Mimo tych niesprzyjających warunków i okoliczności bartnictwo jednak przetrwało – i to na Polesiu właśnie! A mówiąc dokładniej – na Polesiu Pińskim, Mozyrskim oraz Wołyńskim. W regionie, w którym i obecnie nie jest gęste zaludnienie oraz zachowały się duże fragmenty starych lasów, a w Polsce międzywojennej uważanym za najbardziej zacofany pod względem rozwoju gospodarczego, o którym Józef Weyssenhoff tak kiedyś pisał: „Wioski są biedne w tym kraju i rzadkie; włościanie mało orzą i sieją, ufają ziemi dzikiej, że ich wyżywi. Więcej jest tu smolarzy, myśliwych i rybaków, niż rolników, a i ci nawet zapatrzeni są głównie na las i wodę”.

Kłoda bartna na drzewie obok cmentarza we wsi Bokinicze. Rejon Piński

To właśnie zawdzięczając tym nielicznym bartnikom, którzy wbrew wszystkiemu trzymają się własnych korzeni i szanując tradycję swoich przodków wciąż kontynuują ich dzieło, można jeszcze i w nasze czasy nie tylko dowiedzieć się więcej o tym rzemiośle, ale także zobaczyć „na żywo” zawieszone na drzewach bartnych kłody, narzędzia pracy bartnika (bo któż to wie – co to jest np. leziwo czy piesznia?), lub skosztować leśnego miodu.

Kłody bartne. Prywatne Muzeum bartnictwa Mikołaja Kaczanowskiego. Wieś Kaczanowicze, rejon Piński

„Bądź pracowity jak pszczoła” – wezwanie na drewnianej rzeźbie bartnika. Muzeum M.Kaczanowskiego
Kłody bartne na pomoście (zawieszone pod pomostem dwa duże kawałki drewna dawniej stosowano jako zabezpieczenie przed niedźwiedziami). Muzeum M. Kaczanowskiego

Zasadnicza praca bartnika polega na wydobywaniu miodu z barci, ale to stanowi już tylko jej finał. Jak i dawniej kleczba (miodobranie) odbywa się tylko jeden raz na sezon na jesieni, przez co wydobywany miód jest wielokwiatowy, zebrany pszczółkami ze wszystkich dostępnych w lesie roślin kwitnących, ale głównie z lip i wrzosów. Kalendarz prac bartnika natomiast zaczyna się od wiosny, gdy przyroda po zimie budzi się do nowego życia. Jak i dawniej, drzewa bartne trzeba doglądać, by im dobrze się rosło i utrzymywać okoliczny teren w odpowiednim porządku i czystości oraz pilnować, bo na darmowy miód może pokusić się nie tylko zły człowiek, a uwielbia go i niedźwiedź (o czym zapewne wszyscy wiedzą), i kuny leśne, a i nawet leśne mrówki. Wiosną więc bartnik dokonuje oględzin i rewizji swojego „gospodarstwa”, ulokowanych w różnych miejscach terenu barci.

Wchodzenie na drzewo bartne. Foto: bortnictva.by

W tym celu dotarłszy na miejsce upewnia się najpierw, czy w barci są pszczoły, w jakim są stanie i jak przeżyły zimę. Jeżeli jest to konieczne, to wchodzi na drzewo i zawieszając się na „leziwie” (długa mocna lina z poprzeczną deseczką do siedzenia na jednym końcu) dokonuje czyszczenia i niezbędnych napraw barci, by w niepogodę nigdzie nie zaciekała, lub którą mogły uszkodzić dzięcioły.

Sprawdzanie barci. Foto: bortnictva.by

W tym czasie też rozwiesza się w odpowiednich miejscach na wybranych drzewach nowe, przygotowane za zimę kłody bartne lub za pomocą „pieszni” bezpośrednio w drzewie „dziano” (drążono) nowe barcie. Dawniej takie drzewa nazywano „stojła”. Barcie lub kłody bartne umiejscawia się na nich na wysokości ok. 4-6 metrów od bardziej nasłonecznionej strony i dba się o to, by zwabić tam pszczół, stwarzając im odpowiednio komfortowe warunki: środek barci naciera się dzikim rozmarynem (bagno zwyczajne), zostawia się w nim jego nieduży pąk oraz plastry starego miodu z woskiem.

„Dzianie” (drążenie) barci piesznią. Foto: bortnictva.by

W sezonie letnim barcie tylko czas od czasu odwiedza się i nagląda, niepotrzebnie pszczół nie niepokojąc. Miodobranie natomiast odbywa się na jesieni, na przełomie września – października. W tym celu znowóż za pomocą leziwa bartnik zawiesza się na drzewie i otwiera barć, oceniając ile miodu może zabrać od przczelej rodziny, by ona też mogła przetrwać do wiosny. Za pomocą „zubla” pszczół okurza się dymem z podsuszonej huby i wycina się plastry miodu do odpowiednio zawczasu przygotowanego naczynia.

Wybieranie plastrów miodu z kłody-leżaka. Foto: bortnictva.by
Foto: bortnictva.by

Tak jak i dawniej, wydobyty miód bartnicy zostawiają ociekać na sitach lub ubijają w beczkach, nie stosując współczesnej metody wirowania. A gdy czasem się zdarza, że z jakiejś przyczyny rodzina pszczela nie zdążyła zgromadzić odpowiednich zapasów miodu, by mogła przeżyć zimę, także i współcześni bartnicy ich nie dokarmiają (co praktykowane jest w pasiecznictwie), wierni tradycji oraz zasadzie nie ignorowania w sprawy natury.

Szary Poleszuk

(ciąg dalszy nastąpi)

Udostępnij na: