Przydrożne karczmy, inaczej zajazdy, były nieodłącznym elementem kresowego krajobrazu. Samo słowo karczma ma dawne słowiańskie pochodzenie, wywodzi się od słowa „krczag”, oznaczającego dzban. Późniejsze nazwy: osteria, austeria, wirkausz, karwaster, oberża – przyjęte zostały z języków obcych.
Historia karczmy ściśle związana jest z prawem propinacji, znanym od wczesnego średniowiecza. Obowiązujące od XV wieku w Polsce i na Litwie prawo propinacyjne (tzw. przymus propinacyjny) zastrzegało dla właścicieli wiosek w celu zwiększenia dochodu z karczem wyłączność sprzedaży trunków w obrębie ich włości. Wieśniacy byli więc zmuszeni do zaopatrywania się w napoje alkoholowe w karczmie wskazanej przez swego pana.
Nie warto jednak sądzić, że karczma w średniowieczu i w czasach późniejszych była wyłącznie miejscem sprzedaży i picia napojów alkoholowych, służyła bowiem różnym celom. Podróżny mógł tam znaleźć odpoczynek, miejsce dla koni oraz potrawy dla pierwszego zaspokojenia głodu i pragnienia. W karczmie można też było sprzedać produkty rolne lub kupić wyroby rzemieślnicze. Przy tym drzwi karczmy były zawsze otwarte zarówno dla chłopów i możnych panów, którzy często zasiadali przy jednym stole. Uważano więc karczmy za instytucje bardzo demokratyczne. „W karczmie nie masz pana” – mówiło dawne przysłowie.
Od dawnych czasów karczmy, przeważnie drewniane, stawiano przy głównych traktach, często na rozstajach dróg, we wsiach, na przedmieściach miast oraz na placach rynkowych w miasteczkach.
O karczmach położonych przy ważnych traktach i na rozstajach dróg wspomina jeszcze Gall Anonim. Wspominając o śmierci Bolesława Chrobrego, pisał m.in., że po zgonie króla ani klaskania, ani dźwięku cytry nie słyszano w gospodach.
W czasach małej piśmienności przy każdej karczmie stawiano wiechę na znak sprzedawanych w tym domu napojów alkoholowych, a mianowicie miodu i piwa. Stąd „iść pod wiechę” znaczyło to samo, co iść do karczmy. W XV wieku do miodu i piwa podawanego w karczmach dołączyła gorzałka, która z czasem prawie całkiem wyparła swych „rywali”.
Jakub Kazim Haur w „Ekonomice” pisanej w latach 1670-1680 pomieścił cały rozdział pt. „O karczmie gościnnej, abo o giełdzie wiejskiej”, w którym, m.in., opisywał obowiązki karczmarza i karczmarki. Karczmarz, według autora, powinien był być zawsze trzeźwy, czujny i baczny. Karczmarz miał być ludzki, każdemu uprzejmy i dogodny. Wszelki hałas musiał wcześnie uśmierzać, narzędzia kaleczące usuwać. Karczmarz powinien był mieć muzykę zwyczajną: dudę i skrzypka, „którym tanecznicy płacą, osobliwie ci, którzy w tańcu przodkują, albowiem szynk bez muzyki, wóz bez smarowidła, taniec bez dziewki za nic nie stoi”. Z roli karczmarz miał dawać czynsz na św. Marcina, nie miał odbywać kolejnej stróży ani żadnej robocizny, ale powinien był zawsze być na usługi gości, mieć w pogotowiu jedzenie dla ludzi, obroki dla koni. Karczmarka, pisał Haur, „winna baczyć, aby żłobku w kredzie nie wyrzynała i dwóch kresek za jedną pijanemu chłopu nie znaczyła, piwa w konewki z góry nie pieniła”.
Od dawna budowano głównie dwa typy karczem: rzadziej spotykaną na planie litery T, gdzie stan usytuowany jest prostopadle do budynku mieszkalnego na osi sieni przejazdowej albo budynek na planie prostokąta – stan na przedłużeniu części mieszkalnej, z wjazdem od strony szczytowej przez podsienie. Początkowo głównym pomieszczeniem karczmy była duża izba szynkowa, później powiększano je o pokoje zajezdne oraz stajnie i wozownie (stan). Często bryła budynku wyposażona była w ganki oraz podcienia i zwieńczona łamanym dachem. W okresie klasycyzmu budowano karczmy murowane z charakterystycznymi portykami i ryzalitami.
Wspaniale opisuje miasteczkową karczmę na Kresach Eliza Orzeszkowa w powieści „Dziurdziowie”: „Przed karczmą tedy, której brama owalnie wykrojona i cały budynek wszerz przerzynająca miała pozór czarnej otchłani, na placyku twardym od mrozu, śniegiem usłanym, słomą zasypanym i zamarzłymi kałużami lśniącym, stało mnóstwo sań i koni, których głowy i szyje niknęły całkiem w przywiązanych do nich worach z obrokiem. Izba karczemna znacznie tu była większa niż w Suchej Dolinie. Na rozłożystym kominie palił się wielki ogień, ludzie tu wchodzący stawali przed nim, rozgrzewali zmarznięte ręce, dla rozgrzania nóg uderzali stopami o podłogę, a potem ku stołom ściany otaczającym idąc zdejmowali z pleców płócienne, na sznurkach zawieszone worki”.
Już od XVII wieku szlachta zaczęła wypuszczać karczmy w arendę Żydom, a po rozbiorach Rzeczypospolitej ten zwyczaj stał się powszechnym.
Nic więc dziwnego, że Adam Mickiewicz, kiedy potrzebował dla osadzenia jednej ze scen „Pana Tadeusza” w karczmie, szynkarza nazwał „Jankielem”, a miejsce opisał tak:
Nowa karczma nie była ciekawa z pozoru.
Stara wedle dawnego zbudowana wzoru,
Który był wymyślony od tyryjskich cieśli,
A potem go Żydowie po świecie roznieśli:
Rodzaj architektury obcym budowniczym
Wcale nie znany; my go od Żydów dziedziczym.
Karczma z przodu jak korab, z tyłu jak świątynia:
Korab, istna Noego czworogranna skrzynia,
Znany dziś pod prostackiem nazwiskiem stodoły;
Tam różne są zwierzęta: konie, krowy, woły,
Kozy brodate; w górze zaś ptastwa gromady
I płazów choć po parze, są też i owady.
Część tylnia, na kształt dziwnej świątyni stawiona,
Przypomina z pozoru ów gmach Salomona,
Który pierwsi ćwiczeni w budowań rzemieśle
Hiramscy na Syjonie wystawili cieśle.
Żydzi go naśladują dotąd we swych szkołach,
A szkół rysunek widny w karczmach i stodołach.
Dach z dranic i ze słomy, spiczasty, zadarty,
Pogięty jako kołpak żydowski podarty.
Ze szczytu wytryskają krużganku krawędzie,
Oparte na drewnianym licznych kolumn rzędzie;
Kolumny, co jak wielkie architektów dziwo,
Trwałe, chociaż wpół zgniłe i stawione krzywo
Jako w wieży pizańskiej, nie podług modelów
Greckich, bo są bez podstaw i bez kapitelów.
Nad kolumnami biegną wpółokrągłe łuki,
Także z drzewa, gotyckiej naśladowstwo sztuki.
Z wierzchu ozdoby sztuczne, nie rylcem, nie dłutem,
Ale zręcznie ciesielskim wyrzezane sklutem,
Krzywe jak szabasowych ramiona świeczników;
Na końcu wiszą gałki, coś na kształt guzików,
Które Żydzi modląc się na łbach zawieszają
I które po swojemu „cyces” nazywają.
Żydzi zostali szynkarzami z powodu specyfiki polskiej gospodarki. Główną przyczyną był wzrost cła eksportowego nałożony po rozbiorach Rzeczypospolitej przez rząd rosyjski na producentów zboża do tego stopnia, że sprzedaż za granicę przestała być opłacalna. Szlachta – właściciele ziemscy – zajęła się więc przerobem zboża na alkohol, żeby zdobyć coś wartego pieniędzy. Żydzi, których obowiązywał zakaz posiadania ziemi, członkostwa w cechach rzemieślniczych czy gildiach kupieckich, zdobywania wyższego wykształcenia, byli naturalnymi partnerami: mogli pracować na rzecz destylarni i obsługiwać handlowo końcówkę procesu. Prócz tego szlachta chciała mieć Żydów w swoich karczmach, ponieważ wierzyła w to, że Żydzi, w większości swej, nie piją.
Z czasem karczma stała się (tak samo jak arendujący ją Żyd) integralnym elementem pejzażu wiejskiego i miasteczkowego. Była nie tylko miejscem wyszynku, lecz także spotkań towarzyskich i zabaw; głównym (poza placem targowym) ośrodkiem wymiany informacji i kontaktów między Żydami a chrześcijanami, a także drobnych transakcji handlowych i kredytowych.
W XIX wieku i na początku zeszłego stulecia opisy karczem Żydów karczmarzy dość często pojawiają się na stronach polskich utworów literackich i autobiograficznych. Na przykład słynny mistrz fotografii Jan Bułhak w swej autobiograficznej pracy „Kraj lat dziecinnych” tak oto wspominał o pobycie w Snowiu, miasteczku położonym blisko Nieświeża. „W Snowiu zatrzymywaliśmy się w jedynej oberży znajdującej się pośrodku jedynej ulicy w bardzo starym drewnianym domu z wysokim zaostrzonym dachem i z gankiem powróconym według żydowskiego obyczaju do ulicy. W izbie krzątali się Żydzi w długich chałatach… Na ścianach wisiały portrety poważanych rabinów w jarmułkach… Taka małomiasteczkowa oberża z brodatymi Żydami, karczmarzem w długim chałacie i z białymi zawiązkami na kamizelce miała swój charakterystyczny styl, który od dawna już zniknął”.
Co jadali podróżni korzystający z usług karczmy? Nie były to potrawy wyszukane: najczęściej kapuśniak, bigos, pieczyste, jajecznica. Jadano na blaszanych misach, nie używano widelca, a jedynie łyżki i noża, które to każdy podróżny dawniej nosił przy sobie. Można było zamówić jeszcze coś z zakąsek, choćby kawałek wędzonej lub paprykowanej słoniny czy boczku, kiszony ogórek, chleb, śledzie.
We wspominanej już powieści „Dziurdziowie”, w opisaniu miasteczkowej karczmy m.in. czytamy: „Żydzi różnego wieku, rodzinę karczmarza składający, nieustannie przewijali się wśród tłumu z blaszanymi półgarncówkami, kwartami, czarkami, ze szklankami z zielonego szkła, z glinianymi miskami pełnymi kiszonych ogórków i śledzi, którymi chłopi przekąsywali wódkę”.
Zżycie się ludności wsi z karczmą w XIX wieku, wzrost pijaństwa, częste huczne zabawy, nawet w czasie zakazanym, zaniedbywanie obowiązku
niedzielnej Mszy świętej, zmusiło Kościół do ostrej walki ze złymi skutkami oddziaływania karczmy. Powstawały bractwa i kółka wstrzemięźliwości, gorliwie popierane przez publicystykę XIX wieku, która, zaniepokojona wzrostem pijaństwa wśród chłopów, atakowała karczmy jako źródło tego stanu. Złe strony działalności karczmy krytykowali Józef Ignacy Kraszewski, Bolesław Prus, Maria Konopnicka, Henryk Sienkiewicz i wielu innych słynnych polskich literatów.
W powieści „Meir Ezofowicz” Elizy Orzeszkowej jednym z ujemnych bohaterów nieprzypadkowo występuje właściciel karczmy Kamionker: „Obrotny handlarz trzymał w dzierżawie kilka okolicznych gorzelni i kilkanaście karczem, kierował czynnościami i rozporządzał losami całej armii swoich znowu dzierżawców i szynkarzy. Wspaniałomyślnym władcą nie był on dla nich, oni też nawzajem wspaniałomyślnymi nie byli dla tych tłumów wieśniaczych, które topiły rozum swój i dobrobyt swych rodzin w rozlewanym rękami ich morzu alkoholu”.
Historia karczem na zachodzie dzisiejszej Białorusi skończyła się po II wojnie światowej, bowiem jako instytucje prywatne nie mogły istnieć w państwie socjalistycznym, gdzie wszelki rodzaj przedsiębiorstwa był zabroniony. Jednak karczma jako specyficzne miejsce odpoczynku mocno utrwaliła się w ludzkiej pamięci. Mówi o tym chociażby ten fakt, że właściciele barów i restauracji często pomieszczają w nazwach swych lokali słowo „karczma” albo projektują wnętrza, które nawiązują do dawnych karczem.
W niektórych wsiach do dziś zachowały się budynki, które w przeszłości były karczmami. Tak, w dawnym miasteczku Nowa Mysz koło Baranowicz stoi unikatowy XVIII-wieczny budynek karczmy. Zbudowany był z cegły, podczas gdy większość miasteczkowych karczem budowano z drewna. A w Mołczadzi (rejon baranowicki) można zobaczyć z kolei unikatowy budynek żydowskiej karczmy. O tym, że w karczmie gościli Żydzi stanowiący przed wojną większość mieszkańców tego miasteczka, mówi gwiazda Dawida i kielich na fasadzie. Fakt, że Żydzi prowadzący zwykle trzeźwy tryb życia, tym nie mniej mogli spożywać napoje alkoholowe (śliwowicę przygotowaną bez użycia zboża) w dnie świąteczne.
Dymitr Zagacki