„Przyszedł marzec, minął luty, czas już kupić nowe …”. No własnie – a co robić Poleszukowi w czasie wolnym w taką porę, kiedy po zamkniętym już sezonie łowieckim pozostały jedynie wspomnienia, a nowy jeszcze nie nastąpił, kiedy po śniegu nie ma już śladu i lód na jeziorach stał się niebezpieczny na tyle, że o zimowym wędkowaniu można już na długo zapomnieć, a do zbiorów runa leśnego i grzybobrania jeszcze daleko? Aczkolwiek każdego kto nie nawykł do walki z kanapą przed zombi-ekranem telewizora i nieco z politowaniem patrzy na współczesny „shoppingowy” tryb życia mieszczuchów, wesołe promienie wiosennego słoneczka budzą razem z przyrodą z zimowego letargu.
I wyrusza człowiek do Puszczy! Bo przecież dawno już tam się nie było – a to właśnie pora kiedy i jelenie, i łosie, i kozły zrzucają, gdzie popadnie, na razie już niepotrzebne rogi – by zrobić miejsce dla jeszcze bardziej okazałych i pięknych.
Poszukiwanie zrzuconych poroży jeleni, t.zw. „tyk” – to też nie nowe zajęcie, lecz dodatkowy „grosz” dla leśnych ludzi. W obecnym sezonie w skupie za poroże jeleni płacą po 5 rubli za 1 kg i po 4 rubli za 1 kg łopat łosia. Że waga poroża jelenia czasem sięga nawet 10 kg (nie mówiąc już o łosiu) – to już choć jaki dorobek. Ale by mieć więcej szans na odnalezienie tych skarbów, trzeba dobrze się nachodzić i dobrze znać las oraz to, gdzie te zwierzęta o tej porze roku najczęściej w nim przebywają. No i oczywiście – mieć też przysłowiowy „łut szczęścia”, bo zdarza się że i na polu przy lesie takie znalezisko napotkać można.
Ostatnim czasem zajęcie to przestało być „przywilejem” gajowych czy leśników i co raz częściej można napotkać w Puszczy zbieraczy-amatorów, do których też siebie zaliczam, mimo że w lesie nie jestem kimś obcym. Właśnie już jadąc do Puszczy, tu i tam notuję pozostawione pod lasem samochody.
Dobrze już zaglębiwszy się w tereny puszczańskie, zjeżdżam z drogi i nie wjeżdżając w głąb lasu parkuje samochód. – To własnie na tym odcinku drogi, jadąc nieraz w nocy, zawsze spotykałem pod lasem jeleni. Zachowują się tak dbając o własne bezpieczeństwo z uwagi na wilki, które nie lubią nadmiernego hałasu, a jeszcze więcej – unikają człowieka i wszystkiego co z nim związane.


Wchodzę do lasu. Mimo wczesnej wiosny w lesie jest prawie już sucho, i nic to dobrego na przyszłe lato-jesień nie wróży. Moje przypuszczenia jednak okazały się słuszne: kwartał jest dosłownie zdeptany racicami jeleni, mnóstwo ich ścieżek, tu i tam są widoczne pozostawione przez nie i świeże, i starsze odchody. Jelenie więc lubią to miejsce i stale w nim przebywają, na dowód czego po kilkudziesięciu minutach wędrówki w odległości niecałej setki metrów widzę przez gąszcze lasu spokojnie uchodzącą przede mną chmarę ponad dziesięciu jeleni.


Moja nadzieja więc wzrasta. Chodzę przeważnie dobrze widocznymi na lesnym podłożu ścieżkami jeleni, uważnie obserwuję i przeszukuję leśne polany gdzie najwięcej ich śladów, szczególnie gdzie widoczne są świeżo połamane i otarte z kory rogami młode sosenki (w ten sposób zwierzęta – bo i łosie, i kozły także, ocierają skurę z nowego, młodego poroża oraz pozbywają sie starego). Ale jak na razie nic. Na drugim końcu penetrowanego ostępu lasu znowu zobaczyłem trzy byki, co wolno przechodziły przez dukt – dwa z nich jeszcze było z wieńcami. „A więc może jeszcze i nie pełna pora?” – rozmyślam w duchu. Bo już sporo po południu i mam za sobą wiele kilometrów tropów leśnych.


Cóż, czas wracać, na pusto niestety, i tylko w nogach lekkie zmęczenie. Ale to nic, bo gdzie jeszcze o taki spacer, o tyle ciszy, spokoju i piekna? A na pocieszenie odkryłem dla siebie nieodwiedzany poprzednio zakątek Puszczy co wygląda bardzo, a to bardzo obiecująco pod kątem grzybobrania. Byle nie było suszy, jak ostatnie lata – to jak Pan Bóg pozwoli, przyjadę tu na jesieni z koszykiem i może nie bedę już wracał na pusto.
Szary Poleszuk