Drodzy Czytelnicy, niedawna niespodziewana wizyta Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej pana Witolda Waszczykowskiego na Białorusi dla wielu z nas posłużyła powodem do refleksji i zadumy nad losem naszej polskiej mniejszości oraz nad stanem relacji pomiędzy Białorusią a Polską – państw tak bliskich a jednocześnie tak różnych. Nie ulega wątpliwości, że ze względu na wspólną wielowiekową historię w przeszłości i obecne bezpośrednie sąsiedztwo i realia w obu krajach – relacje te są złożone, a ich poprawa i rozwój wymagają obustronnego wysiłku, jak również stosunki pomiędzy Białorusinami a Polakami należą do „materii” bardzo delikatnej. Prezentujemy dziś Państwu spojżenie na nie naszego autora oraz opowieść o historii pewnego pomnika.
W czerwcu 1863 roku tutaj, w środku Puszczy Różańskiej w pobliżu miejscowości Łososin, pomiędzy powstańcami, walczącymi o wolność Polski przeciw rosyjskim zaborcom, a wojskami Cesarstwa Rosyjskiego odbył się bój. – Dzisiaj przebieg tych zdarzeń w szczegółach jest trudno ustalić, wiadomo natomiast, że w boju tym poległo 40 powstańców z oddziału prużańskiego szlachcica Szczęsnego Włodka, którzy pochowani zostali w mogile zbiorowej. W miejscu tym przez ludzi nieobojętnych wzniesiono krzyż.
W roku 1928 w miejsce krzyża postawiono pomnik z granitu ku czci poległych za niepodległość Polski.
Pomnik ten przetrwał jednak do czasu kolejnego rozbioru Polski w 1939 roku, gdy został zrzucony do dołu.
Dopiero podczas II Wojny Światowej niemieckie władzę okupacyjne wydały zgodę na ponowne postawienie w tym miejscu krzyża.
Krzyż ten przetrwał jednak niedługo, ponieważ wkrótce po tym, jak tereny Puszczy Różańskiej podczas defensywy wojsk niemieckich zostały opanowane przez partyzantkę radziecką – ponownie uległ zniszczeniu.
W czasach „pieriestrojki” w ZSRR w 1989 roku, przez grupę entuzjastów z Prużany oraz Różany (nauczyciel z w. Klepacze Mikołaj Pianka, wieśniak z Łososina Jakub Zając przy wsparciu ze strony krajoznawców z Różany (Aleksandra Prokapieni i Juria Maliszewskiego) oraz Prużany (Gienadzia Saroki, Jazepa Maszkały, Iwana Zdanowicza) odnaleziono i odnowiono ten pomnik z czasów II Rzerzypospolitej. Materiałowo oraz logistycznie dopomogły przedsiębiorstwa prużańskie.
W 1998 roku pomnik znowu uległ zniszczeniu. Ponieważ znajdował się (i wciąż się znajduje) na terenie czynnego lotniczego poligonu wojskowego – został rozstrzelany ze śmigłowca (https://be-tarask.wikipedia.org/wiki).
Jednak już w roku 2000-m wybudowano nowy pomnik, poświęcono go nawet przez duchownych – katolickiego (ks. J.Pulit CM z Różan) i prawosławnego (o.Włodzimierza z w. Woroniłowicze).
– Historia tego pomnika, przytoczone powyżej fakty, jak w lustrzanym odbiciu odzwierciedlają zmiany w stosunku Białorusinów do dziedzictwa polskiego na dawnych Kresach Rzeczypospolitej.
I wszystko by dobrze – piękny i całkiem ładny pomnik w końcu stanął w miejscu zniszczonego.…Gdyby jednak nie szczypta goryczy i rozczarowania oraz szereg pytań i uwag, co przy tym się nasuwają; gdyby nie fotografia dawnego pomnika ze zbiorów archiwalnych śp. ks. Michała Woronieckiego z Różany.
Wszystko by dobrze, gdyby na odnowionym pomniku uwzględniono również treść oryginalnego napisu w języku polskim, co wydawało by się – powinno być normą w podobnych przypadkach; by powstańcy z oddziału Szczęsnego Włodka nagle nie stały się powstańcami K. Kalinowskiego. Bynajmniej nie pomniejszamy jego roli i zasługi w Powstaniu, lecz było to – ogólnonarodowe powstanie polskie przeciw caratowi i niewoli rosyjskiej, a nie jedynie powstanie Kalinowskiego ujarzmionych chłopów, którzy nie specjalnie przyczyniły się do jego sukcesu, wręcz nieraz odwrotnie. Owszem, to się zgadza – walczyli „za naszą i waszą wolność”, bo takimi już byli miłującymi wolność romantykami. I odpowiedni szacunek ze strony też Białorusinów im się należy. Szacunek, który nie ma jednak nic wspólnego z dopasowaniem na potrzeby własnej wersji historii faktów.
POSŁOWIE:
Nie posądzajmy jednak zbytnio Białorusinów, szukających we wspólnej historii naszych narodów swoich bohaterów. Tak samo jak i Polacy przez tę historię są doświadczeni bardzo ciężko. By budować przyszłość, potrzebują własnych fundamentów duchowych i autorytetów moralnych – niech więc będą nimi lepiej Kościuszko, Mickiewicz czy Skirmunt, którym to jedynie dodaje honoru i czci, niż Suworow czy Stalin. A o swoje rację zadbajmy też sami, o ile nas jeszcze stać na to, o ile nie ulegliśmy demoralizacji i wynarodowieniu, o ile przez własne zaniedbania i wygodnictwo nie zatraciliśmy własnej tożsamości narodowej.
Niestety, w ciągu ostatnich dziesięcioleci, sytuacja społeczno-polityczna na Białorusi nie sprzyjała rozwojowi polskiej mniejszości narodowej. I to nie tylko delegalizacja w 2005 roku największej polskiej organizacji społecznej, nie tylko trudności z którymi boryka się polska oświata, nie tylko emigracja młodego pokolenia Polaków oraz odejście pokolenia starszego – które to w Polsce żyło i Polskę pamiętało, czy szereg też innych przeszkód. Zjawiskiem o wiele groźniejszym stała się zmiana w relacjach pomiędzy Kościołem rzymsko-katolickim a miejscowymi Polakami na rzecz białorutenizacji kościoła, który do stosunkowo jeszcze niedawna był matecznikiem i ostoją polskości na tych ziemiach nawet w czasy dla Polaków najtrudniejsze. Mówiąc nieco na marginesie – sprawdzają się dawne przewidywania J. Giedrojcia, że „…ekspansja Kościoła katolickiego na Wschód odbędzie się kosztem mniejszości narodowych (polskich, którym to właśnie Kościół zawdzięcza swoje tutaj przetrwanie – red.) …”.
Wsparcie z Warszawy niezbyt licznych społecznych organizacji z udziałem miejscowych Polaków niewiele powyższą sytuację zmienia, z bardzo prostej przyczyny że zrzeszają one tylko znikomą ich część. Jak do niedawna, poprzednie ekipy rządowe oraz spora część społeczeństwa polskiego były zapatrzone w Zachodzie, szukając tam wzorców postępu i dobrobytu, z przerażającą łatwością przy tym wyzbywając się własnych „przestarzałych” wartości duchowych i nie zawsze wygodnych, by z tego dobrobytu korzystać, chrześcijańskich zasad moralnych. Jednocześnie przez media polskie, został wykreowany w oczach społeczeństwa polskiego obraz Białorusi jako zupełnie zacofanego, nie godnego uwagi, a nawet niebezpiecznego terenu. (Więc o jakich pomnikach tu, jak i dla kogo jeszcze się troszczyć!?) Zaowocowało to tym, że rzadki Polak z Macierzy odważa się na podróż za wschodnią granicę kraju. A przecież taki czarno-biały obraz – to też nie jest cała prawda, gdyż m.in. niejako automatycznie uruchamia w świadomości odbiorców „odpowiedzialność zbiorową” Białorusinów i wcale nam, miejscowym Polakom nie służy. Ponieważ okazało się nagle, że polska spuścizna historyczna i kulturowa tutaj jest bardziej potrzebna Białorusinom niżli samym Polakom. Jak do niedawna też większość polityków polskich raczej nie rozumiała, a na pewno nie zdobyła się na to, by poznać sytuację na miejscu, w szczegółach, by zrozumieć też m.in. polskie fobię i uprzedzenia Białorusinów i starać się to wyprostować. By wreszcie dostrzec, że za medialnymi fasadami, trwa bardzo złożony (i niestety powolny) proces formowania się na Białorusi społeczeństwa obywatelskiego. A przecież od tego, jaki charakter i kształty to społeczeństwo przyjmie, zależą też losy mniejszości polskiej tutaj w przyszłości – czy zepchnięci na margines nie będziemy ponurymi świadkami ostatecznej depolonizacji dawnych Kresów Rzeczypospolitej, obecnego terenu Białorusi Zachodniej, na co wiele niestety wskazuje.
Eugeniusz Lickiewicz