdrawiamy się imieniem Chrystusa i rozmawiamy jak bracia… Proszę o informację, co do przyjęcia do seminarium. Skierowują mnie do ks. rektora. A oto sam ksiądz – to był wikariusz generalny ks. proboszcz W. Iwicki. Nie namyślając się długo, idę mu na spotkanie. Pozdrawiam go imieniem Bożym wyjawiam cel mego przybycia, trzymając kapelusz w ręce. Spojrzał na mnie. Twarz jego dobroduszna, pokrywa się marsem i odpowiada – nie ma miejsca, dodając zarazem – to nie ode mnie zależy, lecz od ks. Biskupa. I odszedł.

Pierwsze niepowodzenie… Jednocześnie – rąbek nadziei. Wracam do moich poprzednich rozmówców. W paru słowach referuję im rozmowę z ks. rektorem i zapytuję – jak i gdzie mogę znaleźć ks. Biskupa. Otrzymuję odpowiedź – Ks. Biskup odprawia rekolekcje. Skończy je dopiero pojutrze. Wtedy można z nim rozmawiać…

Naturalnie decyduję się zostać. Proszą mnie na wspólny obiad do tzw. Refektarza, który się znajduje w dolnym pomieszczeniu gmachu. Tam spożywają śniadania, obiady, wieczerze wszyscy, – klerycy, profesorowie, ks. biskup, choć w różnym terminie.

Pińsk obecnie jest stolicą diecezji. Liczba mieszkańców nie przekracza 20.000. Seminarium mieści się przy kościele katedralnym, dawnym klasztorze O.O. Franciszkanów. Dawniej Pińsk był siedzibą kilku zakonów… Obecnie poza katedrą duchowieństwo świeckie i wierni korzystają z kościoła św. Karola Boromeusza i z kaplicy na cmentarzu grzebalnym. Obecnie czynny jest duży kościół OO. Jezuitów przy klasztorze, w którym kilku ojców prowadzi liceum (dwie ostatnie klasy gimnazjalne), wyłącznie dla kandydatów do zakonu, oraz odprawia nabożeństwo dla wiernych miasta. W posiadaniu prawosławnych jest dawny kościół OO. Dominikanów, a przy nim biskup schyzmatycki, oraz przy szpitalu miejskim: dawny kościół bazyliański.

Jako przybysz dotąd nieznany, spędzam dwie noce na łóżku bez siennika i bez koca. W dzień modlę się w kościele, przechadzam się w ogródku seminaryjnym i nad brzegiem rzeki.

12.IX. sprawa posuwa się na przód. Pouczony przez kleryków spotkałem ks. Biskupa w drzwiach prowadzących do refektarza, zaraz po Mszy św.. Przywitałem, całując w rękę z przyklęknięciem na jedno kolano, prosiłem o przyjęcie mnie do seminarium. Ks. Biskup w pierwszej chwili odpowiedział, – to czyni ks. rektor. Przyjął jednak od ręki moje dokumenty i zastanowił się… Czytając opinię mego spowiednika, że jestem pobożny powiedział – Skąd on wie, że jesteś pobożny? Odpowiedziałem, – widocznie dlatego, że mnie spowiadał, widział na Mszy św., przy stole Pańskim, podczas Komunii Św.. Posłyszałem znowu – To jeszcze nie wszystko. Ja zaś nie próbowałem zabierać głosu.

Tymczasem Ks. Biskup na chwilę wzniósł oczy w górę, jakby prosił o światło Ducha Świętego i rzekł, – Idź do ks. rektora, wiesz – księdza Wasilewskiego i powiedz że ciebie przysłałem. Podziękowałem i odszedłem wypytując o ks. rektora Wasilewskiego. Znalazłem go przy wejściu do biblioteki seminaryjnej. Przywitałem imieniem Bożym i oświadczyłem, podając dokumenty, że mnie przysłał ks. Biskup, prosząc o przyjęcie do seminarium.

Ks.rektor, młody, poważny, przejrzał powierzchownie dokumenty. Zadał kilka pytań , raczej ogólnych i powiedział, – za godzinę odbędzie się wasz egzamin wstępny. Proszę być gotowym.

Do egzaminu przystąpiło nas trzech – Kozłowski, Krawczyk i ja. Sprawdzano naszą wiedzę pisemnie i ustnie z krótką przerwą obiadową, cały dzień. Byliśmy w niepewności. Wieczorem, już po kolacji, przyłapali mnie nasi znajomi, uczniowie jednego z księży egzaminatorów (dawniej), który im powiedział, że jeden zdał. Nie wie jednak kto. Dowiecie się jutro rano. Gdyby ten nasz kochany przyszły prefekt wiedział, jak byłem ciekaw rezultatu tych egzaminów, to by mnie już tego wieczoru pocieszył. Nazajutrz już mnie szukali, żeby powinszować sukcesu… przyjęcia do seminarium.

Tak więc spełniły się moje nadzieje, zostałem przyjęty do uczelni, gdzie mam zdobyć odpowiednie dla umysłu i serca walory, do godnego pełnienia tak wyniosłych i szczytnych obowiązków (KAPŁAŃSTWA). Był to dzień 12 września 1926 roku, – uroczystość Imienia N. Maryi Panny. Ona, Niepokalana Boża Rodzicielka niewątpliwie Swoim orędownictwem u Syna Swego Jezusa, wyjednała mi tę łaskę. Dziękowałem Jej za to szczerze i serdecznie. Zrozumiałem też, z woli Bożej to się stało, żebym po tylu trudnościach i zawodach przyjechał do Pińska, do tej najbiedniejszej diecezji polskiej, w której (rezydował) rządził świątobliwy Biskup, Zygmunt Łoziński.

Fragment wspomnień ks. Wacława Piątkowskiego

Foto: Budynki seminarium i katedra w latach 30. XX wieku (pl.wikipedia.org).

Udostępnij na: