Zwierza wielka się tu ilość znajduje, nawet łosie, niedźwiedzie, dziki, bobry i rysie spotkać można, lecz coraz rzadziej, bo liczba myśliwych się powieksza, a lasy przetrzebiają. Z chartami trudno, a prawie nie podobna w kraju tak błotami i lasami poprzeżynanym polować. Za to gończe i obławy czyli huczki dopomagają strzelcom. Ten rodzaj polowania najużywańszy na zwierza grubego. W zimie na sarny polują z sankami objeżdżając, z wyżłem szlachetne polowanie na ptactwo, tu mało znajome.
Polowanie z obławą czyli huczkami jakiego tu używają, jest dość nudne dla tych, którzy albo mysleć nie umieją, albo nie dość są myśliwi, żeby dzień cały trudu i oczekiwania, jednej przyjemności wystrzelenia poświęcić.
Od rana zaraz budzi śpiącego gwar schodzących się ludzi, strzelców, budników, mazurów i psów które się gryzą włócząc się sforami po dziedzińcu. Zbierają się myśliwi w borsuczych torbach, w nowych łapciach, z fuziami osobliwszych kalibrów, których panewki zajęczemi ogonami formalnie są pozatykane. Naturalnie o czem rozmowa między niemi, jeśli nie o myślistwie. Tu pole dla zręcznych łgarzy.
– O mosanie! (Anegdota historyczna) jak to ja przeszłego roku polowałem na sarny. Tam, w lasku nad rzeczką, na przesmyku stałem sam jeden. Słyszę, psy gonią, szeleszczą liście i gałęzie, idzie kozioł! Ja do fuzji, mierze jeszcze, strzelam nareszcie. Buch!! Pada. – Ja do niego i z radości panie moją czapkę kładnę mu na rogi. Szchodzą się myśliwcy pogrzebowego zapić – aż tu mój kozioł, djabli nadali, nie wiedzieć skąd zrywa się na nogi, prostuje i bieży w las z moją czapką. Wszak prawda panie Janie –
– A prawda panie! Odpowiada z zimną krwią zapytany. Jeszcze odbiegłszy na staję, zdjął czapkę, ukłonił się i rzekł – adje – do zobaczyska!!
Takie to rozmowy przed polowaniem. Tym czasem strzelcy piją wódkę, panowie jedzą śniadanie, psy chodząc wąchają, wozy zaprzęgają, huczków wyprawują, rozdzielają proch, śrót, loftki czyli pieńki. Nadzieja ożywia wszystkie twarze, konie rżą – jedziemy.
Z nami wszyscy się zbierają w lesie – konie zostawują, rozkładają ogniska i radzą długo, radzą poważnie, gdzie waga lasu, skąd psy zapuścić, jak huczków postawić. Sprzeczki żwawe między promotarami i znawcami, ten stąd, ten z owąd chce zachodzić, ten od wiatru, ten za wagą kniei, ten tam to widział, ten nie zobaczył.
Kończy sie na zwycięztwie jednego, na nieukontentowaniu drugich i w cichości psy i huczki się rozchodzą, a tym czasem stary strzelec rozstawia myśliwych.
Jak się tu ubijają o miejsca – jak strzegą żeby nie stanąć przy strzelcu, któryby mógł postrzelić myśliwego zamiast zwierza! Nareszcie w cichości wszyscy stają, ten na kłodzie spiera fuzią, nabija, czyści, ów obiera miejsce ukryte między gałęziami, żeby go nie widać było, inny po prostu do spoczynku się zabiera, inny jeszcze brusznice, czernice i inne jagódki zbiera nim psy gonić zaczną; jeśli nie na ostrowęchego zwierza polują, a wiater od kniei na strzelców, zapalają się fajki.
Cicho! Wszyscy stoją w milczeniu. Ta chwila oczekiwania często bardzo długa, jeśli daleko psami zakładać trzeba, najnudniejszą jest z całego polowania. Nie jeden w braku sąsiadów do gawędy, usypia na pieńku, nie troszcząc się o zwierza, wypiwszy zawczasu pogrzebowe przed pogrzebem. Nareście z daleka odzywają się huczki, każdy bieży na miejsce, opatruje strzelbę, staje. Cicho! Cicho! Tylko czasem pies się zławia, ptak przeleci nad głową, lub dzięcioł przerwie ciszę pukając do drzewa. Kogo los pod barcią lub na mrowisku postawił, ten sie opędza pszczołom i mrówkom jak może, nie śmiejąc zejść z miejsca, aby go nie postrzelono.
Inni gorliwszy zapomniawszy o wszystkiem, z okiem wlepionem w oddalone knieje, stoją i czekają gonu psów.
Otóż już gonią! Jak ten dźwięk różnogłośny mile brzmi w uchu myśliwych – niepamiętni na nic, na przyrzeczenia, na niebezpieczeństwo, na znój, niektórzy wylatują przed psy. Oto już jeden strzał, drugi, trzeci, zwierz idzie – przeszedł, poległ. Rozpytują sie kto zabił, kto chybił – śmieją się, schodzą.
Tu dopiero kto chybił zrzuca winę na strzelbę, na daleką metę, na tysiąc okoliczności, wmawia że postrzelił, że zwierz po strzale farbował, że kulał, że się przewracał i t.d. Tryumfujący zabierają sie do pogrzebowego, nim do drugiej kniei pójdą, siadają na trawie, dobywają flaszy, zaczyna sie pogrzebowe! Rozmowy coraz żywsze, anegdoty coraz śmielsze, nareście wyzywanie, strzelanie do nieszczęśliwych czapek, czasem kłutnie.
Czasem jaki tragiczny wypadek przerywa wesołość, temu rozerwała fuzia, ten został postrzelony, czasem pan lasów wmięsza się nieprzyzwoicie, psy połowi, fuzię zagrabi i smutne myślistwo wraca do domu z nosem spuszczonym. Ale gdy się polowanie dobrze uda, gdy się dobrze napiją – o, jak że na długo zostaje pamiątka wesołej chwili. Jak się to smacznie zajada i zasypia po polowaniu!
J.I.Kraszewski, fragment opowiadania Lasy poleskie (Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, tom I), Wilno, 1840 r.
Od redakcji:
Od czasu, gdy J.I.Kraszewski pisał swoje wspomnienia minęło już prawie dwa wieki, a jak się zmieniły przez ten okres „łowy poleskie”, szczególnie gdy chodzi o obławy z huczkami, w obecnej gwarze myśliwskiej potocznie zwane „zbiorówki”? – Owszem, zmieniło się, i to wiele. Zmiany klimatyczne, przemysłowe zmechanizowane rolnictwo szeroko stosujące trujące środki chemiczne, totalna melioracja, – nie do poznania zmieniły krainę poleską, co spowodowało drastyzny spadek populacji przede wszystkim drobnej zwierzyny i ptaków. Wielu gatunkom drobnej zwierzyny łownej i ptaków po prostu zabrakło miejsca w przyrodzie, i już daleko nie każdy mysliwy np. pochwali się nie to że polował na tokach głuszcowych czy cietrzewich, ale że naogół widział na własne oczy te ptaki… Z drugiej zaś strony, w wielu obwodach myśliwskich zawdzięczając racjonalnemu gospodarowaniu i tępieniu kłusownictwa stan populacji wielu gatunków zwierzyny grubej zdecydownie się polepszył – dotyczy to przede wszystkim saren, jeleni i łosi, a do niedawna jeszcze także i dzików. Obecnie wyselekcjonowano wiele nowych ras psów, zaprzęgi konne zastąpiły auta terenowe, „fuzię osobliwych kalibrów” – nowoczesne precyzyjne sztucery i t.d.
Zmienili się także i sami myśliwi, przynajmniej ich wygląd. Ale to raczej tylko na pozór. Bo z pewnością nie uległa zmianie ich myśliwska pasja, zamiłowanie do przyrody i do wolności wolnego włóczęgi. A co zaś dotyczy „obław z huczkami”, czyli współczesnych „zbiorówek” – to też jak i dawniej jest to raczej rodzaj spotkań towarzyskich „w terenie” ludzi ogarniętych wspólną pasją i przeżywających wspólną przygodę. Jak to w towarzystwie – jak dawniej, tak też i teraz bywa – nie brak i łgarzy, i pudlarzy, i osobników skłonnych do chciwości czy kłótni. Jest też wiadomo, że każde szanujące się towarzystwo dba o swój wizerunek i zachowanie tradycji. A do tej należy m.in. oddanie hołdu upolowanej zwierzynie. No, przyznać trzeba że na Polesiu różnie z tym bywa. O sobie myśliwi tradycyjnie jednak nie zapominają (podobnie też czytali opowiadania naszego ziomka J.I.Kraszewskiego i wiedzą na czym polega tradycja), więc „pogrzebowe” za zwierza także zapija się przed pogrzebem – „na udaczu” (t.zn. na fart) oraz w przerwie pomiędzy miotami, no oczywiście też i po łowach… – co tutaj grzeszki ukrywać, gdy mowa o tradycjach.
Podsumowując jednym zdaniem – obecnie zmieniła sie tylko aranżacja sceny na leśnej polanie.
Szary Poleszuk